
Oszlifowane diamenty
Martin McDonagh nie jest najbardziej płodnym filmowym reżyserem i scenarzystą na świecie. Od 2004 roku, kiedy światło dzienne ujrzał jego krótkometrażowy debiut Sześciostrzałowiec, nakręcił jedynie cztery pełnometrażowe dzieła, które ukazywały się co mniej więcej 4-5 lat. Można by pomyśleć, że przy takim tempie produkcji filmów widzowie bardzo szybko zapomną o istnieniu tego reżysera. Jednak stawianie na jakość a nie ilość okazuje się dla McDonagh'a taktyką niezwykle udaną. Każde kolejne dzieło jego autorstwa spotyka się z bardzo pozytywnym odbiorem zarówno krytyki (o czym świadczy pokaźna ilość nominacji do nagród takich jak Złote Globy, Oscary czy BAFTA) jak i widzów.
Małe pełne przestrzenie
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj i Duchy Inisherin to dzieła niezwykle kameralne. Chociaż tereny, w których rozgrywa się akcja do najmniejszych nie należą, to Martin McDonagh tworząc historie rozgrywające się jedynie pomiędzy kilkoma bohaterami, zagina przestrzeń i sprawia, że kolejno pełna turystów Brugia oraz rozciągające się na kilometry pola fikcyjnej wyspy zachodniej Irlandii, zmniejszają się i koncentrują wokół osób dramatu. Oglądając filmy McDonagh'a nie dziwi więc fakt, że reżyser swoją przygodę zaczynał od teatru i to na tym polu wciąż najbardziej prężnie się rozwija.1 Dzięki swojemu doświadczeniu potrafi on stworzyć niezwykle gęstą i ciasną atmosferę, w której nawet najmniejsze zmiany w charakterze bohaterów wybrzmiewają po wielokroć.
W dwa tygodnie dookoła Brugii
Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj, będący pierwszym pełnometrażowym filmem McDonagh'a, opowiada historię dwóch płatnych zabójców, którzy po nieudanej próbie morderstwa muszą wyjechać do Brugii i tam ukrywać się do czasu, aż ich zleceniodawca uporządkuje sprawę. Dostają polecenie, by czerpać z tego wyjazdu jak najwięcej, zwiedzać to malownicze miasto, ale przede wszystkim czekać na dalsze instrukcje. Razem z bohaterami poznajemy więc uroki miasteczka będącego perłą architektoniczną Belgii, a podczas tej wycieczki zaczynają wychodzić na jaw mroczne aspekty ich osobowości i coraz bardziej depczące im po piętach demony przeszłości.

John Wick o jakim się filmowcom nie śniło
„Po tym, jak ich zabiłem, rzuciłem broń do Tamizy, umyłem ręce w łazience Burger Kinga i wróciłem do domu, by czekać na instrukcje. Wkrótce instrukcje nadeszły «Wyp****alacie z Londynu dupki. Jedźcie do Brugii.» Nie miałem zielonego pojęcia, gdzie jest pier***ona Brugia. Jest w Belgii.”2 – Ray z Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj
Sposób prezentowania w tym filmie płatnych morderców jest w odświeżający sposób normalny. W zasadzie oglądając interakcje głównych bohaterów z innymi ludźmi w pewien sposób trudno uwierzyć, czym się trudnią. Martin McDonagh, w przeciwieństwie do wielu reżyserów opowiadających o postaciach spod ciemnej gwiazdy, nie posuwa się do podkreślania ich odmienności w stosunku do innych członków społeczeństwa. Nie kreuje ich na postaci w pewien sposób szalone – nierozumiejące norm czy mające je kompletnie gdzieś. Usuwa ten edgy aspekt tego typu bohaterów, którym karmi nas często kultura. Pokazuje, że ścieżkę płatnego zabójcy może obrać tak w zasadzie każdy, kto chce sobie w ten sposób dorobić. I właśnie dzięki temu, że jego bohaterowie są tak zwyczajni, a co najważniejsze nie pozbawieni empatii, może on dokonać znacznie ciekawszej niż większość dzieł analizy jednostek, które zarabiają na zabijaniu. W końcu, skoro ich psychika nie różni się w żaden sposób od naszej, to jesteśmy w stanie niezwykle łatwo zrozumieć ich motywacje. Tym bardziej znaczące i osobiste są więc dla nas dylematy, przed którymi stają wraz z coraz bardziej komplikującym się rozwojem zdarzeń. Okazuje się, że nawet ludzie, którzy na co dzień zabijają innych dla pieniędzy, potrzebują w swoim życiu jakiś kotwic moralnych czy kodeksów pomagających w tym, żeby nie zwariować.

