Bez-trosko szukam Cię
Zapach bzu unosił się w powietrzu, a jego słodycz umilała dzień przechodniom. Wydawać by się mogło, że wiosną panuje obowiązek zatrzymania się, wciągnięcia do nozdrzy zapachu bzu i powiedzenia (chociażby w duchu) ale ten bez ładnie pachnie. Dużo osób spełnia tenże obowiązek i zatrzymując się przy drzewie o fioletowo-białych kwiatach robi mu zdjęcia. Wyślą je rodzinie i znajomym jako dowód, że ten świat czasami naprawdę jest piękny. Magia wiosny sprawia, że beztroski uśmiech rozprzestrzenia się wśród ludzi.
Pan Henryk również nie oparł się magii bzu. Zerwał z drzewa jego kwiaty, owinął w trawę i stworzył z nich bukiet. Da go dzisiaj córce. Widzi się z nią po raz pierwszy od 3 lat. 5 lat temu poczuł, że jego życie straciło sens i podjął każdą możliwą decyzję, by się w tym upewnić – tracąc przy tym bliskich. Nie chce już pamiętać tamtego czasu. Każdego dnia patrzy w lustro i nienawidzi tego, że w swoim odbiciu widzi ślady przeszłości. Chciałby narodzić się na nowo w innym ciele i przeżyć życie jeszcze raz, bez popełnienia tych samych błędów.
Dzisiaj rano wstał wcześnie i próbował odwrócić efekty biegu czasu w swoim wyglądzie. Golił się drżącymi dłońmi tak dokładnie, że przypadkowo zaciął się w okolicach szczęki (nie pamięta, kiedy ostatni raz mu się to przydarzyło). Następnie nałożył na twarz krem, który kupił specjalnie na ten dzień. To jeden z tych z wyższej półki, był akurat na przecenie. Uczesał swoje przerzedzone włosy, a przedziałek poprawiał grzebieniem kilka razy, zanim był usatysfakcjonowany. Wyprasował swoją najlepszą koszulę i wypastował buty. Już ubrany i gotowy do wyjścia spojrzał ponownie w lustro. Wygląda prawie tak, jak chciałby być zapamiętany przez córkę. Szkoda tylko, że nie umie nic zrobić z tą poszarzałą skórą i zapadniętymi policzkami.
Umówili się na spotkanie przy ławce w zachodniej części parku. To było ich ulubione miejsce, gdy Nadia była małą dziewczynką. Siedzieli tam, jedli lody z pobliskiej cukierni i obserwowali razem ludzi. Dziewczynka zawsze mówiła mu, że w przyszłości będzie wyglądała, jak jedna z tych eleganckich pań, które chodzą po parku w butach na obcasie. Nie widział jej od dawna, ale tak właśnie ją sobie teraz wyobraża. Chodzi w butach na obcasie i patrzy przed siebie z czołem uniesionym do góry. Jego córki przecież nikt ani nic nie złamie.
Pojawił się na ławce 15 minut przed umówioną godziną spotkania. Zachwycił go słodki zapach bzu rosnącego tuż obok. Zerwał z drzewa jego kwiaty, owinął w trawę i utworzył z nich bukiet. Siedząc nerwowo cały czas go poprawiał, chciał by wyglądał idealnie. Pod ławką zobaczył wyrzutą gumę, oderwał ją i owinął wokół trawy w bukiecie. Teraz kwiaty się już na pewno nie rozlecą, a bukiet wygląda idealnie. Przekładając go z ręki do ręki, siedział jeszcze w parku przez dwie godziny. Nie zobaczył Nadii. Zdał sobie sprawę, że po jego twarzy ciekły łzy. Nie był pewny, kiedy zaczął płakać.
