Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
przepraszamy, kwartalnik w budowie | kwartalnik

Uwaga! Statek Lima w budowie!

Portrety
o Andromedzie słów kilka, czyli wywiad z Erickiem Elisem i Daną Reed z Beyond The Horizon
Ludzkość stała się gatunkiem zagrożonym wyginięciem. Opuściła Ziemię, zniszczoną przez katastrofę klimatyczną i udała się do galaktyki Andromedy. Niestety trafiła z przysłowiowego deszczu pod rynnę.

Było źle. Jest jeszcze gorzej.
Całe uniwersum Andromedy to efekt współpracy dwóch sióstr: autora książki (N. K.), piszącego pod pseudonimem „Erick Elis” oraz redaktorki (E. K.), występującej jako „Dana Reed”. Ich alter-ego biorą również czynny udział w fabule. Prezentuję wywiad z duo odpowiedzialnym za to, że Martwe Niebo zostało wydane, w którym opowiadają o początkach Uniwersum i wydawnictwa Beyond the Horizon, o inspiracjach twórczych, powodach wydania książki i wielu innych informacjach!

Miko Celińska: Opowiedzcie mi o początkach Andromedy, na przykład – gdzie to się zaczęło? Kiedy, jak?

Erick Elis: Tak naprawdę nieświadomie to pewnie była gdzieś przez całe życie. Całkowicie świadomie – w gimnazjum narysowałyśmy z moją przyjaciółką latarnię fenową, po raz pierwszy, podczas pisania opowiadania na konkurs o Marii Skłodowskiej-Curie. Niestety zarówno ja, jak i moja przyjaciółka byłyśmy trochę odklejonymi dziećmi, więc zamiast opisać dokonania Marii Skłodowskiej-Curie, wymyśliłyśmy fikcyjny świat, do którego uciekała, w którym były magiczne pierwiastki, z którego ukradła polon i rad. Zdradzę, że nie wygrałyśmy tego konkursu, chociaż uważam, że powinnyśmy dostać Nobla (śmiech). Niestety nasze piękne opowiadanie, które było napisane na papierze czerpanym z ręcznymi ilustracjami, przepadło nie wiadomo gdzie. Ale to był pierwszy moment, kiedy świadomie stwierdziłam, że ta latarnia to jednak mnie zaintrygowała i chciałabym, żeby ona gdzieś sobie poistniała dalej. Natomiast cała książka powstawała przez dziesięć lat. Pierwsza postać, jaka pojawiła się w tej książce, to był nieszczęsny Alexander. Ja, nie tylko jako autor, ale też jako bohater z książki nie jestem fanem Alexandra. Nasze postaci będą miały z nim ciężko. Wracając, Alexander przyszedł do mnie kiedyś we śnie, w najcięższym momencie mojego życia, kiedy nie byłem jeszcze Erickiem. Byłam sobie tylko Natalią i przechodziłam naprawdę najgorszy moment mojego życia. Leżałam sobie na łóżku, patrząc na gwiazdy, bo miałam okno dachowe. Męczyłam się z totalną depresją i nie byłam w stanie w ogóle funkcjonować. Pewnej nocy przyśnił mi się Alexander i ciemna planeta, z której nie da się uciec i na której kończy się tlen. Śnił mi się każdej nocy i wydawało mi się, że ciągle wołałam Aleksa, żeby mi pomógł. Wreszcie zrozumiałem, że to on potrzebuje pomocy, a nie ja. Mniej więcej od tego momentu jestem Erickiem i mniej więcej od tego moment okazało się, że muszę napisać tę opowieść, bo muszę mu pomóc.

Ta opowieść miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego, bo była taką moją osobistą autoterapią. Natomiast trzy lata temu, spotkaliśmy się razem (z Emilką) i opowiedziałem jej całą książkę, która już wtedy istniała, faktycznie napisana pierwsza część. To był bardzo ważny dla mnie dzień, bo ja się bardzo przejmuję katastrofą klimatyczną, a tej zimy w ogóle nie padał śnieg. To już był luty i w ogóle nie padał śnieg, notowano natomiast rekordy ciepła. I tego dnia, kiedy opowiadałem całą Andromedę, to zaczął padać śnieg. Potem został przez cały tydzień. Od tamtego dnia tworzymy uniwersum razem z Daną. Pracujemy nad nim świadomie z zamiarem złożenia tego w sensowną całość. Chociaż Martwe Niebo nie miało być początkowo wydane, chcieliśmy je mieć dla siebie, na papierze.

