Orson Kane był bardzo tajemniczą osobą. Nikt z jego otoczenia nie wiedział dokładnie skąd pochodzi, czy to jego prawdziwe imię i skąd zna tych wszystkich „ważnych” ludzi. Najbardziej interesowało to jego zawodową, a przez chwilę również życiową, partnerkę. Wiele razy usiłowała wyciągnąć z niego te informacje, ale mężczyzna był nieugięty. Celia zastanawiała się nawet czasami, czy Orson w ogóle jest Amerykaninem. Do załatwienia wszystkich spraw miał rzesze pracujących dla niego ludzi.
Mimo tego, że o Orsonie mało co ktokolwiek wiedział – to ten zdawał się wiedzieć wszystko o wszystkich, co również zawdzięczał swoim znajomościom oraz zaufanym pracownikom i informatorom. Jednym z takich informatorów był nikt inny jak Bradley Austin, którego Orson poznał właściwie przez przypadek, podczas pewnego nocnego spaceru po Los Angeles. Tę znajomość, podobnie jak inne, utrzymywał w tajemnicy. Kane traktował Bradleya jak każdego innego, z kim pracował. Nie przywiązywał do niego większej uwagi. To się jednak zmieniło, gdy syn Bradleya ożenił się z bliską mu osobą. Od tamtej pory widywał Austina często, a kontaktował się z nim jeszcze częściej. Będąc teraz w Los Angeles, nie mógł przegapić okazji na odwiedzenie go. Gdy Emma już dawno spała, Kane wyszedł z hotelu i niczym ninja przemykał niezauważony przez Zachodnie LA. Fakt, że Bradley rozmawiał z synem pierwszy raz od wielu lat, bardzo go zaciekawił. Nie spodziewał się, że Connor powiedział wiele ojcu, ale bardziej interesowało go, w jaki sposób się zachowywał. W ten sposób mógł określić w jakim stanie jest młody przestępca i czy rzeczywiście ma się czego obawiać.
***
William Groff był znany z działań na rzecz społeczeństwa. Dlatego zapewne nikogo za bardzo nie zdziwiła decyzja o przekazaniu całego swojego majątku – a zdecydowanie nie było to mało – na rzecz dobroczynności. Jedynymi, których ta decyzja negatywnie zaskoczyła, zdawali się być jego najbliżsi, którzy liczyli na hojny spadek. Przez kilka lat spierali się z sądami i prawnikami. Ostatecznie udało im się wywalczyć posiadłość w luksusowej dzielnicy Los Angeles – Bel Air, ale utrzymywać ją musieli z własnych pieniędzy. Mary Jane Thompson starała się, jak tylko mogła, aby zapełnić ogromne przestrzenie domu. Pomagała jej w tym najmłodsza córka, która zamieszkała razem z matką. Mary Jane wróciła właśnie z pracy i trafiła na córkę w kuchni, w trakcie przyrządzania kolacji. Zdążyły wymienić ze sobą kilka zdań, zanim im przerwał dzwonek do drzwi. Mary Jane odeszła, aby otworzyć drzwi, a przed jej oczami ukazał się średniego wzrostu mężczyzna o ciemnych włosach i błękitnych oczach, którego kobieta nigdy wcześniej nie widziała na oczy.
— Witam, w czym mogę pomóc?
— Dzień dobry. Czy mam przyjemność z panią Mary Jane Groff?
— Właściwie to Mary Jane Thompson.
— Czy pani mężem był William Groff?
— Tak, zgadza się, ale zmarł kilka lat temu.
— Czy moglibyśmy porozmawiać w środku?
— Przepraszam, ale kim pan właściwie jest?
— A tak. Proszę wybaczyć. Nazywam się Jacob Austin i jestem mężem pani córki. — Po tych słowach kobieta zaniemówiła. — Przepraszam, że mówię to tak bezpośrednio, ale wierzę, że po prawie trzech latach małżeństwa mam do tego prawo. — Mary Jane cofnęła się w głąb domu, wpuszczając gościa do środka. Przez krótką chwilę wpatrywała się uważnie w jego twarz, a później zawołała córkę.
— Christina! Chodź tutaj natychmiast!
— Tak mamo, co się dzieje? — Młoda, piękna brunetka wbiegła do salonu.
