Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

w_obraz_to_sobie [ S01E02 ]

Galimatias
„w_obraz_to_sobie” to eksperymentalny cykl literacki naszych twórców_twórczyń. Na dany zestaw (epizod) składają się krótkie teksty, w dowolnej formie, stworzone na podstawie wybranego dzieła grafików z BIS-u. S01E02 zawiera literackie interpretacje grafiki „Górski las zimą” Klaudii Jędrak.

Dział Dziennikarski, BIS AGH, maj 2023 r.

To, co trzymam jest gorzkie

Józefina Arodaz
Myślę o tym, jakie korzyści dałyby mi dwa księżyce symultanicznie wschodzące po przeciwległych krańcach lasu. Równymi porcjami srebra rozświetlające kanty i szpice górskiego mroku. Wyobrażam sobie sposób, w jaki rozgościłyby się wśród zmierzchu z galaktyczną gracją, z subtelnością, którą egzekwuje ich kształt cienki i kruchy jak obcięty fragment paznokcia. W tej wizji zakładam, że jeden z księżyców dążyłby do pełni, a drugi z niej rezygnował i to by je łączyło w braterstwie harmonijnego zaprzeczenia. Stałyby się nową jakością w drodze przez ten las, który znam zbyt długo i zbyt dobrze. Las, w którym nie potrafię się zgubić, mimo bezgwiezdnych nocy i zalepiających ciało mgieł. Las, który nie ma mi do zaoferowania nic z lęku przed obcym, nic z wyzwania, wyboru, respektu. Wiem, że idąc tędy niezawodnie trafię tam, gdzie muszę. To nie jest skomplikowana przestrzeń. Zarośla niskie, niepodchwytliwe, smukłe drzewa iglaste, które ułożyły się kiedyś po żołniersku jak kolumny – w tak natarczywym uporządkowaniu, że to budzi moją niechęć. Wszystko tu znam: zapach, dźwięk, kolor, fakturę. Wszystko jest tu zsolidaryzowane, żeby się dla mnie powtarzać, żeby mi się objawiać tym samym i tak samo od lat, od dziesięcioleci – jak jednaka dawka wiedzy wtłaczana do głowy opornego dziecka.

Myślę o tych momentach, gdy czasem tu zajeżdżają. Wieszają płaszcze na oparciach krzeseł, strzelają otwieranymi przezroczystymi pudełkami z ciastkami z eleganckich cukierni i mówią: mogłaś wybrać inaczej, nadal możesz. Ale wiem, że tym sposobem szukają usprawiedliwienia dla siebie, a nie rozwiązania dla mnie. A ja już jestem prawie pogodzona. Niektórzy są od wychodzenia do świata, który poszerza się dla nich szczodrze, bezinteresownie jak kręgi na wodzie. I podczas delektowania się opowieściami o wielkich dokonaniach raczej nie zwykło się wspominać, że te szanse, te możliwości zasilane są najczęściej czyimś innym życiem. Życiem niepodatnym na ekspansję, szczupłym, szczelnym, niedoświetlonym.

Myślę o tym, gdy jakieś dzieci biegną od ganku w stronę lasu. Wychodzą komuś naprzeciw, coś krzyczą. Przypominam sobie w porę, że to są moje wnuki, że jest przedpołudnie i na obiad będzie zupa pomidorowa z lanym ciastem, że szłam do sklepu po kwaśną śmietanę 18%, że trwa suche lato, że nie ma w moim lesie dwóch księżyców, że wieczorami zjawia się tylko jeden, ostateczny, nieodwracalny.

W kwietniu dalej marznę

Kacper Bomba
Są takie dni, ciepłe i lekkie, gdy chce mi się wychylić twarz do grzejącego ją słońca. Wystarczy chwila, a ja opadam na mokrą ściółkę, ukrytą w śniegu, który spadł trzeciego dnia kwietnia.

O tej porze las tak nie wygląda. Nie powinien. Drzewa nie powinny pochylać się pod ciężarem zimnej bieli. Czuję, że nie mogę wstać. Nie pozwalam. Ukrywam się przed zimnem pod płaszczem śniegu. Zalewa mnie pot, gdy zadaję pytanie: kto ukradł mi ciepło?

Tu z ziemi korony drzew powinny być tak odległe – a ja wyciągam rękę, przecież czuję, jak łaskoczą mi skronie. Sięgam i szarpię i drapię i nigdy nie udaje mi się za nie złapać.

Nad koronami słońce – nie, to księżyc. Czy to one przepychają się niezdecydowane między sobą, czy palący wiatr nie pozwala mi rozszerzyć powiek? Otwieram usta, ale waham się – to przecież mój las, jestem tu sam.

O tej porze las tak nie wygląda. Nie powinien. Nie powinien, nie powinien, nie powinien – kto ukradł mi ciepło? I pali mnie w oczy i szarpię i drapię i biorę znów oddech. Płytki, żebym nie zechciał ruszyć się z miejsca. Zimny pot zdążył się ogrzać.

Trzeci, siódmy, czternasty, dwudziesty pierwszy. Dwudziestego Pierwszego Kwietnia. Odkryję pierzynę, podleję monsterę – tą nad oparciem, przetrę powieki i wmasuję letnią łzę.

„Masz zimne dłonie, znowu zmarzłeś?”

