— Jakim cudem się dowiedzieli? — Do Emmy nadal nie docierała informacja o tym, że Connor poleciał do Brazylii. — Orson, musimy ich zatrzymać.
— Myślisz, że tego nie wiem?! — mężczyzna odparł z oburzeniem, a następnie wstał i wyszedł na balkon zapalić papierosa. Emma poszła za nim.
— Jak najszybciej.
— Myślę. Okej? Daj mi chwilę. — Po tych słowach Emma ze zrezygnowaną miną wróciła do środka. Jednak jej oburzenie nie trwało długo, bo po pół godziny, Orson wrócił z uśmiechem.
— Polecę do Brazylii. Sam — rzekł stanowczo.
— Ale jak to sam? Przecież mieliśmy współpracować!
— Jesteś niepoważna, jeśli myślisz, że możesz tam tak po prostu przyjechać. Jak gdyby nigdy nic. Prawdę mówiąc ja też — dodał po chwili namysłu — ale ktoś musi się tam udać i lepiej, żebym to był ja. A poza tym wydaje mi się, że ty musisz odwiedzić przyjaciółkę w Bel Air — uśmiechnął się i wyszedł, aby przygotować się do wyjazdu.
Tymczasem w dalekim São Paulo troje młodych Amerykanów stanęło właśnie na płycie lotniska Congonhas.
***
Zaraz po powrocie z domu Thompsonów, Connor rozpoczął przeszukiwanie zarówno wszystkich dokumentów i materiałów, które udało mu się zebrać ostatnimi czasy na temat Emmy, jak i Internetu. Wiedział, że pojedzie do São Paulo, i że nie może z tym zwlekać. Wiedział też, że poszukiwanie śladu jednej osoby w wielomilionowej metropolii jest nie lada wyzwaniem. Connor miał jednak sporo szczęścia – a przynajmniej tak mu się wydawało. Co prawda Boa Vista było bardzo popularnym nazwiskiem, ale miał przecież rzekomy paszport Celii – gdzie znajdowały się również imiona rodziców. I to okazało się kluczowe, bowiem Federico Marcos Boa Vista był tylko jeden – a przynajmniej jeden, który coś w tym mieście znaczył. Po kilkugodzinnym surfowaniu po Internecie, natrafił na stare zdjęcie, sprzed około piętnastu lat – jak zgadywał – na którym Federico pozował wraz z całą rodziną. Włącznie z najmłodszą córką, którą była właśnie Celia. Co oznaczało, że udało mu się w końcu odnaleźć jedną prawdziwą informację o Emmie. A raczej o Celii. Z licznych artykułów dowiedział się, że Boa Vista jest dużym przedsiębiorcą w skali całego kraju oraz jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Brazylii. To czego o działalności teścia się nie dowiedział, miało go wkrótce bardzo zaskoczyć i wytłumaczyć dlaczego Celia uciekła z kraju i zajmuje się tym, czym się zajmuje.
***
Christina po poznaniu Matta zrozumiała, dlaczego Jake poprosił o jej wsparcie w tej wyprawie. Od początku sprawiał dla niej wrażenie dziecinnego i nieogarniętego. Nie rozumiała dlaczego Jake, czy jak się dowiedziała na lotnisku – Connor – w ogóle się zdecydował na jego pomoc, ale założyła, że zapewne był jedyną osobą, jakiej mógł w jakikolwiek sposób zaufać. W samolocie dowiedziała się szczegółów planu i po przylocie zajęła się zorganizowaniem spotkania z Federico. Niestety było to praktycznie niewykonalne, więc musieli zdecydować się na spotkanie z jednym z jego synów również pracujących w firmie. Christina i Connor omawiali właśnie plan spotkania, gdy do pokoju wbiegł zdyszany Matt. Widzieli, że próbuje coś powiedzieć, ale w żaden sposób nie mogli zrozumieć co. Po kilku minutach wreszcie zdołał wykrztusić z siebie logiczne zdanie.
