Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Archiwum tekstów

Zabierz mnie gdziekolwiek

Portrety
Heima to formacja z Łodzi i okolic, która w składzie Olga Stolarek (teksty i wokal), Paweł Pałyga (gitara), Maciej Gutowski (bas) i Maciej Nowacki (perkusja) już od kilku lat krąży po polskich scenach, ale tempa nabrała względnie niedawno. W 2021 roku zespół dostał się do finału Jarocińskich Rytmów Młodych, a zdecydowanie kluczowym momentem ich kariery było wydanie w lutym zeszłego roku debiutanckiej (powstającej cztery lata) płyty „W domu” stanowiącej punkt wyjścia napędzający liczne koncerty. Mówią o sobie – wychowani na Myslovitz i Sigur Rós, czerpiący z przenikających się inspiracji szeroko pojętej sceny alternatywnej. Ja proponuję jednak prostszą definicję:

Muzyczny kocyk na czasy defetyzmu i doomscrollingu

To właśnie w moim odbiorze synteza twórczości Heimy. Strumień smutków, lęków, drobnych przeżyć oswojonych przez kojące rytmy podane płynnie zmieniających się tropów i wtrąceń różnych instrumentów. Czasem bywa bardziej żwawo, ale domyślnie mamy do czynienia z utworami bardzo spokojnymi w swym pesymizmie. To ten typ piosenek, które po pierwszym przesłuchaniu kończę z ogólną myślą „kurde rel”, by wracając czerpać przyjemność z przebijania się przez głębsze warstwy przekazu. Udaje się zachować ten jakże istotny balans, – by tekst obudować łączącymi się metaforami, ale w sposób jasny, od razu pozwalający wyciągnąć prostą interpretację. Nie pozostaje nic, jak tylko dać się porwać onirycznej atmosferze i oddać refleksjom. W końcu mamy tutaj do czynienia z dość indywidualnie przetworzonym ujściem skrajnych emocji, zmęczenia i lęków dotyczących miejsc, w których żyjemy, ale i drobnych radości i zadumy. Jak na obcowanie z w dużej mierze negatywną tematyką – zaskakująco miło jest czuć niewidzialne nici połączenia i dialog w tym melodyjnym, ciut kołysankowym, odpowiedniku wysyłania doomerskich memów* o drugiej w nocy.

Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy?

Choć utworów z płyty „W domu” najprzyjemniej słucha się w nomen omen domu i komfortowej przestrzeni luźnych myśli, to w pewien mroźny grudniowy wieczór wybrałem się na koncert w okolicy (w pewnym sensie blisko tematyki domu). Miałem przy tej okazji przyjemność porozmawiać z osobami z zespołu Heima:

Krzysztof Olszamowski: Cześć, zacznijmy nietypowo, bo od miejsca, w którym się znajdujemy i gdzie ostatnio zagraliście – Miasteczka Studenckiego. W sumie można powiedzieć, że poniekąd jesteście zespołem studenckim. Jak to jest łączyć edukację z karierą artystyczną – jednego dnia Męskie Granie, nagrody, dzisiaj koncert, a za tydzień kolokwium?

Maciej Gutowski: Jest przykro, jak się wraca na studia.

Maciej Nowacki: Ja uważam, że bardzo ciężko jest grać koncerty, ponieważ same w sobie są bardzo dużą dawką takich endorfin, emocji i w ogóle wszystkiego. Przez co na co dzień się ich nie odnajduje i bardzo ciężko jest się odnaleźć później w tym życiu normalnym po koncertowaniu, ponieważ to są zupełnie inne emocje w organizmie i później jest smutno.

MG: No to jest to, co ja powiedziałem, tylko powiedziałeś to w pięćdziesięciu zdaniach.

KO: Gracie przy tym naprawdę dużo koncertów, jak na to, że jest to na razie materiał z jednej płyty, choć pojawiły się dziś pewne niespodzianki. Czy nie czujecie czasem pewnego zmęczenia, że przydałoby się coś nowego? Czy udaje się Wam zachować tę świeżość występu?

MG: Utwory może jakieś supernowe nie są, ale płyta wyszła dopiero w tym roku, więc przynajmniej ja osobiście jeszcze nie mam dość tego, co gramy. Ale wiadomo, bardzo chętnie gramy i robimy też nowe rzeczy.

KO: Jeśli chodzi o teksty, redakcji BIS również nie są obce formy kreatywne, w tym poezja o przeróżnych inspiracjach. Stąd też pytanie – Olga, mogłabyś krótko opowiedzieć, skąd bierzesz pomysły na teksty?

Olga Stolarek: Ze smutku. To jest poważna odpowiedź, ale ja umiem napisać teksty tylko jak jestem smutna i czasami jak jest mi za długo wesoło, to niedobrze dla naszej twórczości.

