Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Archiwum tekstów

Czy komputerowa animacja jest gorsza od tradycyjnej?

Po wielu dekadach tworzenia powszechnie kochanych tradycyjnie animowanych filmów, studio Ghibli wydało swój pierwszy komputerowo animowany film. Jest to ich najgorszy film do tej pory, zarówno krytycy jak i widzowie narzekają głównie na zmianę stylu i okropną animację. W czym leży przyczyna tej porażki i czy zmiana stylu animacji to jedyny problem?

Ten artykuł nie ma być recenzją, krąży w internecie już wiele recenzji tego filmu. Chciałbym przybliżyć problemy nękające ostatni film od twórców, których dzieła uwielbiam. Jeżeli już widziałeś ten film ten artykuł jest kierowany do ciebie, ale przybliżę cały potrzebny kontekst.

Earwig and the Witch, to trzeci film w karierze reżyserskiej Gorō Miyazakiego i pierwszy film studia Ghibli, oparty całkowicie na animacji komputerowej. Tak jak wiele poprzednich prac tego studia jest to luźna adaptacja europejskiej powieści fantasy.  Tym razem pierwowzorem była ostatnia wydana praca Diany Wynne Jones, o tym samym tytule. Oryginalna data premiery była planowana na grudzień 2020, ale przez opóźnienia związane z wirusem COVID-19  film trafił do kin dopiero pod koniec Kwietnia 2021 i nie spotkał się z pozytywnym odbiorem. Krytycy zarzucali, że film bardziej przypomina tanią podróbkę prawdziwego filmu Ghibli, przez zagmatwaną fabułę, brak typowej dla studia „magii” i obrzydliwą animację. 

O animacji słów kilka

Technologia stojąca za animacją z pewnością nie jest zła. Jestem pewny, że jeżeli ta porażka nie zniechęci studia do kolejnych prób stworzenia filmu generowanego komputerowo, to ma on szansę wyglądać naprawdę dobrze.  Nawet jeżeli technologia ma potencjał to nie zmienia to tego, że twórcy nie są z nią obyci. „Earwig and the Witch” jest trawione przez wiele problemów, które nie dotyczą tylko animacji komputerowej, ale też tradycyjnej, a nawet zwykłych filmów.

Dobrze zrobione oświetlenie potrafi nawet dennej scenie nadać klimatu. Niestety wielu nie doświadczonych twórców nie przykłada do niego wielkiej wagi albo po prostu nie wie, jak się za nie zabrać. To jest duży problem! To właśnie światło wyciąga z obrazu to co najlepsze, pozwala nam poczuć zmianę otoczenia, pomaga przekazać uczucia postaci. Dzięki niemu wiemy co jest ważne i na co powinniśmy patrzeć ponieważ wydobywa z obrazu głębie, kształt oraz kontrasty. W tym filmie oświetlenie jest po prostu mdłe. Jeśli w ogóle występują, cienie nigdy nie są wyraźne. Każdy rzucany cień jest lekki i rozmyty, na czym najbardziej cierpią sceny, które powinny być tajemnicze lub niepokojące. Zarówno postaci, jak i elementy tła są tak samo oświetlone. Taki zabieg sprawia, że postaci zamiast wybijać się z tła, wydają się nieważne i się z nim zlewają. Głównym winowajcą jest zwykłe światło dnia, które jest praktycznie jedynym typem światła w każdej scenie. Nie ważne czy jesteśmy w sierocińcu, łazience czy kuchni zawsze to samo białe światło. Sprawia to, że tak naprawdę nie ma dla nas różnicy czy to łazienka, czy jadalnia, ponieważ każdy pokój wygląda tak samo, żaden nie ma własnego stylu. Najbardziej charakterystycznym przykładem jest pracownia wiedźmy. Jak myślisz, co oświetla samotnię wiedźmy, w której chowa się, aby warzyć mikstury? Może jest oświetlona woskowymi świecami albo może płomieniem z pod kociołka? Może ważone mikstury świecą na różne kolory? A może, ma te same okna co w każdym pokoju, z których leci to samo zwykłe światło dnia?