Miko: Co powiesz jeszcze o początkach z Twojej perspektywy, Dana (Emilia). Jak wyglądał początek powstawania Andromedy?

Dana Reed: W sumie, to zanim opowiedziałeś mi całość, wtedy na Ruczaju, to opowiadałeś mi fragmenty już dużo wcześniej. Tak naprawdę to spotkaliśmy się w lutym tylko dlatego, że stwierdziłeś, że to musisz opowiedzieć od początku do końca.

Erick: Tak, bo w tamtym momencie był chaos i potrzebowałem, by ktoś mi poskładał wątki i je uporządkował!

Dana: Ale opowiadałeś mi to już dużo wcześniej, kilka miesięcy wcześniej, a kiedyś faktycznie umówiliśmy się i siedzieliśmy cały dzień, bardzo długo. To było dość dziwne, bo dosłownie w trakcie naszej rozmowy zaczął padać śnieg, taka piękna śnieżyca. Jakoś tak sobie pomyślałam, że nie da się tak, żeby całe życie do szuflady pisać.

W starym mieszkaniu, gdzie dawno temu razem mieszkałyśmy jako dzieci, nadal leżą jego rzeczy i bazgroły z podstawówki. Czasem mówił, że nie może mi ich przeczytać, bo jestem za mała. I tak sobie pomyślałam, przeglądając to po latach, że jak jeszcze jedną jego książkę wyciągnę z szuflady, to mnie naprawdę szlag trafi. No i zaczęliśmy jakoś to wszystko zbierać. Stwierdziłeś, że masz bardzo dużo pomysłów i jest dużo różnych miejsc, w których nie wiesz jak rozwiązać jakiś problem. I założyliśmy wtedy dysk Andromedy, żeby uporządkować fabułę i wątki.

Erick: O Jezu, kiedyś powstał ten dysk. I on jeszcze kiedyś jeszcze był pusty… A teraz jest taka śmieciara. Ten dysk powstał nie w celu wydania książki, tylko właśnie po to, żeby Emilka mi pomogła poukładać wątki i problematykę książki bo ja już nie wiedziałem momentami, o czym my dyskutujemy. Powstał wtedy główny dokument dysku, który teraz się już bardzo rozrósł. To taki potwór, do którego podlinkowałem przez ten cały czas miliony rzeczy. Ten dysk w ogóle nazywa się – uwaga – śmieciarka jedzie! (śmiech).

Miko: Skąd bierzecie w takim razie pomysły na świat? Jak rozumiem, świat został stworzony (powstał) w większości przez Ciebie, Erick? A ty, Emilka, pomagasz w rozwiązywaniu problemów?

Dana: Zaczęłabym od tego, że tak, rozwiązuję problemy, ale też w momencie, kiedy Erick coś zaczyna opowiadać, to na takim wczesnym etapie tworzenia często bywa tak, że przedstawia główny zamysł historii, a ja ze względu na to, że znam na wylot postaci, to historia jakoś rozwija się w czasie rozmowy.

Erick: Myślę, że mimo wszystko Dana rozwiązała dużo rzeczy, których ja nie miałem do końca wymyślonych, ale oprócz tego, że rozwiązała, to też sporo „do-wymyśliła”. Na przykład rzeczy, których ja nie widziałem w ten sposób, albo gdybym ja je wymyślił, to byłyby strasznie głupie. Przykładowo, ostatecznie cieszę się, że na nowo zdefiniowała czym jest postcarbonit. U mnie był bliżej nieokreślonym „kryształkiem” a teraz to litowiec, wchodzący w reakcję z wodą. To wyszło całkiem fajnie.