— Myślisz, że tego nie wiem?! — mężczyzna odparł z oburzeniem, a następnie wstał i wyszedł na balkon zapalić papierosa. Emma poszła za nim.
— Jak najszybciej.
— Myślę. Okej? Daj mi chwilę. — Po tych słowach Emma ze zrezygnowaną miną wróciła do środka. Jednak jej oburzenie nie trwało długo, bo po pół godziny, Orson wrócił z uśmiechem.
— Polecę do Brazylii. Sam — rzekł stanowczo.
— Ale jak to sam? Przecież mieliśmy współpracować!
— Jesteś niepoważna, jeśli myślisz, że możesz tam tak po prostu przyjechać. Jak gdyby nigdy nic. Prawdę mówiąc ja też — dodał po chwili namysłu — ale ktoś musi się tam udać i lepiej, żebym to był ja. A poza tym wydaje mi się, że ty musisz odwiedzić przyjaciółkę w Bel Air — uśmiechnął się i wyszedł, aby przygotować się do wyjazdu.
Tymczasem w dalekim São Paulo troje młodych Amerykanów stanęło właśnie na płycie lotniska Congonhas.
***
Zaraz po powrocie z domu Thompsonów, Connor rozpoczął przeszukiwanie zarówno wszystkich dokumentów i materiałów, które udało mu się zebrać ostatnimi czasy na temat Emmy, jak i Internetu. Wiedział, że pojedzie do São Paulo, i że nie może z tym zwlekać. Wiedział też, że poszukiwanie śladu jednej osoby w wielomilionowej metropolii jest nie lada wyzwaniem. Connor miał jednak sporo szczęścia – a przynajmniej tak mu się wydawało. Co prawda Boa Vista było bardzo popularnym nazwiskiem, ale miał przecież rzekomy paszport Celii – gdzie znajdowały się również imiona rodziców. I to okazało się kluczowe, bowiem Federico Marcos Boa Vista był tylko jeden – a przynajmniej jeden, który coś w tym mieście znaczył. Po kilkugodzinnym surfowaniu po Internecie, natrafił na stare zdjęcie, sprzed około piętnastu lat – jak zgadywał – na którym Federico pozował wraz z całą rodziną. Włącznie z najmłodszą córką, którą była właśnie Celia. Co oznaczało, że udało mu się w końcu odnaleźć jedną prawdziwą informację o Emmie. A raczej o Celii. Z licznych artykułów dowiedział się, że Boa Vista jest dużym przedsiębiorcą w skali całego kraju oraz jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Brazylii. To czego o działalności teścia się nie dowiedział, miało go wkrótce bardzo zaskoczyć i wytłumaczyć dlaczego Celia uciekła z kraju i zajmuje się tym, czym się zajmuje.
***
Christina po poznaniu Matta zrozumiała, dlaczego Jake poprosił o jej wsparcie w tej wyprawie. Od początku sprawiał dla niej wrażenie dziecinnego i nieogarniętego. Nie rozumiała dlaczego Jake, czy jak się dowiedziała na lotnisku – Connor – w ogóle się zdecydował na jego pomoc, ale założyła, że zapewne był jedyną osobą, jakiej mógł w jakikolwiek sposób zaufać. W samolocie dowiedziała się szczegółów planu i po przylocie zajęła się zorganizowaniem spotkania z Federico. Niestety było to praktycznie niewykonalne, więc musieli zdecydować się na spotkanie z jednym z jego synów również pracujących w firmie. Christina i Connor omawiali właśnie plan spotkania, gdy do pokoju wbiegł zdyszany Matt. Widzieli, że próbuje coś powiedzieć, ale w żaden sposób nie mogli zrozumieć co. Po kilku minutach wreszcie zdołał wykrztusić z siebie logiczne zdanie.
