Fotografia oraz twórczość, życie, jego wzloty i upadki, jak również nazywanie rzeczy po imieniu. O tym wszystkim rozmawiałam z duetem fotograficznym ABSURD DUO, fotografkami Martą Skibą i Kingą Szarlej. Dziewczyny, trochę na przekór przeciwnościom losu, trochę pod prąd, trochę absurdalnie – jak same mówią – postanowiły wejść z tym, co kochają, na nieznane tereny. Robią to wszystko razem, bo przecież „pilotów też leci dwóch w samolocie”.
Cześć! Opowiedzcie proszę o sobie, kim jesteście, czym się zajmujecie? Dajcie się poznać, ale jeszcze nie z fotograficznego punktu widzenia, o tym porozmawiamy za chwilę.
Marta: Hej, mam na imię Marta, mam 28 lat, ukończyłam filologię szwedzką na UJ i bardzo lubię uczyć się języków – to jest moja pasja. Pracowałam w korpo, potem rzuciłam korpo, wróciłam na studia na magisterkę z filmoznawstwa. Potem też ją rzuciłam, bo miałam swój film krótkometrażowy na festiwalu i podejście wykładowców kłóciło się z podejściem do twórczości ogólnie, a ja chciałam jednak tworzyć. Później trafiłam na studia z produkcji filmowej, gdzie poznałyśmy się z Kingą. A teraz mam zwykłą pracę, ósma-szesnasta, po to, żeby robić tylko to, co kocham, później, po pracy. Ach, no i lubię koty!
Kinga: Hej, to ja jestem Kinga i jestem trochę młodsza. Mam 23, a za niedługo 24 lata. Więc różnica wieku między nami jest, ale tego się nie czuje na co dzień w zasadzie. Chyba że Marta czuje…
Marta: Czasami tak!
[śmiech]
Kinga: Skończyłam klasę artystyczno-filmową w szóstce [w VI Liceum Ogólnokształcącym w Krakowie] i potem te same studia co Marta – licencjat produkcji filmowej. Więc background jest taki stricte jednak z branży, w którą teraz weszłyśmy. Ale bardzo dużo też robiłam rzeczy poza, które gdzieś tam powodowały, że właśnie nie bardzo wiedziałam czy iść w to, co sobie wybrałam, czy jednak pójść w coś innego. A na co dzień jestem osobą, która na przykład bardzo lubi czytać książki popularnonaukowe oraz tematy takie jak biznes czy finanse też mnie bardzo ciekawią. I lubię też tatuaże!
Powiedzcie trochę o swojej przygodzie z fotografią. Jak to się zaczęło i kiedy? Może pamiętacie swoje pierwsze aparaty i udane zdjęcia?
Marta: Ja zawsze marzyłam o tym, żeby robić zdjęcia. Odkąd miałam 10 czy 11 lat, dużo oglądałam zdjęć różnych fotografów. Zawsze wycinałam je z magazynów, później miałam segregatory z inspiracjami. Pamiętam też, że byłam na wycieczce szkolnej w szóstej klasie i zrobiłam zdjęcia gór, które później wywołałam i one mi się tak bardzo podobały. Poczułam wtedy w sobie taką fotograficzną moc i dostałam później od rodziców aparat. Naprawdę robiłam cały czas te zdjęcia, moje koleżanki były moimi modelkami… A kiedy już miałam lustrzankę, to ona się kiedyś zepsuła i moja mama w tajemnicy przede mną wysłała ją do Tokio do fabryki listem. Wydała prawie 70 złotych na znaczki – dołączyła tam list. I oni odpisali z tej Japonii, naprawili aparat i mi odesłali go kurierem. To było naprawdę super!
No aparaty mi zawsze towarzyszyły. Czasami w natłoku obowiązków nie miałam czasu na zdjęcia, ale mimo to cały czas tak samo to kochałam, nieważne ile mijało od ostatniego kontaktu z aparatem.
