Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
niepokoje do wynajęcia | kwartalnik

One siedzą, dużo myślą – o cyklu rysunków „W Starym Lesie”

Optyka
Tęsknią u mnie zające, wiewiórki wpadają w zadumę, lisy wciąż czekają, sarny rozpamiętują i tylko sowy, odrobinę silniejsze, po prostu trwają. Sama nie wiedziałam, jak mi do tych wszystkich stanów i uczuć blisko.

Justyna, rysowniczka i autorka projektu „W Starym Lesie”

Jak cicho musi być w takim miejscu*. Wprowadzenie do Świata.

Zwykle tam jest tak: proste, drewniane krzesło, a na nim któraś z nich. Któraś ze zwierzęcych bohaterek Świata o nazwie „W Starym Lesie”. Użyłam sformułowania: tam jest tak, choć przecież chodzi o serię rysunków, które funkcjonują w ramach instagramowego konta**. Zatem skąd się to bierze? To przekonanie, to autentyczne poczucie, że odwiedzając profil Justyny i oglądając jej prace, w którymś momencie coś się przesuwa, mutuje i że to już nie samo „obserwowanie konta w mediach społecznościowych”, ale coś więcej: wizyta w fikcji gęstej od melancholii, wiara w istnienie bohaterek zatopionych w myślach jak w bursztynach, budowanie sfałszowanych wspomnień o siadaniu z nimi przy stole i wspólnym patrzeniu w okno. Wspólnym byciu w zapełnionym po brzegi pokoju, wspólnym czekaniu na coś. Skąd się to bierze? – cały czas próbuję dostać się do sedna tego zjawiska. To przecież t y l k o pozbawione kolorów rysunki, przedstawiające jeże, lisy, sowy, zające, sarny, które autorka poddała antropomorfizacji. Gdzie tu czai się niezwykłość, gdzie sensacja? Nagle wychodzi mi naprzeciw to jedno słowo: „tylko”. Wydaje się kluczem: pada często w odpowiedziach Justyny na moje pytania, nadaje charakter realizowanej tematyce, dominuje sposób przedstawiania tego, co robią bohaterki, zmniejsza oczekiwania i nie obiecuje nic. I nie obiecując nic, ma prawo zaskoczyć wszystkim.

W ziemi sadzić, wiosny czekać. Co to znaczy być Justyną?

Autorką cyklu rysunkowego „W Starym Lesie” jest Justyna. Mieszkanka przestrzeni domowo-leśnych. Uciekinierka z Wielkiego Miasta, poszukiwaczka miejsc najbardziej „swoich”, kolekcjonerka cisz i spokojów. Absolwentka malarstwa na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, florystka. Na co dzień pracuje w muzeum, po pracy stara się: rysować, szyć, czytać, odpoczywać. Poproszona by przygotować parę słów zdradzających to, kim jest i co jest dla niej w życiu ważne, napisała tak: Stokrotek, dziko rosnących w trawie, staram się nie deptać, ptakom zostawiać wodę w kątach podwórka, nieba pilnować, cichej muzyki słuchać, wszystko pamiętać, trochę tworzyć, w ziemi sadzić, wiosny czekać. Takie przedstawienie postaci zyskuje moją natychmiastową aprobatę. Łapię się nie tylko na pewną poetyckość słów zapodaną w ramach czynności tak prozaicznej jak „powiedzenie czegoś o sobie”. Po takim wprowadzeniu od niemal zupełnej niewiedzy na temat tego, kim jest twórczyni „W Starym Lesie”, sięgam do poziomu, w którym mogę komuś powiedzieć: No, Justyna – ta, co lubi rzeczy drobne, uważnie uczestniczy w codzienności, za niczym specjalnie nie goni (co najwyżej od czegoś ucieka).

W stronę tysiąca kresek. O strategii twórczej.

Przede wszystkim o swoich pracach Justyna myśli jak o r y s u n k a c h . Nie są dla niej grafikami, nie są ilustracjami. Wybrała świadomie tamto jedno słowo na określenie efektów swojej twórczości; tego, co powołuje do istnienia. Tłumaczy to w ten sposób: Do rysunków mi bliżej, bo brzmią cieplej i prościej. Może to tylko słowo, ale lubię, jak idzie za nim wyobrażenie tych moich postaci pozamykanych w pokojach czy pozostawionych bez niczego wokół.

Wszystkie prace z cyklu staroleśnego powstają w głównej mierze przy pomocy dwóch narzędzi: ołówka – używanego we wstępnej, szkicowej fazie – i długopisu kreślarskiego o najcieńszych z dostępnych końcówek, po który artystka sięga na etapie cieniowania rysunku. Efekt wizualny ma pewien stały charakter: zbudowane z niezliczonych czarnych kresek i kropek postaci, pomieszczenia i przedmioty zapełniają powierzchnię jasnego, kremowego tła kartki. To, co się zmienia to treść – za każdym razem konfrontujemy się z innym fragmentem-okruchem staroleśnej opowieści, którą snuje w wyobraźni Justyna. Ten konsekwentny, mający coś z kontemplacyjnej prostoty, styl ułatwia budowanie u odbiorców wrażenia linii ciągłej dla kreowanej tu historii; uaktywnia poczucie estetycznej kontynuacji w ramach jednego, monochromatycznego uniwersum.