— Kupowałem nam kawę i wychodząc z kawiarni przypadkiem usłyszałem fragment rozmowy. Mówili coś o Federico.
— O tym Federico?
— No… nie wiem. Ja… ja po prostu założyłem, że… . — Matt zaczął się jąkać, ale tak naprawdę bardzo chciał dokończyć swoją opowieść. Jednak Connor i Christina uznali, że nie mają czasu na jego wymysły i naprawdę mają ważniejsze rzeczy do zrobienia.
— O tym Federico?
— No… nie wiem. Ja… ja po prostu założyłem, że… . — Matt zaczął się jąkać, ale tak naprawdę bardzo chciał dokończyć swoją opowieść. Jednak Connor i Christina uznali, że nie mają czasu na jego wymysły i naprawdę mają ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Matt poczuł się urażony. Już od wyjazdu do Kalifornii czuł, że Connor traktuje go jakby był co najmniej głupi. Jednak teraz, kiedy dołączyła do nich Christina, spadł na jeszcze gorszą pozycję. Nawet informacje o przeszłości Jake’a nie wydawały się już mieć znaczenia, bo Christina też już o wszystkim wiedziała.
— Proszę, dajcie mi tylko dokończyć… to zajmie dos… —Tutaj przerwał mu Connor.
— Matt dziękujemy, że się tak… troszczysz o nas. — Zaśmiał się pod nosem. — Ale naprawdę mamy dużo pracy i nie potrzebujemy cię tutaj. Masz trochę wolnego, możesz… o, pozwiedzać, tak jak lubisz. — Po tych słowach Matt obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju hotelowego. Wcale nie miał ochoty na zwiedzanie. Miał ochotę zrobić wreszcie coś ważnego. Zaczął błąkać się trochę po okolicy i skończył w jakimś obskurnym barze.
Po kilku drinkach, barmani nie bardzo chcieli już go obsługiwać. Zwłaszcza, że wciąż nie płacił. Kiedy wykłócał się z kelnerem o kolejną kolejkę, młody mężczyzna, o europejskich rysach twarzy, podsunął mu kilka banknotów, które pokrywały koszty dotychczasowej „zabawy” i zapewniały jej jeszcze trochę.
— Co pan robi? — Spojrzał z ukrywanym zdziwieniem na obcego.
— Powiedzmy, że chcę ci pomóc. I… nie mów mi pan. Jestem przecież w twoim wieku. — W tym momencie Matt parsknął lekko śmiechem, ale mężczyzna zdawał się tego nie zauważyć i kontynuował rozmowę. — Może przejdziemy w bardziej ustronne miejsce.
— Ale… ale… no dobrze. — Udali się w głąb restauracji.
— Współpracujesz z niejakim Jake’iem Austinem vel Connorem Hudsonem, nieprawdaż? — Po tych słowach szczęka Matta opadła prawie na stół.
— Jak… skąd… jak?
— Można powiedzieć, że ja też współpracowałem z nim przez kilka lat. Ale to teraz mało istotne. Słuchaj. Potrzebuję cię, abyś przekonał Jake’a i tę dziewczynę, z którą pracujecie… — tutaj przerwał mu Matt.
— Christina. Nazywa się Christina Thompson.
— Znałem kiedyś dziewczynę o tym imieniu. Ambitna prawniczka. Bardzo bystra.
— To brzmi jak ta Christina.
— Ohh, jestem pewien, że to inna dziewczyna. Jednak wracając do tematu – musisz przekonać ich, aby nie wchodzili w żadne stosunki z Federico. To by było dla nich zbyt niebezpieczne.
— Wiedziałem, że to ta sama osoba!
— Że co proszę?
— Nic, nic, podsłuchałem dzisiaj rozmowę o Federico, o tym, że lepiej z nim nie zadzierać. Próbowałem ich ostrzec, ale w ogóle nie chcieli mnie słuchać. Odkąd ta cała Christina z nami pracuje, Connor traktuje mnie jak dziecko. A ja naprawdę chcę mu pomóc.