Dziewczyna przyszła do parku na umówioną godzinę. Miała okulary przeciwsłoneczne i chustkę na głowie. Obserwowała ojca przez kilka minut. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, a dłonie drżeć. Wzięła głęboki oddech, by się uspokoić. Do jej nozdrzy dotarł słodki zapach bzu. Zdawał się chcieć ją pocieszyć. Spojrzała na intensywnie fioletowy kolor kwiatów i zachwyciło ją ich piękno. Poczuła się spokojniejsza. Życie naprawdę może być przecież piękne. Odwróciła się i zaczęła kierować do swojego mieszkania. Nikt nie powinien musieć komuś wybaczyć aż tyle. Ona też chce być szczęśliwa.
Pan Henryk również nie oparł się magii bzu. Zerwał z drzewa jego kwiaty, owinął w trawę i stworzył z nich bukiet. Da go dzisiaj córce. Widzi się z nią po raz pierwszy od 3 lat. 5 lat temu poczuł, że jego życie straciło sens i podjął każdą możliwą decyzję, by się w tym upewnić – tracąc przy tym bliskich. Nie chce już pamiętać tamtego czasu. Każdego dnia patrzy w lustro i nienawidzi tego, że w swoim odbiciu widzi ślady przeszłości. Chciałby narodzić się na nowo w innym ciele i przeżyć życie jeszcze raz, bez popełnienia tych samych błędów.
Dzisiaj rano wstał wcześnie i próbował odwrócić efekty biegu czasu w swoim wyglądzie. Golił się drżącymi dłońmi tak dokładnie, że przypadkowo zaciął się w okolicach szczęki (nie pamięta, kiedy ostatni raz mu się to przydarzyło). Następnie nałożył na twarz krem, który kupił specjalnie na ten dzień. To jeden z tych z wyższej półki, był akurat na przecenie. Uczesał swoje przerzedzone włosy, a przedziałek poprawiał grzebieniem kilka razy, zanim był usatysfakcjonowany. Wyprasował swoją najlepszą koszulę i wypastował buty. Już ubrany i gotowy do wyjścia spojrzał ponownie w lustro. Wygląda prawie tak, jak chciałby być zapamiętany przez córkę. Szkoda tylko, że nie umie nic zrobić z tą poszarzałą skórą i zapadniętymi policzkami.
Umówili się na spotkanie przy ławce w zachodniej części parku. To było ich ulubione miejsce, gdy Nadia była małą dziewczynką. Siedzieli tam, jedli lody z pobliskiej cukierni i obserwowali razem ludzi. Dziewczynka zawsze mówiła mu, że w przyszłości będzie wyglądała, jak jedna z tych eleganckich pań, które chodzą po parku w butach na obcasie. Nie widział jej od dawna, ale tak właśnie ją sobie teraz wyobraża. Chodzi w butach na obcasie i patrzy przed siebie z czołem uniesionym do góry. Jego córki przecież nikt ani nic nie złamie.
Pojawił się na ławce 15 minut przed umówioną godziną spotkania. Zachwycił go słodki zapach bzu rosnącego tuż obok. Zerwał z drzewa jego kwiaty, owinął w trawę i utworzył z nich bukiet. Siedząc nerwowo cały czas go poprawiał, chciał by wyglądał idealnie. Pod ławką zobaczył wyrzutą gumę, oderwał ją i owinął wokół trawy w bukiecie. Teraz kwiaty się już na pewno nie rozlecą, a bukiet wygląda idealnie. Przekładając go z ręki do ręki, siedział jeszcze w parku przez dwie godziny. Nie zobaczył Nadii. Zdał sobie sprawę, że po jego twarzy ciekły łzy. Nie był pewny, kiedy zaczął płakać.
Dziewczyna przyszła do parku na umówioną godzinę. Miała okulary przeciwsłoneczne i chustkę na głowie. Obserwowała ojca przez kilka minut. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy, a dłonie drżeć. Wzięła głęboki oddech, by się uspokoić. Do jej nozdrzy dotarł słodki zapach bzu. Zdawał się chcieć ją pocieszyć. Spojrzała na intensywnie fioletowy kolor kwiatów i zachwyciło ją ich piękno. Poczuła się spokojniejsza. Życie naprawdę może być przecież piękne. Odwróciła się i zaczęła kierować do swojego mieszkania. Nikt nie powinien musieć komuś wybaczyć aż tyle. Ona też chce być szczęśliwa.
