BP: Tam były same takie momenty! Prościej będzie wyróżnić najgorszy moment, czyli dwudziestogodzinną podróż autokarem. Natomiast sam pobyt na statku wspominam jako fantastyczną przygodę. Tak naprawdę najlepsze momenty mam już za sobą... Kiedy byłem studentem, jeździłem na wyjazdy wraz z KN Metaloznawców - rejs Pogoria pozwolił mi częściowo wrócić do tych wspomnień. Co roku jeździliśmy w Bory Tucholskie, tam była nasza tymczasowa, tygodniowa siedziba. Zwiedzaliśmy zakłady pracy i przy okazji typowo turystyczne miejsca, chodziliśmy też na grzyby i kąpaliśmy się w jeziorze. Udział w tych wyjazdach był swoistą nagrodą za przykładanie się do swojej pracy. To już niestety minęło, Pogoria przypominała mi częściowo tamte lata mojej młodości - dlatego ten rejs wspominam tak ciepło. Od powrotu namawiam doktora Michtę, żeby powtórzyć to na stulecie wydziału. Grzesiu coś kręci nosem, on chciałby wymyślić coś nowego. Uważam, że byłby to strzał w dziesiątkę. Wykreślenie napisu 100 AGH przysporzyło nam sporo kłopotu, więc gdy będziemy musieli wykreślić 100 WIMiIP, to może być to rzeczywiście trudniejsze, ale i zabawniejsze.
AW: Dlaczego WIMiIP? Co by Pan doradził maturzyście, który zastanawia się nad studiowaniem na naszym wydziale?
BP: Przy tegorocznej rekrutacji mieliśmy dość sporo wolnych miejsc na kierunkach stricte technicznych, z wyjątkiem informatyki, która stała się ostatnimi czasy dość popularna. Studia techniczne są ciężkimi studiami, ale w moim odczuciu dają olbrzymią satysfakcję w trakcie, jak i po ich skończeniu. Na całym świcie brakuje fachowców, specjalistów dziedziny inżynierii materiałowej. Perspektywy pracy są o wiele lepsze, niż wtedy, kiedy ja kończyłem studia. My kształcimy dobrze, nie tylko jako WIMiIP, ale i cała uczelnia. Mamy bardzo dobrą markę i bardzo dobrą opinię. Nasi absolwenci dają sobie radę niezależnie od wydziału, każdy jest bardzo wysoko oceniany na całym świecie. Trudno mi chwalić tylko i wyłącznie mój wydział, skoro wszystkie wypadają bardzo dobrze.
AW: Spotkałam się z twierdzeniem, że tytuł inżyniera oznacza już coś zupełnie innego niż kiedyś, bo wiąże się z wiedzą, która nie jest możliwa do zdobycia w tak licznych grupach w jakich pracujemy obecnie. Czy zgadza się Pan z tą teorią ? Czy uważa Pan, że istnieje potrzeba i perspektywa zmiany?
BP: Jest perspektywa zmiany, potrzeba być może też jest. Zmniejszamy liczebności grup, bo do tego to się mniej więcej sprowadza. Nasza uczelnia została ostatnio uczelnią badawczą, więc wobec obowiązujących aktów prawnych musimy dążyć jak najszybciej do wskaźnika dziesięciu studentów na jednego pracownika akademickiego. To poprawi tę sytuację. Musimy zmniejszyć, niestety, liczbę studentów, bo ze zwiększeniem ilości wykwalifikowanych pracowników będzie trudniej. Natomiast nie do końca mogę się zgodzić z tym, że studenci studiów inżynierskich nie mają szans na to, aby ich wiedza, zwłaszcza ta eksperymentalno-badawcza, była lepsza. Jest to czynnik czysto ludzki, jeśli student chce, może brać aktywny udział w zajęciach, może zadawać pytania, może domagać się udziału w eksperymentach na studiach inżynierskich, bo na magisterskich to jest już różnie respektowany obowiązek. Czasy sprzed 15-20 lat, kiedy studentom zależało wyłącznie na tym, żeby jak najszybciej skończyć zajęcia, odeszły bezpowrotnie. Teraz student, przychodząc na uczelnię, coraz częściej wymaga. „Jestem studentem, w związku z tym wymagam od ciebie, pracownika badawczo-dydaktycznego, żebyś mi tę wiedzę przekazał w sposób właściwy, kompetentny i odpowiedzialny, a nie te zajęcia traktował po macoszemu.” To ma także wiele innych aspektów, my pracownicy jesteśmy rozliczani przez rektora (w ramach tzw. oceny okresowej) przede wszystkim z działalności badawczej, czyli ta słynna punktoza, indeksoza, liczba publikacji itd. Natomiast działalność dydaktyczna jest w moim odczuciu niedoceniana. Wielokrotnie na spotkaniach pracowników różnego szczebla, zwracana jest uwaga na to, że praca dydaktyczna powinna być odpowiednio honorowana. To są czynniki leżące po obu stronach barykady, również studenci coraz częściej przyjmują aktywną postawę, chcą się czegoś nauczyć i mają zaufanie do prowadzącego.
