Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
niepokoje do wynajęcia | kwartalnik

Źródła nieszczęść, czyli sposoby naszych przodków na oswojenie lęku

Spojrzenia
No i widzi pan, wydawałoby się zwykłe świece. Palą się i milczą. Ale może w tym milczeniu jest coś więcej prócz milczenia, jak pan myśli?

Wiesław Myśliwski, „Traktat o łuskaniu fasoli”

Czego się boimy

Głęboko w nas, pieczołowicie pielęgnowane, siedzą lęki. Wydają nam się wyjątkowe, tylko nasze. Niektóre z nich okazują się jednak uniwersalne. Nie wybierają i podgryzają każdego, konsekwentnie. Punktem zwrotnym dla naszego społeczeństwa pod względem lęków okazała się pandemia. Zostawiła ślad w naszych umysłach, obdarowując dziesiątkami najgorszych, katastroficznych wizji. Czego tak właściwie się przestraszyliśmy? Najczęściej to lęk o zdrowie i życie bliskich. Perspektywa trafienia do przepełnionego szpitala i przymus polegania na niewydolnym systemie zdrowia szczególnie naruszyły w nas spokój. Kolejne rozterki dotyczyły (nie)stosowania się do zaleceń, a co za tym idzie strachu przed coraz szybszym rozprzestrzenianiem się wirusa. Po pewnym czasie funkcjonowania w pandemicznym trybie życia pojawiły się kolejne niepokoje. Przeniesienie wszystkich obowiązków pod nasze strzechy naruszyło i tak już nadwyrężony mir domowy. Chociaż osoby w wieku 18 - 24 lat deklarowały zazwyczaj ogólnie mniejszy poziom lęku niż starsi ankietowani, to lęk związany ze zmianą trybu życia towarzyszył aż 57% młodych osób[1].

A żeby cię zaraza objadła!

Jak zazwyczaj radziliśmy sobie z kryzysami pokroju pandemii? Choroby zakaźne nazywane niegdyś zarazą powietrzną, morówką, łożnicą czy pomorkiem, zawsze inspirowały ludzi do poszukiwania przyczyn epidemii oraz sposobów na ustrzeżenie się przed zarazą. Oprócz doszukiwania się w religii powodów epidemii, skąd nazywanie jej czasem biczem bożym, wiązano ją też ze złowrogą magią czy przesądami. M. Marczewska przytacza cytat: Uradzono, że cholera grasuje z powodu ludzi chodzących po śmierci, czyli upiorów i wilkołaków [2]. Pandemia wirusa SARS-CoV-2 przecież również sprzyjała słowotwórstwu, obfitując w nowe określenia. Pierwszym z brzegu przykładem jest słowo „koronka”. Nie zabrakło też wymyślnych powodów pojawienia się epidemii. Często wygodnie jest nam oprzeć się na zabobonach i przesądach, których zasięg i powszechność uwidoczniły się ostatnio szczególnie mocno. Mając w nich bezpieczny schron, łatwiej nam pogodzić się z rzeczywistością, często trudną do zrozumienia i zaakceptowania. Poleganie na przesądach, wróżbach i zwiastunach często wiąże się z błędami poznawczymi, a więc błędami w tym, jak nieracjonalnie postrzegamy rzeczywistość. Ma to swoje konsekwencje w zachowaniu oraz w przeżywaniu emocji. Jednym z takich błędów może być wiara w hipotezę sprawiedliwego świata. Polega ona na przekonaniu, że na wszystkie dobre lub złe rzeczy, które pojawiają się na naszej życiowej drodze, w pełni zasługujemy. Wierzymy wtedy, że sąsiadce zalało mieszkanie, bo wcześniej nie odpowiedziała na przywitanie, a nam dopisało szczęście na egzaminie, bo kilka dni temu przepuściliśmy kogoś w drzwiach.