Dekonstrukcji ciąg dalszy
„— Dlaczego oboje nie odłożycie broni i nie pójdziecie do domu?
— Nie gadaj bzdur. To jest strzelanina.”3 – dialog pomiędzy Marie a Harrym z Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj
Ta dekonstrukcja filmów akcji o płatnych zabójcach realizuje się jednak nie tylko w sposobie przedstawienia głównych bohaterów. Objawia się ona widzowi także w samych scenach walk czy morderstw. Nie są one stylizowane na coś cool, co wbije nas w fotel poprzez dynamiczny montaż i godne pozazdroszczenia umiejętności kaskaderów, które mają sprawić, że poczujemy szacunek wobec precyzji strzelania z broni czy umiejętności bicia się bohaterów. Często sceny akcji są podszyte ogromną dozą ironii – otwarcie śmieją się z wszelkiego rodzaju kodeksów zabójców czy skrupulatnie wymierzonych następujących po sobie sekwencji. Ironia nie jest jednak jedynym sposobem dyskutowania z gatunkiem. Sceny strzelanin i walk w filmie McDonagh'a są przede wszystkim odpowiednio brudne, odrażające i najzwyczajniej w świecie nieprzyjemne do oglądania, czyli – wiecie – takie, jakie powinny być generalnie sceny walk i śmierci dla widza. Reżyser nie przebiera w środkach i w ten sposób podkreśla tragedię, która prędzej czy później musi stać za tego rodzaju historiami: tragediami związanymi z porzuceniem pewnych moralnych zasad i ciągłą walką, by całkowicie nie popaść w obłęd. Reżyser pokazuje, że są pewne granice tego, co może zrobić człowiek, po których przekroczeniu już nigdy nie będzie czuł się czysty.

Lament duchów Inisherin
„Może są tu też upiory. Ale nie wydaje mi się, że one wciąż krzyczą zapowiadając śmierć. Myślę, że po prostu siedzą rozbawione i obserwują.”4 – Colm z Duchów Inisherin
Najnowszy film Martina McDonagh'a, czyli Duchy Inisherin, jest dużo spokojniejszy niż Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj. Zalążek fabularny jest znacznie prostszy i wydawałoby się, że przez to może być mniej angażujący dla widza. Zasadza się on na zerwanej z dnia na dzień relacji pomiędzy dwoma wieloletnimi przyjaciółmi – Colmem i Pádraic’iem. Film zaczyna się w momencie, w którym Colm nagle przestaje odzywać się do Pádraic’a i bez wyraźnie wyartykułowanego powodu zaczyna go ignorować na każdym kroku. W ten sposób powoli rodzi się bezsensowny w swej naturze konflikt, który jednak zaczyna zbierać całkiem realne żniwa.

Gdy przyjaźń przestaje być opłacalna
„Zawsze myślałem, że to dobra rzecz. Być jednym z tych poczciwych ludzi. A teraz to brzmi jak najgorsza obelga, jaką słyszałem.”5 – Pádraic z Duchów Inisherin
W porównaniu do Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj problem w przyjaźni między głównymi bohaterami Duchów Inisherin wydaje się wyjątkowo błahy. Nie dochodzi tu do tak obrazowo tragicznych scen, jak w pierwszym filmie reżysera, jednak wciąż McDonagh'owi udaje się utrzymać odpowiedni poziom dyskomfortu. Duchy Inisherin udanie grają na absurdalności wyjściowego konceptu, biorąc go na poważnie i analizując w takim stopniu, że zarówno dla bohaterów jak i widzów przestaje być on w pewnym momencie niedorzeczny. Poprzez wyolbrzymienie reżyser potrafi w nieoczywisty sposób zmusić nas do pochylenia się nad konkretnymi problemami, które mogą być czymś nie do przejścia nawet w wieloletniej zażyłości. Rosnący z każdą minutą konflikt dochodzi w pewnym momencie do stanu, w którym nie da się go już rozwiązać. Jako widz dostrzegamy rację obydwu stron i jesteśmy w stanie utożsamić się w jakimś stopniu z płynącymi z ich ust słowami prowadzącymi do niezbyt przyjemnych wniosków na temat naszej przemijalności i związaną z nimi chęcią zaznaczenia w jakiś sposób swojej obecności w świecie. Zaznaczenia jej nawet kosztem innych ludzi, których z dnia na dzień zaczynamy traktować jak obcych.