AW: Kadra na naszym wydziale wyróżnia się, potrafi skrócić dystans w relacjach ze studentami. Trudno doświadczyć takiej atmosfery na innych wydziałach. Jak pan myśli - co jest tego przyczyną i jak to się przekłada na produktywność?
BP: Ale u nas na wydziale było tak odkąd pamiętam… Nie odpowiem na to dlaczego u nas tak jest, albo dlaczego na innych wydziałach tak nie jest. Ja całe swoje życie zawodowe spędziłem tutaj i tak było po prostu zawsze. Jestem na każdym Rajdzie Metalurga organizowanym przez nasz wydział, rzeczywiście jest bardzo dobra atmosfera i uważam że tak powinno być. Mam zajęcia ze studentami innych wydziałów i widzę jak reagują oni na styczność z pracownikiem WIMiIP, są początkowo w szoku, że tak sympatycznie ich traktujemy. Na innych wydziałach faktycznie jest większy dystans, reżim. U nas staramy się tę wiedzę przekazywać w bardziej przyjaznej atmosferze. W dzisiejszych czasach młodzież podchodzi do studiowania bardzo pragmatycznie, wybiera kierunki, po których zaraz po studiach można osiągnąć wysoki poziom życia, natomiast nie będzie z tego satysfakcji. Jestem już u schyłku pracy zawodowej i mogę powiedzieć, że robienie tego co się lubi w przyjaznej atmosferze bardzo dobrze działa nie tylko na cerę i wygląd, ale na całe samopoczucie. Z drugiej strony ciężko jest polubić te trudne studia techniczne, ten kij ma dwa końce. Fajnie jest odkrywać nowe rzeczy w inżynierii materiałowej, widzieć ich zastosowanie w przemyśle, ale są też ciężkie tematy które mogą zniechęcać. Atmosfera na naszym wydziale faktycznie jest wyjątkowa, ale dzisiaj większość młodych osób bardzo pragmatycznie patrzy na swoją przyszłość.
AW: Przy WIMiIP powstało KN Metaloznawców. Nie jest ono aż tak rozpowszechniane, jak większe projekty na AGH np. E-moto, czy Solar Plane. Co mógłby Pan powiedzieć o perspektywach i postępach tego projektu?
BP: Trochę niezręcznie mi chwalić KN Metaloznawców, bo w latach siedemdziesiątych byłem jego przewodniczącym. Wtedy ludzie „kamieniami w dinozaury rzucali”, aż wstyd mi sięgać do tak dawnych czasów. Koło ma już ponad 50 lat, założył je mój guru inżynierii materiałowej, profesor Gorczyca. Zacząłem pracę w kole naukowym już pod koniec pierwszego roku studiów i związany jestem z nim od samego początku. Koło w ostatnich latach robi naprawdę fajną robotę. Rejs Pogoria był organizowany przez nich, opracowali kalendarz ze strukturami, jest szereg inicjatyw, które koło organizuje. To, że nie jest ono takie bardzo rozpowszechnione wynika z samego jego profilu. To jest Koło Naukowe Metaloznawców, a metale są w tej chwili passe, niemodne, można powiedzieć, że niemile widziane. Rejs Pogoria odbił się szerokim echem, bo poruszył ekologiczne kwestie. Sam metal, mikrostruktura, własności nie są modne.