Dawniej wyobrażenie choroby „chodzącej po ludziach” niczym człowiek, powodowało pojawienie się wielu określonych sposobów radzenia sobie z nią. Wśród tych ciekawszych było oborywanie granic wsi przez woły. W artykule M. Marczewskiej przeczytać można o przekonaniu, że nie tylko zaraza, ale żadne nieszczęście nie dotknie się wsi, jeśli włościanin zrodzony bliźniakiem oborze ją wołami bliźniętami [2]. W rogach wsi stawiano także krzyże z drzewa osikowego lub dębowego, a wraz z ciałami zmarłych zakopywano kłódki z kluczem, aby plaga zamknęła się na jednej ofierze. Wśród upiornych sposobów, które miały przynieść ratunek, znajdowały się również te okrutne, jak grzebanie ciał zmarłych wraz z żywym kotem lub psem, które miały być symbolem choroby.

Ludowe wierzenia związane z chorobami można podzielić na dwie grupy. W pierwszej z nich przyczyną mogą być niosące śmierć kataklizmy czy inne czynniki związane z naturą, niezrozumiałe dla ludzi. Druga grupa reprezentowana jest przez zdarzenia magiczne lub religijne. Przyczynę nieszczęścia może stanowić również drugi człowiek, duchy, święci czy nawet sam bóg.

Kosmiczne olśnienia

O poszukiwaniu przyczyn epidemii chorób pisał Jan Długosz, Janko z Czarnkowa czy Joachim Bielski. Oprócz mniejszości narodowych czy wojen posądzano o nie między innymi niewytłumaczalne wtedy zjawiska pogodowe. Często również to, co działo się na niebie, wpływało na postrzeganie choroby dziesiątkującej akurat ludność. O takie interpretacje nie było ciężko, głównie z powodu wszechstronności astrologicznych tłumaczeń i tego, jak wielką siłą mogła stać się w umyśle niewyedukowanych jednostek. Uzasadniała nie tylko zdarzenia przeszłe, ale obiecywała przewidzieć również te przyszłe. W ten sposób układ gwiazd czy księżyc mogły wpłynąć na decyzje i tym samym na życie ludzi. Nawet bardziej niecodzienny piorun mógł być uzasadnieniem nieszczęść. Maciej z Miechowa w 1508 r. tak pisał o wydarzeniach niosących zgubne skutki dla społeczeństwa: Uczeni medycy podają dwa rodzaje przyczyn zarazy: niebiańskie i ziemskie albo zewnętrzne i wewnętrzne. Przyczyny zewnętrzne biorą się z wpływu ciał niebieskich. Ziemskie zaś pochodzą z grot, ziemi, jezior i innych zrodzonych na ziemi morów […]. Owszem, trzeba wiedzieć, że pierwszymi a przy tym długotrwałymi przyczynami są układy niebieskie i lokalne warunki na ziemi [3]. Skutkami takich złowróżbnych wydarzeń rzeczywiście często stawały się niepokoje, zamieszki, rabunki czy inne spustoszenia. Wierzyło się, że błyskawice i trzęsienia ziemi zwiastowały tragiczne w skutkach epidemie czy liczne poronienia u ciężarnych. Powszechne było znów łączenie magicznych rytuałów z chrześcijańskimi przekonaniami o udziale Boga w zsyłaniu znaków, ponieważ sam jest stwórcą kosmicznych obiektów. Nadejście zarazy mogło mieć swój początek w zaćmieniu czy „złączeniu Marsa z Saturnusem” [3]. W pewnych kręgach odnośnie do epidemii chorób większe zaufanie ludności zyskiwali astronomowie niż lekarze.

Doszukiwano się skutków nieszczęść w zdarzeniach nieraz opisywanych bardzo ogólnie. Jan Długosz w 1407 r. pisał o pewnej tajemniczej komecie tak: Jej ruch był bardzo bezładny i dziwny; kierowała się niekiedy z południa na północ, niekiedy z północy na południe, niekiedy z północy na zachód i południe; także jej ogon zwracał się w różne strony świata [4]. Mimo powierzchownego opisu kometa oskarżona została o międzynarodowy zasięg w roznoszeniu zarazy, która właśnie przez nią zawitać miała do Krakowa.

