Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
niepokoje do wynajęcia | kwartalnik

Niesforne dziecko

Twory
To ciekawe, jak wspomnienia przeistaczają się czasem w koszmary.

Carlos Ruiz Zafón, „Pałac Północy”

Od lat coraz bardziej rozpadał się na oczach mieszkańców. Mijany przez większość odwiedzających, w końcu stał się jedynie ruderą, przypominającą o dawno już minionych czasach swojej świetności. Miry nie dziwił ten brak zainteresowania wśród przechodniów. Nawet wtedy, gdy rodzinny hotel cieszył się dużym powodzeniem, sama unikała tego miejsca jak ognia. Obowiązek wobec chorej matki przeważał jednak nad jej własnym widzimisię i chociaż uśmiech, którym obdarowywała każdego pojawiającego się tu gościa, był niewątpliwie wymuszony, wiedziała, że będzie zajmować się hotelem, aż do momentu, gdy matka opuści ten świat. Goście, którzy pojawiali się tutaj, zmuszeni brakiem środków na lepsze opcje noclegowe lub przepełnieniem w innych hotelach, również nie byli uradowani tym, że przyszło im nocować w takim miejscu. Chociaż ich niezadowolenie było nie do przeoczenia dla wprawionej w dostrzeganiu go Miry, starali się je ukryć za podobną maską co ona i wspólnie podtrzymywali tę grę pozorów. Jednak tego dnia Mira nie była w stanie zdobyć się nawet na ten udawany uśmiech. Po południu odebrała telefon od pielęgniarki opiekującej się jej matką. Kobieta pytała, czy Mira mogłaby przyjechać następnego dnia do szpitala. Lekarze nie dawali jej matce już żadnej nadziei. Mira wiedziała od pewnego czasu, że wkrótce będzie musiała się z nią pożegnać, jednak nie spodziewała się, że to nastąpi tak szybko. Od kilku godzin więc jej żal przelewał się na tych kilku gości, którzy pojawili się w hotelu.

Dzień zbliżał się już ku końcowi i Mira szykowała się do skończenia swojej zmiany na recepcji, gdy do hotelu zawitał jeszcze jeden gość. Ubrany był bardzo zwyczajnie i Mira na początku nie zwróciła na niego większej uwagi. Był oszczędny w słowach, a rozmawiając z nią, nie patrzył jej w oczy. Jego wzrok błądził po znajdujących się na ścianie obrazach i rzeźbach, które matka od lat skupowała na targach staroci, a których Mira szczerze nienawidziła. Już dawno pozbyłaby się tych zbierających jedynie kurz ozdób, gdyby nie to, że matka wciąż czasem kazała zawozić się do hotelu, by przeprowadzić kontrolę. Była chyba jedyną osobą, która nie zauważała tego, jak bardzo jej hotel popada w ruinę. Jedyne co ją obchodziło to pilnowanie, by wszystko było na swoim miejscu, tak jak przez całe jej życie. Mira szczególnie negatywnymi uczuciami darzyła najnowszy nabytek matki, kupiony chwilę przed nawrotem choroby. Był to portret młodej kobiety o jasnej cerze i kasztanowych włosach. Prawdopodobnie namalowany przez jakiegoś podrzędnego malarza, który zmarł już dawno temu. Jedyną rzeczą, która wyróżniała go na tle tysiąca podobnych portretów była widoczna w oczach namalowanej kobiety pustka, wyrażająca całkowity brak nadziei. Właśnie to nieobecne spojrzenie sprawiało, że zawsze gdy Mira chwytała portret wzrokiem, odczuwała niedający się wyrazić słowami niepokój.

Wyrwała się z chwilowego zamyślenia i podała przyjezdnemu klucz z numerem jego pokoju. Chwilę po odejściu mężczyzny pojawił się pracownik nocnej zmiany, który zastąpił ją na recepcji. Mira udała się więc do pokoju, który zamieszkiwała w okresie pełnienia opieki nad hotelem. Zmęczona całym dniem martwienia się o los matki, położyła się na łóżku, a sen zmógł ją w chwili, gdy tylko zamknęła oczy.