Paweł Pałyga: Dlatego teraz, gdy mieszkamy wspólnie od sześciu miesięcy, żaden tekst nie powstał.

OS: No właśnie napisałam dwa (śmiech).

MN: Wydaje mi się, że każdy artysta tak ma, że jest twórczy tylko i wyłącznie w momencie, kiedy jest smutny.

MG: Nieeeee!

OS: Nie, nieprawda.

MN: Nic nie zrobiłem od roku, bo jestem wesoły jakiś (grupowy śmiech).

OS: Ale ja na przykład napisałam tekst do jednego utworu, który dziś graliśmy, po naszym według mnie najgorszym koncercie, po którym miałam strasznego doła. Miałam tak zły humor, że musiałam jakoś to odmienić i przelać na papier. Nie dość, że napisałam tekst, to od razu mi się poprawił humor, że jednak coś dobrego umiem robić.

KO: Jakby spojrzeć uważniej, to dość często występujecie i nagrywacie z innymi artystami. Co najbardziej sobie cenicie w takich współpracach?

MG: Myślę, że przede wszystkim, fajnie jest zawsze poznać ludzi, których jarają te same rzeczy i mają trochę inne spojrzenie na całe to swoje granie muzyczki…

PP: I poznać swoich idoli!

MG: No też, to prawda.

PP: Jak Kuba Kawalec albo Jan Borysewicz, który przybił mi żółwika.

MG: Z takich mniej oczywistych, bardzo mi się podobało, jak graliśmy z Muzyką Końca Lata i później mieliśmy naprawdę owocną rozmowę na tematy około muzyczne, takie ciekawe rzeczy się po prostu dzieją przy współpracach.

KO: Zmierzając do końca, skoro zaczęliśmy od tematu miejsca, zakończmy i na miejscu. Wyobraźmy sobie, że planujecie koncert mając nieograniczone możliwości. Jak wyglądałaby idealna miejscówka na koncert zespołu Heima, żeby oddać wasz vibe?

MN: Coachella.

OS: Nie, nie (śmiech), według mnie to powinna być scenografia z imitacją domu, nawet z dachem zbudowanym i… księżyc.

MG: Ja mam lepszy pomysł – holograficzny koncert u każdego w domu. Na żywo, kto będzie chciał, to sobie usłyszy w domu muzykę Heimy „W domu” [to tytuł debiutanckiej płyty – przyp. red.].

PP: Ja mam jeszcze taki pomysł, z inspiracji jak w Kapadocji w Turcji lata się balonami, to każdy z nas mógłby być na innym balonie i nagłośnienie również by się umieściło na balonach. Utworzylibyśmy razem taką formację, wszystko w jakiś sposób spięte bezprzewodowo. Lecimy sobie i gra muzyka w chmurach.

KO: To był zespół Heima, dziękujemy serdecznie za rozmowę.

Hulanki w spokoju

Sam koncert zaś był przeżyciem, specyficznym w jak najbardziej pozytywny sposób. Wyróżniała się z pewnością kameralność wydarzenia. Imprezy na miasteczku studenckim mają to do siebie, że potrafią przytłoczyć intensywnością, więc miłą odskocznią była możliwość spędzenia wieczoru w sali niewypełnionej po brzegi. Może i nie była to wymarzona sytuacja frekwencyjna dla artystów (dlatego też cieszę się, że przychodzę z tą opowieścią, która może kogoś zainteresuje), ale dla mnie już bardzo przyjemna. Zero przebodźcowania, samo wajbowanie do (nie tak znowu bardzo w przypadku koncertu) sennych utworów. Z tego miejsca ciepło pozdrawiam moją przyjaciółkę Karolinę, z którą dzieliliśmy zarówno to doświadczenie, jak i końcowe refleksje.

Słowem końcowym, Heimie udało się w tych okolicznościach wytworzyć klimat swoistej dyskoteki dla introwertyków, który utrzymał się także, gdy na scenę wkroczył inny łódzki, znacznie bardziej dynamiczny w brzmieniu zespół Mona Polaski (ale to już temat na zupełnie inną historię). Jakbym miał zostawić drogie osoby czytające ten tekst z pewną konkretną myślą, to mam nadzieję, że też macie, znajdziecie, a może odkryjecie gdzieś na nowo taki muzyczny kocyk do okrycia się w gąszczu myśli przeróżnych.

*Memy nihilistyczne, nawiązujące treścią do koncepcji Doomera. Postać ta pełni rolę hiperbolicznego worka pojęciowego na wszystkie problemy i smutki, jakie mogą dotykać współczesnego młodego człowieka. Opis stereotypu Doomera znajdziecie w Urban Dictionary:
„Urban Dictionary: Doomer”, Urban Dictionary, dostęp 18 luty 2023,
https://www.urbandictionary.com/define.php?term=Doomer

Fot. Krzysztof Olszamowski