Emma nie mogła znaleźć sobie miejsca w Los Angeles, odkąd Orson wyjechał do Brazylii. Kazał jej odwiedzić Mary Jane Thompson, ale nie miała na to najmniejszej ochoty. Bez obecności Christiny było to również bez sensu. Podczas pracy przy sprawie z Connorem ponownie pogłębili swoją relację z Orsonem, nie bała się już go tak jak wcześniej. Raczej można to było nazwać szacunkiem i wdzięcznością. Dawno temu przecież uratował jej życie i za to zawsze będzie mu wdzięczna. Bardzo przestraszyła się, gdy Connor postanowił zaciągnąć sprawy do jej rodzinnego miasta. Długo zajęła jej ucieczka od tamtego życia, a teraz wszystko mogło zostać zaprzepaszczone przez tego gówniarza, który zawrócił jej w głowie. Postanowiła wrócić do Seattle – do własnego mieszkania. I tak wszystko było w rękach Orsona i mogła mieć jedynie nadzieję, że podoła zadaniu i nie ściągnie na nich jeszcze większego niebezpieczeństwa. Kiedy weszła do salonu, przypomniał jej się dzień przeprowadzki do Seattle. Zaczęła oglądać zdjęcia na ścianie. Przypomniały jej, że była z tym „gówniarzem” naprawdę szczęśliwa. Zezłościła się i zerwała wszystkie zdjęcia, rzucając je następnie na podłogę. Wtedy przypomniało jej się, że w sejfie ma dużo cenniejsze zdjęcia. Podeszła do niego i wyciągnęła to, o czym myślała. Nalała sobie whiskey i usiadła na sofie. Zaczęła wertować album, którego nie widziała od co najmniej pięciu lat. Fotografie przypomniały jej, jak bardzo szczęśliwa była z Orsonem i w tym momencie nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego właściwie się rozstali. On nigdy nie zrobiłby jej tego, co uczynił Connor. Zawsze dbał o nią i nigdy, pomimo częstych niebezpiecznych misji, nie pozwolił żeby coś jej się stało. Kochał ją – i ona o tym wiedziała i też go kochała, ale Connora też nie przestała nagle kochać. Poczuła się bardzo przytłoczona tymi emocjami. Przecież przez większość życia nie pozwalała sobie na okazywanie takich uczuć, a teraz chciało jej się płakać. I… postanowiła, że tak zrobi. Przecież – pierwszy raz od dawna – jest sama i może sobie na to pozwolić. Twarda i bezwzględna może być znowu jutro.
Następnego dnia obudziła się na podłodze w salonie. Musiała zasnąć na sofie i zsunąć się w nocy. Wzięła prysznic, wypiła kawę i przystroiła się w swoją zwyczajową postawę silnej kobiety. Wyszła do biura sprawdzić, jak Darcy radził sobie w czasie jej nieobecności. Zaskoczyła recepcjonistkę swoim przybyciem.
— Pani Hudson?! Wi… witamy. Miała pani wrócić dopiero za trzy tygodnie. — Młoda dziewczyna nie kryła zaskoczenia i zmieszania.
— Skróciłam urlop. — Emma dystyngowanie zdjęła okulary przeciwsłoneczne i udała się w stronę swojego biurka, gdzie czekała na nią sterta dokumentów. — Karen, pozwól do mnie! — Tak jest, proszę pani.
— Czy to na pewno wszystkie sprawy, które zostały rozpoczęte w trakcie mojej nieobecności? Nie chciałabym się o którejś dowiedzieć przez przypadek.
— Tak, są to wszystkie sprawy, które zatwierdził prokurator i…
— Dziękuję, możesz wyjść. A i wezwij do mnie Darcy’ego.
— Yyyy… — Dziewczyna wlepiła wzrok w podłogę. I zaczęła przekładać nogami.
— Karen wezwij Darcy’ego. Natychmiast!
— Ale… ale jego nie ma pani Hudson.
— Jak to go nie ma?! Jest dziewiąta! Co on, do licha, wyprawia? Czy to pierwszy raz, gdy tak spóźnia się do pracy?