Strach przed apatią
„— Myślisz, że Boga w ogóle obchodzą osiołki, Colm?
— Obawiam się, że nie. I obawiam się, że właśnie dlatego wszystko zaczęło się psuć.”6 – dialog pomiędzy księdzem a Colmem z Duchów Inisherin
Nie bez znaczenia jest też sama wyspa, na której rozgrywa się akcja filmu. Jej odcięcie od reszty świata i zamknięta społeczność powodują, że choć nie wygląda na najmniejszą, to jednak wydaje się niezwykle ciasna. Wielokrotnie podkreśla się, że nie zapewnia ona zbyt wielu perspektyw swoim mieszkańcom. Wraz z zagłębianiem się w ich codzienność coraz bardziej widoczna staje się ich desperacja i strach związany z tym brakiem jakichkolwiek alternatyw. Narastający niepokój dobrze podkreśla też ścieżka dźwiękowa, która w odpowiednich momentach idealnie akcentuje strudzone dusze bohaterów. Nieistniejąca wyspa Inisherin służy więc podkreśleniu sytuacji życiowej, z którą wiele osób może się w mniejszym czy większym stopniu empatyzować. W ten sposób reżyser gra na naszym lęku związanym z brakiem sprawczości i na tym buduje metaforę dotyczącą prawdziwych historycznych wydarzeń, podczas których dzieje się akcja filmu, czyli wojny domowej w Irlandii.

Kilka słów o tym, że Martin McDonagh zna tylko dwóch aktorów
„Powodzenia wam. Czymkolwiek jest to, o co walczycie.”7 – Pádraic z Duchów Inisherin
Oglądając materiały reklamowe do obydwu dzieł reżysera, trudno nie zauważyć, że zarówno w Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj jak i w Duchach Inisherin role główne grają ci sami aktorzy. Brendan Gleeson oraz Colin Farrell w pierwszym filmie McDonagh'a tworzą niezwykle zgrany duet znajomych, którzy są dopiero na początku swojej relacji. Dobrze oddają oni dynamikę obydwu postaci, które choć współpracują, to wielokrotnie wchodzą sobie w drogę. Ciekawie obserwuje się tę zacieśniające się dopiero więzy i tym bardziej interesujący wydaje się kierunek relacji, jaki Martin McDonagh zafundował aktorom w przypadku Duchów Inisherin. Charaktery postaci prezentują się bowiem dość podobnie. Bohaterowie Colina Farrella w obydwu filmach są dość naiwni i nie przejmujący się tematami takimi jak duchowość czy sztuka. Po prostu przeżywają każdy dzień, nie analizując zbytnio swojego istnienia, dopóki nie są do tego zmuszeni. Postacie Brendana Gleesona są znacznie lepiej zorientowane w świecie, nie potrafią tak łatwo pogodzić się z niesprawiedliwościami rządzącymi światem i z tym, co stanie się po ich śmierci. Ta nierówność relacji w pierwszym filmie McDonagh'a działa jednak bardziej na korzyść bohaterów. Inaczej sprawa ma się w Duchach Inisherin. Chociaż Pádraic i Colm znają się znacznie dłużej niż protagoniści Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj, to jako widz nie jesteśmy w stanie obserwować ich na tym przyjaznym etapie. Od razu zostajemy wrzuceni w sytuację konfliktu. Przez to trochę trudno nam dostrzec, co sprawiało, że przez tak długi czas trzymali się razem. Widzimy powolny rozpad obydwu bohaterów spowodowany różnością ich charakterów. Porównując pod tym względem obydwa filmy, można więc odnieść wrażenie, że została zaburzona tu jakaś równowaga dotycząca kontaktów międzyludzkich. Że ledwie znajomi potrafią bardziej poświęcać się dla siebie nawzajem niż wieloletni przyjaciele.

