Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

O gniewie, część 1

Spojrzenia

Nie tylko filozofowie na przestrzeni dziejów, ale również artyści, myśliciele i obywatele, zwykli postrzegać gniew jako wadę. Trudno się temu dziwić – porywczość, ataki agresji i okrucieństwo, które bezpośrednio kojarzą się z tym terminem, nie przysparzają tej cesze pozytywnego odbioru. Gniew jednak nie jest moim zdaniem wadą płaską, pozbawioną zróżnicowania i przede wszystkim – jednoznacznie złą. Niekiedy trudno jest znaleźć inną, prawidłową reakcję na wydarzenia na tyle okrutne i niesprawiedliwe, że nie mogą pozostać bez odzewu. Jednocześnie w sytuacjach politycznego lub społecznego uciśnienia, okazanie gniewu może okazać się właściwie aktem odwagi. Gniew może stać się motywacją i motorem do tego, by zmieniać zastaną rzeczywistość. Jest swego rodzaju zaprzeczeniem bierności, chociaż jednocześnie może stanowić przeciwieństwo innej, postrzeganej za pozytywną cechy – spokoju. Z tego powodu warto rozważyć go w różnych perspektywach – zarówno w tych pozytywnych i wzniosłych, jak i codziennych oraz okrutnych. Szczególnie istotne wydaje się być to, że gniew nie pozostał obojętny dla literatury i innych form sztuki – jako jedna z najsilniejszych, najbardziej bezwzględnych emocji, często ma on swoje miejsce w przekazach kultury. Nie powinno to jednak nikogo dziwić – jako emocja na tyle destrukcyjna, co budująca, od zawsze był przedmiotem rozważań filozoficznych i społecznych.

Gniew ma różne oblicza, które często niemal sobie zaprzeczają, a ich motywacje i idee nie współgrają ze sobą na żadnej płaszczyźnie. Ten gniew, który wkrada się w codzienność, zabierając jej przestrzeń do popełniania błędów, wybaczania i cierpliwości, jest nie tylko trudny, ale również okrutny. Gniew może stanowić swoiste zaprzeczenie miłości, ponieważ nie ma w nim miejsca na cierpliwość. To właśnie ta gniewna codzienność wydaje mi się najgorszą stroną tej cechy. Z drugiej jednak strony, gniew może być najlepszym świadectwem miłości. Jeśli nie zgadzamy się na złe traktowanie tych, których kochamy, jeśli nie jesteśmy bierni wobec cudzych krzywd, jeśli reagujemy gniewem na zło, które dzieje się wokół nas – jesteśmy zdolni do miłości. Moim zdaniem ta różnica wynika z obiektu, w który wymierzony jest gniew – jeśli jest to idea, ucisk polityczny lub wojna, jest on w stanie nie tylko motywować, ale również czynić dobro. Jeśli jednak gniew wycelowany jest bezpośrednio w człowieka, może stać się destrukcyjny, a jego skutki – katastrofalne. Przykładów takiej postawy, również w literaturze, nie trzeba szukać daleko – chociażby Juliusz Słowacki w swojej Balladynie jasno nakreśla drogę, na którą prowadzi gniew i której trudno jest wróżyć dobre zakończenie. Balladyna klarowanie pokazuje to, z czym często wiąże się to uczucie – napadem niepohamowanej złości, często niezwiązanej ze szczytnymi motywami, tylko tym, co przyziemne i niezwykle ludzkie – zazdrością i obsesyjną chęcią wygranej. Balladyna nie jest w stanie opanować swoich uczuć, a jej furia zamienia się w czyny, które nieodwracalnie wpływają na jej życie. W swoim gniewie nie cofa się nawet przed zabiciem jednej z osób, które powinny być jej najbliższe – własnej siostry. Ta historia wydaje się oczywista, jednak kryje w sobie coś, co często przechodzi przez ludzkie oczy niezauważone – „umiejętność” gniewu do zaciemniania obrazu drugiego człowieka, zmieniania jego zachowań i naturalnych odruchów. Gniew może odbierać ludziom to, co jest naprawdę ludzkie – empatię, czułość i zdolność do cieszenia się cudzym szczęściem. Stanowi swojego rodzaju filtr, który może pozwalać widzieć tylko to, co słuszne lub zupełnie niepoprawne z etycznej perspektywy. Gniew wyostrza spojrzenie i kieruje je tylko w jedną stronę – jednak to, czy ten kierunek jest słuszny, stanowi już zupełnie inny przedmiot rozważań. Możemy to zjawisko obserwować oczywiście nie tylko w literaturze pięknej – aż nadto często widzimy je w naszym codziennym życiu. Często ofiarami przemocy domowej (oraz wszystkich innych jej form) padają właśnie osoby, które świadomie lub nie, słusznie lub nie, wywołały w drugim człowieku gniew. Oczywistym jest jednak, że to nie ofiary odpowiadają za ten stan rzeczy, tylko oprawcy, którzy nie potrafili opanować swoich uczuć. Gniew ten, nawet jeśli obiektywnie mógłby wydawać się słuszny, nigdy nie może usprawiedliwiać aktów agresji i przemocy – każdy człowiek odpowiada za swoje uczucia i czyny, nawet wtedy, gdy działa w stanie emocjonalnego otępienia i szału.

