Tak rozpoczyna się film pod tytułem Koralina i tajemnicze drzwi w reżyserii Henry’ego Selick’a, który pojawił się na ekranach w 2009 roku. Książka Neila Gaiman’a, na podstawie której powstał, opublikowana została w roku 2002. Obydwie odsłony historii, choć różnią się w szczegółach, opowiadają o jedenastoletniej Koralinie, która odkrywa przejście do tajemniczego innego świata. Ta druga rzeczywistość, w której wszyscy zamiast oczu mają guziki, choć w pierwszej chwili piękna i przyjazna, stopniowo obnaża swoje przerażające właściwości i zmusza Koralinę do walki o życie swojej rodziny.
Zachęcam do zapoznania się z tą opowieścią – w dowolnej formie, ale przestrzegam, że dla najmłodszych, wrażliwych, strachliwych lub łatwo ulegających emocjom odbiorców może okazać się zbyt niepokojąca. Po pierwszym zobaczeniu filmu Koralina i tajemnicze drzwi w mojej dziesięcioletniej wtedy głowie strach przed nim urósł do takich rozmiarów, że ponownie odważyłam się z nim zmierzyć dopiero na trzecim roku studiów. Tym razem historia nie przeraziła mnie, tylko zafascynowała, co okazało się częstym wśród odbiorców zjawiskiem. Internet aż huczy od opracowań, teorii i domysłów na temat tej opowieści. Koralina od dwudziestu lat skutecznie przyciąga do stron i ekranów, żeby straszyć, ale też inspirować.
Raz, dwa, trzy – Baba Jaga patrzy!
Po obejrzeniu filmu w świetlicy szkolnej, wróciłam do domu i odwróciłam twarzą do ściany wszystkie moje pluszaki i lalki. Bałam się spojrzenia ich zabawkowych oczu. Czułam się obserwowana nawet przez guziki przyszyte do ozdobnej poszewki na poduszkę. W Koralinie i tajemniczych drzwiach lalka stworzona w scenie otwierającej film służy wiedźmie władającej Drugim Światem do podglądania zwyczajów Koraliny. Zdobytych informacji używa potem do tworzenia iluzji, które mają zachwycić dziewczynkę i usidlić ją w Drugim Świecie. Wykorzystując niewinną zabawkę, jako narzędzie złej siły, twórcy filmu rozbudzili mocno moją dziecięcą wyobraźnię.
Lalka nie była zresztą jedynym elementem, który pozwalał na zauważenie odrobiny swojego świata w filmowej rzeczywistości. Początkowo Koralina odwiedza alternatywny świat tylko w nocy, tak że nie można jasno odpowiedzieć, czy to sen, czy jawa. W miarę rozwoju opowieści, wątpliwości co do realności zdarzeń nikną. Wszystko dzieje się naprawdę. W głowie pojawia się ten powszechny, dziecięcy lęk. Czy to oznacza, że moje koszmary również mogą przeniknąć do świata, który oglądam po obudzeniu?
Cała historia rozgrywa się w domu i ogrodzie Koraliny, które przecież powinny być bezpiecznym miejscem, a stają się pułapką. Obdarzone nieufnością są już więc nie tylko znajome zabawki, ale też swojskie ściany własnego mieszkania. Mało tego, wiedźma z Drugiego Świata podszywa się pod rodziców – osoby dla dziecka najukochańsze i najbardziej zaufane. W scenie, gdy dziewczynka pierwszy raz dostaje się do Drugiego Świata, mówi: „Nie wiedziałam, że mam drugą matkę”. Natychmiast uzyskuje odpowiedź: „Oczywiście, że masz. Każdy ma”. Przeszywające jest to zdanie, bo wciąga oglądającego do uniwersum filmu. Sugeruje, że ja – trzecioklasistka oglądająca film po lekcjach – też ją mam, że jakaś zła istota polująca na mnie, udaje moją mamę i podgląda mnie przez guziki w poduszce. Demoniczna czarownica o czarnym, plastikowym wzroku, zasiewa strach we wszystkim, co bliskie i ważne.
Cztery, pięć, sześć – dorosłego też chce zjeść!