Okazuje się, że również co do rodzaju skutków niecodziennych zjawisk astralnych nie było jednej zasady. Obok tak podniosłych skutków, jak śmierć papieża, często znajdowały się bardziej przyziemne jak pomór bydła. Niecodzienne zjawiska były bohaterem głównym niejednego dzieła literackiego. Jednym z wierszyków na temat astrologicznych zwiastunów nieszczęść jest ten spisany przez profesora Uniwersytetu Krakowskiego, Piotra z Proboszczowic w około 1556 r.:

Óśm złośliwych efektów kometa przynosi:

Wiatr, niepłodność, narody cne powietrzem kosi,

Powódź, wojny i ziemie straszne się trzęsienie,

Śmierć wodzów i bogatych królestw w proch zniesienie [5].

Warto również pamiętać, że magiczne rytuały opisywane były także w literaturze z niższej półki. Popularne, poczytne oficyny nie wymagały zbyt wysokich kompetencji u pisarzy, cieszyły się więc dużymi nakładami, czym kusiły pisarzy z różnym doświadczeniem. J. Bohomolec przytacza tytuł jednej z książek traktującej o wpływie astrologii na późniejsze wydarzenia: Nie trzeba wątpić, iż nastąpią po niej śmierci papieżów, królów, książąt, wojny, zamieszki, trzęsienia ziemi, powietrza morowe i inne podobne przypadki. Chceszże wiedzieć, kiedy i czemu, czytaj, a dowiesz się. Jezuita Mateusz Bembus jedno ze swoich dzieł postanowił zatytułować wprost: „Komety to jest pogróżki z nieba na postrach, przestrogę i upomnienie ludzkie” [3].

Komety i inne zjawiska w przyrodzie nadal są w pewnym stopniu uznawane za zwiastuny zdarzeń dotyczących np. zdrowia w społeczeństwie. Według ludzi przyroda od zawsze wpływała na ich życie, co stanowiło motyw wielu dzieł. Natura zasiewa więc w pewien sposób w naszej mentalności strach przed swoją wielkością.

Wyszeptany lek na lęk

W kulturze ludowej do dziś usłyszeć można o szeptunkach czy babkach, które dzieliły się swoją wiedzą i umiejętnościami guślarskimi. Według Kazimierza Dobrowolskiego to tradycjonalizm, autorytet starszych ludzi i religijność z wpływami magiczno-rytualnymi, jako cechy polskiej kultury ludowej, sprzyjają pojawianiu się zapotrzebowania na mediatorów pomiędzy światami [6]. Odpowiednikami dawnych szeptuch były do niedawna obecne w niektórych wsiach na południowym wschodzie kobiety nazywane „babkami”. Swój autorytet zbudowały na wiedzy ludowej i zielarskiej. To do nich zwracano się często o pomoc w uzdrowieniu poprzez różne modlitwy, zamowy, a więc szeptane zaklęcia czy inne rytuały odwracające chorobę.

W okolicach Lubelszczyzny i Podlasia jeszcze do niedawna licznie działały ludowe uzdrowicielki. Według etnografów, w tych rejonach jeszcze do XX wieku prawie w każdej wsi mieszkała kobieta sprawująca właśnie taką funkcję [7]. Obiecywały uleczyć swoimi umiejętnościami nawet najcięższą chorobę. Każdy mógł zgłosić się w potrzebie. Wypowiadaniem wymyślnych sformułowań, a także specjalnymi czynnościami uzdrowicielki przekraczały granicę między sacrum a profanum, by chory mógł wrócić do pełni sił. Ludność wierzyła, że swoimi magicznymi dłońmi szeptuchy wkupiają się w łaski Boga, duchów przodków czy aniołów. Adresatami modłów stawały się czasem dusze, które zagubiły swoją drogę pomiędzy światami. Nawiązań do pogańskich obrządków w praktyce było więcej. Zwracanie się do słońca czy wykorzystywanie naturalnych materiałów, jak len, pomagały szeptuchom w porozumiewaniu się z zaświatami. Ta egzotyczna mieszanka religii, magii i tradycyjnych obrządków miała w oczach chorych wielką moc do tego stopnia, że z egzotycznej stawała się im bliska i swojska.