Erick: Co do inspiracji – ja inspiracje czerpię po prostu z samego życia. Ja w świecie Andromedy funkcjonuję bardziej niż w prawdziwym, i to jest kompletnie prawda. Gdyby mi ktoś teraz stanął przede mną i zaproponował: „Możesz oddać życie, które masz i istnieć zamiast tego w tamtym świecie, a on będzie prawdziwy. Idziesz na ten układ?”, to tak, idę na ten układ. Tamten świat jest dla mnie najprawdziwszym miejscem, w którym naprawdę mogę być sobą, tak jak nigdy nie mogę być sobą w tym świecie rzeczywistym. Tak naprawdę, kiedy kładę się spać, analizuję sobie jakieś sceny, albo tworzę dalej fabułę, to jakby gdzieś samo płynie cały czas. Nigdy nie zdarzyło mi się siąść i stwierdzić: „O, tu mi brakuje wątku, albo tu trzeba dopisać postać”. Wręcz przeciwnie, ich nawet było często za dużo. Jeszcze o moich inspiracjach, to wydaje mi się, że obie czerpiemy inspiracje z muzyki, popkultury. Często słuchając muzyki wpadają mi nawet pomysły na konkretne dialogi. W Martwym Niebie jest moment, w którym Daniel mówi do Aleksa: „Nie będę się z tobą kłócił, i tak nigdy nie mam racji”, a to jest przecież Myslovitz, i to z piosenki Alexander.

Miko: Powiedziałeś już trochę na temat, w jaki sposób ty jesteś Erickiem. W jaki sposób ty, Emilka, jesteś Daną?

Dana: Nie jestem Daną w taki sposób jak Natalia jest Erickiem. To jest trudne do wyjaśnienia. Ja w ogóle nie stworzyłam postaci Dany, nie ja ją wymyśliłam. To jest postać, o której zostało mi przez niego opowiedziane. Jest ona zainspirowana mną, ale nie jest do końca mną. Po tym, jak poznałam ją, poznałam jej działania i to, że relacja Dany i Ericka przekłada się na naszą relację, ja naprawdę czuję, że jestem w stanie zrozumieć każdą decyzję, którą ona podejmuje. I jeśli by mi ktoś kazał się w nią wczuć, to byłam w stanie to zrobić i funkcjonować bardziej jak ona niż jak ja. Więc powiedzmy, że trochę odbieram ją jako moje alter ego, ale to nie jest coś, co się urodziło ze mnie. Gdyby mi ktoś ją przedstawił: „Patrz, tu jest ktoś, kto jest prawie tobą. Czujesz te podobieństwa?”, to tak, ja czuję te podobieństwa na wszystkich płaszczyznach.

Erick: Ludzie mnie często pytają: „Dlaczego wymyśliłeś sobie taki pseudonim, dlaczego męskie zaimki i dlaczego ta postać jest w ogóle męską postacią?” Ja nie wymyśliłem tej postaci, ja tą postacią jestem, jakkolwiek jest to trudne do zrozumienia. Ta postać we mnie była zawsze i naprawdę jej nie wymyśliłem. Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Natomiast Danę wymyśliłem, ponieważ kiedy Erick już funkcjonował i wiedziałem, że jest mną, jest moją jakąś wizualizacją, potrzebowałam też stworzyć Danę, ponieważ nie umiem żyć bez swojej Dany. Jako Natalia nie umiem żyć bez Emi i w taki sam sposób nie umie Erick żyć bez Dany. A Emilka Danę w pewien sposób wchłonęła, pozwoliła jej jeszcze trochę się rozwinąć. Ale to wszystko. Myślę, że tak jak ja i Erick jesteśmy całkowicie jednością i nie umiem wyznaczyć granicy, w którym te osoby są inne, tak między Daną a Emilką umiem wyznaczyć tę granicę. Są rzeczy, które je różnią, na przykład Dana jest bardziej złośliwa, bardziej chamska, ale bardziej skuteczna w działaniach, w których Emilka się zawaha, bo gdzieś jednak wejdzie jej bardziej empatyczne myślenie.

Miko: Teraz przejdę tak przewrotnie do procesu wydawania Andromedy, bo miało to siedzieć w szufladzie, więc jak doszło do tego, że w końcu z tej szuflady wyszło? I Emilka, jak to się stało, że jesteś redaktorką książki w tak młodym wieku?

