Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

Na ładne bary mówmy „nocarnie”. O Trelkovsky Cafe.

Portrety
Nocarnia – nocna kawiarnia, rzadko występujące miejsce z gatunku barowych. Nocarnia wyróżnia się od zwykłego baru unikatowym mikroklimatem. Za przykład nocarni uznaje się Trelkovsky Cafe na ulicy Czarnowiejskiej w Krakowie.

Trelkovsky Cafe – założony w 1998 roku bar, mieszczący się w starej kamienicy na Czarnowiejskiej 55. Podczas II wojny światowej działało tam niemieckie kasyno. Za czasów Polski Ludowej charakter miejsca zmienił się zupełnie – przestrzeń przeorganizowano na stolarnię. Od prawie dwudziestu pięciu lat działa nieprzerwanie jako „Trelkovsky Cafe”. Miejsce swoją nazwę wzięło od głównego bohatera książki „Chimeryczny Lokator” autorstwa Rolanda Topora.

Fot. Marcin Karoń

O korzyści płynącej ze spokojnego przemierzania ulicy
Można przeoczyć, a ona tam jest: na trasie między przystankami autobusowymi Chopina a Czarnowiejską, w głębi, za obrosłą winobluszczem bramą, w starej kamienicy. Przejść przez furtkę, minąć podwórze, po drodze dostrzec portret eleganckiego mężczyzny wiszący na ścianie przy wejściu, zejść po schodkach, pchnąć drzwi. I jest. Trelkovsky Cafe. Żeby trafić, trzeba się postarać, porozglądać. Zlokalizować mały potykacz reklamowy z wypisaną nazwą i ikoną dłoni z palcem wskazującym w stronę przestrzeni ukrytej dla pospiesznie mijających ten odcinek przechodniów. A szkoda by było to ominąć, przebiec, nie dowiedzieć się, że obok, tuż za ogrodzeniem, codziennie wraz z wybiciem godziny szesnastej zaczyna tętnić tu oranżowo-brązowa przestrzeń. Coś jakby zapuszkowana alternatywna rzeczywistość. Bar robiący na mnie takie wrażenie, mający takie pokłady uroku, że gdy opowiadam o nim, chce mi się szukać ładniejszych słów. To powinna być „nocarnia”, nocna kawiarnia.

Fot. Anna Skiba

O budynkach i świetle
Trelkovsky Cafe interesująco gra w kontrasty z tą częścią Krakowa zdominowaną przez genius loci Akademii Górniczo-Hutniczej. Podczas gdy w okolicy piętrzą się akademikowi, wielopiętrowi giganci, anty-ozdobni herosi o monumentalnych nazwach „Olimp”, „Babilon” czy „Akropol”, kilka minut spacerem umożliwia znalezienie się pod kamienicą o charakterze już zupełnie innym, o duszy – odrębnej. Fantasmagoryczna koncepcja przedstawiona w filmie „O północy w Paryżu”, zgodnie z którą w nocy, podczas spacerów, główny bohater płynnie przemieszcza się między teraźniejszym a przeszłym Paryżem, nie wydaje mi się tak abstrakcyjna, tak zmyślona w momencie, gdy pierwszy raz przekraczam „trelkovski” próg.

Fot. Marcin Karoń

Na początku będzie chodziło o światło. Godzina szesnasta. Osoba, stojąca tego dnia za ladą, wędruje niespiesznie pomiędzy pomieszczeniami i roznosi zapalone świece, stawia na każdym ze stolików. Ciepłe, żółte kręgi pojawiające się na drewnianych blatach, jak kocie kłęby, sennie ruchome, będą wyginać swoje granice, rozciągać się i kurczyć. Stare lampy dopomagają, operując światłem z wybranych kątów. Dobre i wyrozumiałe są bary utrzymane w półmrokach. I te z wieloma małymi zaułkami. Nie wystawiają gości na kategoryczne komunikowanie swojej obecności od samego początku do samego końca. Do Trelkovsky udaje się wejść bez anonsu, cicho, dywanowym krokiem. Można kluczyć, zastanawiać się, rozglądać. A jest czemu się przypatrywać.

Fot. Anna Skiba

O portretach, lustrach i ujazzowieniu
Gdzie by nie spojrzeć, styka się nasz wzrok z kolejną wymalowaną, naszkicowaną czy sfotografowaną postacią zastygłą w wybranej dawno temu pozie. Portrety stanowią osobny rodzaj obecności w tym miejscu. Łatwo ulec wrażeniu, że bywa tu gwarnie nawet w najbardziej spokojne dla Trelkovsky Cafe wieczory.

