Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

Żywe Archiwa, czyli co kryje się w szufladach i wspomnieniach naszych dziadków

Portrety
Dziadek dostał aparat fotograficzny na dziesiąte urodziny. To był jeden z najlepszych prezentów, jakie wtedy – w latach pięćdziesiątych – można było zrobić. Dzięki temu możemy dzisiaj oglądać scenę, w której piętnastoletni dziadek razem z bandą kolegów leżą na łące i piją wino.

Babcia aparat dostała na komunię. Sam aparat się zachował, choć już, niestety, nie działa. Nie wiadomo też, gdzie są zdjęcia. Możliwe, że leżą w piwnicy, ale pewnie sporo zostało wyrzuconych przy przeprowadzce. Taki los często spotyka stare fotografie.

Na co mi tego tyle, takie szpargały tylko miejsce zajmują.


Chyba przypadkiem wyrzuciliśmy je z makulaturą.

W taki sposób można stracić piękne zdjęcie pradziadka w mundurze albo ślubną fotografię babci. Nawet jeśli pamiątki zdołają przetrwać przeprowadzkę, często zostają wyrzucone, gdy młodsze pokolenie, nie potrafiąc zidentyfikować postaci i wydarzeń, które zdjęcia przedstawiają, uznaje je za bezwartościowe. Czasem nawet nie trzeba czekać na młodsze pokolenie:

Nie chciałam czekać, aż moje dzieci je wyrzucą, gdy mnie już nie będzie, więc sama to zrobiłam.

Fotografie rodzinne mają znaczenie i wartość głównie dlatego, że są napełnione historią, przedstawiają ludzi, których rozpoznajemy i wobec których potrafimy osadzić samych siebie w jakimś kontekście. Często niestety przez nieuwagę, zaniedbanie czy lekkomyślność, opowieści związane z rodzinnymi pamiątkami gubią się gdzieś pomiędzy pokoleniami, wydarzenia tracą szczegóły, twarze imiona, a zdjęcia pokrywają się mapą zagięć i warstwą kurzu, by wreszcie wylądować na wysypisku.

Żywe Archiwa

W Tarnowskich Górach, niewielkim śląskim miasteczku, znalazła się grupa osób, które postanowiły zająć się problemem zaniedbanych i zapomnianych rodzinnych fotografii. Kacper Kozera, Dawid Śnietka i Krzysztof Welcel, czyli uczeń i dwóch studentów z Tarnowskich Gór i okolic, próbują w ramach swojego projektu „Żywe Archiwa” przekonać młodych ludzi do zainteresowania się starymi rodowymi zdjęciami i historiami, które dziadkowie mają do opowiedzenia na ich temat; a ludziom starszym uzmysłowić, jak wartościowe są zachowane w ich głowach wspomnienia.

„Żywe Archiwa” to określenie odnoszące się właśnie do naszych babć, dziadków, stryjecznych wujków i wszystkich bliskich, którzy pamiętają stare – a może nawet starsze – dobre czasy. „Żywe Archiwa” to też apel do nas wszystkich, żebyśmy nie dopuścili do zniszczenia fizycznych rodzinnych pamiątek – takich jak zdjęcia, które, dzięki powszechnie dostępnej technologii, można zdigitalizować i uchronić przed zniszczeniem.

Trochę technologii i człowiek się gubi

Digitalizacja i indeksowanie mogą brzmieć groźnie, ale nie są trudne ani skomplikowane. Dziadkowie nie muszą uczyć się obsługi Photoshopa, jeśli nie mają ochoty. Wystarczy, że wezmą kartkę i ołówek i opiszą to, co widzą na zdjęciu, a także przytoczą powiązane anegdoty i wydarzenia. Pomóc w tym mogą dzieci lub wnuki. Młodsi członkowie rodziny mogą się również zająć skanowaniem zdjęć (za pomocą skanera lub darmowych aplikacji na telefon), retuszowaniem ich (tu może przydać się umiejętność obsługi programów graficznych, chociaż istnieją także proste w użyciu rozwiązania wykorzystujące sztuczną inteligencję) i kolorowaniem. Takie zabiegi umożliwiają nie tylko łatwiejsze dzielenie się zdjęciami z rodziną i bezproblemowe przechowywanie, ale i pozwalają na dostrzeżenie szczegółów, które na fotografii analogowej łatwiej przeoczyć. Digitalizacja pozwala na powiększenie zdjęć i rozróżnienie niuansów w wyrazie twarzy, detali w sposobie ubrania i zidentyfikowanie nierozpoznawalnych wcześniej osób lub przedmiotów. Innym zabiegiem możliwym dzięki programom komputerowym jest kolorowanie fotografii, które zwraca im, odebrane przez czarno-białe obiektywy, rumieńce.