Biegnę

Wera Jelonek
Misha obudziła się nagle, wyrwana ze snu przez trzask spadającej w oddali gałęzi. W jej głowie wciąż przewijały się obrazy nocnego koszmaru. Goniły ją demony przeszłości, siłą ciągnące ją z powrotem do poprzedniego życia. Przypominały jej o wszystkim, co zostawiła za sobą tydzień temu w Telm. Odetchnęła głęboko i pokręciła szybko głową na boki, jakby wyrzucając negatywne myśli i trudne wspomnienia. Wiedziała, że musi skupić się na teraźniejszości. Powoli zbierała siły na kolejny żmudny dzień wędrówki przez Jaśminowy Las. Byłoby łatwiej, gdyby nie był pokryty gęstą hordą śniegu, a ona wiedziała, gdzie właściwie uciekała. Nie pomagały też jawiące się pośród drzew, wpatrujące w nią oczy złych duchów. Powtarzała sobie w myślach, że to tylko echo nocnych wizji i wcale nie jest obserwowana z ukrycia. Najbardziej chciała uwierzyć, że nikt jej nie odnajdzie.

Miejski las rośnie

Tedii Klatka
Miejski las rośnie

Seria szarych bloków poprzecinana okazjonalnymi drzewami

Tuż obok otworzyli nowy kiosk

Miła pani za ladą sprzedaje kwiaty oraz przewodniki dla zagubionych turystów

Trawa jednak wciąż nielegalna

Chyba Szkodzi niewzruszalności betonowych fundamentów

Miejski las rośnie a ja

Szukam miejsca by zapuścić korzenie

Być Może za rogiem światło pada raźniej

Rzucam ostatnie spojrzenie

Miejski las rośnie

Seria szarych bloków poprzecinana okazjonalnymi drzewami…

Rzut okiem na las

Małgorzata Leszczyńska
Najpopularniejszym gatunkiem drzew w polskich lasach jest sosna zwyczajna – wysoka, o korze ciemnej przy podstawie, pomarańczowej u góry. Charakterystycznie pachnąca, z gałęziami pełnymi igieł zaczynającymi się dopiero przy czubku drzewa. Według informacji podanych przez Lasy Państwowe, sosna zajmuje około 60% powierzchni wszystkich lasów na terenie naszego kraju. Ten gatunek dominuje i niejako definiuje typowy polski las.

W Bieszczadach typowy las spogląda na przechodnia inaczej. Najczęściej występującym drzewem jest buk – o szarej gładkiej korze, majestatycznym prostym pniu i liściach zielonych w lecie i żółtych w jesieni. Na pniach buków tworzą się charakterystyczne pęknięcia, które do złudzenia przypominają ludzkie oczy – jest tęczówka ze źrenicą, a nad nimi zarysowana górna powieka.

Chodząc po takim lesie, ma się wrażenie, że ten las na nas patrzy. Spogląda, obserwuje, sprawdza, czy jesteśmy gośćmi, czy intruzami. Zachęca do przyglądania się i zachwycania – Bieszczadami, lasem, roślinnością. Swoim wzrokiem mówi: „Patrz, jak to wszystko urosło od ostatniej zimy! Widzisz, widzisz? Nie wszystko tutaj jest pod górkę! Rośniemy sobie powoli”.

Bieszczadzki las puszcza do nas oko – może to czas, żeby zatrzymać się i dojrzeć?

Droga

Joanna Misiak
Tak naprawdę nie miała celu. Szła przez gęstwinę, przemykała szybko przez złowrogo wystające gałęzie, licząc, że może trafi po drodze na coś ciekawego. Na coś przy czym zatrzyma się na dłużej. Lekkie śnieżne płatki prawie wpadały jej do oczu, nie pozwalając dostrzec dobrze wszystkiego wokół. Zaczynała się bać, czy będzie w stanie dojść gdziekolwiek, ale nie miała innego pomysłu na siebie w tym momencie. W ruchu nie czuć tak bardzo tej niestabilności, więc szła. Droga była wyboista i trudna, ale każde pokonane wzgórze dawało jej jakąś nadzieję, tak samo jak każde wdrapanie się na górę z dna doliny. Wtedy zapominała na chwilę o otaczającym ją zimnie. Rozglądała się wokoło, jakby szukając drugiej osoby, chociaż dobrze wiedziała, że nikogo tam nie znajdzie. Tylko ona ocalała. W głowie cały czas miała piosenkę, która grała wtedy w radiu. Nuciła ją cicho, żeby dodać sobie otuchy, mimo że ledwo łapała oddech, przedzierając się przez zaspy. Próbowała poukładać sobie w myślach wszystko naraz – co się stało, dlaczego, czy czymś sobie na to zasłużyli, co ma teraz zrobić i w którą stronę iść. Czuła, że bez jakiegokolwiek planu jej się nie uda, ale nie potrafiła się skupić. Każdy pomysł wydawał się być równocześnie błyskotliwy i żałosny. Nawet niebo stało się teraz mroczne i złowrogie, obserwujące z politowaniem jej kolejne kroki. To samo niebo, w które kiedyś mogła wpatrywać się godzinami i które dawało jej odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie mogła znieść ciszy, jaka teraz była wokoło. Śpiewała cicho tę samą piosenkę nie wiadomo, który już raz. Przerwała w połowie słowa, żeby nabrać w płuca trochę lodowatego powietrza i wtedy usłyszała z oddali głos, który dokończył wers piosenki.