Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

Dekada naszego życia

Spojrzenia
Pamiętacie, jak spędziliście sylwestra 2019?
Moja przyjaciółka urządziła domówkę. Spotkaliśmy się niedużym gronem – na stole stały przekąski, grała muzyka, dużo rozmawialiśmy wspominając miniony rok. O północy wystrzelił szampan, a zaraz po nim fajerwerki. Wznosząc toast jeden z zaproszonych gości powiedział:
„Zaczyna się dekada, w której wszystko się zmieni”.

Są takie wydarzenia, podczas których wiemy, że staną się punktem zwrotnym naszego życia. Najczęściej nie mamy pojęcia, gdzie to nasze życie skręca, ale wewnętrznie czujemy, że właśnie w tej chwili to się dzieje. Ja takie momenty rozpoznaję po pojawiającym się wrażeniu, że patrzę na wszystko z boku, z oddali, z zewnątrz. Wyraźnie dostrzegam wtedy pozostałych uczestników sceny, otoczenie i czas, trochę jakbym z aktorki zmieniła się w reżyserkę – na kilka sekund przepełnia mnie uczucie, że mam całkowitą kontrolę nad sobą, rzeczywistością i przyszłością. Niczym nieustraszona, pewna siebie dowódczyni dostaję od świata bezdyskusyjny rozkaz: „Rozpoczyna się nowy rozdział – działaj”.

W tamtej chwili właśnie tak się poczułam. Nasz przyjaciel wypowiadając to zdanie myślał o tym, że pójdziemy na studia, w naszej grupie pojawią się małżeństwa, niektórzy będą mieli swoje dzieci, znajdziemy pierwszą pracę, może kupimy mieszkania na kredyt. Zaczynaliśmy dziesięciolecie, w którym będziemy układać swoje życie, podejmować dorosłe i trudne decyzje, zastanawiać się kim jesteśmy i kim chcemy być.

Nikt, naprawdę nikt, nie przypuszczał, że zaledwie po 3 miesiącach będziemy mieć światową pandemię, lockdown, naukę i pracę zdalną. Tym bardziej nikt nie zakładał, że dwa lata później usłyszymy, że w Ukrainie wybuchła wojna, która również wpływa na naszą rzeczywistość.
Ciśnie mi się na usta, że to wszystko miało wyglądać inaczej. Nie miało być pandemii, nie miało być wojny, przecież my tego nie planowaliśmy! Zarówno na początku lockdownu, jak i w dniu inwazji na pełną skalę na Ukrainę, czułam, jakby zabrano mi mój czas, moje możliwości. Jednym zdaniem – jakby otoczenie z nami nie grało, nie współpracowało, wytrącało z naszej idyllicznej wizji. Zaczęło pandemią, teraz wprowadziło zbrojny konflikt tuż za naszą wschodnią granicą. Mam wrażenie, że rzeczywistość (nam) nie pasuje.

Ale czy my jakkolwiek w naszych planach uwzględniliśmy otoczenie? Przecież w naszej sylwestrowej wizji nie było słowa o tym, jak będzie wyglądał świat, w którym będziemy spełniać kolejne cele na drodze prowadzącej do „udanego życia”. Na początku lockdownu mieliśmy bardzo różne uczucia, każdy z nas na pewno pamięta i długo nie zapomni, jak spędzał ten czas. Niemniej jednak relatywnie szybko dostosowaliśmy się do nowego świata. Wprowadzone w czasie pandemii rozwiązania zostały z nami na dłużej - już nie dziwią nas oferty w pełni zdalnych staży, kursy internetowe są na porządku dziennym, a nawet dopuszczamy spotkania towarzyskie online, gdy nie możemy złapać się w jednym miejscu.
Od lutego tematem, który zdominował nasze otoczenie, jest wojna w Ukrainie. Śledzimy wydarzenia, angażujemy się w wolontariat, udzielamy wsparcia. Słuchając wypowiedzi w radiu czy w telewizji, z ust zaproszonych gości, komentatorów i prowadzących pojawia się bardzo proste życzenie: żeby to wszystko po prostu się skończyło. Pragniemy, żeby otoczenie się z nami zgrało, kiedy niezauważalnie my sami dostrajamy się pod nie. Dostosowujemy się – kolejny raz.

Każdy z naszej paczki, którą spędzaliśmy tamtego sylwestra, poszedł na studia. Za nami pierwsze zmiany kierunków studiów, przeprowadzki, część z nas już pracuje, inni aktywnie poszukują staży, a są też tacy, którzy w tym roku postanowili cieszyć się ostatnimi beztroskimi wakacjami. Jedna para jest już zaręczona, za rok biorą ślub. Wszystko, co kryło się pod tym jednym zdaniem wypowiedzianym z kieliszkiem szampana w ręce, się dzieje – żyjemy naszym życiem.

Minęło niespełna dwa i pół roku tej „naszej” dekady. Nie straciliśmy optymizmu, ale ostrożniej snujemy marzenia, dokładniej planujemy, a odpowiedź na pytanie „gdzie widzisz siebie za pięć lat?” zawiera dużo „jeśli” i „ale”. Sądzę, że przez te trudne wydarzenia - pandemię i konflikt zbrojny w Ukrainie - ze zwiększoną uwagą podchodzimy w naszych myślach do otoczenia. Bierzemy pod uwagę różne scenariusze, nie zamykamy się na nasz (jedyny słuszny?) obraz. Przeżywamy to, co się dzieje, reagujemy, ale też cały czas podążamy naprzód.
„Zaczyna się dekada, w której wszystko się zmieni”.

Nie czuję się komfortowo z tym zdaniem. Jest niewygodne. Zostawia mnie z niejasną wizją świata mojej przyszłości. Stawia przede mną pytanie, co nas jeszcze czeka.
I czy kolejny raz zharmonizujemy się z otoczeniem?