— Musisz jakoś do nich dotrzeć rozumiesz? — Na te słowa Matt pokiwał stanowczo głową.
— Może będzie lepiej jeśli pan… znaczy jeśli ty z nimi porozmawiasz.
— Chciałbym, ale ja już nadepnąłem na piętę Federico i muszę bardzo uważać, gdzie stawiam kroki w tym mieście. Nie powinno mnie tu w ogóle być, ale muszę was powstrzymać od rozdrapywania dawno zagojonych ran.
— O czym ty mówisz?
— Wybacz, ale więcej nie mogę powiedzieć. Tutaj masz mój numer. — Wręczył Mattowi mały zmięty kawałek papieru. — Dzwoń, gdybyś miał problem, ale proszę – przekonaj ich.
— Matt wziął sobie do serca te słowa i postanowił odłożyć obrazę na współpracowników na bok w imię wyższego celu. Po wyjściu tajemniczego mężczyzny zamówił sobie jeszcze jednego drinka na jego koszt i wrócił do hotelu.
***
— To znowu ty? — Connor nie krył irytacji. — Mówiłem ci, żebyś nam nie przeszkadzał. Na razie nie jesteś nam potrzebny.
— Connor, Christina. — Starał się wyglądać i mówić jak najpoważniej. — Proszę pozwólcie powiedzieć wam o tym, co mi się dzisiaj przytrafiło. Uważam, że powinniście to usłyszeć. — Po tych słowach ani Connor, ani Christina nie powiedzieli już nawet słowa, tylko odeszli od stołu, przy którym pracowali i usiedli na sofie, cały czas wpatrując się ze zdziwieniem w Matta.
— Dziękuję za uwagę. A zatem: wychodząc wcześniej z kawiarni, podsłuchałem rozmowę dwóch mężczyzn. Moją uwagę – jak się okazało, słusznie – przykuło imię Federico, które cały czas wypowiadali. Niestety słabo znam portugalski, a właściwie to w ogóle. Ale pomyślałem, że warto zwrócić na to waszą uwagę. Przed chwilą sprawdziłem w Internecie kilka słów, które często padały z ich ust: zemsta, koniec, pieniądze. Po tym jak mnie wyprosiliście z hotelu, chodziłem trochę po okolicy i trafiłem do baru, gdzie spotkałem bardzo dziwnego mężczyznę. Powiedział, że zna ciebie. — Skierował wzrok w stronę Connora, który wyraził zdziwienie. — I że pracował z tobą przez kilka lat, i jeszcze, że znał kiedyś Christinę Thompson. Ale – zmierzając do celu wypowiedzi – bardzo prosił mnie, abym przekonał was do zrezygnowania z podejmowania jakiegokolwiek kontaktu z Federico, bo to będzie dla was zbyt niebezpieczne. A i wspomniał coś o nie rozdrapywaniu starych ran, ale nie wiem o co z tym chodziło. — Po wypowiedzi Matta, zapadła chwila ciszy. Ciszę przerwał Connor.
— Matt, dziękujemy ci za troskę, ale uważam — Zwrócił wzrok w stronę Christiny, aby znaleźć potwierdzenie jego tezy w jej oczach. — że jeśli komuś tak bardzo zależy na tym, abyśmy nie realizowali naszego planu – to tym bardziej powinniśmy go zrealizować. — Christina przytaknęła na jego słowa.
— Ale wy nie rozumiecie. Ten facet naprawdę interesuje się naszym bezpieczeństwem.
— Matt dziękujemy ci za przekazanie tej informacji, ale to od nas zależy, co z nią zrobimy. — Po tych słowach Matt wyszedł i zadzwonił do poznanego w barze mężczyzny.