Dana: Ja zacznę od pierwszego pytania. Erick mi opowiedział tę historię i poprosił, żebym pomogła mu to napisać, bo zaczął się robić bardzo duży chaos. Ja wtedy sobie tak pomyślałam, że chciałabym, żeby ta historia była spisana całkowicie – od początku do końca. Jeżeli chodzi o wydawanie i promowanie książek to nie mam w ogóle bladego pojęcia na ten temat, ale stwierdziłam te parę lat temu, że jeżeli on się nie zdecyduje na to, żeby to zrobić i żeby to samemu ciągnąć, to ja kiedy już skończę studia się tym zajmę. Ja sobie to wtedy postanowiłam. I za każdym razem, jak on mnie pytał o to, czy może jednak nie powinien, to odpowiadałam, że Andromeda na pewno powinna być wydana, ale nie jestem przekonana, czy w tym momencie. Mówiłam to tylko dlatego, że nie chciałam naciskać, żeby czuł tę presję, że teraz musi chcieć to wydać. Chciałam natomiast, żeby wiedział, że ja jestem na tak. I ja byłam cały czas na tak. Z biegiem czasu Erick był coraz bardziej na tak i w pewnym momencie po prostu powiedział mi: „Wiesz co, rozmawiałem z taką i z taką osobą, z tym jeszcze można zrobić to, a zacząć od tego… I ja to zrobię.” Zwłaszcza, że on ma dar. Normalnie ludzie nie wiedzą w zasadzie, gdzie mają szukać jakiejś innej osoby, gdzie się odezwać, żeby coś zrobić. On wychodzi na ulicę i ci wszyscy ludzie się sami znajdują dookoła niego, więc to dość szybko poszło. Najpierw tak lokalnie, ale faktycznie zaczęło się rozwijać z samej chęci, żeby pójść dalej.

A dlaczego jestem redaktorką? Zacznijmy od tego, że ja nie mam żadnego wykształcenia językowego. Nie od tego tutaj jestem. Ja jestem od tego, że znam tę historię całkiem, na wylot. Nie chodzi tylko o to, że znam fakty, ale jestem w stanie poczuć ją dokładnie tak samo, jak czuje ją Erick. Jestem w stanie przesłuchać po kolei wszystkie piosenki, wiedzieć, o których momentach on myśli, o których postaciach ona myśli. Jestem w stanie zobaczyć jakiś koncept sytuacji i powiedzieć mu:„Słuchaj, ja wiem, że ty chciałeś, żeby zrobił dobrze, ale to nie pasuje do jego charakteru.” Na co Erick odpowiada:„No tak, wiedziałem, ale pomyślałem, że może nie zauważysz… (śmiech).”

Erick: Długo myślałem nad tym, czy nie zatrudnić profesjonalnego redaktora, ale żaden człowiek, któremu zapłacę, nie będzie w stanie poczuć dziesięciu lat tworzenia historii w taki sposób, w jaki jest w stanie poczuć go Emi. A pod względem językowym i pod względem takich braków w wykształceniu kierunkowym – od tego mamy ludzi, którzy zajmują się tym profesjonalnie. Szukaliśmy ich długo, bo chcieliśmy, żeby pasowali też do nas. A redaktorem Dana będzie zawsze, chociaż polonistą nie będzie nigdy, bo wie o tym świecie wszystko – o jego zasadach, o jego postaciach. Moim zdaniem dobry redaktor to taki, który historię faktycznie czuje.

Natomiast ja jeszcze dodam tylko jedno zdanie co do poprzedniego pytania, czyli jak to było z wydawaniem. Mi się wydaje, że zostałem trochę zmanipulowany, żebym ja sam zgadł, że mam to zrobić. Często w uczeniu jest tak że sugerujemy tak bardzo rozwiązanie, że w pewnym momencie ofiara, taki delikwent wpada na to rozwiązanie i jest święcie przekonany, że wpadł na nie sam. Ja dokładnie w taki sposób zostałem zmanipulowany przez Danę. W pewnym momencie sięgnąłem po telefon, zadzwoniłem do niej podekscytowany:„Wydajemy tę książkę!”, a ona z takim słyszalnie sztucznym zdziwieniem:„Nie, co ty...? (śmiech).”

Miko: Kiedy był taki moment przełomowy, że już mieliście pewność, że wydacie Andromedę?