— Ten pan twierdzi, iż jest twoim mężem od paru lat. Czy możesz mi to wytłumaczyć? — W tym momencie na twarzy dziewczyny malował się wyraz twarzy podobny, do tego, który przybrała jej matka kilka chwil wcześniej.
— Widzę tego mężczyznę pierwszy raz w życiu. — Po tych słowach Jake ponownie się przedstawił.
— Ten Jake Austin?! — W tym momencie Christina cofnęła się niepewnie w głąb mieszkania.
— Kochanie, znasz tego mężczyznę? — Matka zauważyła strach w oczach córki.
— Nigdy go nie widziałam, ale słyszałam o nim. — Kobiety zaczęły prowadzić rozmowę, tak jakby Jake’a nie było w pomieszczeniu.
— Pozwolę się wtrącić. Pani mąż… — Skierował swój wzrok w stronę Mary Jane. — Był moim prawnikiem kilka lat temu, ale zmarł w trakcie toczenia się procesu. Bez dobrego obrońcy zostałem skazany, ale w trakcie odbywania wyroku, pomogła mi córka pana Williama, która postanowiła wznowić sprawę ze względu na ojca. Jak mniemam to również pani córka.
— Tak, pamiętam tę sprawę w rzeczy samej, ale nigdy przenigdy jej nie wznowiłam. Przede wszystkim dlatego, że nie wierzyłam w pana niewinność. Musiał mnie pan z kimś pomylić.
— Przepraszam, ale kim pani tak właściwie jest? — Jake był lekko zdezorientowany.
— Ja nazywam się Christina Thompson i jestem córką Williama Groffa. I napewno nie jestem pańską żoną. — Dziewczyna złożyła ręce na piersi i przybrała wrogą postawę, po spostrzeżeniu, że Jake nie ma złych zamiarów.
— Ale… ale — Jake sięgnął po portfel, a Christina pewna, że sięga po broń, popchnęła matkę i obie upadły na ziemię. — Co pani robi? — Jake pokazał kobietom portfel, a one podniosły się z podłogi.
— Przepraszam, myślałam… zresztą nieważne. Może przejdziemy do jadalni? — Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia. Jadalnia była duża, ale pusta. Znajdował się w niej jedynie ogromny stół z dziesięcioma krzesłami i dwie duże szafy. Mary Jane zauważyła, że gość rozgląda się wokół. — Niedawno z mamą się wprowadziłyśmy. Jeszcze się urządzamy.
— Oto zdjęcie z naszego ślubu. Proszę zobaczyć. — Jake podsunął swoim rozmówczyniom małe zdjęcie, które zawsze nosił w portfelu. — Nie mam przy sobie, co prawda, certyfikatu, ale proszę mi uwierzyć, że wiem, kim jest moja żona.
— Znam ją. — Christina wzięła zdjęcie do ręki, a na jej twarzy zaczął malować się wyraz zażenowania. Skierowała wzrok w stronę matki i objęła jej ręce. — Muszę się do czegoś przyznać. — Teraz jej wzrok powędrował w stronę Jake’a. — Po śmierci ojca okazało się, że nie zostawił nam żadnych pieniędzy, a ja musiałam dokończyć studia… Ta dziewczyna sama się ze mną skontaktowała. Nie wiem, skąd wiedziała w jakiej sytuacji się znalazłam, ale od razu zaproponowała duże pieniądze.
— Do czego zmierzasz? — Mary Jane chciała pospieszyć córkę.
— Sprzedałam jej swój paszport. Powiedziała mi, że urodziła się poza USA, a bardzo chce skończyć dobre studia… nie wiem o czym wtedy myślałam, ale dałam się przekonać. Sprzedałam swoją tożsamość. Pieniędzy wystarczyło na dokończenie studiów, opłacenie prawników i nowy start.
— Jak mogłaś to zrobić?! Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! — Mary Jane krzyknęła, zbulwersowana wstała od stołu i wyszła. Christina i Jake zostali sami w pokoju.
— Nie pójdziesz za nią?
— Nie, musi ochłonąć. Przez pewien czas będzie zła, ale zrozumie, że musiałam to zrobić. — Przerwała i nastąpiła chwila ciszy. — Dlaczego właściwie tutaj przyjechałeś? Dlaczego teraz, skoro twierdzisz, że ożeniłeś się z nią już dawno?
— To skomplikowane, nie chcę pani męczyć moimi sprawami.