Pod powierzchnią
Mówiąc o Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj oraz Duchach Inisherin nie można chyba nie wspomnieć o tym, co kryje się pod zasłoną historii o relacjach międzyludzkich. Martin McDonagh lubi bowiem rzucać w swoich filmach pewne wskazówki, które mają poświadczać o poziomie metaforycznym jego dzieł.
„Czyściec jest miejscem jakby pomiędzy. Nie byłeś całkiem gów***ny, ale nie byłeś też wcale aż taki dobry.”8 – Ken z Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj
W przypadku Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj od początku bardzo istotny jest wątek religijności. Bohaterowie w ramach swojej wycieczki po Brugii zwiedzają mnóstwo kościołów, a przeszłość jednego z nich jest bezpośrednio związana z zabójstwem osoby duchownej. Najbardziej wymowna jest jednak scena oglądania przez protagonistów obrazu Sąd ostateczny Hieronima Boscha. Nadaje ona ostatecznego kształtu temu, czym tak w zasadzie w tej religijnej metaforze ma być tytułowa Brugia. Miejscem na granicy, swego rodzaju czyśćcem na Ziemi, do którego trafiają nasi bohaterowie, by zostać rozliczonym ze swoich grzechów. Miejscem, w którym nie do końca ma już znaczenie samo dobro i zło, a jedynie nasze własne rozterki moralne.
„Wolne Państwo rozstrzela ludzi z Armii Republikańskiej. Chociaż może to było na odwrót? Trudno za tym nadążyć w tych czasach. Czy nie było o wiele prościej, kiedy wszyscy staliśmy po tej samej stronie i zabijaliśmy tylko anglików?”9 – Peadar z Duchów Inisherin
Podobnie wyspa Inisherin jest w pewien sposób miejscem na granicy. Nieistniejącym, a jednak zawierającym w sobie istotną historię rozpadu przyjaźni. Historię rozpadu, która ma jednocześnie obrazować ważne wydarzenie w historii Irlandii. Nie bez powodu bowiem Martin McDonagh umieścił swoją historię właśnie w latach dwudziestych XX wieku, podczas trwania wojny domowej. Jak ujmuje to sam reżyser w jednym z wywiadów, ten historyczny spór, w ramach którego walczyły ze sobą dwie strony, zjednoczone niecały rok wcześniej, jest dobrym odbiciem konfliktu między głównymi bohaterami filmu.10 I co ważniejsze sprawdza się to zarówno na poziomie dosłownym, jak i przenośnym.
Bo ta druga warstwa dzieł McDonagh'a nie jest konieczna do tego, by wpłynęły one na widza. Ja osobiście nie skupiałam się w dużym stopniu na tych elementach w trakcie seansu, a jednak nie czułam, żebym utraciła coś znaczącego w samej warstwie fabularnej. Nawet bez nich można bowiem zachwycać się tymi filmami ze względu na angażującą grę aktorską, dobrze zbudowany niepokojący klimat i sprawnie napisany scenariusz, który odpowiednio kładzie akcenty na poszczególne sceny. To co pod powierzchnią jest więc niezwykle miłym dodatkiem, a nie czymś bez czego dzieło dla przeciętnego widza, nieznającego na przykład realiów wojny domowej w Irlandii, jest niezrozumiałe. I właśnie w tym, że dzieła McDonagh'a są tak dobre na każdym możliwym poziomie – dosłownym i metaforycznym – ujawnia się dla mnie kunszt tego twórcy. I dlatego też będę śledzić dalej filmową karierę tego reżysera, czekając na kolejne perły, które mogą jeszcze powstać pod jego czujnym okiem.
Bo ta druga warstwa dzieł McDonagh'a nie jest konieczna do tego, by wpłynęły one na widza. Ja osobiście nie skupiałam się w dużym stopniu na tych elementach w trakcie seansu, a jednak nie czułam, żebym utraciła coś znaczącego w samej warstwie fabularnej. Nawet bez nich można bowiem zachwycać się tymi filmami ze względu na angażującą grę aktorską, dobrze zbudowany niepokojący klimat i sprawnie napisany scenariusz, który odpowiednio kładzie akcenty na poszczególne sceny. To co pod powierzchnią jest więc niezwykle miłym dodatkiem, a nie czymś bez czego dzieło dla przeciętnego widza, nieznającego na przykład realiów wojny domowej w Irlandii, jest niezrozumiałe. I właśnie w tym, że dzieła McDonagh'a są tak dobre na każdym możliwym poziomie – dosłownym i metaforycznym – ujawnia się dla mnie kunszt tego twórcy. I dlatego też będę śledzić dalej filmową karierę tego reżysera, czekając na kolejne perły, które mogą jeszcze powstać pod jego czujnym okiem.
