jedne z dwojga drzwi prowadzą do pokoju w którym ktoś niezdarnie rozsypał trzy zestawy klocków lego delicje i kilka truskawek zanurzonych w cukrze
złoty promień słońca nieśmiało odbija się od starych zdjęć które krzyczą beztroską i szepczą do ucha bajki wszystko zaczyna się dawno temu i kończy szczęśliwe
stary stolik prawdziwe dzieło sztuki artystyczna wizja małego twórcy zwieńczona setką niezdarnych śladów po flamastrach wszystko przysypane okruszkami po ciastkach
pamiętam każdą delicję starannie obraną najpierw z czekolady później z biszkoptu
idealnie oddzielona galaretka była trofeum dziecięcej cierpliwości
stolik był dość wysoki dzielnie służył jako kryjówka miał jedną wadę zdawał się wcale nie rosnąć ze stoickim spokojem niezmiennie stał w jednym kącie
z upływem czasu jednak jakby się skurczył ciężko było się ukryć pod jego wielkim blatem nadawał się tylko do jedzenia (czy to już dorosłość, kiedy nie możesz się pod nim schować?)
znalazł mnie telefon
ktoś dał jakieś bardzo ważne zadanie ale mówił dość niezrozumiałym językiem tym samym którym mówili czasem dorośli szereg tajemniczo brzmiących słów zachwycił tak samo mocno jak niegdyś zapach świeżego placka
na ślepo trafiało się wtedy do kuchni żeby zjeść go jeszcze zanim wystygnie
teraz jednak woń dorosłych spraw (a pachniały one podekscytowaniem i niewiadomą) zaprowadziła do pokoju numer dwa miało to zająć tylko kilka minut
pokój lat dziecięcych pozostał otwarty po co zamykać drzwi na klucz skoro mam wrócić za chwilę
w tym czasie ktoś bezszelestnie wszedł do pokoju otworzył okno wywietrzył go z beztroski i czystego szczęścia na stoliku położył stertę papieru stary mebel ugiął się nieco jakby rozumiał (po)wagę sprawy
wróciłam zegar na ścianie postanowił sam się zatrzymać nie zniósł czekania na mój powrót a może pracował ale woń dorosłych spraw udzieliła się też i jemu poczuł nieznajomy dotąd ból w zębatce zwolnił nie ryzykując złamania wskazówki
w pudełku została jeszcze jedna delicja tym razem zjadłam ją na szybko w pośpiechu jakby satysfakcja z rozkładu jej na czynniki była czymś nudnym i zwyczajnie niepotrzebnym
tęsknota zawsze przychodziła spóźniona niezauważalnie stawiała się o piętnaście minut za późno
tym razem pozwoliła sobie na pewien wybryk natury pojawiła się wcześniej niż się jej spodziewano upewniając się, że zostawiła po sobie ślad
teraz wielki świat beztroski powraca jeszcze częściej niż kiedyś przez szparkę w drzwiach widzę dziecięce wspomnienia uśmiecham się na ich widok i każdorazowo obiecuję że kiedyś tam jeszcze wrócę
a drzwi dalej pozostaną niedomknięte pomiędzy dzieciństwem a ważną sprawą do załatwienia