Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły

Utrwalić muzyką młodość – o „Kryzysie Wieku Wczesnego” Braci Kacperczyk

Portrety
Koniec 2021 roku brzmi piosenkami z albumu „Kryzys Wieku Wczesnego”, który w listopadzie trafia na półki sklepowe, a niedługo później staje się dla mnie ważniejszy, niż mogłam się tego spodziewać.

Tytułowy singiel ląduje na serwisach streamingowych. Kilka dni po jego premierze, YouTube proponuje mi (jak mogę uznać z perspektywy czasu, bardzo trafnie) właśnie tę piosenkę. Teraz już wiem, że to zdecydowanie nie był przypadek. Utwór postanawia bez zapowiedzi wejść w moje życie, rozgościć się, wypić jeszcze niewystudzoną, nieco przesłodzoną herbatę, która czekała na drewnianym stoliku, a potem, do starannie oddzielonej przestrzeni w serduchu, zaprosić całą resztę albumu braci Kacperczyk.

Całą płytę rozpoczyna tytułowy „Kryzys Wieku Wczesnego”. Włączam płytę, zaczyna wybrzmiewać właśnie ten utwór i mam wrażenie, że coś się we mnie otwiera, coś pęka i wcale nie zamierza się poskładać. Dochodzi do celowego (bądź nie) zderzenia ze ścianą. Piosenki, których słuchałam wcześniej, zdawały się omijać coś takiego, jak zwyczajny kryzys, rozdarcie między dzieciństwem a dorosłością czy rozczarowanie nie do końca cukierkową rzeczywistością. Rzeczywistością, w której przychodzi nam wziąć życie już tak naprawdę w swoje ręce i poprowadzić je dokładnie tam, gdzie tylko my sami chcemy.

Wsłuchanie się w tę płytę jest dla mnie odzwierciedleniem umówienia się na kawę dwóch (albo trzech, w końcu to rozmowa i z Maćkiem, i z Pawłem) młodych ludzi, żeby wspólnie ponarzekać na problemy, otworzyć się, wygadać, wysłuchać i zrozumieć. Mieć poczucie, że to, co przeżywam, nie jest błahe i zupełnie obce. Odnaleźć kogoś, kto w podobnych sytuacjach na początku dorosłego życia gubi się równie często jak ja.

Zderzam się z rzeczywistością. Momentami mam wrażenie, że pewne myśli zapewne sama ujęłabym nieco delikatniej, może przekolorowałabym jakieś fragmenty opowieści o moim życiu. Pewne słowa zwyczajnie nie przeszłyby mi przez usta. Pewne słowa zapewne mogłyby przejść, ale skutecznie nie pozwalałam im wybrzmieć. Opowieści pisane na płycie to historia pełna pierwszych rozczarowań, błędów czy wątpliwości, do których ciężko jest się przyznać przed samym sobą, a co dopiero przed tłumem odbiorców. Bo przecież dużo łatwiej mówiłoby się o doskonałym życiu, sukcesach, kipiącej pieniędzmi i zaszczytami karierze i byciu kimś więcej niż tylko studentem, który dalej nie wie, co właściwie chce robić w życiu.

W dziecięcych wizjach dorosłości nie było mowy o czymś, co dziś określiłabym, jak sami bracia Kacperczyk to ujęli, kryzysem.

Może zabrzmi to dość banalnie, ale każde kolejne słuchanie płyty jest odkrywaniem czegoś zupełnie nowego. Album zdaje się dorastać ze mną i pewne fragmenty zaczynają dojrzewać wysłuchane po jakimś czasie. Czasami mając do czynienia w życiu z sytuacją, która wydaje się być jakby wyciągnięta za rękaw swetra wprost z piosenki, powtarzam sobie w myślach, że Maciek Kacperczyk wiedział, o czym pisał. Że to nie jest tylko artystyczna wizja młodości otoczona filmowymi kadrami w teledysku czy przejaskrawiona retrospekcja wczesnodorosłych lat. Że rzeczy i zdarzenia tego typu się dzieją i są w jakimś stopniu przyklejone do człowieka w moim wieku. I, co jest dość pocieszające i niepocieszające jednocześnie, moje przemyślenia dotyczące pierwszych kroków w dorosłości wcale nie są tak unikatowe, jak mi się wydawało.