Erick: Ósmego stycznia. Siódmego stycznia jeszcze nie. Ósmego stycznia zrobiliśmy wystawę obrazów w Tu i ówdzie na Wiślnej w Krakowie. Byliśmy zdecydowani, że chcemy o wydaniu książki powiedzieć. Ale noc wcześniej ja zrobiłem wielki skandal, zacząłem ryczeć w nocy i powiedziałem, że wszystko rzucę. Koniec końców jednak powiedzieliśmy swoje.

Dana: To było spotkanie, na którym na pewno chcieliśmy o książce opowiedzieć, ale bardziej jako o świecie, ponieważ to tego dotyczyły obrazy. Zostało jednak postanowione, że coś powiemy od razu o naszym planie wydawniczym. Wtedy książka została po raz pierwszy przedstawiona. To nie było jakieś bardzo duże grono, kilkadziesiąt osób. I gdy takie grono się dowiedziało, że będzie wydana książka, to już tworzyło się poczucie presji.

Erick: Tak, musiałem sobie stworzyć poczucie presji. Ósmego już byłem pewny wydania, siódmego w nocy jeszcze nie. To było ostatnie zawahanie. Znaczy nie, potem było ich jeszcze milion, ale już byliśmy pewni, że się nie wycofamy.

Miko: Jeśli moglibyście zrobić coś lepiej w pisaniu, redakcji, korekcie, to co byście poprawili?

Dana: Nie do końca w naszym procesie tworzenia, ale procesie tworzenia całej książki, to długa droga była, jeśli chodzi o porządną korektę. Na pewno bardzo chcieliśmy, żeby to było zrobione dobrze, bo wiedzieliśmy, że sami nie mamy wiedzy, żeby to zrobić. Od razu, do pierwszego wydania szukaliśmy pomocy u specjalistów, ale niestety trafiliśmy na złą osobę.

Erick: Nieodpisywanie przez trzy miesiące po tym jak się zrobiło dobrą minę do złej gry jest po prostu słabe. Więc szczerze mówiąc wyglądało to tak, że mieliśmy jedną korektorkę, naszą przyjaciółkę Julkę, ale ona nie jest profesjonalnym korektorem, tylko takim, który robi wstępną korektę na surowym tekście na podstawie wiedzy, którą posiada przeciętna osoba. Natomiast później była druga osoba, która miała być już specjalistą i to niestety nie wyszło. Nie zaświtało nam, kiedy poprosiła, żeby nie wpisywać jej nazwiska na kartę redakcyjną, więc pierwsze wydanie książki, te 150 książek poszło w świat z błędami. Jesteśmy tego świadomi. Jako korektorka jest wpisana tylko Julka. Obecnie w drugim wydaniu korektorką jest już Nika i ona naprawdę była dobrym wyborem. Widzę, że Julka plus Nika to jest dobry duet, ich współpraca jest chwalona jako naprawdę dobrze wybronione wydanie.

Miko: Nad czym obecnie pracujecie? Możecie zdradzić jakieś plany, co będzie z Andromedą za rok, za dwa lata, za pięć lat?

Dana: Przede wszystkim ja zajęłam się akurat studiami. Jestem teraz na trzecim roku astronomii, więc mówiąc krótko pracuję nad tym, żeby zdać (śmiech). Więc niestety wypadłam trochę z naszego toku, a Erick pracuję nad promocją ostro, jak tylko może i na wszystkie fronty. Z jednej strony promocja zarówno taka w internecie, jak i jeżdżenie po Polsce, bo już byliśmy z Andromedą w kilku miejscach.

Erick: Tak, w Toruniu, w Płocku i w Lublinie, a jutro czekają nas największe polskie Targi Książki w Krakowie, a za tydzień jeszcze w Katowicach, potem w grudniu Warszawskie Targi Fantastyki. Dużo się dzieje, a poza tym są oczywiście plany. Myślę, że możemy nawet wprost powiedzieć, bo mam napisane opowiadanie, którego tytuł to Fikcja.stop. To opowiadanie będzie dla osób, które już przeczytały Martwe Niebo, ponieważ łączy pierwszą część z resztą Uniwersum i również po raz pierwszy wprowadza naprawdę nasze postaci, czyli Ericka i Danę, nie tylko retrospekcyjnie we wspominkach. Moja korektorka wyśmiała nazwanie czegoś, co ma siedem arkuszy wydawniczych opowiadaniem. Natomiast jak na moje standardy coś, co ma około sto stron jest opowiadaniem. Nie wiem, kiedy się ukaże. Nie spieszymy się, chcemy zrobić to dobrze. Wtedy, kiedy Dana będzie mieć czas, żeby sobie na spokojnie zrobić redakcję. Wtedy, kiedy Nika i Julka będą miały czas, żeby zrobić korektę. Natomiast druga część Andromedy oczywiście powstaje, ale absolutnie nie będziemy się zabierać za nią poważnie przed jej obroną, czyli prawdopodobnie zaczynamy dopiero po czerwcu. Nie spieszymy się. Ja chcę mieć na razie napisane wszystko od deski do deski, a nie żeby było tak, że mamy pół rozdziału wysłane do korekty, pół dopisuję, bo to dla mnie nie ma sensu.

