Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

Witamy w Seattle. Rozdział 3

Początki Twory

Więzienie stanowe San Quentin, Kalifornia. Trzy lata wcześniej.

Strażnik więzienny podszedł do celi Jake’a i otworzył kratę.
— Austin, wyjść. Masz widzenie. — Jake nie miał pojęcia, kto mógł go odwiedzić. Z rodziną nie utrzymywał kontaktu od wielu lat, a przyjaciół poza celą nie miał. Gdy wszedł do sali, zobaczył czekającą na niego kobietę. Szczupła, wysoka brunetka o długich włosach siedziała przy stole, przeglądając jakąś teczkę. W życiu nie widział tej kobiety. Gdy spostrzegła, że wszedł, podniosła głowę znad teczki i wstała, by się przywitać.
— Nazywam się Christina Thompson i jestem pana nowym prawnikiem. — Podała Jake'owi rękę, ale ten tylko chrząknął i usiadł przy stole.
— Nie prosiłem o prawnika.
— Wiem, ale... Znajduje się pan w więzieniu już od...
— Trzech lat, dwóch miesięcy, czternastu dni i pięciu godzin.
— I zostało panu do odsiadki jeszcze...
— Dwadzieścia jeden lat, dziesięć miesięcy, szesnaście dni i dziewiętnaście godzin.
— Widzę, że dokładnie to sobie pan wszystko obliczył.
— Mam sporo wolnego czasu.
— Wiem i właśnie dlatego tu jestem.
— Jest pani obrońcą z urzędu? Wznowiono śledztwo?
— Nie.
— W takim razie, co pani tutaj robi? — Jake lekko podniósł głos.
— Z tego co widzę, oskarżono pana o nieumyślne spowodowanie śmierci. Ale na dwadzieścia pięć lat? Czy to nie wydaje się trochę... nieuczciwe?
— O co chodzi? — tym razem Jake niemalże krzyknął.
— Czy kojarzy pan imię i nazwisko: William Groff?
— Nie. Może.
— W takim razie ja je panu przypomnę. William Groff to jeden z prawników pracujących pro bono i pana obrońca w przegranym procesie trzy lata temu. Zmarł kilka tygodni temu. Zapewne wie pan, że do końca wierzył w pana niewinność. Przez te ostatnie lata ciągle o panu mówił. Dlatego po jego śmierci postanowiłam przyjrzeć się bliżej pańskiej sprawie i złożyłam wniosek o odwołanie od wyroku.
— O nic takiego nie prosiłem. — Jake wyprostował się i spojrzał Christinie prosto w oczy. — Zabiłem go, przyznałem się do tego i teraz odsiaduję zasłużoną karę.
— Nie wierzę — Christina podniosła się z krzesła — i udowodnię to. — Dała strażnikowi znak, że może już wyprowadzić Jake'a. Zaraz po wyjściu z pomieszczenia zadzwonił do niej telefon.
— I co myślisz? — zapytał męski głos.
— Za miesiąc będzie wolny.
— Skoro tak twierdzisz. — Mężczyzna rozłączył się, a Christina opuściła więzienie.