— Yyyy… tak właściwie… tak właściwie to pana Darcy’ego nie widzieliśmy od tygodnia. — Emma omal nie spadła z fotela po usłyszeniu tych słów.
— Co takiego?!! — Emma nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. — I ani trochę nie zdziwiło was, że nie pojawił się w swoim gabinecie przez tyle dni?
— Tak właściwie… założyliśmy, że… z całym szacunkiem dla pani, założyliśmy, że wyjechali państwo razem. — Po tych słowach Emma już nie wiedziała, co ma powiedzieć. Położyła głowę na biurku i milczała, dopóki dopóki zmartwiona Karen nie zaczęła jej cucić.
— Nie, nie wyjechaliśmy razem. Za sam taki pomysł powinnam was zwolnić, ale i tak nie miałby kto tego zwolnienia podpisać, skoro ten półgłówek od tygodnia nie raczył pojawić się w pracy. — Tutaj Emma przerwała, wstała z fotela i skierowała się w stronę okna.
Zaczęła zastanawiać się jak ukarać Darcy’ego. Ale przecież najpierw musiała go znaleźć. — Karen! Ubieraj się, jedziemy go znaleźć. — Karen na początku była trochę zmieszana, ale szybko się otrząsnęła i pobiegła po płaszcz i torebkę.
Kobiety udały się do mieszkania poszukiwanego. Emma sama mu je wynajęła, więc nie tylko wiedziała, gdzie mają się udać, ale również posiadała klucze do apartamentu. Po dotarciu na miejsce, kobiety dokładnie przeszukały mieszkanie, ale nie znalazły ani śladu mężczyzny, ani żadnych poszlak, które wskazywałyby, gdzie może się znajdować. Jedyne co Emma mogła wywnioskować, to że z pewnością od jakiegoś czasu nikt nie przebywał w apartamencie. Nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie wciągnęło prokuratora. Miała ochotę zadzwonić do Orsona. On na pewno wiedziałby co robić. Nie chciała mu jednak przeszkadzać, bo wiedziała, że ma wystarczająco problemów na głowie. Z tym musiała poradzić sobie sama.
***
Orson zawsze uważał, że nie można angażować się w osobiste relacje z osobami, z którymi – lub dla których – się pracuje. Jednak nie przewidział tego, że on sam zakocha się podczas realizacji swojego największego zlecenia. Federico Boa Vista był najniebezpieczniejszym, ale też najbardziej wpływowym człowiekiem w Brazylii. Gdy Orson, jeszcze jako szesnastolatek, usłyszał o narkotykowym królu São Paulo, zapragnął dla niego pracować. A że był człowiekiem bardzo zdeterminowanym – marzenie spełnił. To dlatego właśnie przeniósł się z rodzinnego miasteczka w Portugalii do dalekiej Brazylii. Pragnął zrobić karierę w tamtejszym półświatku mafijnym. Osobiście poznał samego Federico, który dostrzegł w młodym Europejczyku potencjał i zlecił mu – jak to określił – najważniejsze zadanie w jego karierze. Ale to właśnie wtedy popełnił ten największy błąd. I przez to teraz musiał się ukrywać i stronić od ludzi.
— Proszę pana, jesteśmy na miejscu. — Kierowca taksówki przerwał rozmyślania Orosna.
— A tak, dziękuję. — Wręczył kierowcy pieniądze za wykonaną pracę i wyszedł z samochodu, gdzie już czekał na niego młody Amerykanin.
— Szybko, prowadź mnie do nich. Nie mam za dużo czasu. — Orson cały czas miał nadzieję, że nie dojdzie do tej rozmowy.
