Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły: Publicystyka

Historie krwią i łzami pisane

Boks… Prawdopodobnie pierwsze twoje skojarzenie, czytelniku, wiąże się z walką. I jest to słuszna myśl, bo boks to walka. Sport, przepełniony nie tylko fizyczną tężyzną, ale historiami, za którymi niejeden z nas mógłby znaleźć własną motywację. Pojedynek jest nie tylko na pięści w rękawicach, ale też wojną idei, różnych szkół życia, lecz głównie to walka z samym sobą. Droga wejścia na szczyt niekoniecznie przyjemna, ale pełna swoistych kolców. W tym jakże brutalnym sporcie, w którym niekiedy zawodnicy płacili własnym życiem, by stać się swoistymi władcami w swojej kategorii wagowej. Pasja i marzenia to główny motor napędowy. Bycie kimś, jakbyśmy to po swojemu ujęli. Ten cudowny sport widział mnóstwo historii, z których moglibyśmy wyciągnąć wiele cennych lekcji. Były one o wzlotach oraz upadkach, trudnym życiu, przeciwnościach losu jak i o byciu mistrzem. W rzeczywistości jak i w fikcji…

Wielki George Foreman (76 Zwycięstw -5 Porażek-0 Remisów 68 Zwycięstw przez KO) dwukrotny mistrz świata w królewskiej dywizji, jaką jest waga ciężka. Definicja siły, brutalności, ale też niespodzianki, powrotu i wewnętrznej przemiany. Foreman jako bokser w latach 70 XX wieku dał się poznać dzięki sile. W dużej mierze przez nią zdobył pierwszy tytuł mistrza świata walcząc przeciwko Joe Frazierowi. Foreman niszcząc legendę Fraziera pokazał, że jego siła jest największym jego atutem. Nie czuł zagrożenia, będąc na szczycie przez długi czas…

Jednak pojawiła się inna legenda, o której każdy słyszał. Muhammad Ali zmierzył się w słynnym “Rumble in the Jungle” w Kinszasie z Foremanem. Walka o tytuł mistrza świata, która miała wyłonić najlepszego ciężkiego tych czasów. Brutalna siła kontra technika. Dwie różne myśli szkoleniowe. Foreman był faworytem tego pojedynku. Jednak historia potoczyła się zupełnie inaczej.

Runda 10. Foreman liczył na pokonanie Alego w pierwszych rundach, a Muhammad wiedział, że musi zmęczyć George’a. To właśnie zagrało w 10 rundzie. Ali pokonuje Foremana przez nokaut w tej rundzie i staje się mistrzem. A nasz bohater? Kończy karierę i oddaje się spokojnemu życiu. Przemiana wewnętrzna sprawia, że zostaje pastorem i zaczyna głosić Słowo Boże. Foreman z potwora jakim stał się na ringu, został miłym grubaskiem, jak go niektórzy opisywali. Przerwa trwała mniej więcej 10 lat. Niespodziewanie Wielki wraca na ring i zaczyna ponownie wygrywać. Siła nadal została ta sama, rywale padali do jego stóp po niszczycielskich ciosach. Nadeszła w końcu ta chwila. Foreman kontra ówczesny mistrz wagi ciężkiej Michael Moorer. Rok 1994, George ma wtedy 45 lat! Bukmacherzy stawiają na Moorera. Gong uderza i zaczyna się walka. Kończy się w 10 rundzie. Nokaut Foremana… Wielki George zostaje mistrzem po raz drugi oraz staje się najstarszym mistrzem świata w królewskiej dywizji. Historia na miarę pięknego filmu, która pokazuje nam, że determinacja, porażki i siła połączone z ciężką pracą daje oczekiwane rezultaty. Rezultaty bycia legendą.

Lata 40 i 50 XX wieku były świadkiem wielu wybitnych pięściarzy, jednak pewna dwójka i ich rywalizacja zdefiniowała te lata. Jake LaMotta (83-19-4 30 KO) oraz Sugar Ray Robinson (173-19-6 109 KO) stoczyli łącznie 6 walk z czego Sugar wygrał 5, a Jake 1. Skupmy się jednak na postaci Wściekłego Byka, jak nazywany był LaMotta.