Dana: Natomiast z takich postępów, które faktycznie zrobiłyśmy, to do wakacji mieliśmy między sobą omówione trzy części Andromedy. Jeśli chodzi o ostatnią część, czwartą, która jest prequelem – wiedziałam, co tam się dzieje od dawna, ale nigdy wcześniej nie opowiadaliśmy wydarzeń po kolei, nie rozwiązywaliśmy problemów, więc w czasie wakacji pierwszy raz została ona w końcu całkowicie przedyskutowana.

Erick: A druga część powstaje, ale pomalutku, bo chcemy ją zrobić dobrze. Natomiast opowiadanie myślę, że będzie niedługo, mam nadzieję, że uda się po Nowym Roku.

Miko: Jeśli chodzi o wydawnictwo w ogóle, jak to wygląda z Waszym wydawnictwem? Na Waszej stronie jest napisane, że powstało wydawnictwo Beyond the Horizon założone ze znajomymi, przyjaciółmi. O co chodzi?

Erick: Co to jest Beyond the Horizon? Kto przeczytał pierwszą część, ten wie, co stało się z Limą. Natomiast kto nie przeczytał, doczyta. I da się domyślić, że Lima będzie przez Jaxena dalej odbudowywana, więc zdradzę, że nowe imię Limy to „Finder Lima Beyond the Horizon”. I to właśnie od Limy wzięła się nazwa wydawnictwa. Lima jest ważna i jest ważnym bohaterem, niby tylko statkiem kosmicznym, ale ma dla nas duże znaczenie. Ja mam nawet wytatuowaną Limę! A czemu założyliśmy wydawnictwo? Bo w Polsce są dwie drogi wydania książki. Albo wysłać tekst do wydawnictwa, czyli ten tekst po prostu sprzedać. Później nie trzeba martwić się o promocję, nie trzeba martwić się o wszystkie kwestie formalne, bo to robi wydawnictwo, a my jako autorzy dostajemy tylko procent z utargu. Można powiedzieć, że jest to trochę łatwiejsze, natomiast trzeba znaleźć wydawnictwo, które zechce książkę wydać. I druga droga, czyli self-publishing. Self-publishing ma niestety znamiona mniej profesjonalnego wydawania. Często autorzy tego typu borykają się z opinią, że to jest gorszy tekst, gorszego sortu literatura, ponieważ zrobili to samodzielnie, więc równie dobrze mogli zrobić wszystko bez korektora, bez redakcji. Po prostu książka jest wydawana na życzenie.

Natomiast my poszliśmy sobie trzecią drogą. Założyliśmy wydawnictwo autorskie i tak to nazywamy. Nie mówię o tym nigdy self-publishing, bo to nie był self-publishing, w którym autor mówi: „To mój tekst, proszę mi to wydrukować.” W moim przypadku tak nie było, ponieważ do wydania książki droga była bardzo długa. Było wielu ludzi, którzy nad książką pracowali, poprawiali i wytykali błędy, naprawiali problemy, analizowali ją ze mną. To, że ja tę osobę zatrudniłem, nie zmienia faktu, że nie stałem w tej pozycji jako osoba, która zleca i otrzymuje wydruk książki, tylko tak naprawdę tą książkę wyciągnęliśmy i posiekaliśmy na drobne kawałki. Nie wysłałem tekstu do ani jednego wydawnictwa, ze względu na to, że po prostu nie chciałem iść tą drogą.