Nigdy nie poznał Connora osobiście, nigdy z nim nie rozmawiał. Był na siebie zły, że boi się spotkania z takim smarkaczem, ale bał się, że Connor jest uosobieniem wszystkich cech, których on nie ma. Tych cech – które zdecydowały o tym, że Celia zdecydowała się wyjść za mąż właśnie za niego. Nie mógł znieść tego, że mimo tylu zasad, których przestrzegał, obojętności, którą się w życiu kierował – miał jeden słaby punkt, na który nie umiał nic poradzić – Celię Boa Vista. Dziewczyna, która wywróciła jego świat, sprawiła, że teraz musiał praktycznie żyć w ukryciu, a to wszystko na nic, bo ona i tak wybrała kogoś innego. Nigdy nie miał nawet najmniejszej ochoty poznać jej męża, a teraz praktycznie został do tego zmuszony – ze względu na bezpieczeństwo dziewczyny. Z rozmyślania znowu wyrwał go dźwięk pukania do drzwi.
— Lepiej, żebym tam nie wchodził. Będą przez to na ciebie gorzej patrzeć, a chcemy ich przekonać.
— Tak, jasne. — Odparł obojętnie Orson, a Matt odsunął się w cień korytarza w idealnym momencie, gdy Christina otworzyła drzwi. Była zdziwiona, bo nigdy nie widziała tego mężczyzny na oczy.
— W czym mogę pomóc? — Zapytała nieśmiało i jednocześnie skierowała wzrok na Connora, aby ten podszedł do drzwi. Tak też zrobił.
— To raczej ja chcę wam pomóc. Mogę wejść do środka? Wolałbym o tym nie mówić na korytarzu. — Connor nie był przekonany czy powinien wpuścić obcego mężczyznę do pokoju. — Connor, Christina wpuśćcie mnie. Naprawdę chcę wam pomóc. — Tymi słowami zmienił całkowicie wyrazy twarzy tej dwójki. Wszedł do środka i skierował swoje słowa w stronę Connora. — Nie możesz spotkać się z Federico. Ani z żadnym z jego synów, czy pracowników. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo ten człowiek jest niebezpieczny. Nie chcecie mieć z nim żadnego kontaktu. — Teraz skierował się także do Christiny.
— Po pierwsze: pracowałem już w swoim życiu z niebezpiecznymi ludzi, a po drugie kim ty właściwie jesteś, żeby mówić nam co mamy robić?
— Jestem kimś komu bardzo zależy na twojej żonie. I na jej bezpieczeństwie. Nawet nie wiesz jak ciężko było jej od tego wszystkiego uciec. On nie może się dowiedzieć, gdzie jest Celia.
— Skąd niby masz pojęcie przez co przeszła moja żona?! — Connor zaczął się denerwować.
— Ponieważ przeszedłem to razem z nią. I jeśli chociaż w najmniejszym stopniu zależy ci jeszcze na niej – to wróć do Stanów. Będąc tutaj, narażacie wiele osób – w tym siebie – na straszne niebezpieczeństwo.
Po tych słowach wyszedł z pokoju hotelowego, zostawiając jego współlokatorów w niemałym zdumieniu. W recepcji zamówił taksówkę, aby wrócić do hotelu, w którym się zatrzymał. Wyszedł przed budynek, aby zdążyć jeszcze zapalić papierosa. Ale zamiast taksówki zatrzymał się przed nim czarny samochód. Odszedł kawałek od jezdni, aby ktoś mógł wysiąść. Nagle przed jego oczami pojawiła się ciemność a pod nosem dziwny zapach. To było ostatnie co pamiętał. Po chwili stracił przytomność.
Następnego dnia obudziła się na podłodze w salonie. Musiała zasnąć na sofie i zsunąć się w nocy. Wzięła prysznic, wypiła kawę i przystroiła się w swoją zwyczajową postawę silnej kobiety. Wyszła do biura sprawdzić, jak Darcy radził sobie w czasie jej nieobecności. Zaskoczyła recepcjonistkę swoim przybyciem.
— Pani Hudson?! Wi… witamy. Miała pani wrócić dopiero za trzy tygodnie. — Młoda dziewczyna nie kryła zaskoczenia i zmieszania.
— Skróciłam urlop. — Emma dystyngowanie zdjęła okulary przeciwsłoneczne i udała się w stronę swojego biurka, gdzie czekała na nią sterta dokumentów. — Karen, pozwól do mnie! — Tak jest, proszę pani.