Fot. Marcin Karoń

W lewym rogu w stronę gości wyciąga liście błyszcząca monstera, przysłaniając nieco starą uliczną latarnię. Ta ostatnia stoi, nie narzucając się nikomu, wciśnięta w kąt, jakby ktoś kiedyś przypadkiem tu ją przytaszczył, oparł o ścianę i w roztargnieniu zapomniał zabrać. Patrząc w prawo, wita nas pianino numer jeden. Zapach papierosów dolatuje z lewej strony, gdzie znajduje się palarnia: kwadratowe, wysokie stoły, najbardziej stężony półmrok występujący właśnie tutaj, okno, które kształtem przypomina astrolabium. Mimo niewątpliwego czaru tej części lokalu, człowiek zawraca. Trzeba eksplorować dalej, iść ku muzyce, ladzie, centrum. Teraz mija się pomieszczenie najbardziej „pomiędzy”. Na tym etapie do podświadomości dobija się kolejny szczegół – wielość luster, w pięknych ramach, rozsianych po całej Trelkovsky Cafe. Tak buduje się specyficzne poczucie przestrzeni. Coś się poszerza, zwielokrotnia. Coś traci się z oczu, by za chwilę pojawiło się odbite w innej części sali.

Fot. Marcin Karoń

Stąd jest się już całkiem blisko źródła dźwięków: rozwleczonych po metrach kwadratowych utworów i stuku przekładanych przez barmana przedmiotów. Muzyka tu ma w sobie coś z wiecznej jazzowości. To chyba chodzi o miejsce: ujazzowujące wszystko to, co wylatuje z głośników. Portret Rolanda Topora, w intensywnie czarnym meloniku na głowie, z cygarem w ustach i z kpiącym spojrzeniem produkowanym spod gęstych brwi, stoi oparty o ścianę za kontuarem i towarzyszy wieczorami pracownikom baru. W jednym z kątów piętrzą się kolumienki i kopce z książek, a obok znajduje się wejście do ostatniego pomieszczenia, gdzie w, dostrzegalnym przez otwór w ścianie, rogu tkwi pianino numer dwa, postawione na drewnianym podeście i gdzie czają się w przytłumionym świetle największe, okrągłe stoły.

Fot. Marcin Karoń

O znaczeniu stolika
Wybrać stolik, to decydować się na to, czym będzie wizyta w Trelkovsky. Stawiając na miejsce tuż przy wejściu, nakładamy na siebie nieopatrznie rolę strażników wejścia i wyjścia, zbieraczy powiewów chłodu z zewnątrz i opiekunów tajemniczej, emerytowanej lampy ulicznej, która zamieszkała w kamienicy. Palarnia to osobny, bardziej mroczny, zamglony świat, mający coś z podróży statkiem, coś z kajuty. Pokój „pomiędzy” to niepozorne obserwatorium, w którym można się wygodnie zaszyć przy drobnym, biurkowatym stoliku i, opierając się o rozchybotane krzesło, zerkać do wnętrz pozostałych pomieszczeń lub wyłapywać życie odbijające się w jednym z luster.

Fot. Anna Skiba

Sala wielkich stołów to przestrzeń sprzyjająca spotkaniom z grupą przyjaciół i znajomych. Ta osłonięta od świata długimi kotarami część zachęca do próbowania się w dyskusjach o rzeczach wielkich, zawiłych, frapujących. Owa przestrzeń wydaje się lubić bycie świadkiem rozmów zarówno tych całkiem poważnych, jak i tych jeszcze nieświadomie naiwnych, kruchych. Centralne dowodzenie, czyli miejsce przy barze, to strefa dla wtajemniczonych, wybrańców, zadomowionych. Ci mają zapewnioną najsprawniejszą dostawę zamówionego napoju oraz dysponują wyjątkowo dobrym widokiem na wypalającego cygaro Rolanda Topora – źródło tego wszystkiego – twórcę Trelkovskiego i patrona Trelkovsky Cafe.

Fot. Marcin Karoń

O tworzeniu prywatnych mitów
Więcej wymyślam sobie rzeczy o tym miejscu, niż znam konkretów. Trelkovsky Cafe jest pełna szczegółów, dziwnych rozwiązań. Utrzymuje swoją autonomię, atmosferę tajemnicy, prowokuje pytania. Po rozmowie z właścicielem nadal niewiele o niej wiem, więc decyduję się na nałożenie warstwy mitu. Upiększam do granic przyzwoitości, rozpisuję się na temat detali i trochę próbuję naciągnąć Was na cudowność, której przecież nie jestem w stanie zagwarantować.

Fot. Anna Skiba

Kreuję wyidealizowany pogląd na to miejsce, żeby je nasycić, zpocztówkowizować, ulegendarnić. To koło ratunkowe. W chwilach zetknięcia z surowym obliczem świata chcę się nabierać na istnienie miejsca-odskoczni, na bar jak gdyby wyjęty z literatury pięknej czy kultowego filmu, w przestrzeń idealnie nieperfekcyjną na ulicy Czarnowiejskiej. Miejsce, do którego idzie się zdecydowanie bardziej z sympatii dla natury tego miejsca, niż ze względu na herbatę Cinnamon Haze czy kolekcjonujący błyski świec kieliszek z grzańcem. Zachodzić do Trelkovsky Cafe jest dla mnie równoznaczne z kultywowaniem swojej prywatnej mitologii, z wiarą w nieistniejącą w oficjalnych słownikach wizję  n o c a r n i.

Fot. Marcin Karoń


Końcowa porada: Jeśli decydujecie się wybrać do Trelkovsky Cafe, koniecznie zaopatrzcie się w gotówkę. W lokalu nie ma możliwości płatności kartą.

Fotografie do artykułu wykonali Anna Skiba i Marcin Karoń z KSAF AGH.