***


W nocy obudziło ją lekkie stukanie dochodzące zza ściany. Przekręciła się na drugi bok i próbowała zasnąć, jednak stukanie nie ustawało, a wręcz stawało się jakby głośniejsze. Rozbudzona już Mira zdała sobie sprawę, że od jakiegoś czasu w powietrzu unosi się znany jej zapach naftaliny. Od razu wywołał w niej szereg wspomnień związanych z domem rodzinnym, które dawno zrzuciła już na dno swojej pamięci. Za czasów jej dzieciństwa w przedpokoju stała ogromna szafa, w której często kryła się na czas zabawy w chowanego ze swoim kuzynostwem. Chociaż nie była to najlepsza kryjówka, Mira uwielbiała te momenty, gdy mogła zniknąć przed całym światem i wtulić się w wiszące w szafie futra. Naftalina, którą były przesiąknięte, stała się dla Miry zwiastunem spokoju i wyciszenia.

Stukanie ustało, jednak zapach stawał się coraz bardziej intensywny, więc podążając za nim, Mira wyszła na korytarz. Gdy była mała, bała się chodzić w nocy po tych hotelowych korytarzach, których końca nie mogła dostrzec przy słabym oświetleniu. Przebiegała przez nie cicho na paluszkach, obawiając się, że zaraz coś wyskoczy na nią z pobliskich drzwi. Teraz znowu poczuła ten lekki dreszczyk i zganiła się w duchu za bycie tak strachliwą. Powoli krok za krokiem szła przez korytarz, uważając, by nie nadepnąć na żadną z wadliwych desek i nie obudzić tych kilku rezydujących gości. Zapach naftaliny stawał się coraz silniejszy, aż w końcu zatrzymała się przy drzwiach do pokoju, z którego się wydobywał. Podniosła wzrok i dostrzegła tabliczkę z numerem 105. Tym samym, do którego skierowała dzisiejszego gościa. Zapukała ostrożnie i odczekała parę chwil, jednak nie usłyszała żadnego głosu. Spróbowała głośniej, ale znów odpowiedziała jej jedynie cisza. Powoli nacisnęła klamkę i stwierdzając ze zdziwieniem, że drzwi są otwarte, popchnęła je lekko, a zapach naftaliny przyprawił ją o zawrót głowy. Gdy zamroczenie minęło, jej wzrok padł na stojącą przy ścianie szafę. Nie był to ten mebel, który znajdował się w każdym pokoju w hotelu – kupiony kilkanaście lat temu hurtowo w średniej klasy sklepie meblarskim, rozpadający się, jak wszystko w tym miejscu. Ten był znacznie masywniejszy, pięknie zdobiony i chociaż gdy Mira ostatni raz go widziała, była o połowę mniejsza niż teraz, to wciąż sprawiał na niej tak samo piorunujące wrażenie.

— Co do lich... — zaczęła, ale po uchyleniu dalej drzwi dostrzegła coś, co wprawiło ją w jeszcze większe zdumienie.

Na środku pokoju stał stół. Ten sam, przy którym codziennie zasiadała w dzieciństwie do kolacji razem z rodziną. Posiłki w domu Miry ograniczały się jednak do podstawowych produktów spożywczych. Nie dlatego, że nie było ich stać na wystawne uczty. Jej matka od zawsze starała się uczyć swoją córkę chorobliwej wręcz oszczędności. Teraz jednak stół uginał się pod piętrzącymi się na nim potrawami. Nie to jednak sprawiło, że Mira zaniemówiła. Za tą górą jedzenia, przy samym końcu stołu, siedziała jej matka. Nie przypominała jednak osoby, którą Mira kilka dni temu odwiedziła w szpitalu – zniszczonej chorobą i wykończonej życiem. Siedząca przy stole kobieta była w sile wieku, a jej władczy wzrok przeszywał Mirę na wskroś. Taki obraz matki zapamiętała z dzieciństwa.