Chociaż historia w założeniu skierowana jest do dzieci (co moim zdaniem nie jest do końca słuszne), dorośli również zatracą się w świecie animacji. Już może nie przerażenie, ale pełne kontrolowanego niepokoju zaciekawienie pozwoli im na zauważenie innych aspektów historii. Jeśli są rodzicami, zastanowią się być może, czy poświęcają swoim dzieciom uwagę i sprawiają, że czują się kochane. Wychwycą prawdopodobnie gry słów, którymi przepełnione są film i książka. Pochylą się nad sięgającym do symboliki oczu, jako zwierciadeł duszy i symbolu boskości, znaczeniem zamiany ich na guziki. Nie będą się dziwić wykorzystaniu lalki – znają już przecież motyw opętanych zabawek. Dostrzegą strukturę historii, symbolikę ukrytą w konstrukcji świata i bohaterów. Nie umknie ich uwadze rozmach i skala miłości, która źle rozumiana i odczuwana, prowadzi Drugą Matkę do przerażających zachowań. Być może, docenią opowieść bardziej niż dzieci, ponieważ mają już umiejętność rozdzielania fikcji i świata rzeczywistego.
Siedem, osiem – przedstaw się!
Jaka jest Koralina – główna bohaterka opowieści? Włazi, gdzie nie powinna – do gabinetu zapracowanego ojca, do części sklepu z kolorowymi rękawiczkami, do tunelu prowadzącego do innego świata. Mówi, czego nie powinna – kpi z imienia nowo spotkanego chłopca, zaczepia zajętą matkę, obraża swojego sojusznika w walce z wiedźmą.
Jednym słowem – śmiała. Koralina szuka przygód, bada i odkrywa swoje otoczenie. Nie zraża się złą pogodą czy brakiem towarzystwa. Jest nieustraszona – szuka zapomnianej studni, do której można wpaść, ekscytuje ją niebezpieczeństwo wywróżone z fusów po herbacie. Z perspektywy dziecka wydaje się osobą, z którą warto przebywać, bo z taką przyjaciółką przy boku można spodziewać się przygód. Chętnie zaczynamy śledzić jej działania – zwłaszcza że jej problemy mogą odzwierciedlać nasze. Koralina właśnie się przeprowadziła i próbuje się odnaleźć. Jej rodzice nie mają dla niej czasu, ciągle są zapracowani, nie gotują jej ulubionych potraw, kupują tylko nudne ubrania. Koralinę to irytuje i podsyca w niej pragnienie przygody.
Dobrze jest zobaczyć na ekranie dziecko o prawdziwych dziecięcych cechach, które prócz pewnego egocentryzmu i bezczelności, wykazuje się wielką odwagą, zaradnością, pomysłowością i inteligencją. Ze swoimi niebieskimi włosami, przewracaniem oczu i sarkastycznymi odpowiedziami oraz ogromnym zapałem i brakiem strachu wobec potencjalnych, tajemniczych niebezpieczeństw, jest może trochę przerysowana, ale na tle pozostałych szalonych i absurdalnych postaci jest osobą, z którą można się utożsamiać. Boimy się razem z nią i kibicujemy jej przy każdym nowym wyzwaniu.
Dziewięć, dziesięć, jedenaście – a kim wy jesteście?
Historia aż pęka w szwach od ekscentrycznych postaci. Dostarczają one nie tylko pomocnych rad dla Koraliny, ale także elementów specyficznego, zalatującego groteską humoru. Mamy tutaj hodowcę myszy cyrkowych o sino-szarej skórze, który popisuje się umiejętnościami akrobatycznymi i przekazuje Koralinie wiadomość od swoich gryzoni. Są dwie podstarzałe aktorki, które wróżą z fusów, rozdają dzieciom cukierki oraz magiczne przedmioty i posiadają gromadkę psów, które po śmierci wypychają i stawiają nad kominkiem. Mamy chłopca jeżdżącego na motocyklu w czarnym hełmie spawacza, który za dużo gada i nosi imię, które można przetłumaczyć jako „czemu urodzony”. Wreszcie mamy czarnego kota, przenikającego między światami przewodnika, który towarzyszy Koralinie w jej przygodach, a nawet ma umiejętność rozmawiania z nią, gdy znajduje się w Drugim Świecie. Wszyscy są tutaj dziwni. Trochę to wygląda jak świat z perspektywy dziecka, które zauważa i wyolbrzymia cechy ludzi, każdego zamieniając w charakterystycznego bohatera.
A historie opowiadane z perspektywy dziecka są o tyle bardziej wciągające, że dla młodziutkich ludzi granica pomiędzy fantazją a światem rzeczywistym nie jest jeszcze do końca wzniesiona, nie zdążyła jeszcze okrzepnąć i zyskać charakterystycznej dla dorosłych definitywności. Dla dzieci nawet małe wydarzenia mogą być przełomowe i znaczące, ich naiwność pozwala na wiarę w rzeczy lekceważone przez dorosłych. Nie bagatelizują zagrożenia płynącego z ciemnej jamy pod łóżkiem, i nie dowierzają własnym oczom, gdy sprawdzą, że żaden potwór się w niej jednak nie kryje. Boją się też całkiem inaczej – całym sobą. Biorą swoje małe życie z jego radościami i niebezpieczeństwami na poważnie, obca jest im ironia. Mierzą się ze światem przecież pierwszy raz.