Co najważniejsze – indeksowanie i digitalizacja zdjęć naprawdę nie jest trudna i nie wymaga żadnych nakładów finansowych. Twórcy „Żywych Archiwów” wyjaśniają krok po kroku cały proces i zachęcają, żeby nie odwlekać wizyty u dziadków, a przy następnej wspólnej kawie spytać:

Dziadek, masz może zdjęcia swoich dziadków?

albo:

Babciu, opowiesz coś więcej o tym portrecie, który wisi nad komodą?

Cuda, jakie można odkryć

Dawid i Kacper wspominają w swoich wypowiedziach o perełkach, które odkryli w ramach „Żywych Archiwów”. Należy do nich na przykład fotografia siostry prapradziadka jednego z twórców inicjatywy. Za kobietą na nierzucającej się w pierwszym momencie w oczy ścianie zobaczyć można kilka obrazków. Przy bliższych oględzinach widać jednak, że nie są to przypadkowe ozdoby, ale fotografie. Dzięki spostrzegawczości i dociekliwości zespołu „Żywych Archiwów”, jedną z nich udało się odnaleźć. Chodzi o wizerunek widoczny zaraz obok głowy kobiety. Zdjęcie przedstawia jej ojca i zachowało się do dzisiaj w dobrym stanie, a za sprawą dbałości prapraprawnuka mężczyzny, istnieje już w wersji cyfrowej. Druga jest fotografią ślubną, niestety wciąż nie wiadomo, kim byli uwiecznieni na niej nowożeńcy. Taka tajemnica może wywoływać emocje podobne do rozwiązywania detektywistycznej zagadki. Nie można więc powiedzieć, że praca archiwisty należy do nudnych.
Na zdjęciu u góry, za kobietą widać portret jej ojca – do dzisiaj znajdujący się w rodzinnych zbiorach. Pary widocznej na fotografii ślubnej, również znajdującej się na ścianie za kobietą, dotąd nie udało się zidentyfikować.

Najstarszym zdjęciem, jakie „Żywe Archiwa” mają w kolekcji, jest fotografia praprapradziadków Dawida urodzonych w 1819 roku, czyli jeszcze za życia Napoleona. Brzmi to już mocno historycznie, a możliwe, że w czyichś rodzinnych archiwach drzemią jeszcze większe skarby. Skoro pierwsze zdjęcia rodzinne robiono już w latach osiemdziesiątych XIX wieku, to sportretowani na nich seniorzy rodu, którzy w momencie robienia fotografii dobiegaliby dziewięćdziesięciu lub stu lat, mogliby być osobami urodzonymi około roku 1780 – czyli mniej więcej 240 lat temu! Takiej fotografii „Żywe Archiwa” jeszcze nie znalazły, ale im więcej osób zainteresowanych inicjatywą, tym większe szanse na odkrycie niesamowitych portretów osób urodzonych w czasach, gdy królem Polski był Stanisław II August. Osadzenie pamiątek w czasie lub przyrównanie do wydarzeń, które znamy z historii, nadaje im dziwnej wagi. I bardzo dobrze, są to bowiem najczęściej unikaty, jedyne wizerunki przodków.
Najstarsze fotografie w zbiorze „Żywych Archiwów” – przodkowie urodzeni w 1819 roku.

Żywe Archiwa po śląsku

Mieszkańcy Tarnowskich Gór, szczególnie starsi, to często Ślązacy od pokoleń. Przy spisywaniu ich opowieści, nierzadko pojawia się kwestia dopytywania o znaczenie gwarowych słów i realia śląskiego życia. Jak mówi Dawid, inicjator „Żywych Archiwów”, który historią swojej rodziny interesuje się od zawsze, często zdarza się, że trzeba dziadków zagadywać o wyjaśnienia. Na przykład o imiona bohaterów ich opowiadań. Dzieje się tak, bo na Śląsku Agnieszka to Nysia, na Marię można mówić Marysia, Mery, Rija, Mija lub Pusia, a Bercik oznacza Roberta, Alberta, Bernarda, Huberta i Herberta. O pomyłkę więc nie trudno.

Bywa też, że trudno namówić dziadków, żeby sami spisali swoje wspomnienia. Wychowani w świecie, w którym za mówienie po śląsku dostawało się od nauczyciela burę, są przekonani, że nie będą w stanie samodzielnie opisać swojej historii. Pisanie po polsku wymaga od nich dużo wysiłku, który może odebrać przyjemność wspominania, a bardziej dla nich naturalny śląski – wydaje im się nieodpowiedni. Mogą w tym wszystkim nie zauważyć wartości, która w takim śląskim słowie pisanym niepodważalnie się kryje. Tutaj „Żywe Archiwa” widzą kolejny aspekt cennego dziedzictwa. Na Śląsku czy na Kaszubach jest to pewnie szczególnie widoczne, ale przekłada się także na inne rejony Polski. Dziadkowie mogą posługiwać się przecież słowami, których już się nie używa, znać lokalne określenia, slang określonej grupy, stosować nieintuicyjne dla wnuków środki językowe, metafory i przysłowia. To wszystko też opowiada ich historię i charakteryzuje miejsca, w których żyli.