Miko: Zresztą druga sprawa jest taka, że jeśli chodzi o wydawnictwa, to podczas wydawania mogą one zmienić wiele elementów w książce.

Erick: Tak, ja się tego bardzo bałem, ponieważ ten świat jest moim życiem, to nie jest tylko moja książka, coś co można sprzedać. Ja nie wysłałem nigdzie mojego tekstu, natomiast dostałem propozycję od wydawnictwa. Tej propozycji ostatecznie nie podjąłem, ale nie dlatego, że mam jakieś złe zdanie o wydawnictwie, broń Boże, po prostu ta propozycja uniemożliwiała mi rozwinięcie Uniwersum w takim kierunku, w jakim chcę je rozwinąć i sprowadzała się troszkę do dostosowania książki dla odbiorcy young adult, czyli tak, żeby pewne rzeczy nie brzmiały aż tak mocno, aż tak brutalnie. Dla mnie niestety musiały, bo ta książka jest autoterapią.

Nasze wydawnictwo zostało założone z przyjaciółmi – tak, zgadza się, bo samym właścicielem wydawnictwa nie jestem ja, tylko mój przyjaciel, który już wcześniej zajmował się typowym self-publishingiem. Kiedy on wydaje self-publishing na co dzień, to naprawdę przychodzą tam osoby, które mają zamówioną swoją zewnętrzną korektę, swoją zewnętrzną redakcję (albo i nie) i chcą wydrukować swój tekst. Zadaniem Mike’a jest złożyć, przygotować do druku, czyli zrobić DTP i puścić na drukarce, ewentualnie zrobić projekt okładki. Jest to zupełnie inna praca niż nasza, która zakładała zaangażowany sztab bliskich. Mógłbym wymieniać tych ludzi bardzo długo, ale z takich absolutnie najważniejszych, to poza nami – Erickiem i Daną – jest Nika, jest Julka, jest Mike, a teraz od etapu Fikcji będzie również Julian. Przez długi czas wspierał nas bardzo też Przemek. A oprócz tego cała masa osób jak moje beta redaerki: Aneta, Bożena, czy pracownicy WOMAI, którzy którzy mi pomagali dopracować różne tematy. Pod książką patronacko podpisał się WOMAI, czyli Centrum Nauki i Zmysłów w Krakowie, co też wyróżnia tą książkę właśnie na tle takiego typowego self-publishingowego wydawania, oni zasponsorowali fantastyczną premierę, bardzo pomogli z promocją.

Dana: U nich też znajduje się mural z Andromedą.

Erick: Tak, udostępnili nam ścianę na mural. Generalnie ich pomoc jest nieoceniona. Wydawnictwo, a raczej jego imprint, czyli Beyond the Horizon na ten moment wydaje tylko Andromedę. Jest w to zaangażowany sztab ludzi i nie jest to absolutnie praca jednej osoby.

Miko: Jeśli chcecie jeszcze może coś dodać inspirującego dla młodych pisarzy czy osób, które chcą tworzyć i spełniać marzenia, swoją twórczą cegiełkę wnosić w ten świat.

Erick: Kurczę, nie wiem, bo szczerze mówiąc, ja sama bym przyjęła chętnie jakieś rady na temat tego, jak żyć, ale wydaje mi się, że jeśli się chce pisać, to trzeba pisać i to nie ma żadnego znaczenia absolutnie, czy się to wydawcy spodoba, czy będą z tego pieniądze, co powiedzą ludzie, po prostu trzeba pisać.

Druga sprawa – dużo ludzi mówi motywacyjnie o tym, że jeśli jeśli chcesz pisać, to pisz, bo ważne są marzenia. Są ważne, ale niestety ważne jest też ocenienie później tej pracy i podejście do niej z pokorą, bo mi też się wydawało jeszcze jakiś czas temu, że niektóre rzeczy to genialnie wymyśliłam, a potem się okazało, że jednak jestem idiotą skończonym (śmiech). Trzeba pracować i pisać, żeby się rozwijać i robić to coraz lepiej. Jeżeli chce się to wydać, to jest to trudne, ale warto. A jak się nie chce wydać, to nie ma znaczenia co powiedzą inni. Ważne jest to, co się stworzy dla siebie.

Grafika: Martyna Sikora