— Mów mi Christina, przecież zgodnie z prawem jestem twoją żoną. — Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
— Mamy teraz pewne problemy i myślałem, że rozmowa z jej — Jake przerwał i chrząknął — z twoją matka pomoże mi je rozwiązać.
— Jake, powiedz mi, czy naprawdę tego nie zrobiłeś?
— Nie siedziałbym tutaj, gdyby było inaczej. — To była stała odpowiedź Jake’a na to pytanie. Wymigiwał się tym od dokładnej odpowiedzi, a nikt dalej nie pytał. Tak było również w tej sytuacji. — Wiesz co? Myślę, że na mnie już pora. — Jake wyszedł z jadalni i skierował się w stronę wyjścia. Był bardzo zły, że teraz wie jeszcze mniej, niż wcześniej. Nie miał żadnego punktu zaczepienia. Już miał zamknąć za sobą furtkę, gdy usłyszał głos Christiny.
— Jake, zaczekaj! — Biegła w jego stronę. — Celia. — Stanęła na chwilę, by złapać oddech. — Celia Boa Vista. Tak nazywa się twoja żona. Przyjechała tu z Sao Paulo w Brazylii. — Jake na początku ucieszył się, że w końcu dowiedział się czegoś konkretnego. Z radości przytulił Christinę, ale po chwili doszło do niego, że to też może być kolejną bzdurą.
— Skąd masz pewność, że to prawda?
— Bo mam to. — Wyciągnęła z kieszeni kartkę papieru, na której widniała kopia paszportu. Jake przyjrzał się jej z bliska.
— Nie masz przypadkiem oryginału?
— Niestety nie, udało mi się zdobyć tylko to. Nie jestem taka głupia, jak myśli moja matka. Chciałam być pewna z kim mam do czynienia. Nie okłamała mnie. — Jake miał już nieraz w życiu do czynienia z fałszywymi dokumentami, ale miał dobre przeczucia, co do tego kawałka papieru.
— Nie chciałabyś wybrać się ze mną na małą wycieczkę? — Po tych słowach oczy Christiny zabłyszczały.
— Co masz na myśli?
— W pełni opłacony wyjazd do Sao Paulo. Jutro wieczorem.
— Chyba sobie żartujesz. Przecież w ogóle cię nie znam.
— Mówię śmiertelnie poważnie. Możesz wziąć broń, jeśli nadal się mnie boisz.
— Gdybyś chciał mi coś zrobić, to już by mnie tu nie było, prawda?
— Czy to oznacza zgodę? — Jake spojrzał z nadzieją na twarz Christiny, którą zaczęło spowijać słońce.
— Nie sądzę, aby matka mi na to pozwoliła. Zresztą, w ogóle cię nie znam. To chyba nie najlepszy pomysł.
— Rozumiem. Jeśli jednak zmieniłabyś zdanie, to zadzwoń proszę. — Jake wręczył kobiecie kartkę papieru z numerem telefonu.
Tym razem Jake zamknął za sobą furtkę, a Christina wróciła do domu, zamknęła się w swoim pokoju i uruchomiła komputer. Spędziła całą noc na czytaniu artykułów o Jake’u. Nad ranem zeszła do kuchni, by zaparzyć sobie kawę. Zaskoczył ją widok matki, która piła herbatę, wypatrując przez okno.
— Nie śpisz już?
— Nie mogłam spać prawie całą noc.
— Nie przejmuj się tym chłopakiem, to nie nasz problem.
— Powiedz mi, że nie pomyślałaś o tym samym co ja. — Christina nie odpowiedziała matce, co ta słusznie uznała za potwierdzenie jej przypuszczenia. — Słyszałam waszą rozmowę na podjeździe. Uważam, że powinnaś udać się z nim do Sao Paulo.
— W ogóle nie znam tego mężczyzny.
— Nic ci nie zrobi, to zwyczajny tchórz, ale może nam pomóc. — Christina nie odpowiedziała, bo dobrze wiedziała, że matka ma rację. Wyszła z kuchni, popijając kawę. Podeszła do garderoby, aby zmienić ubranie. Wybrała czerwoną sukienkę, w kieszeni której wyczuła papier. To było zdjęcie jej taty. Christina uznała to za znak i sięgnęła po telefon.
— Jake?
— Tak, kto mówi?
— Polecę z tobą do Brazylii.