Detale i ruch są tym z czego słyną animacje studia Ghibli, a przynajmniej ich większość. We wszystkich filmach Hayao Miyazakiego, w których ukazany jest lot, jesteśmy w stanie poczuć wiatr, który tym razem, mierzwi futro w „Mój sąsiad Totoro”. Mierzwi włosy i szarpie kokardą w „Podniebnej poczcie Kiki”. Widzimy jak małe zapadki i przekładnie ruszają się w fantastycznych konstrukcjach w Ruchomym zamku Hauru. Zawsze trawa powoli trzepocze, krzaki tańczą, a z komina wyskakują iskry. W ten sposób wszystkie filmy tego studia są takie klimatyczne, w tym ukryta jest cała „magia studia Ghibli”. Oczywiście w „Earwig and the Witch” nie doświadczymy niczego takiego. Postaci są statyczne, rośliny są statyczne, włosy są statyczne, tło jest statyczne, kamera jest statyczna. Wiatr nigdy nie wieje, nawet nie poruszy jedną gałązką, jeżeli jakaś postać nie wejdzie z nią w interakcję. Prawie nigdy w otoczeniu nie ma detali, przez co lokacje nie mają osobowości. Patrząc na sierociniec, w którym wychowała się główna bohaterka, nie dostrzeżemy ptaków, starych murów, charakterystycznych roślin. Oglądający nawet jakby się postarał nie byłby w stanie powiedzieć, czy sierociniec jest na wsi, jaka jest temperatura, czy to miejsce ma jakąś historię. Otoczenie zamiast być bohaterem, który opowiada nam historię, jest tylko sceną po której chodzą postaci.

Ciężko jest żyć w  cieniu legendy

Miyazaki to nazwisko, które kojarzy każdy kto chociaż trochę interesował się światem animacji od strony produkcyjnej. Hayao Miyazaki to legenda branży, jeden z ojców sukcesu studia Ghibli, nagrodzony licznymi nagrodami i wyróżnieniami.  Gorō Miyazaki to jego syn, z wykształcenia architekt krajobrazu i co dla nas ważne, reżyser „Earwig and the Witch”. Wiedział, że nie ma szans mierzyć się z ojcem na polu tworzenia animacji i nie chciał iść w jego ślady, dlatego wybrał architekturę jako kierunek studiów. Pracował jako projektant parków i ogrodów ale został przez ojca zaproszony do zespołu projektanckiego stojącego za Muzeum Ghibli w Tokio, po czym został dyrektorem tego obiektu. Pomimo braku jakiegokolwiek doświadczenia jako reżyser w 2003 roku został poproszony przez prezesa studia Ghibli o wyreżyserowanie adaptacji cyklu „Ziemiomorze” Ursuli K. Le Guin. Decyzja z pewnością podyktowana była tylko nazwiskiem, które nosił. Zarząd studia wciągnął Gorō do projektu tylko z powodu legendarnego ojca, który zamiast pomóc niedoświadczonemu synowi strzelił focha. Najpierw, zresztą słusznie powiedział, że jego syn nie ma doświadczenia ani talentu, aby udźwignąć obowiązki reżysera, a następnie nie odzywał się do syna przez całą produkcję „Opowieści z Ziemiomorza”. Wszystko to skumulowało się w jego wyjściu z kina podczas premiery pierwszego filmu jego syna. „Opowieści z Ziemiomorza” spotkały się ze średnim przyjęciem, otrzymując dwie Złote Maliny dla najgorszego filmu i najgorszego reżysera. Jednak Gorō nie jest swoim ojcem i prawdopodobnie nigdy nie wyjdzie z jego cienia, każda jego praca będzie porównywana do jednych z najlepszych filmów animowanych. Dlaczego więc podjął się reżyserowania kolejnych filmów, radził sobie przecież dobrze jako architekt? Może czuje się zobowiązany, nie pogrzebać znanego nazwiska albo zarząd studia naciska, wiedząc że syn legendy branży przyciągnie na pewno uwagę. Może, chciał coś udowodnić ojcu, który na wywiadach mówi, że jego syn nie jest jeszcze mężczyzną. Przy tworzeniu „Earwig and the Witch” brali udział głównie nowi, niedoświadczeni członkowie studia Ghibli. Podobno, gdy projekt się zaczynał tylko Gorō miał wcześniej do czynienia z animacją komputerową. Nie usprawiedliwia to, tego że to jest prawdopodobnie najsłabszy film w bibliotece studia, ale nadaje trochę kontekstu i pozwala liczyć, że kolejny romans studia Ghibli z animacją komputerową będzie bardziej owocny.

„Earwig and the Witch” nie jest dobrym filmem, ale istnieje szansa, że to ostatni komputerowo generowany film studia Ghibli i tylko dla zobaczenia próby przeniesienia ich charakterystycznego stylu na w inny wymiar warto go zobaczyć.