Archiwum tekstów

Raz, dwa trzy – baba jaga patrzy! O „Koralinie i tajemniczych drzwiach”.

2022-12-08 09:35 Optyka
W towarzystwie bajkowej, tajemniczej muzyki, długie, cieniutkie, metalowe palce zajmują się szyciem lalki, lub by określić to dokładniej – przerabianiem jej. Płynnymi ruchami otwierają przybornik pełen narzędzi, kojarzących się z wizytą u dentysty. Rozcinają jej ubranko i rozpruwają usta, aby wymienić wypełniającą ją watę na nowe, trocinowe trzewia. Pociągając za kawałek włóczki, pozbawiają lalkę brązowych warkoczyków, ale już po chwili obdarowują ją nową, niebieską fryzurą. Kluczowym elementem są błyszczące czarne guziki – oczy lalki, wybrane ze skupieniem i pieczołowicie przyszyte przez pająkowate dłonie, które rzucają na ścianę dramatyczny cień, wykonując nowe szwy. Na koniec szpony z pomocą pokrytej pajęczynami maszyny do szycia, sprawiają lalce nowe ubranko i tak przygotowaną, wypuszczają ją przez okno, a ona unosi się w ciemne niebo.

Tak rozpoczyna się film pod tytułem Koralina i tajemnicze drzwi w reżyserii Henry’ego Selick’a, który pojawił się na ekranach w 2009 roku. Książka Neila Gaiman’a, na podstawie której powstał, opublikowana została w roku 2002. Obydwie odsłony historii, choć różnią się w szczegółach, opowiadają o jedenastoletniej Koralinie, która odkrywa przejście do tajemniczego innego świata. Ta druga rzeczywistość, w której wszyscy zamiast oczu mają guziki, choć w pierwszej chwili piękna i przyjazna, stopniowo obnaża swoje przerażające właściwości i zmusza Koralinę do walki o życie swojej rodziny. 

Zachęcam do zapoznania się z tą opowieścią – w dowolnej formie, ale przestrzegam, że dla najmłodszych, wrażliwych, strachliwych lub łatwo ulegających emocjom odbiorców może okazać się zbyt niepokojąca. Po pierwszym zobaczeniu filmu Koralina i tajemnicze drzwi w mojej dziesięcioletniej wtedy głowie strach przed nim urósł do takich rozmiarów, że ponownie odważyłam się z nim zmierzyć dopiero na trzecim roku studiów. Tym razem historia nie przeraziła mnie, tylko zafascynowała, co okazało się częstym wśród odbiorców zjawiskiem. Internet aż huczy od opracowań, teorii i domysłów na temat tej opowieści. Koralina od dwudziestu lat skutecznie przyciąga do stron i ekranów, żeby straszyć, ale też inspirować.

Raz, dwa, trzy – Baba Jaga patrzy!


Po obejrzeniu filmu w świetlicy szkolnej, wróciłam do domu i odwróciłam twarzą do ściany wszystkie moje pluszaki i lalki. Bałam się spojrzenia ich zabawkowych oczu. Czułam się obserwowana nawet przez guziki przyszyte do ozdobnej poszewki na poduszkę. W Koralinie i tajemniczych drzwiach lalka stworzona w scenie otwierającej film służy wiedźmie władającej Drugim Światem do podglądania zwyczajów Koraliny. Zdobytych informacji używa potem do tworzenia iluzji, które mają zachwycić dziewczynkę i usidlić ją w Drugim Świecie. Wykorzystując niewinną zabawkę, jako narzędzie złej siły, twórcy filmu rozbudzili mocno moją dziecięcą wyobraźnię.

Lalka nie była zresztą jedynym elementem, który pozwalał na zauważenie odrobiny swojego świata w filmowej rzeczywistości. Początkowo Koralina odwiedza alternatywny świat tylko w nocy, tak że nie można jasno odpowiedzieć, czy to sen, czy jawa. W miarę rozwoju opowieści, wątpliwości co do realności zdarzeń nikną. Wszystko dzieje się naprawdę. W głowie pojawia się ten powszechny, dziecięcy lęk. Czy to oznacza, że moje koszmary również mogą przeniknąć do świata, który oglądam po obudzeniu?

Cała historia rozgrywa się w domu i ogrodzie Koraliny, które przecież powinny być bezpiecznym miejscem, a stają się pułapką. Obdarzone nieufnością są już więc nie tylko znajome zabawki, ale też swojskie ściany własnego mieszkania. Mało tego, wiedźma z Drugiego Świata podszywa się pod rodziców – osoby dla dziecka najukochańsze i najbardziej zaufane. W scenie, gdy dziewczynka pierwszy raz dostaje się do Drugiego Świata, mówi: „Nie wiedziałam, że mam drugą matkę”. Natychmiast uzyskuje odpowiedź: „Oczywiście, że masz. Każdy ma”. Przeszywające jest to zdanie, bo wciąga oglądającego do uniwersum filmu. Sugeruje, że ja – trzecioklasistka oglądająca film po lekcjach – też ją mam, że jakaś zła istota polująca na mnie, udaje moją mamę i podgląda mnie przez guziki w poduszce. Demoniczna czarownica o czarnym, plastikowym wzroku, zasiewa strach we wszystkim, co bliskie i ważne.