— Christina, cieszę się, że zmieniłaś zdanie.
— Świetnie! Przyjadę po ciebie. Tylko pojedzie z nami jeszcze mój… przyjaciel. Nie masz czego się bać. Jest całkowicie niegroźny.
— Zatem widzimy się za kilka godzin.
Mimo tego, że o Orsonie mało co ktokolwiek wiedział – to ten zdawał się wiedzieć wszystko o wszystkich, co również zawdzięczał swoim znajomościom oraz zaufanym pracownikom i informatorom. Jednym z takich informatorów był nikt inny jak Bradley Austin, którego Orson poznał właściwie przez przypadek, podczas pewnego nocnego spaceru po Los Angeles. Tę znajomość, podobnie jak inne, utrzymywał w tajemnicy. Kane traktował Bradleya jak każdego innego, z kim pracował. Nie przywiązywał do niego większej uwagi. To się jednak zmieniło, gdy syn Bradleya ożenił się z bliską mu osobą. Od tamtej pory widywał Austina często, a kontaktował się z nim jeszcze częściej. Będąc teraz w Los Angeles, nie mógł przegapić okazji na odwiedzenie go. Gdy Emma już dawno spała, Kane wyszedł z hotelu i niczym ninja przemykał niezauważony przez Zachodnie LA. Fakt, że Bradley rozmawiał z synem pierwszy raz od wielu lat, bardzo go zaciekawił. Nie spodziewał się, że Connor powiedział wiele ojcu, ale bardziej interesowało go, w jaki sposób się zachowywał. W ten sposób mógł określić w jakim stanie jest młody przestępca i czy rzeczywiście ma się czego obawiać.
***
William Groff był znany z działań na rzecz społeczeństwa. Dlatego zapewne nikogo za bardzo nie zdziwiła decyzja o przekazaniu całego swojego majątku – a zdecydowanie nie było to mało – na rzecz dobroczynności. Jedynymi, których ta decyzja negatywnie zaskoczyła, zdawali się być jego najbliżsi, którzy liczyli na hojny spadek. Przez kilka lat spierali się z sądami i prawnikami. Ostatecznie udało im się wywalczyć posiadłość w luksusowej dzielnicy Los Angeles – Bel Air, ale utrzymywać ją musieli z własnych pieniędzy. Mary Jane Thompson starała się, jak tylko mogła, aby zapełnić ogromne przestrzenie domu. Pomagała jej w tym najmłodsza córka, która zamieszkała razem z matką. Mary Jane wróciła właśnie z pracy i trafiła na córkę w kuchni, w trakcie przyrządzania kolacji. Zdążyły wymienić ze sobą kilka zdań, zanim im przerwał dzwonek do drzwi. Mary Jane odeszła, aby otworzyć drzwi, a przed jej oczami ukazał się średniego wzrostu mężczyzna o ciemnych włosach i błękitnych oczach, którego kobieta nigdy wcześniej nie widziała na oczy.
— Witam, w czym mogę pomóc?
— Dzień dobry. Czy mam przyjemność z panią Mary Jane Groff?
— Właściwie to Mary Jane Thompson.
— Czy pani mężem był William Groff?
— Tak, zgadza się, ale zmarł kilka lat temu.
— Czy moglibyśmy porozmawiać w środku?
— Przepraszam, ale kim pan właściwie jest?
— A tak. Proszę wybaczyć. Nazywam się Jacob Austin i jestem mężem pani córki. — Po tych słowach kobieta zaniemówiła. — Przepraszam, że mówię to tak bezpośrednio, ale wierzę, że po prawie trzech latach małżeństwa mam do tego prawo. — Mary Jane cofnęła się w głąb domu, wpuszczając gościa do środka. Przez krótką chwilę wpatrywała się uważnie w jego twarz, a później zawołała córkę.
— Christina! Chodź tutaj natychmiast!
— Tak mamo, co się dzieje? — Młoda, piękna brunetka wbiegła do salonu.
— Ten pan twierdzi, iż jest twoim mężem od paru lat. Czy możesz mi to wytłumaczyć? — W tym momencie na twarzy dziewczyny malował się wyraz twarzy podobny, do tego, który przybrała jej matka kilka chwil wcześniej.
— Widzę tego mężczyznę pierwszy raz w życiu. — Po tych słowach Jake ponownie się przedstawił.
