Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Wystawa „Płacz nad rozlanym”

Nocą ptaki muszą śpiewać

Opis

Filiżanka jest ściśle związana z tekstem. Dwie współgrające ze sobą barwy to głębia granatu i delikatny błysk złota, który stara się upiększyć chaos naczynia. Wylewające się pióra także naznaczone zostały tymi kontrastującymi się kolorami. Splamione atramentową mazią reprezentują ten wyuczony, głęboko zakorzeniony w nas mrok, niechęć do samych siebie, przelewaną z Nieprzyjemnością na innych. Zawsze jednak znajdzie się drobne, przyprószone światłem piórko o złotej barwie – niesie ze sobą nadzieję – ciepło, otulające nas w najmniej oczekiwanym momencie. Najmniej oczekiwanym, choć tak przez nas upragnionym.

Pozwólmy sobie przyjąć tę odrobinę światła, które napotykamy nieświadomie na własnej drodze. Obiecuję Wam – ta dobroć niesiona jest przez osobę, której misją jest doświadczenie Waszego uśmiechu – ciepłego, jak ptasi, letni świergot, uchwycony z niedowierzaniem pod grubym szalem grudniowego wieczora.

Tekst twórczy

Wypracowany, niezręczny uśmiech.

Znasz go. Widzisz go, gdy zastanawiam się, jak zareagować. Chciałbym, abyś z pomocą moich słów fizycznie mógł poczuć ciepło, jakie ci oddaję. Robię to dla siebie, dla ciebie i dla każdej następnej osoby, która tego ciepła będzie potrzebować. Zastanawiam się, jak zareagować, jak najlepiej dobrać słowa, abyś zrozumiał moją misję, którą już dawno sobie wyznaczyłem. Czekam, aż odwzajemnisz uśmiech, ten szczery, mógłbym wtedy nanieść poprawki na mój pociemniały od atramentu scenopis.

Dlaczego nie chcesz mojego ciepła? Nie chcesz go, bo boisz się sparzyć niezręcznym uśmiechem? Ja tak bardzo potrzebuję go zobaczyć. Wstyd się przyznać, ale naprawdę robię to dla ciebie. Chcę zobaczyć, jak ta mała cząstka atramentowo-czarnej Nieprzyjemności spływa po tobie, pozwala ci odetchnąć. Jaki ten oddech mógłby być miły. Ty niestety patrzysz uparcie w dół, ignorujesz moje starania, a mi pozostaje tylko nanieść kolejne poprawki – dłońmi splamionymi atramentem.

Wymuszony, naiwny ton.

Zawsze tak było. Każdy kolejny dzień, pisany na nowo, stawia nowe wyzwania. Niektórzy mają do tego talent, rodzą się z tą aurą, którą wyczuwasz od momentu, gdy ich głowa zagląda do pokoju, w którym siedzisz. Nie starają się być lepszymi, zapisane jest to w ich naturze, tam „z tyłu głowy”. Ich głos ma siłę, z którą dyktują ci, w jaki sposób sprawić, abyś poczuł się lepiej. Ten szczery uśmiech wykwita na twojej twarzy, bez poczucia uprzejmej konieczności. To ich upominek dla świata – oni są upominkiem, jak ptasi, letni świergot, uchwycony z niedowierzaniem pod grubym szalem grudniowego wieczora.

Dlaczego nie ja? Dlaczego nie potrafię takim być? Wiem, że to dar i nie byłbym w stanie się go domagać, jednak pragnę go, jakby mi się należał. Jakie macie szczęście, że to ciepło buzuje w was i wylewa się nieproszone, tak proste i niewymuszone. Nie zazdroszczę, mimo to silę się na kolejne próby, aby dać od siebie temu światu choć odrobinę światła, które z was spływa i dosięga nawet mnie. Dziękuję.

Zmęczone staraniami, zapatrzone w ciebie oczy.

Nie potrafię inaczej. Śpiew ptaków zimowej nocy, jakbym kładł się spać czerwcowym rankiem. Nie widzisz ich w ciemności, jednak każdy takt ich prostego popisu wpada do ucha, rozbłyska ciepłym światłem. Pozwala przystanąć na moment. Nieprzyjemność grudniowego, miejskiego zimna, tylko na chwilę, staje się jakaś taka do zniesienia. I tęsknię za tą chwilą. Oczekuję jej z każdym, nocnym powrotem, nieważne, gdzie się znajduję. Nie mogąc już wytrzymać, wbrew własnej naturze, postanawiam podjąć się misji – ujrzeć w tobie całe to ciepło. Widzieć, jak przekazujesz je następnej osobie, rozbrzmiewa świergot, mimo późnych godzin nocnych, ciepło przeszywa moje zawinięte w płaszcz ciało i znów tego doświadczam – odrobiny dobra.

Dlaczego? Po co robię to wszystko? Bo każdy powinien usłyszeć śpiew ptaków zimną nocą – a one muszą dalej śpiewać.

Fotografia: Zuzanna Serwin