Po-róż-niliśmy się?
Amelia na pierwszą randkę pomalowała swoje usta na czerwono. On pojawił się w jej drzwiach, trzymając bukiet czerwonych róż. Rozmawiając z nim stwierdziła, że nigdy nie widziała równie przystojnego mężczyzny. Policzki czerwieniły się, gdy składał jej komplementy. Nie umiała ich przyjąć i zobaczyć w sobie kobiety, którą on ją nazywał. Siedzieli później nad rzeką i pili czerwone wino. Świat wydał jej się wtedy niczym prosto z komedii romantycznej. Po ich pocałunku wargi Henryka również stały się czerwone od jej szminki. Gdy mu to wypomniała, stwierdził, że od teraz będzie to jego ulubiony kolor. Po powrocie do domu leżała w łóżku i szeptała jego imię, niczym zaklęcie mające ją uchronić od wszelkiego zła. Zachwycał ją jego dźwięk. Poczuła dumę, że kocha mężczyznę o tak eleganckim imieniu.
Teraz wymazała je z pamięci. Gdy ktoś znajomy pyta ją o los jego właściciela – mówi, że nie wie, poróżnili się. Nadia długo nie umiała wybaczyć matce gustu do mężczyzn.
Teraz wymazała je z pamięci. Gdy ktoś znajomy pyta ją o los jego właściciela – mówi, że nie wie, poróżnili się. Nadia długo nie umiała wybaczyć matce gustu do mężczyzn.
Nie-zapominaj mnie
Gdy Nadia była mała, niezapominajki stały się jej ulubionymi kwiatami. Jej mama powiedziała, że ma oczy w ich kolorze. Miała nadzieję, że to znak, że nie zapomni nigdy najpiękniejszych momentów swojego życia. Kilka lat później płakała przytulona do swojego byłego chłopaka. Gdy wycierał łzy z jej policzków powiedział, że jej tęczówki kojarzą mu się z niebieskimi akwarelami. Zdawały się rozlewać po całej jej twarzy i przeciążać kąciki ust tak, że kierowały się one mimowolnie w dół. Niebieski dotarł do jej wnętrza i przefarbował jego kolor. Jak miała nie czuć się wiecznym odmieńcem, gdy nawet jej organy miały inną barwę? Zastanawiała się, czy odziedziczyła kolor wnętrza po swoim ojcu. Jeśli tak, to dlaczego nie umiała go nigdy zrozumieć? Nie zasłużyła na to, ile odcieni błękitu odkryła za jego sprawą.
Teraz siedzi na plaży i przygląda się oceanowi. Ten niebieski lubi najbardziej. Fale rozbijają się o brzeg i stale zachwycają ją swoją siłą. Stwierdza, że ocean jest kobietą. Jego nieujarzmione piękno nie prosi nikogo o oklaski. Stale daje życie, a jego gniew jest szalenie niebezpieczny. Myśli o kolorze swojego wnętrza. Może ona od zawsze była i miała stać się oceanem.
Przejeżdża palcami po opalonej skórze swoich ud. Kiedyś nie lubiła tego, jak masywne jej się wydawały. Obecnie czuje się dzięki nim piękna w nieujarzmiony, kobiecy sposób. Przyglądając się im, podnosi dłoń do ust i całuje w zamyśleniu opuszki swoich palców. W jej dłoniach często gromadziła się wściekłość, której nie umiała wyładować. Zaciskała je wtedy tak mocno, aż spod paznokci zaczynała cieknąć krew. Przykłada je teraz do swoich warg, jakby chciała w ten sposób dotknąć tę zranioną część siebie, którą próbowała nimi wyrazić.