Szersza perspektywa

Całe to odkrywanie „Żywych Archiwów” w naszej rodzinie może rzucić też ciekawe światło na zwyczaje społeczności, dawne ukształtowanie terenu lub historyczne fakty. W zbiorach Dawida, Kacpra i Krzysztofa nie brakuje fotografii przedstawiających kobiety i mężczyzn w tradycyjnych strojach, podczas uroczystości czy świąt. Jednym z nich jest zdjęcie przedstawiające kobiety w strojach ludowych (czyli po śląsku chopiony) z marzanną w Bobrownikach Śląskich.
Chopiony z marzanną w Bobrownikach Śląskich. Przykład możliwości kolorowania fotografii.
Bobrowniki Śląskie to jedna z dzielnic Tarnowskich Gór. Twórcy „Żywych Archiwów” zauważyli ciekawą różnicę w sposobie określania swojego miejsca zamieszkania wśród starszych i młodszych Tarnogórzan. Ci starsi mówią, że mieszkają na Bobrownikach, czy na Lasowicach, a kiedy wybierają się do centrum, mówią, że jadą do miasta. Dzisiejsza młodzież nie przywiązuje się tak do dzielnicy. Mówią, że są z Tarnowskich Gór.

Ciekawostki ludowe, językowe lub historyczne nie są rzadkością w rozmowach ze starszymi pokoleniami. Dziadkowie, którzy urodzili się przed wojną lub w jej trakcje, mogą pamiętać wojenną codzienność, mieć wspomnienia dotyczące obozu (najpierw hitlerowskiego, potem radzieckiego) w jednym z tarnogórskich lasów. Mogą wypowiedzieć się na temat realiów Polski Ludowej na etapie powstawania i na etapie upadku. Potem, równolegle do narodzin dzieci czy wnuków, byli również świadkami narodzin internetu, powstania Unii Europejskiej, a w ostatnich latach także światowej pandemii i wojny w Ukrainie. Czas ich życia był i ciągle jest pełen wielkich wydarzeń, które opowiadane z ich perspektywy, filtrowane są przez unikalne wrażliwości i zyskują inne znaczenia niż świadectwa, o których czytamy w podręcznikach.

Ochota na więcej

Jedyną osobą w rodzinie, która znała sekret przygotowywania sernika (bez rodzynek!) z pianką na górze i rosą na piance, była babcia. Teraz już nikt nie umie zrobić tak, żeby rosa wyszła idealnie, chociaż przy okazji świąt wszystkie synowe wciąż próbują. Dokładna receptura nie została nigdzie zapisana. Może nawet i jakby została, nie byłaby specjalnie pomocna, bo przecież babcie mierzą składniki w takich jednostkach jak „na oko”, „do smaku” i „nie za dużo”.

Głód opowieści, jak głód babcinego sernika, nie maleje. Już teraz „Żywe Archiwa” przekonują mieszkańców Tarnowskich Gór do poszperania w szufladach. W komentarzach pod ich postami można przeczytać wypowiedzi osób, które na publikowanych w ramach projektu fotografiach, rozpoznali znajome twarze, albo zdecydowali się przeglądnąć własne albumy, odkrywając przy okazji swoje podobieństwo do pradziadka czy wujka. Potencjał tej inicjatywy nie kończy się tutaj. Projekt „Żywe Archiwa”powstał pierwotnie w ramach konkursu „Zwolnieni z Teorii”, ale Dawid, Kacper i Krzysztof mają nadzieję, że nie zamknie się wraz z nim. Organizują spotkania z uczniami i członkami Uniwersytetu Trzeciego Wieku, umawiają się na prywatne wizyty w domach sąsiadów i innych osób, które poprosiły o pomoc w archiwizacji swoich zbiorów. Nie zatrzymują się na prywatnych fotografiach. Nie brakuje im pomysłów na rozszerzenie działalności, chcieliby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców. Jak czytamy na ich stronie: Ten projekt to impuls do działania – nie zostawiaj tego na wieczne kiedyś.

Po więcej informacji i wskazówek, jak digitalizować, indeksować i obrabiać fotografie, zerknij na strony „Żywych Archiwów”:
Instagram: zywe_archiwa
Facebook: Żywe Archiwa

Lub napisz na maila:
zywearchiwa@gmail.com
Zdjęcia: Żywe Archiwa