Rzucające się w oczy dokładność, metodyczność i dbałość o detale nasuwają refleksję na temat tego, ile trwa i jak wygląda praca nad jednym rysunkiem. Justyna wyjaśnia, że zawsze zaczyna od powołania na kartkę postaci. Stworzenie szkicu sylwetki zajmuje nieraz ponad godzinę. Potem przychodzi czas na resztę, czyli na wszystkie elementy, które daną bohaterkę otaczają. Justyna wielokrotnie ściera to, co uważa za nieidealne i rysuje ponownie. I jeszcze raz. Aż do skutku. Jako że na tworzenie autorka „W Starym Lesie” poświęca wyłącznie swój czas wolny, znaleziony pomiędzy obowiązkami dnia codziennego, powstanie rysunku to kwestia nieraz tygodniowych starań.

Może zastanawiać, dlaczego u Justyny jest tak uparcie czarno-biało? Czy nigdy nie myślała o nadaniu brązów, złoceń lub zielonych plam swoim pracom? Artystka otwarcie przyznaje, że ma pewien problem z kolorami: trochę się ich boi (mimo że samo malarstwo jest dla niej ważne i stanowi podstawową inspirację w artystycznej działalności). Swoją postawę wobec barw łączy także z dążeniem do ciszy i spokoju, których kiedyś w jej życiu zabrakło.

Wszystkie zmęczenia i tęsknoty za ciszą. Geneza staroleśnych rysunków.

Ciekawiło mnie, z jakiego powodu i w jakich okolicznościach „W Starym Lesie” zostało powołane do istnienia. Autorka opisuje moment, gdy niepokoje, tłoczność, pęd życia w Mieście sięgnęły u niej zenitu i musiały znaleźć jakieś ujście. W tych warunkach pojawiły się w jej wyobraźni tajemnicze drzwi awaryjne: powstał pierwszy intuicyjny rysunek ze zwierzęciem w przestrzeni kuchennej wpatrzonym w las za oknem. Jak później zrozumiała Justyna – tamta scena stała się w pewien sposób podsumowaniem jej ówczesnych nostalgii. O tym przejściowym w jej życiu momencie pisze tak: Na krótko przed moim powrotem w rodzinne strony, wszystkie zmęczenia i tęsknoty za ciszą, zaczęłam upychać w staroleśne rysunki. I tak za tym powędrowałam. Wkrótce potem Justyna żegna Miasto i ucieka szukać siebie gdzieś indziej: byle bliżej domowości, byle bliżej lasu.

Tylko antropomorficzne postaci żeńskie. Bohaterki przedstawione.

Gdy odwiedzi się profil @wstarymlesie i zacznie się przeglądać udostępnione rysunki, przychodzi taki moment, że coś człowiek zaczyna wyłapywać, dostrzegać niepisane zasady: tam są same postaci międzygatunkowe*** i, co więcej, one zawsze wydają się być kobietami. Dopytuję o tę „stałą żeńskość” Justynę. Tylko antropomorficzne postaci żeńskie pozwalają mi na stworzenie mojego świata – odpisuje. Dociekam więc dalej: dlaczego antropomorficzne zwierzęta? Jakie ma dla niej znaczenie to, że w rolach głównych obsadza dzikie stworzenia leśne? Nie chciałam, by na moich kartach papieru widoczni byli jacyś „ludzie” i by to oni mówili za mnie, by to oni przeżywali za mnie. Chciałam przedstawić tylko to ciche przeżywanie, sam smutek, samą tęsknotę, samo czekanie. Zatem ta forma kreacji polegająca na ciągłym eksplorowaniu międzygatunkowej żeńskości, pozwala z postaci „W Starym Lesie” uczynić wielowymiarowe symbole. Poprzez odrzucenie portretowania ludzi w sposób dosłowny, bohaterki rysunków Justyny stają się lepiej działającą reprezentacją nie tylko jej samej, ale kogoś i czegoś jeszcze. Otrzymują od autorki misję zagęszczenia w sobie uniwersalnych dla wielu istot praktyk: samego smutku, samej tęsknoty, samego czekania.
Rysunek 2. „O tym, co pomiędzy wierszami”

Dodatkowe krzesło będzie o samotności. Motywy przewodnie.