W maju 2022 roku postanawiamy z siostrą pojechać na juwenaliowy koncert Kacperczyków. Kiedy przychodzimy na miejsce, zaczyna się dziać dużo dobrych rzeczy. Widzę bardzo dokładnie każdy moment ich koncertu, staram się wszystkie chwile zapisać starannie w pamięci. Streszczając, masa ludzi i potrzeba usłyszenia tego wszystkiego, co gra mi w głowie od ponad pół roku. Chyba czasem tak jest, że kiedy czyjeś słowa mocno do ciebie trafiają albo ktoś bardzo na ciebie wpływa, to potrzebujesz tego kogoś po prostu zobaczyć, mieć go choć przez moment na wyciągnięcie ręki. Bracia Kacperczyk dają koncert, po którym długo nie mogę zebrać wszystkich myśli w całość. Czuję zmęczenie i nieproporcjonalnie dużą ulgę, że miałam okazję zwyczajnie się wykrzyczeć, kilka razy zedrzeć gardło, pozwolić w y b r z m i e ć wszystkim słowom i myślom, które gromadzą się we mnie od pierwszego przesłuchania albumu. Swoją drogą, śpiewanie „Brejdaków”, piosenki bardzo „rodzeństwowej”, razem z siostrą pod sceną, robi niesamowity klimat.

Mogłabym podejść do tematu dość wybiórczo, wręcz ciągnąć trochę ten album za słowa. Mówić, że z tym się zgadzam, a z tamtym nie mam nic wspólnego. I jest to bardziej niż oczywiste – uczę się coraz większej empatii, staram się słuchać i zrozumieć, a z tego, co jest bliskie mojemu sercu, wyciągać wskazówki dla siebie samej. Nie będzie dwóch tych samych młodości, identycznych wzlotów i upadków. Jednak po przesłuchaniu całej płyty myślę o jeszcze jednej rzeczy. Czuję wdzięczność, że bracia zdecydowali się utrwalić ten fragment ich życia, zostawić na płycie ogromny kawałek siebie. Maciek, który ujął w słowa mnóstwo moich przemyśleń i pozwolił im wybrzmieć najpierw w piosence, a potem, jeszcze wielokrotnie, w mojej głowie. Paweł, który zaopiekował się tekstem i ubrał go troskliwie w najlepsze dźwięki. Utrwalili muzyką ich młodość tak, by uniknęła „zestarzenia się”. Stworzyli jakby kotwicę, miejsce, do którego wracam, gdzie na moment przestaję bawić się w dorosłość i pozwalam sobie na chwilę zatrzymać się nad swoimi przemyśleniami. I zauważam coś, co jest trochę starą prawdą: że każda historia może wnieść coś w moje życie. Że warto czasem zapisać jakąś myśl na później. Że dobrze jest zostawić jakiś ślad po sobie, jakąś część siebie, jakby odłamek lustra, by pozwolić się komuś, choćby w tym maleńkim fragmencie, przejrzeć.

Potrzebowałam tej płyty bardziej niż mogłam podejrzewać. Może zwyczajnie musiałam usłyszeć, że ktoś też czuje się czasem zmęczony studiowaniem, że to normalne, że nie wiesz, co będziesz robić w życiu, gdzie znajdziesz pracę po ukończeniu swojego kierunku, że poczucie zagubienia jest zupełnie ludzkie i wcale nie musisz od razu wiedzieć, jak w całym tym zamieszaniu (zwanym powszechnie dorosłością) się odnaleźć. Że wpadnięcie po uszy w kryzys, pomimo młodego wieku, jest niekiedy konieczne. Że to wszystko dzieje się po coś, żeby może odkryć gdzieś siebie na nowo. Żeby zachwycić się życiem, bo jak śpiewają na płycie bracia: piękny jest ten świat, nawet gdy dojedzie nas kryzys wieku wczesnego. Z a t r z y m a ć się i spojrzeć na tę wciąż niedoskonałą, pełną wzlotów i upadków, dorosłość i zwyczajnie dać jej szansę. Dać sobie czas.