— Ten Jake Austin?! — W tym momencie Christina cofnęła się niepewnie w głąb mieszkania.
— Kochanie, znasz tego mężczyznę? — Matka zauważyła strach w oczach córki.
— Nigdy go nie widziałam, ale słyszałam o nim. — Kobiety zaczęły prowadzić rozmowę, tak jakby Jake’a nie było w pomieszczeniu.
— Pozwolę się wtrącić. Pani mąż… — Skierował swój wzrok w stronę Mary Jane. — Był moim prawnikiem kilka lat temu, ale zmarł w trakcie toczenia się procesu. Bez dobrego obrońcy zostałem skazany, ale w trakcie odbywania wyroku, pomogła mi córka pana Williama, która postanowiła wznowić sprawę ze względu na ojca. Jak mniemam to również pani córka.
— Tak, pamiętam tę sprawę w rzeczy samej, ale nigdy przenigdy jej nie wznowiłam. Przede wszystkim dlatego, że nie wierzyłam w pana niewinność. Musiał mnie pan z kimś pomylić.
— Przepraszam, ale kim pani tak właściwie jest? — Jake był lekko zdezorientowany.
— Ja nazywam się Christina Thompson i jestem córką Williama Groffa. I napewno nie jestem pańską żoną. — Dziewczyna złożyła ręce na piersi i przybrała wrogą postawę, po spostrzeżeniu, że Jake nie ma złych zamiarów.
— Ale… ale — Jake sięgnął po portfel, a Christina pewna, że sięga po broń, popchnęła matkę i obie upadły na ziemię. — Co pani robi? — Jake pokazał kobietom portfel, a one podniosły się z podłogi.
— Przepraszam, myślałam… zresztą nieważne. Może przejdziemy do jadalni? — Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia. Jadalnia była duża, ale pusta. Znajdował się w niej jedynie ogromny stół z dziesięcioma krzesłami i dwie duże szafy. Mary Jane zauważyła, że gość rozgląda się wokół. — Niedawno z mamą się wprowadziłyśmy. Jeszcze się urządzamy.
— Oto zdjęcie z naszego ślubu. Proszę zobaczyć. — Jake podsunął swoim rozmówczyniom małe zdjęcie, które zawsze nosił w portfelu. — Nie mam przy sobie, co prawda, certyfikatu, ale proszę mi uwierzyć, że wiem, kim jest moja żona.
— Znam ją. — Christina wzięła zdjęcie do ręki, a na jej twarzy zaczął malować się wyraz zażenowania. Skierowała wzrok w stronę matki i objęła jej ręce. — Muszę się do czegoś przyznać. — Teraz jej wzrok powędrował w stronę Jake’a. — Po śmierci ojca okazało się, że nie zostawił nam żadnych pieniędzy, a ja musiałam dokończyć studia… Ta dziewczyna sama się ze mną skontaktowała. Nie wiem, skąd wiedziała w jakiej sytuacji się znalazłam, ale od razu zaproponowała duże pieniądze.
— Do czego zmierzasz? — Mary Jane chciała pospieszyć córkę.
— Sprzedałam jej swój paszport. Powiedziała mi, że urodziła się poza USA, a bardzo chce skończyć dobre studia… nie wiem o czym wtedy myślałam, ale dałam się przekonać. Sprzedałam swoją tożsamość. Pieniędzy wystarczyło na dokończenie studiów, opłacenie prawników i nowy start.
— Jak mogłaś to zrobić?! Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?! — Mary Jane krzyknęła, zbulwersowana wstała od stołu i wyszła. Christina i Jake zostali sami w pokoju.
— Nie pójdziesz za nią?
— Nie, musi ochłonąć. Przez pewien czas będzie zła, ale zrozumie, że musiałam to zrobić. — Przerwała i nastąpiła chwila ciszy. — Dlaczego właściwie tutaj przyjechałeś? Dlaczego teraz, skoro twierdzisz, że ożeniłeś się z nią już dawno?
— To skomplikowane, nie chcę pani męczyć moimi sprawami.
— Mów mi Christina, przecież zgodnie z prawem jestem twoją żoną. — Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
— Mamy teraz pewne problemy i myślałem, że rozmowa z jej — Jake przerwał i chrząknął — z twoją matka pomoże mi je rozwiązać.
— Jake, powiedz mi, czy naprawdę tego nie zrobiłeś?