Chociaż zauważyła przybycie Miry, matka nic do niej nie powiedziała. Spojrzała na nią jedynie ze znanym Mirze wyrazem zniecierpliwienia i wskazała na stojące obok krzesło. Córka wciąż stała sparaliżowana, nie będąc w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Matka wróciła więc do jedzenia pieczeni, w degustacji której przeszkodziło jej nagłe wtargnięcie. Po chwili początkowy szok Miry trochę opadł i, wciąż nic nie mówiąc, posłusznie podeszła i usiadła przy stole naprzeciwko matki. Ta podniosła na nią znowu wzrok i skinęła głową na leżące na stole potrawy. Mira nałożyła więc trochę zupy na swój talerz, jednak wciąż była zbyt zszokowana, żeby cokolwiek zjeść. Matka przestała zwracać na nią uwagę i kontynuowała posiłek. Odgłosy przeżuwania były jedynym dźwiękami, który rozchodziły się po pomieszczeniu. Mira chciała rozładować to narastające z każdą chwilą napięcie, jednak nie potrafiła ułożyć w głowie żadnego składnego zdania. Za każdym razem, gdy próbowała wydać z siebie jakiś dźwięk, matka spoglądała na nią z wyrazem oczekiwania, by po chwili zrezygnowana znowu zająć się pieczenią. Mira spuściła więc głowę i, wpatrując się w talerz, liczyła upływające minuty. Wciąż jednak co chwilę czuła na sobie przeszywający wzrok matki. Czas zdawał się płynąć coraz wolniej, matka wciąż dokładała sobie nowe dania na talerz, a Mira siedziała, mając nadzieję, że ten koszmar – bo niewątpliwie tym musiał być – wkrótce się skończy. Przypomniały jej się te wszystkie dni, gdy matka karała ją takim samym milczeniem. Tak jak teraz, Mira siedziała tylko na krześle, a pojedyncze łzy spływały powoli po jej policzkach. Chociaż nie dawała tego po sobie poznać, znowu stała się tą małą, niepewną i winną dziewczynką. Zastanawiała się, co tym razem zrobiła, by zasłużyć sobie na gniew matki. Nigdy nie miała co do tego pewności, jednak nie poddawała też w wątpliwość tego, że jakiś powód rzeczywiście istniał. Godziny mijały, a Mira do końca nocy nie odważyła się spojrzeć matce w oczy.

***


Jadąc następnego dnia do szpitala, Mira nie mogła pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia, które towarzyszyło jej w nocy. Próbowała wmówić sobie, że ta wystawna uczta, na której gościła, była jedynie snem, ale im dłużej o tym myślała, tym bardziej poddawała w wątpliwość to założenie. Troskę o matkę, zaczął powoli wypierać lęk przed ponowną konfrontacją. Wszelkie myśli dotyczące poprzedniej nocy zeszły jednak na dalszy plan, gdy Mira, dojechawszy do szpitala, zobaczyła, w jak złym stanie jest jej matka. Jeszcze kilka dni temu ta co chwilę zagadywała ją o hotel i przerywała Mirze, gdy córka próbowała odpowiedzieć na jej pytania. Dzisiaj jedynie uśmiechnęła się do niej nieznacznie i tym razem to Mira zainicjowała rozmowę. W kilku zdaniach zdała matce raport z ostatnich dni, ale widziała, że ta po raz pierwszy w życiu nie ma siły, żeby cokolwiek powiedzieć. Kiwała tylko powoli głową, a Mira nie była pewna, czy matka rejestruje w ogóle jej słowa. Po chwili więc zamilkła i patrzyła na, tracącą powoli kontakt z rzeczywistością, matkę. Przez następną godzinę siedziała w ciszy, trzymając ją za rękę i oczekując. Jednak podobnie jak w nocnym koszmarze, matka nie odezwała się już do niej ani słowem.

***


Po powrocie do hotelu Mira udała się do pokoju nowego lokatora. Zapukała i po chwili usłyszała jego zachrypnięty głos:

— Proszę.