Anna Engelking podzieliła rytuały szeptuch na trzy grupy: rytuały stwarzające (zaklinania), rytuały ochraniające i rytuały odczyniające (zamawiania) [8]. Spersonifikowana choroba często błagana była o opuszczenie chorego i podarowanie mu życia. W ten sposób szeptunki stawały się pośredniczkami między światami, a ich słowa miały specjalną moc i znaczenie. E. Sadanowicz przytacza następujące, momentami wulgarne, formułki zamówienia odczyniającego:

Liszaju, liszaju,

na ciebie nasraju.

Siedzisz jak pan,

zginiesz jak pies! [9]

albo

Roża ohnianaja, roża wietranaja,

Nie kruti bieloho tiela,

Czerwonoji krowi,

Rusoho wołosa,

Idi na bezludni wyspy, na suchyj lies,

Tam de liudej ne ma,

Tam nechaj ta choroba ostanetsa [9]



Arsenał narzędzi szeptuch z pewnością był bardzo szeroki. Szczególne miejsce zajmują w nim zioła, najlepiej te poświęcone w Matki Boskiej Zielnej. Do odczyniania uroków przydawał się też mak święcony 11 sierpnia, lniana chusta z wielkanocnego koszyka, czy kość z cmentarza poświęcona w święto Paschy. Wierzono w specjalne właściwości mandragory rosnącej w miejscu, w którym przez odpowiednio długi czas wisiał wisielec. Szczególne zastosowania miały również krew i ślina.

Niektóre z wierzeń dotyczyły samych szeptuch. Wśród ludności niosło się czasem przekonanie, że ich dusze mogą opuszczać ciało po to, by wysysać krew ze śpiących ludzi. Absurdalne pogłoski mówiły nawet o tym, że mogą one w nocy pozbawiać krów mleka. Wcześniej działały głównie na terenach, gdzie prym wiodło wyznanie prawosławne. Same mówiły o sobie, że dostały swój dar od Boga. Niektórzy na Podlasiu i Lubelszczyźnie nadal korzystają z ich praktyk, czego nie zabrania Cerkiew. Mogą bowiem, według luźnej interpretacji Pisma Świętego, odnajdować Boga na wiele sposób i pod różnymi postaciami.

Stare, ale jare

Dzisiejsze zabobony mają raczej prosty, pozornie nieszkodliwy charakter. Są pozostałością po wróżbiarstwie, ludowych praktykach magicznych i religijnych. W badaniu z 2011 r. obserwowano postawy osób chorych w wieku 16-19 i 20-80 lat wobec zabobonów i przesądów. W starszej grupie 80% to osoby wierzące i praktykujące, podczas gdy w młodszej grupie to 55,6%. Jednym z zadawanych pytań było to o znak zodiaku i jego wpływ na zachowanie człowieka. Aż 46% w grupie starszych i tylko 8,7% w grupie młodszych chorych zgodziło się ze stwierdzeniem, że znak zodiaku ma duże znaczenie. 36% chorych w starszej grupie i 10,3% w młodszej grupie zgodziło się z twierdzeniem, że istnieją pewne przedmioty przynoszące szczęście. Badania pokazują, że pozbawienie kogoś jego talizmanu, na przykład ulubionego wisiorka, może wpłynąć na jego wydajność podczas wykonywania różnych czynności. Odpowiednio 44% i 7,9% osób wierzyło w przynoszenie szczęścia i pecha przez różne dni tygodnia czy miesiąca. Kolejną ciekawą kwestią jest studiowanie horoskopów. Aż 80% w starszej i 82% w młodszej grupie zadeklarowało czytanie ich, a 87% z nich potwierdziło, że bierze wskazania horoskopów na poważnie. Wykazano również, że skłonność do przesądów koreluje dodatnio z prawicowym autorytaryzmem, lękiem, perseweratywnością i reaktywnością emocjonalną [10].

Kolejne wyniki okazały się równie ciekawe. Wśród badanych odpowiednio 58% i 77,8% wierzy w telepatię, a w magię 34 i 23%. Z porady „babki” kilka razy skorzystało zaledwie 5% starszych i 1,6% młodszych badanych. Badani wskazywali, że znachorki działają nadal na Kurpiach, Mazurach, Podolu, Orli, Olszynach, Hajnówce, w Górach Świętokrzyskich, Babiej Górze, Częstochowie, Kuciejach, Dębowie, w Wielkopolsce, na Pomorzu, w Romanach, Czarkowie, Szczytnie, Redykajnach, Konradach i Dzierzkach [10].