Cztery, pięć, sześć – dorosłego też chce zjeść!


Chociaż historia w założeniu skierowana jest do dzieci (co moim zdaniem nie jest do końca słuszne), dorośli również zatracą się w świecie animacji. Już może nie przerażenie, ale pełne kontrolowanego niepokoju zaciekawienie pozwoli im na zauważenie innych aspektów historii. Jeśli są rodzicami, zastanowią się być może, czy poświęcają swoim dzieciom uwagę i sprawiają, że czują się kochane. Wychwycą prawdopodobnie gry słów, którymi przepełnione są film i książka. Pochylą się nad sięgającym do symboliki oczu, jako zwierciadeł duszy i symbolu boskości, znaczeniem zamiany ich na guziki. Nie będą się dziwić wykorzystaniu lalki – znają już przecież motyw opętanych zabawek. Dostrzegą strukturę historii, symbolikę ukrytą w konstrukcji świata i bohaterów. Nie umknie ich uwadze rozmach i skala miłości, która źle rozumiana i odczuwana, prowadzi Drugą Matkę do przerażających zachowań. Być może, docenią opowieść bardziej niż dzieci, ponieważ mają już umiejętność rozdzielania fikcji i świata rzeczywistego.

Siedem, osiem – przedstaw się!


Jaka jest Koralina – główna bohaterka opowieści? Włazi, gdzie nie powinna – do gabinetu zapracowanego ojca, do części sklepu z kolorowymi rękawiczkami, do tunelu prowadzącego do innego świata. Mówi, czego nie powinna – kpi z imienia nowo spotkanego chłopca, zaczepia zajętą matkę, obraża swojego sojusznika w walce z wiedźmą. 

Jednym słowem – śmiała. Koralina szuka przygód, bada i odkrywa swoje otoczenie. Nie zraża się złą pogodą czy brakiem towarzystwa. Jest nieustraszona – szuka zapomnianej studni, do której można wpaść, ekscytuje ją niebezpieczeństwo wywróżone z fusów po herbacie. Z perspektywy dziecka wydaje się osobą, z którą warto przebywać, bo z taką przyjaciółką przy boku można spodziewać się przygód. Chętnie zaczynamy śledzić jej działania – zwłaszcza że jej problemy mogą odzwierciedlać nasze. Koralina właśnie się przeprowadziła i próbuje się odnaleźć. Jej rodzice nie mają dla niej czasu, ciągle są zapracowani, nie gotują jej ulubionych potraw, kupują tylko nudne ubrania. Koralinę to irytuje i podsyca w niej pragnienie przygody.

Dobrze jest zobaczyć na ekranie dziecko o prawdziwych dziecięcych cechach, które prócz pewnego egocentryzmu i bezczelności, wykazuje się wielką odwagą, zaradnością, pomysłowością i inteligencją. Ze swoimi niebieskimi włosami, przewracaniem oczu i sarkastycznymi odpowiedziami oraz ogromnym zapałem i brakiem strachu wobec potencjalnych, tajemniczych niebezpieczeństw, jest może trochę przerysowana, ale na tle pozostałych szalonych i absurdalnych postaci jest osobą, z którą można się utożsamiać. Boimy się razem z nią i kibicujemy jej przy każdym nowym wyzwaniu.

Dziewięć, dziesięć, jedenaście – a kim wy jesteście?


Historia aż pęka w szwach od ekscentrycznych postaci. Dostarczają one nie tylko pomocnych rad dla Koraliny, ale także elementów specyficznego, zalatującego groteską humoru. Mamy tutaj hodowcę myszy cyrkowych o sino-szarej skórze, który popisuje się umiejętnościami akrobatycznymi i przekazuje Koralinie wiadomość od swoich gryzoni. Są dwie podstarzałe aktorki, które wróżą z fusów, rozdają dzieciom cukierki oraz magiczne przedmioty i posiadają gromadkę psów, które po śmierci wypychają i stawiają nad kominkiem. Mamy chłopca jeżdżącego na motocyklu w czarnym hełmie spawacza, który za dużo gada i nosi imię, które można przetłumaczyć jako „czemu urodzony”. Wreszcie mamy czarnego kota, przenikającego między światami przewodnika, który towarzyszy Koralinie w jej przygodach, a nawet ma umiejętność rozmawiania z nią, gdy znajduje się w Drugim Świecie. Wszyscy są tutaj dziwni. Trochę to wygląda jak świat z perspektywy dziecka, które zauważa i wyolbrzymia cechy ludzi, każdego zamieniając w charakterystycznego bohatera. 

