Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
niepokoje do wynajęcia | kwartalnik

Zachwyty niezapowiedziane. O docenianiu ładnych momentów, które nas mijają

Twory
Spróbuj pokochać pustkę, co się kryje
w rzeczach cierpliwie, i godziny, w których
nieme są nawet książki. Spróbuj kochać.

Matteo Campagnoli, „Na początku”

Dzień zaczynam od małych cudów, jeśli można tak nazwać kubek jeszcze gorącej i pachnącej kawy oraz zachwyt świeżością porannego powietrza złapanego jednym wielkim haustem. Brzoskwiniowe promienie stopniowo obejmują drewniane meble, zatapiając przestrzeń w swoich niepowtarzalnych nastrojach. Czasem mam ochotę zatrzymać te promienie, zebrać je tak, jakbym zbierała stokrotki i nigdy nie wypuścić. Jasnopomarańczowa smuga światła przysiada na mojej dłoni, a ja zastygam w bezruchu, nie chcąc jej spłoszyć. Za oknem rozciąga się pasmo delikatnych, nieskalanych jeszcze codziennym pędem chmur. Wiem, że to jeden z tych momentów, kiedy mogę po prostu patrzeć i zachwycać się. Pozwalać sobie zaczerpnąć choć odrobinę cudowności chwili. Notuję w pamięci każdy szczegół, aby nosić go w sobie jak najdłużej. Rozważać go.

Co, jeśli będzie on moim ostatnim?

Kawa już prawie ostygła. Promienie spłynęły już z większości ścian, zatrzymując się na liściach kwiatka z brzegu parapetu. Pokój powoli wraca do szarej monotonii dnia. Niepowtarzalny spektakl, który przez dobre kilka, może kilkanaście minut, skupia na sobie wzrok i przygrywa sercu melodię, do której ono samo dostosowuje swój rytm. Zerkam na kubek, na dnie którego została odrobina mojej porannej dawki kofeiny. Dopijam ją z myślą o tym, że ulubiony aromatyczny napój kończy się zdecydowanie zbyt szybko. Pierwszy malutki cud jest już gotów uciec bez pożegnania. Z tym że do kawy akurat da się łatwo wrócić. Koniec końców piję ją dość często. Trochę inaczej jest ze wschodami słońca. Zostawiają po sobie doświadczenie opromienienia z zachwytu, ale i pewien niedosyt, rodzaj cichego smutku, nostalgii. W pamięci próbuję wybudzić w sobie ten obraz jeszcze raz, w pośpiechu. Może powinnam przyjrzeć się dokładniej, tak, żeby na pewno niczego nie pominąć?

Postanawiam czekać i przekonać się czym zaskoczy mnie następny wschód słońca. Idąc spać, nastawiam się na ponowny widok blado jaśminowych barw porannego nieba. Kiedy następnego dnia rozsuwam zasłony, widzę szare chmury.

Razem z nimi dociera do mnie cała masa dolegliwości dnia powszedniego, która skutecznie odciąga mnie od obserwowania nieboskłonu. Między nauką a przygotowywaniem obiadu przewija się oczywiście filiżanka kawy. Aromatem dorównuje tej, którą wypiłam rano, równie mocno delektując kubki smakowe i ogrzewając jeszcze nierozbudzone dłonie. Popołudnie nadchodzi szybko. Zabawa w chowanego słońca z księżycem trwa w najlepsze. Nie spodziewając się niczego wyjątkowego, ubieram się ciepło i wychodzę z psem na spacer. Spoglądam w górę. Moim oczom ukazuje się dzieło sztuki malowane najdokładniejszymi pociągnięciami pędzla. Zachodzące słońce oświetla miękkie jak wata cukrowa obłoki, nadając im zdumiewających barw. Widok wieczornego nieba wynagrodził mi poranne rozczarowanie.



Zachwyty lubią czasami przychodzić nie w porę. Ładne zachody słońca momentami unikają mojego spojrzenia. Dają się zobaczyć tylko przez chwilę, zostawiając za sobą jedyny w swoim rodzaju spektakl. Piękne rzeczy przykuwają wzrok niespodziewanie. Czasem potrzebują uwagi dokładnie tu i teraz. Pojawiają się pełne entuzjazmu, a gdy czują się niezauważone, odchodzą ze smutkiem. Chcą, by zatrzymać je na dłużej.

Niepowtarzalny poranek jest jak zapakowany prezent urodzinowy. Powoli otwiera przede mną całą paletę barw, chcąc zaprezentować się w całej okazałości. Wzrusza i zostawia mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. Poczucie zachwytu daje się jednak szybko zasłonić sprawami do załatwienia. Brakiem czasu. Nieoczekiwanym biegiem na autobus. Przypomnieniem o nadchodzącym egzaminie.

Z jednej strony nie lubię tego, że ładne rzeczy są tak nieuchwytne. Kiedy świadomie chcę je dostrzec, one uciekają mi sprzed nosa. Jednak z drugiej strony niesamowicie mocno doceniam te niespodziewane zdarzenia. Zachwyty „nie w porę” są tak naprawdę w momencie, kiedy najbardziej ich potrzebuję.

Czasem nastawiam się na to, że zobaczę coś wyjątkowego i uznaję to za coś pewnego. Oczekuję wielkich rzeczy, spektakularnych widowisk, tym samym pomijając małe cuda, które dzieją się tuż obok. I zdarza się, że jesteśmy świadkami sytuacji, które mogą już nigdy nie zachwycić tak samo. I można się zastanawiać czy wystarczająco dużo uwagi poświęciło się wyjątkowym momentom. Ale o ile przeszłości zmienić nie możemy, tak na to, jak patrzymy na teraźniejszość, mamy wpływ. Powinniśmy świadomie „wystawiać się” na wyjątkowe rzeczy. Któregoś dnia wybrać się w jakieś miejsce, żeby zobaczyć niepowtarzalny zachód słońca. Wstać pół godziny wcześniej niż zwykle i otworzyć okno, aby zapach deszczu i świeżej trawy powoli wypełnił całe pomieszczenie. Zatrzymać się, by zaobserwować pracę pszczół. Może czasem po prostu warto zacząć od tych codziennych, „zwykłych” rzeczy, ciągle uczyć się je dostrzegać. Kiedy zauważam piękno w codzienności, niecodzienne zjawiska stają się wielkimi cudami.

Zachwyty potrzebują zauważenia. Nie wystarczy zwyczajnie ich minąć i liczyć, że pewnie niedługo pojawi się coś innego, równie wyjątkowego. Że umiejętność dostrzegania to pewnie kwestia czasu. O ile małe, codzienne cuda można porównać do urodzinowych prezentów, o tyle nie można o nich powiedzieć, że przychodzą na życzenie. I można by było się z tą rzeczywistością kłócić, może się nawet na nią obrazić albo, co gorsza, w ogóle zrezygnować z zachwycania się. Ale tak jak nic nie poradzimy na to, że kawa pozostawiona na stoliku kiedyś wystygnie, tak i na niespodziewaność zachwytów nie mamy wpływu. To, co możemy zrobić, to przyjąć te krótkie momenty. Uczyć się zauważać niewielkie przebłyski niezwykłości. Pozwalać przemijać niektórym wspomnieniom, by zrobić miejsce nowym. Zatrzymywać w pamięci nie tyle sam obraz, co doświadczenie piękna i przede wszystkim być gotowym, bo małe cuda zazwyczaj czekają tuż obok.

Grafika: Maja Ziółkowska