— Czy to na pewno wszystkie sprawy, które zostały rozpoczęte w trakcie mojej nieobecności? Nie chciałabym się o którejś dowiedzieć przez przypadek.
— Tak, są to wszystkie sprawy, które zatwierdził prokurator i…
— Dziękuję, możesz wyjść. A i wezwij do mnie Darcy’ego.
— Yyyy… — Dziewczyna wlepiła wzrok w podłogę. I zaczęła przekładać nogami.
— Karen wezwij Darcy’ego. Natychmiast!
— Ale… ale jego nie ma pani Hudson.
— Jak to go nie ma?! Jest dziewiąta! Co on, do licha, wyprawia? Czy to pierwszy raz, gdy tak spóźnia się do pracy?
— Yyyy… tak właściwie… tak właściwie to pana Darcy’ego nie widzieliśmy od tygodnia. — Emma omal nie spadła z fotela po usłyszeniu tych słów.
— Co takiego?!! — Emma nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. — I ani trochę nie zdziwiło was, że nie pojawił się w swoim gabinecie przez tyle dni?
— Tak właściwie… założyliśmy, że… z całym szacunkiem dla pani, założyliśmy, że wyjechali państwo razem. — Po tych słowach Emma już nie wiedziała, co ma powiedzieć. Położyła głowę na biurku i milczała, dopóki dopóki zmartwiona Karen nie zaczęła jej cucić.
— Nie, nie wyjechaliśmy razem. Za sam taki pomysł powinnam was zwolnić, ale i tak nie miałby kto tego zwolnienia podpisać, skoro ten półgłówek od tygodnia nie raczył pojawić się w pracy. — Tutaj Emma przerwała, wstała z fotela i skierowała się w stronę okna.
Zaczęła zastanawiać się jak ukarać Darcy’ego. Ale przecież najpierw musiała go znaleźć. — Karen! Ubieraj się, jedziemy go znaleźć. — Karen na początku była trochę zmieszana, ale szybko się otrząsnęła i pobiegła po płaszcz i torebkę.
Kobiety udały się do mieszkania poszukiwanego. Emma sama mu je wynajęła, więc nie tylko wiedziała, gdzie mają się udać, ale również posiadała klucze do apartamentu. Po dotarciu na miejsce, kobiety dokładnie przeszukały mieszkanie, ale nie znalazły ani śladu mężczyzny, ani żadnych poszlak, które wskazywałyby, gdzie może się znajdować. Jedyne co Emma mogła wywnioskować, to że z pewnością od jakiegoś czasu nikt nie przebywał w apartamencie. Nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie wciągnęło prokuratora. Miała ochotę zadzwonić do Orsona. On na pewno wiedziałby co robić. Nie chciała mu jednak przeszkadzać, bo wiedziała, że ma wystarczająco problemów na głowie. Z tym musiała poradzić sobie sama.
***
Orson zawsze uważał, że nie można angażować się w osobiste relacje z osobami, z którymi – lub dla których – się pracuje. Jednak nie przewidział tego, że on sam zakocha się podczas realizacji swojego największego zlecenia. Federico Boa Vista był najniebezpieczniejszym, ale też najbardziej wpływowym człowiekiem w Brazylii. Gdy Orson, jeszcze jako szesnastolatek, usłyszał o narkotykowym królu São Paulo, zapragnął dla niego pracować. A że był człowiekiem bardzo zdeterminowanym – marzenie spełnił. To dlatego właśnie przeniósł się z rodzinnego miasteczka w Portugalii do dalekiej Brazylii. Pragnął zrobić karierę w tamtejszym półświatku mafijnym. Osobiście poznał samego Federico, który dostrzegł w młodym Europejczyku potencjał i zlecił mu – jak to określił – najważniejsze zadanie w jego karierze. Ale to właśnie wtedy popełnił ten największy błąd. I przez to teraz musiał się ukrywać i stronić od ludzi.
— Proszę pana, jesteśmy na miejscu. — Kierowca taksówki przerwał rozmyślania Orosna.