A historie opowiadane z perspektywy dziecka są o tyle bardziej wciągające, że dla młodziutkich ludzi granica pomiędzy fantazją a światem rzeczywistym nie jest jeszcze do końca wzniesiona, nie zdążyła jeszcze okrzepnąć i zyskać charakterystycznej dla dorosłych definitywności. Dla dzieci nawet małe wydarzenia mogą być przełomowe i znaczące, ich naiwność pozwala na wiarę w rzeczy lekceważone przez dorosłych. Nie bagatelizują zagrożenia płynącego z ciemnej jamy pod łóżkiem, i nie dowierzają własnym oczom, gdy sprawdzą, że żaden potwór się w niej jednak nie kryje. Boją się też całkiem inaczej – całym sobą. Biorą swoje małe życie z jego radościami i niebezpieczeństwami na poważnie, obca jest im ironia. Mierzą się ze światem przecież pierwszy raz. 

Dwanaście, trzynaście – jak to zrobiliście, pokażcie!


Film jest wizualnie nietypowy. Stworzony za pomocą techniki animacji poklatkowej, przedstawia postacie poruszające się w specyficzny sposób, trochę jakby w zwolnionym tempie, nie do końca zachowując prawa fizyki, jakby ktoś nimi poruszał, co z resztą w zasadzie jest zgodne z prawdą. Nad filmem pracowało pół tysiąca ludzi, przez okres czterech lat. Sama animacja – budowanie filmu klatka po klatce, żmudnie przesuwanie kukiełkowych rąk i włosów o ułamek centymetra, zajęło 18 miesięcy. Jeden animator mógł w ten sposób stworzyć od 2 do 7 sekund filmu tygodniowo. Dla samej Koraliny przygotowano ponad sześć tysięcy twarzy, które przytwierdzano kolejno do 28 kukiełek tej postaci, by wyrażały różne emocje. W połączeniu z drobiazgowo przemyślanym projektem wnętrz przedstawionych w filmie, ręcznie wykonanymi i indywidualnie oświetlonymi roślinami z magicznego Drugiego Świata oraz wyrazistymi w kształcie i zachowaniu postaciami pobocznymi, tworzy szczegółowy, dziwny i ekscytujący świat. 

Czternaście, piętnaście – muzyka i baśnie!


Ścieżka muzyczna filmu brzmi trochę jak kołysanka, trochę jak muzyka marszowa. Wydaje się składać ze skrzypienia drzwi, szarpania strun i echa kroków. Skomponowana przez Bruno Coulais’a, jest kolejną warstwą świata, która pozwala historii wybrzmieć. Wydaje się lekka i przyjemna, ale podszywa opowieść niepewnością i napięciem, jakby podłoga, która w każdej chwili może się zapaść. Jak mówi sam kompozytor, często brzmi jak melodia zza ścian, przepełniona szeptami i dziecięcymi głosami, sprawia wrażenie, że dom jest nawiedzony. Przy produkcji ścieżki dźwiękowej użyte zostały nietypowe instrumenty – takie zabawkowe, użyte w sekwencji dla cyrku myszy, czy rzadkie jak wodofon ilustrujący dziwną naturę Drugiej Matki. W wielu utworach ważną rolę odgrywa również chór dziecięcy – wysokie, niepokojące głosy śpiewające w dziwnym języku. Co ciekawe, chociaż brzmi on trochę jak francuski, jest to język wymyślony, słów piosenek nie rozpozna żaden poliglota. Kolejny element świata przedstawionego, który, choć pozornie znajomy, zostaje zniekształcony i okazuje się obcy i straszny.

Koniec wyliczanki – odwagi koledzy i koleżanki!


Książka i film, choć zbudowane na tych samych fundamentach, różnią się konstrukcją fabuły, szczegółami wydarzeń i świata przedstawionego. Książka może być o tyle bardziej przerażająca, że pozbawiona części wizualnej, pozwala czytelnikowi na obsadzenie w rolach poszczególnych postaci znajomych twarzy i umiejscowienie wydarzeń w przestrzeni wyobrażonej na podstawie własnych doświadczeń. W książce znajduje się również ciekawy akcent. W sposób dosłowny autor przedstawia nam jedno z przesłań książki. Koralina przed konfrontacją z przeobrażoną już w wiedźmę Drugą Matką opowiada przyjacielowi historię swojego taty. Wykazał się on odwagą nie wtedy, gdy spontanicznie odciągnął od córki rój os, gubiąc przy tym okulary i zyskując dziesiątki ugryzień, ale wtedy, kiedy pomimo strachu przed ponownym użądleniem wrócił po swoje okulary. Odwaga to przecież właśnie przezwyciężanie przerażenia.

Strachy, jak smoki i złe wiedźmy można pokonać, potrzeba często nieprawdopodobnej ilości odwagi, żeby to zrobić. Przydają się też zaufani ludzie i inne przyjazne nam istoty, a jeśli jesteście w bajce, również kilka magicznych przedmiotów i nadnaturalnych zdolności. Jeżeli pozostajecie osadzeni w rzeczywistości, zachęcam do opuszczenia jej na któryś z wieczorów do świata książkowej lub filmowej Koraliny. Jednak tylko jeśli jesteście na tyle dorośli, by zrozumieć, w co się pakujecie.