***


— Nie mogę uwierzyć, że poszłaś do baru z zupełnie obcym facetem — Connor nie ukrywał złości.
— Spokojnie. On chyba był bardziej przestraszony ode mnie. Umówiłam się z nim na kolację w następną sobotę.
— Czy ty już do reszty oszalałaś?
— No co? Słuchaj, to ty chciałeś „normalnego” życia. Cokolwiek to oznacza.
— To oznacza koniec przekrętów i...
— I to właśnie próbuję zrobić, mimo że to był twój pomysł! — Emma poszła do sypialni i zatrzasnęła za sobą drzwi. Connor przewrócił krzesło i poszedł za nią.
— Słuchaj ja… ja po prostu… po prostu się boję.
— Zajmowałeś się tym przez tyle lat i nagle się boisz.
— Wiesz co, zapomnijmy o tym, okej? Przepraszam. — Connor naprawdę chciał już tylko zakończyć ten spór.
— Czy to oznacza, że będę musiała iść do pracy? — Emma zaczęła się śmiać.
— Tak. I ja też. – Connor dołączył do niej. — Nie pracowałem od jakichś sześciu lat. Może zaczepię się w jakimś markecie? — oboje zaczęli się śmiać jeszcze głośniej.
— Wiesz już, gdzie chcesz pracować?
— Co masz na myśli?
— No, czy to będzie jakaś mała kancelaria, korporacja czy może darmowe porady?
— O nie, tylko nie to. Nie chcę skończyć jak mój ojciec.
— Czyli korpo?
— A może prawo rodzinne?
— Jak chcesz. Pójdę zamówić coś na śniadanie. Co powiesz na pizzę?
— Może być. — Emma wciąż klikała coś w laptopie, więc Connor wyszedł. Upewniła się, że rozmawia przez telefon. W międzyczasie sama wybrała numer i czekała aż ktoś odbierze.
— Halo, dzień dobry. Mówi Emma Hudson, kontaktowałam się z panią wczoraj w sprawie wolnej posady bezpośredniego asystenta prokuratora generalnego. Czy coś już wiadomo?
— Może pani przyjść jutro na rozmowę, ale, tak jak mówiłam wcześniej, to pan prokurator decyduje. I ma już swoich faworytów.
— Powinna pani mi o tym mówić?
— Tylko próbuję panią zniechęcić.
— I tak zostaję przy swoim.
— Proszę przyjść o godzinie jedenastej.
— Bardzo pani dziękuję. — Emma rozłączyła się i wyszła do kuchni. — Będzie ta pizza czy nie?
— Za jakieś pół godziny.
— Okej.
— Do kogo dzwoniłaś?
— Kiedy?
— Przed chwilą.
— Yyyyy ... znalazłam ogłoszenie w kancelarii kilka ulic dalej i chciałam się umówić na rozmowę.
— W niedzielę rano?
— Był podany prywatny numer, więc zadzwoniłam. Umówiłam się na rozmowę jutro o jedenastej.
— Świetnie. Ja też pójdę jutro czegoś poszukać, a dzisiaj może pochodzę po mieście. Chcesz iść ze mną?
— Nie, dzięki. Zostanę i może urządzę sobie maraton seriali.
— Jak chcesz — Connor chciał coś dodać, ale akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. — To pewnie pizza. — Zgarnął portfel z szafki i poszedł odebrać jedzenie.

***


Emma szła tak szybko, jak tylko mogła, uważając jednocześnie, by znowu się nie poślizgnąć. Przez to, że Connor nie mógł znaleźć swojego durnego Polaroida, spóźni się na spotkanie. Po jego wyjściu musiała chwilę odczekać, żeby nie wzbudzić w nim podejrzeń. W tym czasie przeanalizowała plan miasta. Szła na pamięć i miała nadzieję, że wybrała dobrą drogę.
— Castilliani, Castilliani — powtarzała sobie nazwę knajpy, w której miała spotkać się ze znajomym — obok tureckiego supermarketu... jest, nareszcie! — Emmie ulżyło, że nie musi dłużej iść w tym okropnym mrozie. Weszła do środka i zaczęła rozglądać się po lokalu. W pierwszej chwili nie zauważyła nikogo wyróżniającego się, ale po chwili spostrzegła mężczyznę w czerwonej kurtce. Siedział w ciemnym kącie i miał wzrok wlepiony w laptop. Emma pomyślała, że to może być on. Usiadł w mało widocznym miejscu. Niezbyt sprytnie. Podeszła do niego i postanowiła po prostu zapytać.
— Jess?
— Emma?
— Znalazłeś coś?
— Ich zabezpieczenia nie są zbyt wymagające.
Emma usiadła obok Jessa, przejęła myszkę i zaczęła skrolować.
— Co my tu mamy?

Przeglądała kolejne pliki przez ponad pół godziny. Jess przyszedł z kolejną kawą.
— Chcesz coś do picia?
— Zaraz się zwijam. Chyba nic nie znajdę.
— Daj mi to przejrzeć jeszcze raz, może mi się uda. — Jess odzyskał myszkę i zaczął ponownie przeglądać pliki. — Chyba coś mam! — Emma zerwała się z krzesła. — Może być?
— Oto mi chodziło. — Jess zgrał pliki na dysk i przekazał go Emmie.
— Sprawdź, czy się zgadza. — Podała mu paczkę. Szybko przeliczył pieniądze.
— Wielkie dzięki.
— Polecam się na przyszłość.
— Pożałujesz, że to zaproponowałeś — Emma uśmiechnęła się i wyszła. Teraz tylko musiała zdążyć wrócić do mieszkania przed Connorem.

Grafika: Sandra Jaborska