Wstaje i zaczyna kierować się w stronę oceanu. Piasek odkształca się pod ciężarem kroków. Wstrzymuje na chwilę oddech, gdy stopy po raz pierwszy zanurzają się w lodowatej wodzie oceanu. Kieruje się jednak dalej, w jego głąb. Fale rozbijają się o ciało Nadii. Nabiera powietrza do płuc i zanurza się w ciemnoniebieskiej toni. Kłujące zimno wody to sposób, w jaki ocean składa swoje pocałunki. Wyobraża sobie, że dosięgają one te jej części, których istnienia nie była nawet świadoma. Ocean łączy się z błękitem wnętrza. Wynurza się na powierzchnię i nabiera ponownie powietrza. Teraz nurkuje głębiej. Słona woda pali ją w oczy, ale płynie dalej, a ruchy jej rąk są coraz silniejsze. Czuje się w tym momencie potęgą, a całe ciało zdaje się śmiać pod wpływem nowo odkrytego szczęścia. Kochaj mnie oceanie, jestem twoją częścią. Wynurza się ponownie na powierzchnię i spogląda prosto w tarczę słońca. Mruży oczy, ale nie odrywa od niego wzroku. Jej niezapominajkowe oczy nie widzą dobrze w ostrym świetle słonecznym. Mimo to dziękuje słońcu, że może je podziwiać. Nie zapomni tego. Niczego nie zapomni i już nawet nie chce zapominać.
Teraz siedzi na plaży i przygląda się oceanowi. Ten niebieski lubi najbardziej. Fale rozbijają się o brzeg i stale zachwycają ją swoją siłą. Stwierdza, że ocean jest kobietą. Jego nieujarzmione piękno nie prosi nikogo o oklaski. Stale daje życie, a jego gniew jest szalenie niebezpieczny. Myśli o kolorze swojego wnętrza. Może ona od zawsze była i miała stać się oceanem.
Przejeżdża palcami po opalonej skórze swoich ud. Kiedyś nie lubiła tego, jak masywne jej się wydawały. Obecnie czuje się dzięki nim piękna w nieujarzmiony, kobiecy sposób. Przyglądając się im, podnosi dłoń do ust i całuje w zamyśleniu opuszki swoich palców. W jej dłoniach często gromadziła się wściekłość, której nie umiała wyładować. Zaciskała je wtedy tak mocno, aż spod paznokci zaczynała cieknąć krew. Przykłada je teraz do swoich warg, jakby chciała w ten sposób dotknąć tę zranioną część siebie, którą próbowała nimi wyrazić.
Wstaje i zaczyna kierować się w stronę oceanu. Piasek odkształca się pod ciężarem kroków. Wstrzymuje na chwilę oddech, gdy stopy po raz pierwszy zanurzają się w lodowatej wodzie oceanu. Kieruje się jednak dalej, w jego głąb. Fale rozbijają się o ciało Nadii. Nabiera powietrza do płuc i zanurza się w ciemnoniebieskiej toni. Kłujące zimno wody to sposób, w jaki ocean składa swoje pocałunki. Wyobraża sobie, że dosięgają one te jej części, których istnienia nie była nawet świadoma. Ocean łączy się z błękitem wnętrza. Wynurza się na powierzchnię i nabiera ponownie powietrza. Teraz nurkuje głębiej. Słona woda pali ją w oczy, ale płynie dalej, a ruchy jej rąk są coraz silniejsze. Czuje się w tym momencie potęgą, a całe ciało zdaje się śmiać pod wpływem nowo odkrytego szczęścia. Kochaj mnie oceanie, jestem twoją częścią. Wynurza się ponownie na powierzchnię i spogląda prosto w tarczę słońca. Mruży oczy, ale nie odrywa od niego wzroku. Jej niezapominajkowe oczy nie widzą dobrze w ostrym świetle słonecznym. Mimo to dziękuje słońcu, że może je podziwiać. Nie zapomni tego. Niczego nie zapomni i już nawet nie chce zapominać.
PS – Pozdrowienia dla Pana z parku, który podarował mi ten oto bukiet bzu (przeznaczony dla jego córki). Naszą krótką rozmową zainspirował mnie do napisania tego opowiadania.

Fotografia bzu: Alicja Sobczuk