Przypisy:
1. Więcej o sztukach teatralnych McDonagha można poczytać tutaj: Clinton Williams, About the Playwright | Martin McDonagh, „The Stage”, https://www.thestage.org/media/martin-mcdonagh, dostęp online: 17.02.2024
2. Tłumaczenie własne: „After I killed them, I dropped the gun in the Thames, washed the residue off my hands in the bathroom of a Burger King, and walked home to await instructions. Shortly thereafter, the instructions came through. «Get the f**k out of London, yous dumb f**ks. Get to Bruges.» I didn't even know where Bruges f**king was. It's in Belgium.”
3. Tłumaczenie własne: „— Why don’t you both put your guns down and go home?
— Don’t be stupid. This is a shootout.”
4. Tłumaczenie własne: „Maybe there are banshees too. I just don’t think that they scream to portend death anymore. I think they just sit back, amused, and observe.”
5. Tłumaczenie własne: „I used to think that’d be a nice thing to be. One of life’s good guys. And now, it sounds like the worst thing I ever heard.”
6. Tłumaczenie własne: „— Do you think God gives a damn about miniature donkeys, Colm?
— I fear he doesn’t. And I fear that’s where it’s all gone wrong.”
7. Tłumaczenie własne: „Good luck to ye. Whatever it is you’re fightin’about.”
8. Tłumaczenie własne: „Purgatory’s kind of like the in-betweeny one. You weren’t really sh*t but you weren’t all that great, either.”
9. Tłumaczenie własne: „The Free State lads are executin’ a couple of the IRA lads. Or is it the other way around? I find it hard to follow these days. Wasn’t it so much easier when we was all on the same side, and it was just the English we was killin’?”
10. Film4, Martin McDonagh on the historical and metaphorical background of The Banshees Of Inisherin, YouTube, https://www.youtube.com/watch?v=uJJZ2TM_J68, dostęp online: 17.02.2024
1. Więcej o sztukach teatralnych McDonagha można poczytać tutaj: Clinton Williams, About the Playwright | Martin McDonagh, „The Stage”, https://www.thestage.org/media/martin-mcdonagh, dostęp online: 17.02.2024
2. Tłumaczenie własne: „After I killed them, I dropped the gun in the Thames, washed the residue off my hands in the bathroom of a Burger King, and walked home to await instructions. Shortly thereafter, the instructions came through. «Get the f**k out of London, yous dumb f**ks. Get to Bruges.» I didn't even know where Bruges f**king was. It's in Belgium.”
3. Tłumaczenie własne: „— Why don’t you both put your guns down and go home?
— Don’t be stupid. This is a shootout.”
4. Tłumaczenie własne: „Maybe there are banshees too. I just don’t think that they scream to portend death anymore. I think they just sit back, amused, and observe.”
5. Tłumaczenie własne: „I used to think that’d be a nice thing to be. One of life’s good guys. And now, it sounds like the worst thing I ever heard.”
6. Tłumaczenie własne: „— Do you think God gives a damn about miniature donkeys, Colm?
— I fear he doesn’t. And I fear that’s where it’s all gone wrong.”
7. Tłumaczenie własne: „Good luck to ye. Whatever it is you’re fightin’about.”
8. Tłumaczenie własne: „Purgatory’s kind of like the in-betweeny one. You weren’t really sh*t but you weren’t all that great, either.”
9. Tłumaczenie własne: „The Free State lads are executin’ a couple of the IRA lads. Or is it the other way around? I find it hard to follow these days. Wasn’t it so much easier when we was all on the same side, and it was just the English we was killin’?”
10. Film4, Martin McDonagh on the historical and metaphorical background of The Banshees Of Inisherin, YouTube, https://www.youtube.com/watch?v=uJJZ2TM_J68, dostęp online: 17.02.2024