— Cześć, to ja, chłopak z baru. Nie uda mi się ich przekonać. Powtórzyłem twoje słowa, ale one tylko ich zachęciły. Podejrzałem ich notatki. Mają spotkanie dzisiaj o siedemnastej w siedzibie firmy.
— Tak szybko? Jakim cudem udało im się to załatwić? — Mężczyzna nie ukrywał zdziwienia.
— To co w takim razie robimy? — Matt poczuł nagle, że znowu jest potrzebny i czuł się z tym bardzo dobrze.
— To, czego się obawiałem… — Mężczyzna nie dokończył zdania, ale zakończył rozmowę.
— Proszę, dajcie mi tylko dokończyć… to zajmie dos… —Tutaj przerwał mu Connor.
— Matt dziękujemy, że się tak… troszczysz o nas. — Zaśmiał się pod nosem. — Ale naprawdę mamy dużo pracy i nie potrzebujemy cię tutaj. Masz trochę wolnego, możesz… o, pozwiedzać, tak jak lubisz. — Po tych słowach Matt obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju hotelowego. Wcale nie miał ochoty na zwiedzanie. Miał ochotę zrobić wreszcie coś ważnego. Zaczął błąkać się trochę po okolicy i skończył w jakimś obskurnym barze.
Po kilku drinkach, barmani nie bardzo chcieli już go obsługiwać. Zwłaszcza, że wciąż nie płacił. Kiedy wykłócał się z kelnerem o kolejną kolejkę, młody mężczyzna, o europejskich rysach twarzy, podsunął mu kilka banknotów, które pokrywały koszty dotychczasowej „zabawy” i zapewniały jej jeszcze trochę.
— Co pan robi? — Spojrzał z ukrywanym zdziwieniem na obcego.
— Powiedzmy, że chcę ci pomóc. I… nie mów mi pan. Jestem przecież w twoim wieku. — W tym momencie Matt parsknął lekko śmiechem, ale mężczyzna zdawał się tego nie zauważyć i kontynuował rozmowę. — Może przejdziemy w bardziej ustronne miejsce.
— Ale… ale… no dobrze. — Udali się w głąb restauracji.
— Współpracujesz z niejakim Jake’iem Austinem vel Connorem Hudsonem, nieprawdaż? — Po tych słowach szczęka Matta opadła prawie na stół.
— Jak… skąd… jak?
— Można powiedzieć, że ja też współpracowałem z nim przez kilka lat. Ale to teraz mało istotne. Słuchaj. Potrzebuję cię, abyś przekonał Jake’a i tę dziewczynę, z którą pracujecie… — tutaj przerwał mu Matt.
— Christina. Nazywa się Christina Thompson.
— Znałem kiedyś dziewczynę o tym imieniu. Ambitna prawniczka. Bardzo bystra.
— To brzmi jak ta Christina.
— Ohh, jestem pewien, że to inna dziewczyna. Jednak wracając do tematu – musisz przekonać ich, aby nie wchodzili w żadne stosunki z Federico. To by było dla nich zbyt niebezpieczne.
— Wiedziałem, że to ta sama osoba!
— Że co proszę?
— Nic, nic, podsłuchałem dzisiaj rozmowę o Federico, o tym, że lepiej z nim nie zadzierać. Próbowałem ich ostrzec, ale w ogóle nie chcieli mnie słuchać. Odkąd ta cała Christina z nami pracuje, Connor traktuje mnie jak dziecko. A ja naprawdę chcę mu pomóc.
— Musisz jakoś do nich dotrzeć rozumiesz? — Na te słowa Matt pokiwał stanowczo głową.
— Może będzie lepiej jeśli pan… znaczy jeśli ty z nimi porozmawiasz.
— Chciałbym, ale ja już nadepnąłem na piętę Federico i muszę bardzo uważać, gdzie stawiam kroki w tym mieście. Nie powinno mnie tu w ogóle być, ale muszę was powstrzymać od rozdrapywania dawno zagojonych ran.