Postać wyjątkowo tragiczna, destrukcyjna i dążąca do wyniszczenia (swojego, jak i przeciwnika). Młodość boksera nie należała do przyjemnych. Pochodził z biednej rodziny mieszkającej na Bronxie. Bójki towarzyszyły mistrzowi od najmłodszych lat, zdarzało się nawet, że Jake był zmuszony przez ojca do walk z innymi dzieciakami, by zarabiać przez napiwki od widzów oglądających te zmagania. Bieda na Bronxie zmuszała Byka do ciągłego kombinowania oraz walki o lepsze jutro, często w sposób niezgodny z prawem. Przez drobne kradzieże i kradzieże LaMotta został wysłany do zakładu poprawczego. Tam właśnie odkrył boks. Zaszczepione w nim zamiłowanie do walki, talent, jak i determinacja sprawiły, że w 1941 roku zadebiutował na zawodowym ringu.

Wściekły Byk… Szarża i zdolność przyjmowania ciosów - to stąd się wziął jego pseudonim, a on tym chciał pokazać, kto jest silniejszy. Determinacja, żądza krwi czy czysty obłęd? Prawdopodobnie wszystko mogłoby opisać LaMotte. W 1949 roku zdobywa tytuł mistrza wagi średniej po walce z Marcelem Cerdanem. Panował do 1951 roku. Do Walentynek. Do “Masakry w Walentynki”, jak to opisują dziennikarze. Pas traci na rzecz Sugar Ray Robinsona, swojego nemesis. Runda 13 okazała się tą ostatnią, kiedy Jake był jeszcze mistrzem. Grad ciosów Sugar Ray’a zmusił sędziego do przerwania walki i ogłoszenia nowego mistrza. LaMotta trzymając się na nogach powiedział wtedy do Robinsona słynne “Nigdy nie powaliłeś mnie, Ray”. Zakończył karierę w 1954, po czym oddał się bardziej artystycznemu życiu. Prowadził restaurację, w której występował jako komik. Dawał występy, sporadycznie grał w filmach oraz teatrach. Jednak życie prywatne Byka nie przebiegało zgodnie z planem. Agresja wobec żony, marzenia o byciu szanowanym mistrzem oraz rozrzutny tryb życia definiowały swoiste wyniszczenie LaMotty. Film “Wściekły Byk” Martina Scorsese pokazuje głębie destrukcji Jake’a. Człowiek posiadający wszystko, traci to jednak poprzez swoje własne błędy. Pas stracił poprzez unikanie treningów, gdzie głównie właśnie jego utrata będzie siała zamęt w głowie byłego mistrza. Później problemy z prawem, z czego jeden kończy się aresztem LaMotty. Mistrz, który w walce z samym sobą przegrał, obnażając tym samym fakt, że bokser musi też walczyć z własnymi myślami…

Mistrz idealny. Symbol elegancji, techniki oraz serca do walki. W tym akapicie będzie nie o prawdziwym bokserze, ale fikcyjnym. Jose Mendoza (nie znamy dokładnego bilansu) postać z mangi oraz anime Ashita no Joe. Meksykanin jest swoistym ucieleśnieniem perfekcji. Niepokonany i niekwestionowany. Swoisty Mount Everest dla swoich rywali, którzy próbując go zdobyć, kończą strąceni w przepaść. Jednak za twarzą perfekcji, kryje się człowiek spokojny, rodzinny i życzliwy. Mąż oraz ojciec. Jose dba o swoją rodzinę chcąc dla nich jak najlepiej. Fakt, oddaje się boksowi, ale większość czasu stara się też przeznaczyć dla rodziny. Mistrz idealny. Potrafi znaleźć balans w swoim życiu, prawda?