Inną perspektywę gniewu można zauważyć czytając Światu nie mamy czego zazdrościć Barbary Demick. Autorka w swojej książce prowadzi czytelnika do odległej, spowitej tajemnicą Korei Północnej. Oczywiście nie jest to proste ze względu na niezwykle utrudniony kontakt z obywatelami tego kraju dla wszystkich, a szczególnie dziennikarzy z zewnątrz. Dlatego książka jest zapisami rozmów Demick z tymi, którym udało się uciec do Korei Południowej i opowiedzieć jej swoją historię. Książka ta to przede wszystkim opowieść o ogromnej nadziei na lepsze jutro, która została okrutnie wykorzystana i zamieniona we władzę absolutną, która nie zapewnia obywatelom nawet najbardziej podstawowych warunków do życia. Gniew przeplata się tutaj ze swoim bratem, który bywa do niego tak podobny, że aż nieodróżnialny – okrucieństwem. Okrucieństwo widoczne jest na każdym kroku – w braku jedzenia, niedostępności opieki medycznej, bezlitosnym prawie, które za żart z władcy skazuje na śmierć, w zakazach walczenia o swój byt i braku możliwości wydostania się z tej pułapki. Najbardziej okrutne wydaje się jednak to, że władza karze rodziny tych, którzy jej jakkolwiek nie sprzyjają. Jeśli ktoś ucieka z kraju, jego rodzina, która została na miejscu (nawet, jeśli daleka i „poprawnie” zadeklarowana politycznie) zostaje ukarana – wywieziona do odpowiednich obozów i więzień, a niekiedy nawet – zamordowana. Ta polityka wchodzi w każdy zakamarek życia Koreańczyków, nie pozwalając im nie tylko zadbać o siebie (przerwać chroniczny głód, zapewnić sobie godny dach nad głową, żyć swobodnie), ale również uratować swoich najbliższych – często dzieci, rodziców lub inne, mniej odporne na trudne warunki osoby. Gniew spleciony z okrucieństwem rozlewa się po tym państwie, które wydaje mi się być tak trudne do zrozumienia. Nie ma w cierpieniu tych ludzi żadnego uzasadnienia, żadnego cienia (chociażby najbardziej rozmytego i zawiłego) sensu – jest tylko czyjeś przekonanie, że może zarządzać życiem i śmiercią milionów ludzi. Ta sytuacja pokazuje jednak gniew również z drugiej perspektywy – pewnej odwagi, która nie pozwala się zgodzić na taką rzeczywistość. Autorka opisuje historię Jun-sanga, który dzięki swojej determinacji zdołał zdobyć wykształcenie w Pjongjangu (większość obywateli nie może sobie pozwolić nawet na wjazd do stolicy – dostanie się tam na studia wymaga znajomości lub ogromnego nakładu pracy). Jako jeden z nielicznych nie tylko chciał uciekać ze swojego kraju ze względu na panujące tam trudne warunki życia, ale również dlatego, że pojął, jak bardzo funkcjonowanie tego kraju oparte jest na kłamstwie i wyzysku. Żeby dowiedzieć się więcej o tym, co dzieje się na świecie, a dzięki temu zrozumieć, jak naprawdę wygląda jego kraj – czytał zakazane książki, które przemycał i którymi wymieniał się z innymi studentami. Przerobił także swój telewizor tak, aby ten odbierał sygnał z Korei Południowej, chociaż było to surowo zakazane. To, co zaczął w końcu odczuwać ten człowiek, dlaczego zaczął się w końcu buntować i co dało mu siłę do tego, żeby funkcjonować poza systemem, to właśnie gniew. Nie tylko na okrucieństwo rządu, ale również wszystko, co przytrafiało się jemu i jego bliskim – głód, zastraszanie, brak możliwości widzenia się z ukochaną i surowe kary za każde odstępstwo od prawa. Mamy więc dwie zupełnie różne perspektywy gniewu po dwóch, zupełnie różnych stronach barykady – jedna z nich jest skierowana bezpośrednio do ludzi, krzywdzi ich i upokarza, druga zaś daje siłę do tego, żeby z okrucieństwem walczyć.

Nie trzeba jednak przykładów takich rozbieżności szukać daleko – mają one miejsce również tuż obok nas, w Polsce. Przez ostatnie lata obserwowałam wielokrotnie przykłady łamania praw człowieka, poniżania innych, nierespektowania prawa do życia i własnych poglądów i narażania żyć innych ludzi. Tak właśnie można rozumieć gniew – może to być okrucieństwo wobec jednostek, które są w jakiś sposób inne (ze względu na swoją orientacje seksualną, płeć, ale również – poglądy i styl życia). Obsesyjna chęć władzy zamienia się w gniew wobec wszystkich, którzy mogą stanąć politykom na drodze do jej osiągnięcia. Te przykłady dobrze pokazują jak niebezpieczny i bezwzględny może być gniew – w jego wyniku ludzie mogą być nastawiani przeciwko sobie, krzywdzić i nękać się nawzajem. Innym, dobitnym przykładem takiej postawy jest trwający obecnie kryzys na granicy z Białorusią. W wyniku gniewu skierowanego do innego kraju i instytucji politycznej – Białorusi, migranci głodują i umierają tuż obok nas. Pole widzenia polityków zawęża się, pokazując im jedynie rozgrywki polityczne i kompletnie ignorując przy tym ludzkie życia.