— O czym ty mówisz?
— Wybacz, ale więcej nie mogę powiedzieć. Tutaj masz mój numer. — Wręczył Mattowi mały zmięty kawałek papieru. — Dzwoń, gdybyś miał problem, ale proszę – przekonaj ich.
— Matt wziął sobie do serca te słowa i postanowił odłożyć obrazę na współpracowników na bok w imię wyższego celu. Po wyjściu tajemniczego mężczyzny zamówił sobie jeszcze jednego drinka na jego koszt i wrócił do hotelu.
***
— To znowu ty? — Connor nie krył irytacji. — Mówiłem ci, żebyś nam nie przeszkadzał. Na razie nie jesteś nam potrzebny.
— Connor, Christina. — Starał się wyglądać i mówić jak najpoważniej. — Proszę pozwólcie powiedzieć wam o tym, co mi się dzisiaj przytrafiło. Uważam, że powinniście to usłyszeć. — Po tych słowach ani Connor, ani Christina nie powiedzieli już nawet słowa, tylko odeszli od stołu, przy którym pracowali i usiedli na sofie, cały czas wpatrując się ze zdziwieniem w Matta.
— Dziękuję za uwagę. A zatem: wychodząc wcześniej z kawiarni, podsłuchałem rozmowę dwóch mężczyzn. Moją uwagę – jak się okazało, słusznie – przykuło imię Federico, które cały czas wypowiadali. Niestety słabo znam portugalski, a właściwie to w ogóle. Ale pomyślałem, że warto zwrócić na to waszą uwagę. Przed chwilą sprawdziłem w Internecie kilka słów, które często padały z ich ust: zemsta, koniec, pieniądze. Po tym jak mnie wyprosiliście z hotelu, chodziłem trochę po okolicy i trafiłem do baru, gdzie spotkałem bardzo dziwnego mężczyznę. Powiedział, że zna ciebie. — Skierował wzrok w stronę Connora, który wyraził zdziwienie. — I że pracował z tobą przez kilka lat, i jeszcze, że znał kiedyś Christinę Thompson. Ale – zmierzając do celu wypowiedzi – bardzo prosił mnie, abym przekonał was do zrezygnowania z podejmowania jakiegokolwiek kontaktu z Federico, bo to będzie dla was zbyt niebezpieczne. A i wspomniał coś o nie rozdrapywaniu starych ran, ale nie wiem o co z tym chodziło. — Po wypowiedzi Matta, zapadła chwila ciszy. Ciszę przerwał Connor.
— Matt, dziękujemy ci za troskę, ale uważam — Zwrócił wzrok w stronę Christiny, aby znaleźć potwierdzenie jego tezy w jej oczach. — że jeśli komuś tak bardzo zależy na tym, abyśmy nie realizowali naszego planu – to tym bardziej powinniśmy go zrealizować. — Christina przytaknęła na jego słowa.
— Ale wy nie rozumiecie. Ten facet naprawdę interesuje się naszym bezpieczeństwem.
— Matt dziękujemy ci za przekazanie tej informacji, ale to od nas zależy, co z nią zrobimy. — Po tych słowach Matt wyszedł i zadzwonił do poznanego w barze mężczyzny.
— Cześć, to ja, chłopak z baru. Nie uda mi się ich przekonać. Powtórzyłem twoje słowa, ale one tylko ich zachęciły. Podejrzałem ich notatki. Mają spotkanie dzisiaj o siedemnastej w siedzibie firmy.
— Tak szybko? Jakim cudem udało im się to załatwić? — Mężczyzna nie ukrywał zdziwienia.
— To co w takim razie robimy? — Matt poczuł nagle, że znowu jest potrzebny i czuł się z tym bardzo dobrze.
— To, czego się obawiałem… — Mężczyzna nie dokończył zdania, ale zakończył rozmowę.
Grafika: Joanna Ryba