Dwanaście, trzynaście – jak to zrobiliście, pokażcie!
Film jest wizualnie nietypowy. Stworzony za pomocą techniki animacji poklatkowej, przedstawia postacie poruszające się w specyficzny sposób, trochę jakby w zwolnionym tempie, nie do końca zachowując prawa fizyki, jakby ktoś nimi poruszał, co z resztą w zasadzie jest zgodne z prawdą. Nad filmem pracowało pół tysiąca ludzi, przez okres czterech lat. Sama animacja – budowanie filmu klatka po klatce, żmudnie przesuwanie kukiełkowych rąk i włosów o ułamek centymetra, zajęło 18 miesięcy. Jeden animator mógł w ten sposób stworzyć od 2 do 7 sekund filmu tygodniowo. Dla samej Koraliny przygotowano ponad sześć tysięcy twarzy, które przytwierdzano kolejno do 28 kukiełek tej postaci, by wyrażały różne emocje. W połączeniu z drobiazgowo przemyślanym projektem wnętrz przedstawionych w filmie, ręcznie wykonanymi i indywidualnie oświetlonymi roślinami z magicznego Drugiego Świata oraz wyrazistymi w kształcie i zachowaniu postaciami pobocznymi, tworzy szczegółowy, dziwny i ekscytujący świat.
Czternaście, piętnaście – muzyka i baśnie!
Ścieżka muzyczna filmu brzmi trochę jak kołysanka, trochę jak muzyka marszowa. Wydaje się składać ze skrzypienia drzwi, szarpania strun i echa kroków. Skomponowana przez Bruno Coulais’a, jest kolejną warstwą świata, która pozwala historii wybrzmieć. Wydaje się lekka i przyjemna, ale podszywa opowieść niepewnością i napięciem, jakby podłoga, która w każdej chwili może się zapaść. Jak mówi sam kompozytor, często brzmi jak melodia zza ścian, przepełniona szeptami i dziecięcymi głosami, sprawia wrażenie, że dom jest nawiedzony. Przy produkcji ścieżki dźwiękowej użyte zostały nietypowe instrumenty – takie zabawkowe, użyte w sekwencji dla cyrku myszy, czy rzadkie jak wodofon ilustrujący dziwną naturę Drugiej Matki. W wielu utworach ważną rolę odgrywa również chór dziecięcy – wysokie, niepokojące głosy śpiewające w dziwnym języku. Co ciekawe, chociaż brzmi on trochę jak francuski, jest to język wymyślony, słów piosenek nie rozpozna żaden poliglota. Kolejny element świata przedstawionego, który, choć pozornie znajomy, zostaje zniekształcony i okazuje się obcy i straszny.
Koniec wyliczanki – odwagi koledzy i koleżanki!
Książka i film, choć zbudowane na tych samych fundamentach, różnią się konstrukcją fabuły, szczegółami wydarzeń i świata przedstawionego. Książka może być o tyle bardziej przerażająca, że pozbawiona części wizualnej, pozwala czytelnikowi na obsadzenie w rolach poszczególnych postaci znajomych twarzy i umiejscowienie wydarzeń w przestrzeni wyobrażonej na podstawie własnych doświadczeń. W książce znajduje się również ciekawy akcent. W sposób dosłowny autor przedstawia nam jedno z przesłań książki. Koralina przed konfrontacją z przeobrażoną już w wiedźmę Drugą Matką opowiada przyjacielowi historię swojego taty. Wykazał się on odwagą nie wtedy, gdy spontanicznie odciągnął od córki rój os, gubiąc przy tym okulary i zyskując dziesiątki ugryzień, ale wtedy, kiedy pomimo strachu przed ponownym użądleniem wrócił po swoje okulary. Odwaga to przecież właśnie przezwyciężanie przerażenia.
Strachy, jak smoki i złe wiedźmy można pokonać, potrzeba często nieprawdopodobnej ilości odwagi, żeby to zrobić. Przydają się też zaufani ludzie i inne przyjazne nam istoty, a jeśli jesteście w bajce, również kilka magicznych przedmiotów i nadnaturalnych zdolności. Jeżeli pozostajecie osadzeni w rzeczywistości, zachęcam do opuszczenia jej na któryś z wieczorów do świata książkowej lub filmowej Koraliny. Jednak tylko jeśli jesteście na tyle dorośli, by zrozumieć, w co się pakujecie.