— Nie siedziałbym tutaj, gdyby było inaczej. — To była stała odpowiedź Jake’a na to pytanie. Wymigiwał się tym od dokładnej odpowiedzi, a nikt dalej nie pytał. Tak było również w tej sytuacji. — Wiesz co? Myślę, że na mnie już pora. — Jake wyszedł z jadalni i skierował się w stronę wyjścia. Był bardzo zły, że teraz wie jeszcze mniej, niż wcześniej. Nie miał żadnego punktu zaczepienia. Już miał zamknąć za sobą furtkę, gdy usłyszał głos Christiny.
— Jake, zaczekaj! — Biegła w jego stronę. — Celia. — Stanęła na chwilę, by złapać oddech. — Celia Boa Vista. Tak nazywa się twoja żona. Przyjechała tu z Sao Paulo w Brazylii. — Jake na początku ucieszył się, że w końcu dowiedział się czegoś konkretnego. Z radości przytulił Christinę, ale po chwili doszło do niego, że to też może być kolejną bzdurą.
— Skąd masz pewność, że to prawda?
— Bo mam to. — Wyciągnęła z kieszeni kartkę papieru, na której widniała kopia paszportu. Jake przyjrzał się jej z bliska.
— Nie masz przypadkiem oryginału?
— Niestety nie, udało mi się zdobyć tylko to. Nie jestem taka głupia, jak myśli moja matka. Chciałam być pewna z kim mam do czynienia. Nie okłamała mnie. — Jake miał już nieraz w życiu do czynienia z fałszywymi dokumentami, ale miał dobre przeczucia, co do tego kawałka papieru.
— Nie chciałabyś wybrać się ze mną na małą wycieczkę? — Po tych słowach oczy Christiny zabłyszczały.
— Co masz na myśli?
— W pełni opłacony wyjazd do Sao Paulo. Jutro wieczorem.
— Chyba sobie żartujesz. Przecież w ogóle cię nie znam.
— Mówię śmiertelnie poważnie. Możesz wziąć broń, jeśli nadal się mnie boisz.
— Gdybyś chciał mi coś zrobić, to już by mnie tu nie było, prawda?
— Czy to oznacza zgodę? — Jake spojrzał z nadzieją na twarz Christiny, którą zaczęło spowijać słońce.
— Nie sądzę, aby matka mi na to pozwoliła. Zresztą, w ogóle cię nie znam. To chyba nie najlepszy pomysł.
— Rozumiem. Jeśli jednak zmieniłabyś zdanie, to zadzwoń proszę. — Jake wręczył kobiecie kartkę papieru z numerem telefonu.
Tym razem Jake zamknął za sobą furtkę, a Christina wróciła do domu, zamknęła się w swoim pokoju i uruchomiła komputer. Spędziła całą noc na czytaniu artykułów o Jake’u. Nad ranem zeszła do kuchni, by zaparzyć sobie kawę. Zaskoczył ją widok matki, która piła herbatę, wypatrując przez okno.
— Nie śpisz już?
— Nie mogłam spać prawie całą noc.
— Nie przejmuj się tym chłopakiem, to nie nasz problem.
— Powiedz mi, że nie pomyślałaś o tym samym co ja. — Christina nie odpowiedziała matce, co ta słusznie uznała za potwierdzenie jej przypuszczenia. — Słyszałam waszą rozmowę na podjeździe. Uważam, że powinnaś udać się z nim do Sao Paulo.
— W ogóle nie znam tego mężczyzny.
— Nic ci nie zrobi, to zwyczajny tchórz, ale może nam pomóc. — Christina nie odpowiedziała, bo dobrze wiedziała, że matka ma rację. Wyszła z kuchni, popijając kawę. Podeszła do garderoby, aby zmienić ubranie. Wybrała czerwoną sukienkę, w kieszeni której wyczuła papier. To było zdjęcie jej taty. Christina uznała to za znak i sięgnęła po telefon.
— Jake?
— Tak, kto mówi?
— Polecę z tobą do Brazylii.
— Christina, cieszę się, że zmieniłaś zdanie.
— Świetnie! Przyjadę po ciebie. Tylko pojedzie z nami jeszcze mój… przyjaciel. Nie masz czego się bać. Jest całkowicie niegroźny.
— Zatem widzimy się za kilka godzin.
Grafika: Joanna Ryba