Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

Pierwsze kroki w Krainie Muminków

Spojrzenia

„- Tyle jest rzeczy, których się nie rozumie – szepnęła do siebie Mama Muminka.
– Ale właściwie dlaczego zawsze miałoby się dziać tak, jakeśmy do tego przywykli?”

Tove Jansson, Muminki zebrane. Tom I


Z małej, niezbyt urodziwej filiżanki siorbię ostatnie łyki ciepłego jeszcze płynu. Ocieram strużki łez, które nadal ściekają mi po policzkach i niczym Alicja do Krainy Czarów, w mig dostaje się do zupełnie nowego świata. Z tym że nie sączę mikstury, tylko kawę, a moją króliczą norą jest dosyć skromnych rozmiarów samolot, który przenosi mnie wraz z kilkoma rzeczami zagarniętymi jako pamiątki mojego dotychczasowego życia.

Decyzja o wyjeździe do Finlandii zapadła już dawno, czekała tylko na ostateczne podpisy i ogrom rzeczy do załatwienia. I oto nadszedł ten dzień, kiedy miałam całkiem sama znaleźć się w innej rzeczywistości. Oczywiście ten wyjazd jest bardziej okazją/nagrodą, nie karą. Jednak dreszczyk ekscytacji mieszał się cały czas z podszeptem lęku gdzieś za uchem. Kiedy w mojej głowie szalała burza niepewności, zewsząd słyszałam albo, że to świetnie, wspaniale, że ktoś mi zazdrości, albo powątpiewania, jak ja sobie sama w wielkim świecie poradzę.

I oto jestem, przeżyłam ten miesiąc. Choć z początku wyglądało na to, że, raczej prędzej niż później, ucieknę z krzykiem „Mamoo!” na ustach.


Fascynacja i przerażenie

W tych dwóch słowach zawierają się przynajmniej pierwsze trzy dni mojego pobytu. Zmiana współrzędnych geograficznych mojego bytowania zaczęła docierać do mnie w momencie, kiedy czekałam na walizkę przy punkcie odbioru bagażu. Pierwszym raz zdałam sobie sprawę, że to w niej teraz znajduje się cały mój dobytek (przyziemnie ujmując życie).

Po chwilach niepewności, podczas podróży metrem do miejsca, które tymczasowo nazywam domem, mogłam podziwiać nowe widoki, które w najbliższych dniach miały stać się moją codziennością. Nowoczesne budynki pomieszane z pocztówkowo wyglądającymi domkami, mnóstwem zieleni i morzem to krajobraz, jaki tworzy Helsinki. Nadal w osłupieniu, trochę przerażona wychodzę ze stacji metra i to, co mnie zastaje, nieco mnie przeraża i decyduje o moich późniejszych panicznych zachowaniach.


Oczekiwania vs rzeczywistość

Jak wiadomo miasta, bez względu na ich rozmiar, dzielą się na pewne części, które można zdefiniować jako mniej lub bardziej przyjazne. Przynajmniej dla osoby, która znajduje się w pewnego rodzaju szoku. Otóż przy pobliskiej stacji metra znajduje się pawilon handlowy/ pasaż. Jeśli chcielibyście sobie odtworzyć w wyobraźni to miejsce, to musicie w nim umieścić kilka sklepów, oraz dwie garści bardzo dziwnych barów (naprawdę mało zachęcających) i budek sprzedających pizzę lub kebaby. Czy to jest obraz, który wchodzi wam do głowy na myśl o Finlandii? Mnie nie – pierwsze godziny spędziłam skulona w łóżku z ogromnym poczuciem osamotnienia i bezradności.

Pierwszy tydzień był tygodniem pełnym wyzwań, nie ze względu na poziom trudności czekających mnie zadań, po prostu wszystko było PIERWSZE. Zakupy, pranie, spacery, wypożyczenie roweru, kontakty, całe to rozpoznawanie się w panujących zasadach i regułach. Nagłe dopasowanie się do rzeczywistości sprawiało (i nadal sprawia) wrażenie nierealności odbywających się wydarzeń i chwil. Jest to zupełnie dla mnie nowe, zaskakujące i dziwne. Jechałam z myślą, że przecież widziałam trochę świata, jakoś się udało, tu też tak będzie. Okazuje się jednak, że dłuższy pobyt wyrywa Cię ze strefy komfortu, którą nosisz, wiedząc, że to, co Cię otacza, jest tylko chwilowe. Musisz się przystosować. I nagle okazuje się, że świat wcale nie jest wszędzie taki sam i nie wszędzie panują te same normy i zasady. Powoli zaczęłam raczkować, a następnie stawiać pierwsze kroki.