“Joe Yabuki…Czy nie boisz się śmierci?” Te słowa padają podczas walki o tytuł mistrza wagi koguciej między Jose, a Joe Yabukim. Walka od początku wskazywała, że będzie brutalna. Jose - silny i techniczny pięściarz. Joe - silny i nie bojący się konsekwencji. W trakcie tej walki możemy zobaczyć jednak prawdziwe, ukryte oblicze Mendozy. Nie jest to tylko mistrz idealny, jak się mogło wydawać po pierwszym jego pojawieniu się. Jose jest mistrzem, który boi się utracić to, co zyskał. Zrobi wszystko, by utrzymać swoje panowanie. W trakcie walki z Yabukim, tym momentem okazuje się szał Jose, który widząc determinację rywala, zaczyna go okładać łokciami i po plecach, przez co otrzymuje ujemne punkty. Ideał pęka. Wyłania się chęć utrzymania tego, co zostało zdobyte. Nie ważne jak. Nie ważne czym. Ma to być moje. Jose. Mistrz, który bał się stracić materialny pas, stracił ten mentalny.

Boks to nie tylko sport, ale też i biznes. Doskonale wie o tym antagonista gry Fight Night Champion, studia EA Sports, Isaac Frost (32-1-0 32 KO). Co sprawiło, że zaczął boksować zawodowo? Gra nie mówi nam tego wprost, ale domyślać się możemy, że głównie możliwość szybkiego zarobku. Wielki oraz potężny Frost dominuje wagę ciężką, nokautując każdego rywala, z którym stanął w ringu. Brutalna siła oraz przekonanie o niej sprawiło, że zdominował całkowicie tę kategorię wagową. Jednak w jego ciosach można doszukać się swego rodzaju próby utrzymania statusu i bogactwa za wszelką cenę. Szybko zniszczyć rywala, to jest zadanie. Utrzymać sławę - główny cel. Nie ważne kto, nie ważne co, wszystko jest dozwolone w grze, której reguły na ringu on ustala. Niepokonany do momentu spotkania protagonisty gry Andre Bishopa. Kolejne podręcznikowe starcie szkoły naturalnego talentu z ciężką pracą. Ciężka praca, ambicje reprezentowane przez Bishopa wygrywają, a talent jak i brutalność Frosta ulegają. Zamglone oczy przez chwałę, ulegają Andre. Mistrz pada na deski i traci wszystko.

Rocky Balboa (57-23-1 54 KO), postać ikoniczna w kinie. Podrzędny bokser z Filadelfii, który nagle staje do walki o pas wagi ciężkiej z mistrzem Apollo Creedem. Włoski Ogier, jak nazywali Rocky’ego, nie bał się niczego. Słynne przyjmowanie ciosów od rywali ukazywało prawdziwe oblicze pięściarza. Determinacja. Chęć udowodnienia, że jest się kimś. Bo co mógł robić Baloba w życiu? Szczerze to nic. Nie umiał czytać, pisać. Jedyne co to walczyć. Pokazywać wolę walki na ringu. To dzięki niej pokonał Creeda, później Cluberra Langa i Ivana Drago. Rocky jest obrazem silnej woli, wiary w siebie, ciężkiej pracy. Bohater dla wielu, którzy go widzieli. Bohater Filadelfii za którym biegły tłumy, by być świadkiem jego pięknej historii od podrzędnego pięściarza do legendy boksu. Bo taki status po zakończeniu kariery zyskał. Bo na taki status zapracował. Bo za taki status przyjął w życiu i na ringu wiele ciosów, które przeciętnego człowieka by złamały. Rocky’ego można określić herosem ludzi, gdyż ukazywał nam, jak z nikogo można stać się kimś. Został przykładem dla swojego małego świata, jakim była Filadelfia. I został przykładem dla każdego…

Boks jest przepełniony właśnie różnymi takimi historiami, symbolami oraz charakterami. Deontay Wilder, Rocky Marciano, wspomniani też w tym tekście Ali, Ray Robinson czy Joe Yabuki. Wszyscy skrywają za sobą historie, który sprawiły, że weszli na ring, zostali mistrzami, wznosili się czy też upadali. Jeśli miałoby się opisać każdy przykład i historię pięściarza w rzeczywistości, jakże i w fikcji, to uwierzcie mi, że ten tekst by nie powstał. Wzorców, symboliki, bohaterów, tych złych sport ten widział mnóstwo. Różne szkoły życia, toki myślenia, techniki walki i kryjące się za tym pragnienie zostania kimś. Boks dla większości z nas jest tylko sportem, lecz powinien być też dla nas pokazem cennych życiowych lekcji.