A: Występować publicznie zaczęliście dopiero po 3 latach od założenia zespołu. Co było tego przyczyną? Czy wystąpiły jakieś obawy przed opinią odbiorców, czy może bardziej kierowała Wami chęć lepszego wytrenowania swoich umiejętności?
The Cassino: Trzy lata mówisz? Wiesz co, próbuję sobie to przypomnieć. Wydaje mi się, że początkowo plan był inny. Ja gram na gitarze, Piotrek gra na perkusji. Gramy sobie razem i nie mamy żadnego pomysłu na zakładanie zespołu, wymyślanie nazwy, czy nagrywanie płyt. Obaj zaczęliśmy swoją przygodę z instrumentami i bardzo chcemy grać razem. Graliśmy bardzo długo i w tym czasie zaczęło powstawać większość naszych piosenek. Dotarliśmy do momentu, gdzie nie chcieliśmy już grać coverów. Zacząłem pisać. Udało się stworzyć razem jakiś materiał, ale nie było planów, żeby przedstawiać go publicznie. Robiliśmy to dla siebie z samej miłości do muzyki. I tak wyszło, że po jakiś trzech latach powstała nazwa, totalnie spontanicznie przed naszym pierwszym koncertem, bo wtedy musieliśmy się jakoś nazwać, żeby wystąpić.
A: Właśnie odnośnie nazwy, podobno pochodzi od kasyna wojskowego, w którym odbywały się pierwsze próby. Skąd pomysł na takie miejsce?
The Cassino: Obaj jesteśmy z Braniewa i graliśmy na początku w tamtejszym centrum kultury. Pojawił się problem, bo nad naszą salą było kino i nie dało się grać podczas seansów. Średnio dogadywaliśmy się też z dyrekcją tej placówki, więc zaczęliśmy szukać alternatyw. Wydaje mi się, że przez ojca naszego perkusisty - Piotra Dawidka znaleźliśmy możliwość grania w starym kasynie wojskowym, które już nie było używane. Niósł się tam straszny pogłos, ale to było w końcu nasze miejsce, nasze własne. Mogliśmy być tam praktycznie, kiedy chcieliśmy i nikomu nie przeszkadzaliśmy. To było takie nasze schronienie muzyczne.
A: Powstały już jakieś pomysły na teledyski? Może warto byłoby w nich wrócić do starego kasyna?
TC: Przeszła nam już przez głowę taka myśl. To miejsce zostawiliśmy już dawno za sobą. Tak naprawdę kasynem jest tylko z nazwy i nie jest ono wizualnie specjalnie pociągające. Teledysk faktycznie mógłby powstać, ale w bibliotece u góry. Będziemy niedługo wchodzić do studia, nagramy coś nowego i z tym materiałem będziemy coś kombinować.
A: Krążek „Zima” zachwyca nie tylko muzyką, ale też okładką. Każdy utwór ma własną grafikę tworzoną w podobnym klimacie. Kto był waszym grafikiem i czy planujecie utrzymać z nim współpracę?
TC: W historii naszego zespołu mieliśmy dwie różne osoby zajmujące się grafiką. Ilustracją najnowszej płyty „Zima” zajmowała się Edyta Magnoszewska, dziewczyna z Braniewa, nasza dobra koleżanka. Chodziła ze mną do gimnazjum i wtedy pierwszy raz wypatrzyłem, gdzieś tam na plastyce jej prace. Kiedy potrzebowaliśmy grafik do najnowszej płyty, to ja już od początku miałem w głowie „kto” i „jak” i „co”.
A: Pierwsza płyta wydana była całkowicie po angielsku, druga po polsku co jest przyczyną zmiany?
TC: Dorastałem na muzyce angielskiej. Ten język zawsze mocno mnie pociągał, jest bardzo rytmiczny, wiele słów można ze sobą łączyć i nie jest aż taki trudny, jak polski. Zawsze myślałem, że zostaniemy przy angielskim. Bardzo lubię pisać w tym języku i od początku mi to pasowało. Potem powoli zacząłem przekonywać się do mocy polskiego, jak on trafia do ludzi, chociaż tak naprawdę w dzisiejszych czasach w Polsce polska muzyka nie do końca jest chętnie słuchana. Bardzo dużo ludzi słucha wyłącznie angielskiej muzyki. Odkryłem jednak w tym polskim dużo takiej mocy, przekazu, trochę się z tym docierałem w tekstach. Całość wyszła naprawdę mocna emocjonalnie i mocno surowo i podoba mi się, fajnie to wyszło. Będę dalej szedł w polskie teksty. Chociaż nie odwracamy się od angielskiego i też planujemy wydawać utwory angielskie.
A: Skąd czerpiecie pomysły na kreowanie waszego zespołu?
TC: To jest właśnie śmieszne. Naprawdę nie ma tak, że siadamy gdzieś przy stole i zastanawiamy się, jak powinien wyglądać nasz wizerunek, w jakim kierunku idziemy z naszą muzyką. Piszę to, co potrzebuję napisać i nie ma w tym za bardzo planowania, nie ma w tym matematyki, ani żadnego biznesu. Piszę to, co muszę z siebie wyrzucić i czasami to wychodzi naprawdę smutno, czasem trochę mocno.
A: Po wydaniu pierwszej płyty postanowiliście poszerzyć swój zespół o basistę. Czy teraz jest podobnie, czy szukacie nowych członków?
To znaczy… mamy trzyosobowego busa, więc pewnie nikt nowy nie zmieściłby się do samochodu. Trzeba by było kupić jakiś dodatkowy fotel, generalnie jest to duże utrudnienie. Ten ktoś musiałby się też z nami dogadać, ale faktycznie fajnie byłoby utrzymać taki trend, że po każdej płycie nowy członek zespołu. Chociaż pewnie skończylibyśmy jako orkiestra. Czasem zastanawiam się, czy warto byłoby dołączyć do nas jakiś syntezator lub inny instrument elektroniczny, ale zostajemy na razie jako trio.
A: Jakie są wasze plany na przyszłość?
TC: Spróbowaliśmy naprawdę kawałka rzeczy muzycznie, byliśmy na różnych festiwalach, zdobyliśmy doświadczenie, czy to w telewizji, czy w radiu. Zebraliśmy jakieś grono ludzi, którzy chcą nas słuchać i chcemy dalej iść do przodu z muzyką. Chcemy, żeby ta nasza muzyka brzmiała coraz bardziej profesjonalnie i mogła się rozwijać w każdy możliwy sposób. Wchodzimy niedługo do studia, nagrywamy dwa single, wydajemy nowy album po polsku. Nie powiem, że w tym roku, bo Michał mi zabronił, ale jakąś niespodziankę w tym roku szykujemy.