Pocieszająca może być pewna tendencja spadkowa. W 1997 r. według badań OBOP z porad wróżki korzystało 19% badanych, w 1999 r. było to 14%, a w 2006 r. to już 11% [11, 12]. W sporej mierze nadal jednak łapiemy się za guzik, gdy przechodzi obok kominiarz, musimy odpukać w niemalowane, dać „kopa” na szczęście czy trzymamy kciuki, żeby zasłużyć na łut szczęścia. O tych niepozornych aktach Kozakiewicz pisze, że istnieją pewne przesądy, które jeśli tylko człowiek uznał je za prawdziwe, działają stale, rzutują na jego sądy o ludziach i rzeczach, przez co wypaczają jego postępowanie [10]. Zazwyczaj zabobony i przesądy dotyczą właśnie silnie emocjonalnych wydarzeń, na które z trudem przychodzi nam spojrzeć racjonalnie. Wspomniana wcześniej hipoteza sprawiedliwego świata, tak jak inne zniekształcenia poznawcze, stają się jednak w pewnych sytuacjach niebezpieczne. Są bowiem takie wydarzenia, w których ofiara nieszczęścia z całą pewnością nie zawiniła. Wypadki samochodowe, choroby, przemoc – często obarczamy ofiarę odpowiedzialnością za swoje nieszczęście. Właśnie dlatego ważne jest to, żeby zabobony i przesądy pozostały tylko ciekawostkami. Wbrew pozorom nadal mają ogromną siłę sprawczą. W ten sposób astrologiczne zapędy i pozostałości wierzeń odziedziczonych po babkach nadal płyną w naszej krwi i chętnie dają o sobie znać, kiedy tylko przytrafi się okazja.

Źródła:
  1. Hamer, K., Baran, M., Marchlewska, M. (2020). Czego boją się Polacy w związku z koronawirusem. Raport z badan.
  2. Marczewska, M. (2021). Zaraza nadchodzi i odchodzi–myślenie o chorobach epidemicznych utrwalone w języku. Roczniki Humanistyczne, 69(6 Special Issue), 117-139.
  3. Piskała, M. (2021). Chorobotwórcza moc komet. O poszukiwaniu przyczyn morów w piśmiennictwie staropolskim. Tematy i Konteksty, 16(11), 58-73.
  4. Długosz, J. , Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego, ks. 9, 1300–1370, Warszawa 2009, s. 318–319, 325.
  5. Piotr z Proboszczowic, Iudicium comoetis visi in horisonte Cracoviensi diebus Martii anno 1556 […], haeredes Marci Scharffenberger, Cracoviae 1556, k. B3v.–[B4]r.
  6. Por. K. Dobrowolski, Chłopska kultura tradycyjna, „Etnografia Polska” 1958, ss. 19‒56.
  7. Zacharek, N. Szeptunka w polskiej kulturze ludowej i szaman buriacki. Analiza porównawcza pośredników między sacrumi profanumw perspektywie etnologicznej–przyczynek do badań. Zwyczaje i akcesoria apotropaiczne w cywilizacjach świata, 91.
  8. Engelking A., Klątwa. Rzecz o ludowej magii słowa, Wrocław 2000.
  9. Sadanowicz, E. (2018). Szeptuchy jako specyficzne zjawisko znachorskie pogranicza na Podlasiu. Pogranicze. Studia Społeczne, 32, 190-207.
  10. Krajewska-Kułak, E., Radziejewski, P., Van Damme-Ostapowicz, K., Lewko, J., Jankowiak, B., Kowalewska, B., Moczydłowska, A. (2011).
  11. Postawy dorosłych i młodzieży wobec tradycyjnych przesądów i zabobonów. Problemy Higieny i Epidemiologii, 92(3), 441-450.
  12. Czy Polacy są przesądni? BS/106/2006. CBOS, Warszawa 2006, 6: 1-5.
  13. Powszechność przesądów w naszym społeczeństwie. OBOP, Warszawa 1999: 1-7.

Grafiki: Weronika Rożankowska