Powoli zaczęła uchylać drzwi, obawiając się, że jej nocny sen był czymś więcej niż tylko koszmarem, jednak pomieszczenie było umeblowane tak samo jak inne pokoje w hotelu. Zniknęła stara szafa i ogromny stół. Każda wolna powierzchnia w pokoju była natomiast pokryta rzeczami mężczyzny, które ten w pośpiechu wyrzucał z walizki, najwyraźniej poszukując czegoś.

— Przepraszam za ten bałagan, ale bardzo się spieszę — powiedział mężczyzna, jednak ton jego głosu nie wskazywał na przeprosiny, ale raczej na zniecierpliwienie tym, że ktoś zdecydował się naruszyć jego przestrzeń. — Jaką sprawę ma pani do mnie?

— Chciałam tylko dopytać o długość pana pobytu. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale zapłacił pan o jeden nocleg za dużo. Mówił Pan, że wyjeżdża piętnastego?

— Rzeczywiście miałem wyjechać piętnastego, ale okazuje się, że będę musiał przedłużyć pobyt. Przepraszam za to zamieszanie — rozmawiając z Mirą, nie spojrzał nawet w jej stronę. Był zajęty wyrzucaniem coraz to większej liczby przedmiotów z walizki.

— Naprawdę nie ma za co. Życzę panu miłego dnia.

Wychodząc z pokoju, wzrok Miry przykuł jeden ze stojących przy ścianie obiektów. Był to obraz – ten sam, który niedawno jej matka kupiła na targu staroci.

— Skąd ma pan ten obraz? — nie mogła się powstrzymać przed zapytaniem.

— Taki sam wisi w holu, prawda? Od razu zwróciłem na niego uwagę. Myślałem, że mój egzemplarz jest jedyny. Tak przynajmniej mówił mi sprzedawca. Jak widać, nie po raz pierwszy zostałem oszukany. — Podniósł nieznacznie kąciki ust, a Mira zdała sobie sprawę, jak bardzo uśmiech nie pasuje do jego twarzy. — A teraz przepraszam Panią, ale naprawdę już muszę się zbierać — dodał, zanim Mira zdążyła zadać kolejne pytanie. Najwyraźniej gdy stała zamyślona, mężczyzna znalazł w końcu zgubę, bo podniósł z łóżka zapakowaną torbę i ruchem ręki wygonił kobietę za drzwi, które następnie pospiesznie zamknął. Zbiegł po schodach i Mira do końca dnia nie widziała już tego mężczyzny.

W zamyśleniu zeszła do holu, by zająć się recepcją i spojrzała na wiszące na ścianie dekoracje. Teraz, gdy przekonała się, w jak złym stanie jest jej matka i że nie odwiedzi już hotelu, mogła teoretycznie się ich pozbyć. Wiedziała jednak, że nie będzie w stanie zdobyć się na ten krok. Coś jej mówiło, że matka w jakiś sposób dowie się o tym czynie i znów się na nią rozgniewa, a na to Mira nie mogła jej, będącej w tak ciężkim stanie, pozwolić. Nie dopuściła do siebie kłębiącego się w głębi duszy przeczucia, że tak naprawdę to ona sama najbardziej odczułaby tę stratę.

***


Tej nocy została wybudzona przez ten sam dźwięk stukania i znów poczuła zapach naftaliny. Wiedziała, że są to jedynie objawy zmęczenia, więc próbowała je zignorować, jednak z każdą upływającą minutą, stawały się one coraz intensywniejsze. W końcu po kilkunastu minutach duszenia się oparami wstała i skierowała się ku pokojowi 105. Był on urządzony tak samo jak poprzedniej nocy. Tak, jakby zapomniał całkiem o swoim dziennym lokatorze. Gdy Mira usiadła przy stole, zauważyła, że coś się jednak zmieniło. Na ścianie naprzeciwko niej wisiał portret, który dostrzegła dzisiaj w zabałaganionym pokoju mężczyzny i który od kilku tygodni wpatrywał się w nią w holu. Mira, starając się za wszelką cenę ignorować obraz, nałożyła sobie trochę zupy z wazy stojącej obok niej i zaczęła jeść.