— A tak, dziękuję. — Wręczył kierowcy pieniądze za wykonaną pracę i wyszedł z samochodu, gdzie już czekał na niego młody Amerykanin.
— Szybko, prowadź mnie do nich. Nie mam za dużo czasu. — Orson cały czas miał nadzieję, że nie dojdzie do tej rozmowy.
Nigdy nie poznał Connora osobiście, nigdy z nim nie rozmawiał. Był na siebie zły, że boi się spotkania z takim smarkaczem, ale bał się, że Connor jest uosobieniem wszystkich cech, których on nie ma. Tych cech – które zdecydowały o tym, że Celia zdecydowała się wyjść za mąż właśnie za niego. Nie mógł znieść tego, że mimo tylu zasad, których przestrzegał, obojętności, którą się w życiu kierował – miał jeden słaby punkt, na który nie umiał nic poradzić – Celię Boa Vista. Dziewczyna, która wywróciła jego świat, sprawiła, że teraz musiał praktycznie żyć w ukryciu, a to wszystko na nic, bo ona i tak wybrała kogoś innego. Nigdy nie miał nawet najmniejszej ochoty poznać jej męża, a teraz praktycznie został do tego zmuszony – ze względu na bezpieczeństwo dziewczyny. Z rozmyślania znowu wyrwał go dźwięk pukania do drzwi.
— Lepiej, żebym tam nie wchodził. Będą przez to na ciebie gorzej patrzeć, a chcemy ich przekonać.
— Tak, jasne. — Odparł obojętnie Orson, a Matt odsunął się w cień korytarza w idealnym momencie, gdy Christina otworzyła drzwi. Była zdziwiona, bo nigdy nie widziała tego mężczyzny na oczy.
— W czym mogę pomóc? — Zapytała nieśmiało i jednocześnie skierowała wzrok na Connora, aby ten podszedł do drzwi. Tak też zrobił.
— To raczej ja chcę wam pomóc. Mogę wejść do środka? Wolałbym o tym nie mówić na korytarzu. — Connor nie był przekonany czy powinien wpuścić obcego mężczyznę do pokoju. — Connor, Christina wpuśćcie mnie. Naprawdę chcę wam pomóc. — Tymi słowami zmienił całkowicie wyrazy twarzy tej dwójki. Wszedł do środka i skierował swoje słowa w stronę Connora. — Nie możesz spotkać się z Federico. Ani z żadnym z jego synów, czy pracowników. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo ten człowiek jest niebezpieczny. Nie chcecie mieć z nim żadnego kontaktu. — Teraz skierował się także do Christiny.
— Po pierwsze: pracowałem już w swoim życiu z niebezpiecznymi ludzi, a po drugie kim ty właściwie jesteś, żeby mówić nam co mamy robić?
— Jestem kimś komu bardzo zależy na twojej żonie. I na jej bezpieczeństwie. Nawet nie wiesz jak ciężko było jej od tego wszystkiego uciec. On nie może się dowiedzieć, gdzie jest Celia.
— Skąd niby masz pojęcie przez co przeszła moja żona?! — Connor zaczął się denerwować.
— Ponieważ przeszedłem to razem z nią. I jeśli chociaż w najmniejszym stopniu zależy ci jeszcze na niej – to wróć do Stanów. Będąc tutaj, narażacie wiele osób – w tym siebie – na straszne niebezpieczeństwo.
Po tych słowach wyszedł z pokoju hotelowego, zostawiając jego współlokatorów w niemałym zdumieniu. W recepcji zamówił taksówkę, aby wrócić do hotelu, w którym się zatrzymał. Wyszedł przed budynek, aby zdążyć jeszcze zapalić papierosa. Ale zamiast taksówki zatrzymał się przed nim czarny samochód. Odszedł kawałek od jezdni, aby ktoś mógł wysiąść. Nagle przed jego oczami pojawiła się ciemność a pod nosem dziwny zapach. To było ostatnie co pamiętał. Po chwili stracił przytomność.
Grafika: Joanna Ryba