Im dłużej poświęca się czasu na analizę prac Justyny, tym te z pozoru serdeczne, domowe, spokojne kadry z życia staroleśnych bohaterek ukazują swoją głębiej zagnieżdżoną, mroczniejszą warstwę. Potencjalna odbiorczyni w końcu zderzy się z refleksją, że postaci tu są zawsze same, zawsze j e d n e ; że one zwykle s i e d z ą i dużo m y ś l ą – a o czym? Sądząc po układzie sylwetek czy wyrazie poważnych, twardych oblicz, zadumane bohaterki prowadzą wewnętrzne monologi o naturze niekoniecznie kojącej, raczej odrobinę posępnej. Przyłapujemy je często na wyglądaniu przez okno lub na przymykaniu oczu – jakby szukały czegoś poza albo czegoś wewnątrz siebie, co pozwoli im wyjść z ram. Piszę do Justyny, że jej bohaterki mają dla mnie pewien źródłowy, płynący z nich/do nich smutek. Justyna odpowiada: Bo to, co duchem dzikie, uspokoić ciężko, ale jak to miło i bezpiecznie mieć swój własny dom – myślę.

W Starym Lesie warto zwrócić uwagę również na samo ustawianie atmosfery (lub jej deregulowanie) poprzez zabiegi z przestrzenią. Dzielę w głowie te podejścia do otoczenia na typ 1, który prowadzi do wytworzenia się s z c z e l n e g o p o m i e s z c z e n i a oraz na typ 2, który zostawia odbiorców z n i c z y m w o k ó ł . Pierwszy wychodzi od koncepcji ścisku, kompletnego zabibelotowania przestrzeni, zagospodarowania kątów. Zgodnie z tym nurtem wnętrze domu zostaje przedstawione maksymalistycznie – pokoje stają się pokojami do szpiku kości. Przeciwieństwo stanowi typ drugi, w którym nie otrzymujemy, a jest nam zabierane. Bohaterka występuje na danym rysunku jako ona-jedyna i niewiele więcej. To już, w moim odczuciu, nie tyle taktyka oszczędności, co próba wrzucenia człowieka w pewien brak i zadanie eksperymentu: czym zagracisz tę pustkę? Dopisz rzeczy niewidoczne.

Sama autorka staroleśnego cyklu, w kontekście swojej strategii „zamykania w czterech ścianach”, wspomina o potencjale pewnej dodatkowej przestrzeni, dzięki której szykuje swoim postaciom miejsce na oddech. Chodzi tu o elementy, przedmioty, które danej scenie towarzyszą, ale w sposób drugoplanowy, nienachalny, suplementarny. Czytany list, drugi kubek z łyżeczką, okno z widokiem, wpół otwarte drzwi – to wszystko, to małe metafory. Liczne obrazy na ścianach czytać można jako wspomnienia lub chęci dalekiej wędrówki. Puste, dodatkowe krzesło za stołem będzie o samotności – tłumaczy Justyna. Artystka pozwala zatem w świecie ścisku na drobne szczeliny, które odgrywają rolę legend o swobodzie, o innych, dalszych obecnościach.
Im dłużej poświęca się czasu na analizę prac Justyny, tym te z pozoru serdeczne, domowe, spokojne kadry z życia staroleśnych bohaterek ukazują swoją głębiej zagnieżdżoną, mroczniejszą warstwę. Potencjalna odbiorczyni w końcu zderzy się z refleksją, że postaci tu są zawsze same, zawsze j e d n e ; że one zwykle

Dom z ciszy i spokoju. Co daje wizyta w „W Starym Lesie”?

O korzyściach płynących z wizyty w „W Stary Lesie” mogłabym pisać wiele. Ostatecznie jednak wszystko sprowadza się do tego, że otrzymujemy piękną baśń opowiedzianą językiem wyjątkowego rysunku. Baśń o troskach, wątpliwościach, czekaniu, zastojach, (prze)mijaniu (się) – czyli o nieuniknionych przejawach życia. Staroleśna historia nie ma w sobie nic z moralizatorstwa. Nie uczy czegoś nas, ale uczy się różnych rzeczy razem z nami. I wciąż rośnie, zapuszcza korzenie.

Dobrze jest dać się zaprosić do Świata Justyny. Warto, choćby dlatego, że o ugoszczeniu potrafi ona napisać tak ładnie: tych wszystkich gości z lasu zapraszam, by na chwilę chociaż swojego miejsca szukać nie musieli, na chwilę z niczym się nie męczyć, burzę przeczekać, coś zapomnieć, ciszę usłyszeć.
Rysunek 3. „O tym, jak o wiele już za późno”

*Każdy śródtytuł rozpoczyna się od fragmentu z pisemnej wypowiedzi autorki „W Starym Lesie”. Korespondencyjny wywiad został przeprowadzony w ramach przygotowań do napisania niniejszego tekstu.

**Nazwa konta instagramowego prowadzonego przez Justynę: @wstarymlesie.

***Międzygatunkowość postaci „W Starym Lesie” rozumiana tu jest jako połączenie cech typowych dla człowieka z cechami zwierzęcia pozaludzkiego.

Rysunek 1. „O wyobrażeniach zbyt wielkich”

Rysunki: Justyna, @wstarymlesie