Zaskoczenia

Jak się później szybko okazało, Helsinki wcale nie wyglądają jak ten pierwszy obraz, który w nich zastałam. Już spacerując nieco dalej, zaczyna rozlewać się mnogość zieleni, wszechobecność natury, która bez wątpienia jest najlepszym atutem tego miejsca. Wszyscy jeżdżą na rowerach, obserwują ptaki, spędzają czas w terenie. Wiosna w Helsinkach jest piękna, bo rozkwita powoli (wiosennie jest nawet teraz – w drugiej połowie czerwca). Każdy pąk ma swój czas, a zieloność roślin utrzymuje się bardzo długo – daje sobie na to przestrzeń. Idąc właściwie gdziekolwiek słychać śpiew ptaków, a drogę przecina Ci umykający zając. Dni są długie – można powiedzieć, że niemal się nie kończą, bo nigdy nie zapada zmrok, jest tylko troszkę ciemniej.

Samo centrum miasta, mimo sporej liczby typowo wielkomiejskich zabudowań, daje wiele możliwości do szybkiej odskoczni w bardziej naturalne tereny (w samym centrum miasta!), a i miłośnicy miejskiego życia nie będą zawiedzeni. Oczywiście z uwagi na dosyć krótką historię obecnej stolicy Finlandii, nie znajdziemy tu wielu świadectw minionych stuleci, jednak i bez tego bez problemu możemy zaplanować sobie kilka dni intensywnego zwiedzania.

To, co w samych Finach jest urzekające, oprócz wielu różnych pozytywnych cech, to dumna ze swojej kultury i wsparcie dla krajowych marek. Wsparcie obejmuje liczne dziedziny życia: od kupna produktów odzieżowych marki Marimekko, przez ceramikę firmy Arabia, po krzesła, ozdoby, nożyczki, pipety laboratoryjne, a nawet gry jak Angry Birds (w Helsinkach można znaleźć bardzo dużo placów zabaw dla dzieci z motywem tej wyprodukowanej przez Finów gry)! To, co jednak jest i pewnie pozostanie ukochanym znakiem Finlandii, to Muminki, które możecie spotkać wszędzie! Oczywiście wabią one przede wszystkim turystów na straganach z pamiątkami, ale uwierzcie mi, sami Finowie naprawdę kochają Muminki. Nawet opakowanie ziemniaków potrafi być ozdobione rysunkami tych sympatycznych stworów. Kolejnym symbolem jest lukrecja, pod postacią różnych słodyczy. Jedni ją kochają (Finowie), drudzy nienawidzą (ja), ale na pewno jest ona zauważalnym elementem.

Postanowienia końcowe

Moja przygoda tutaj ma jednak trochę inny niż wypoczynkowy charakter i jeszcze się nie skończyła. Nadal czeka mnie wiele wyzwań, którym muszę sprostać. Jednak nie powinno zdziwić to nikogo, że z czasem jest nieco łatwiej.

Miesiąc – jednocześnie tak dużo i tak mało czasu, który jednak prowadzi do zmian. Muszę przyznać, że nie każdego dnia jest idealnie, ale samo doświadczenie bycia tutaj posiada niewyobrażalną wartość.

Czy mi się tu podoba? Bardzo. Jestem zachwycona, mimo to czasem z zakamarka serca podnosi się tęsknota za tym, co znane i kochane. Niemniej jednak z początkowego przestrachu, wychodzę z bagażem nowych przygód i momentów, na których opisanie nie starczyłoby mi tu miejsca. To jeszcze nie koniec mojej przygody, która z pewnością odciśnie się we mnie zmianą – mam nadzieję pozytywną. Więcej opowiem wkrótce, gdy już minie moje lato w Dolinie Muminków.