— Nie siorb, proszę.

Mira aż podskoczyła na siedzeniu, gdy usłyszała zaburzający wszechobecną ciszę głos matki.

— Co się… — zaczęła, ale matka nie dała jej dokończyć.

— Jak ty chcesz dojść do czegokolwiek w życiu, jeśli nie potrafisz stosować się nawet do podstawowych zasad kultury przy stole?

— Przepraszam, ale…

— Już od dzieciństwa był z tobą problem. Zawsze wszystko powoli łapałaś. Czasem po kilka razy musiałam tłumaczyć ci podstawowe zadania matematyczne, a ty wciąż nie rozumiałaś, o co w nich chodzi. Wiesz, zawsze się zastanawiałam, co zrobiłam nie tak. W końcu poświęcałam ci tak wiele czasu. Początkowo myślałam, że wyrośniesz z tego przy odpowiedniej dawce mojej uwagi, ale lata mijały, a ty wciąż byłaś tak samo rozkojarzona wszystkim wokół. Znajomi mówili mi, że za bardzo się tym przejmuję. Że dziecko wystarczy tylko od czasu do czasu sprać, aż w końcu się nauczy. Może jednak powinnam była zrobić tak, jak mówili. Ich dzieci w końcu wyszły na ludzi, a ty wciąż robiłaś mnie i przede wszystkim sobie pod górkę…

Co jakiś czas Mira próbowała się wtrącić, jednak po kilku próbach poddała się. Nie tylko dlatego, że matka nie dopuszczała jej do słowa. Chociaż czynione Mirze wyrzuty, wywoływały w niej natychmiastowy sprzeciw, jakaś siła powstrzymywała ją przed tłumaczeniem się. Miała wrażenie jakby to kobieta z wiszącego na ścianie obrazu łapała słowa Miry, zanim ta zdążyła je wypowiedzieć i tkała z nich sieć, która zamykała jej usta.

— No i później, gdy wyjechałaś z miasteczka. Nie miałam już wtedy nikogo, kto byłby mi bliski, o czym dobrze wiedziałaś, a jednak uciekłaś na drugą stronę kraju. To właśnie wtedy pojawiły się pierwsze objawy mojej choroby. Martwiłam się o ciebie, a ty tak rzadko do mnie pisałaś. Zapomniałaś całkowicie o swojej kochanej matce. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, co cię podkusiło do wyjazdu. Czasami miałam wrażenie, że zrobiłaś to specjalnie, tylko po to, by zrobić mi przykrość, by pokazać, że potrafisz być niezależna. Może ojciec nabrał się na tę twoją silną fasadę, ale ja zawsze wiedziałam, że nie poradzisz sobie sama w świecie. Że w końcu wrócisz. I chociaż właśnie tak się stało, to nie mogłam udawać, że nic się nie zmieniło. Choroba postępowała, a ja zawsze zastanawiałam się, czy gdybyś nigdy mnie nie opuściła, to czy może nie żyłybyśmy razem szczęśliwie jeszcze przez wiele lat tak, jak przed twoim wyjazdem? Jakże pragnęłam by…

Godziny mijały, a historia opowiadana przez matkę trwała nieprzerwanie. Mira coraz bardziej tęskniła za tą ciszą, która towarzyszyła jej poprzedniej nocy. Teraz nawet ona ją opuściła i kobieta musiała sama stawić czoła niekończącemu się monologowi swojej matki.

***


I tak noc w noc Mira była budzona przez różne dźwięki i zapachy. Na początku próbowała je ignorować, jednak za każdym razem po kilkunastu minutach poddawała się i posłusznie kierowała swe kroki w stronę pokoju 105. Matka witała ją co noc takim samym wyrazem twarzy – połączeniem zawodu, ale też swego rodzaju satysfakcji. Ledwo Mira zasiadała do stołu, a matka zalewała ją niekończącym się strumieniem żalów i wyrzutów. Noce i dnie zlewały się jej w jedno. Na każdym kroku we śnie i na jawie, cokolwiek by nie robiła, Mira słyszała pełen goryczy głos matki. Coraz rzadziej widywała też tajemniczego mężczyznę. Co jakiś czas tylko pojawiał się na recepcji, by przedłużyć swój pobyt, a później znikał na kilka kolejnych tygodni. Nigdy więcej nie rozmawiał z Mirą o obrazie, chociaż kobieta widziała, że za każdym razem przygląda się mu badawczo, tak jakby sprawdzając, która z wersji jest jedynie kopią drugiej. Takim samym zagadkowym spojrzeniem obdarowywał czasami Mirę, gdy wydawało mu się, że ta nie patrzy. Być może kobieta poświęciłaby tej sprawie więcej uwagi, gdyby nie miała na głowie już wystarczająco dużo zmartwień.

Co kilka dni jeździła do pobliskiego szpitala zobaczyć się z chorą matką, która była w coraz gorszym stanie. Nie odważyła się powiedzieć matce dziennej, o spotkaniach z nocną. Chociaż w każdej z nich dostrzegała ślady tej drugiej, starała się oddzielać te dwa światy od siebie. Czasem tylko, gdy odwiedzała matkę w szpitalu, zmęczona całonocnym monologiem, pragnęła powiedzieć jej to wszystko, przed czym powstrzymywało ją wiercące spojrzenie nocnej, stanowczej wersji. Czuła jednak, że nie powinna nakładać na cierpiącą matkę dodatkowych zmartwień, bo mogłoby to przyczynić się do pogorszenia jej stanu. Odpychała od siebie cały czas myśl, że jej milczenie było tak naprawdę wyrazem tchórzostwa, a nie troski o zdrowie rodzicielki. Strachem o to, że patrząc w jej cierpiące oczy i czyniąc jej wyrzuty, okaże się, że wszystkie żale czynione przez nocną wersję matki są prawdziwe.

***


W końcu po wielu dniach ten morderczy ciąg został przerwany. Matka zamknęła ostatni raz oczy i oddała się śmierci. Chociaż Mira była świadkiem tych ostatnich chwil, nie uroniła nawet łzy. Patrzyła tylko na matkę pustymi oczami, a minuty upływały, zlewając się ze sobą.

W noc po śmierci matki, Miry nie obudził żaden dźwięk. Sama jakby zahipnotyzowana otworzyła oczy i skierowała swe kroki w stronę pokoju 105. Wchodząc do niego, była gotowa na ostateczną konfrontację z matką i zdziwiła się, dostrzegając jedynie tajemniczego lokatora tego pokoju, stojącego przed potężnym lustrem. Ten wyciągnął do niej rękę i gestem zaprosił ją do siebie. Powoli podeszła, cały czas spodziewając się jakiegoś podstępu. Gdy jednak zbliżyła się na wystarczającą odległość, on jedynie złapał ją za rękę i bezgłośnie nakazał spojrzeć w lustro. Podniosła więc wzrok i stanęła przed samą sobą. Nie od razu jednak poznała osobę, która na nią patrzyła. Na jej twarzy widoczne było ogromne zmęczenie, a jej oczy były nieobecne. Przypomniał jej się obraz wiszący na ścianie w holu. Ten, który zawsze wywoływał w niej niepokój. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo uwieczniona na nim kobieta przypominała ją samą. Cały czas trzymając mężczyznę za rękę, wpatrywała się w swoje odbicie, a jej myśli zaczęły się rozplątywać i Mira zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy od dłuższego czasu jej umysł jest czysty.

Nazajutrz rano mieszkaniec pokoju 105 zszedł do holu z zamiarem wymeldowania się, jednak właścicielka hotelu tego dnia się nie pojawiła. Mężczyzna uśmiechnął się więc do jednego z wiszących na ścianie obrazów i odszedł. Chociaż nie zdążył już tego zobaczyć, to wiedział, że kobieta o pustym spojrzeniu odwzajemniła jego uśmiech.

Grafika: Bartek Miechowicz