Kinga: U mnie ta historia zaczęła się troszkę śmieszniej. Jak miałam te 10 czy 11 lat, to popularne były blogi, fanfiki. I do nich – oprócz tego, że się je pisało – robiło się też zwiastuny z różnych filmików, gifów i tak dalej. Mnie to bardzo fascynowało – weszłam w to i zaczęłam montować pierwsze takie rzeczy. A potem stwierdziłam, że nie muszę zawsze korzystać z materiałów dostępnych w internecie, mogę też coś nagrać sama. Wtedy przywłaszczyłam sobie aparat domowy i zaczęłam nagrywać teledyski z siostrą. Później mój tata kupił lustrzankę, którą bardzo długo używałam… Ale to, że miałam ten aparat gdzieś tam zawsze pod ręką, to była taka moja rzecz. Jak trzeba było zrobić jakieś zdjęcia, czy coś nagrać do szkoły, to zawsze ja byłam tą osobą.
Zajmujecie się fotografią od dawna, można by powiedzieć, że od zawsze. Czy przekłucie tego w coś więcej było dla was marzeniem na liście „do zrobienia”, czy pojawiło się raczej spontanicznie?
Marta: Dla mnie to było zawsze marzenie, ale nie wiedziałam jak do tego podejść. Próbowałam się dostać do filmówki. Chciałam od początku, żeby to była taka konkretna droga. Uważałam później, że skoro się nie dostałam do tej filmówki, tylko na zwykłe studia, to jednak może to nie będzie moje zajęcie. Miałam przekonanie, że muszą być jakieś studia i później dopiero robienie tego czegoś. I uważałam się za trochę niekompletną.
Ale później poszłam na kilka spotkań, wykładów z różnymi fotografami, które mi otworzyły oczy. Bo większość tych ludzi, którzy są prawdziwymi fotografami, nie ma studiów fotograficznych. Więc nie trzeba mieć studiów, żeby się nazywać fotografem… A ja mam właśnie bardzo duży problem z nazywaniem się fotografem i cały czas się zastanawiam, co powinnam zrobić, żeby się tak nazwać. Dopiero teraz w ogóle przechodzi mi to przez gardło.
To też jest takie umniejszanie sobie trochę, bo jest mnóstwo osób, które nazywają się jak chcą, mimo że nie spełniają wszystkich wytycznych, które teoretycznie powinny spełniać. A jeśli ja uważam, że ich nie spełniam, to jest to mój jakiś wewnętrzny problem, to są moje ograniczenia. Ludzie patrzą na mnie, patrzą na moje zdjęcia i mówią, że: fotograf coś tam; a ja wtedy się rozglądam i pytam: „Kto, gdzie, jaki fotograf?”; a to chodzi przecież o mnie!
Ale trzeba zaznaczyć, że droga do tego, żeby się tym zajmować tak naprawdę cały czas trwa, bo jednak to nie jest takie proste, że tak od razu się to dzieje.
Kinga: Prawda. Zgadzam się w pełni.
A ja… jak byłam dzieckiem, to miałam kilka takich, powiedzmy, marzeń. Przykładowo chciałam być aktorką, co było kompletnie nieuzasadnione, ale tak mi się uwidziało.
[śmiech]
Kinga: Ale jak chwyciłam ten aparat, to odkryłam, że ja jednak wolę być osobą, która tworzy od zewnętrznej strony. Lubię to, że masz wtedy taki swój mały świat, który gdzieś tam kreujesz, że możesz go w jakiś sposób kontrolować. Bo jednak świat, w którym żyjemy na co dzień, bardzo często jest dla nas niespodziewany.
Więc tak, u mnie się to zrodziło od chęci bycia aktorką, następnie chciałam być bardzo reżyserką i ta reżyseria gdzieś we mnie siedzi. Natomiast, żeby się nauczyć filmu w taki bardziej przystępny sposób, chwyciłam właśnie za fotografię. Dlatego ta fotografia gdzieś się przewijała w szkołach. Poszłam do klasy artystyczno-filmowej, potem na studia produkcji, dostałam się też do filmówki, którą rzuciłam. I wydaje mi się, że to był taki moment – właśnie to rzucenie filmówki. Wtedy też rozpoczęłam pracę w studiu fotograficznym jako asysta produkcji. To był moment, kiedy poczułam właśnie to, o czym Marta przed chwilą mówiła. Zobaczyłam, że ci wszyscy ludzie robią takie super rzeczy, ale to nie jest tak, że im się to nagle przytrafiło w życiu. To jest tak, że ci ludzie robią, próbują, tworzą. Właśnie tak jak Marta mówi, oni zaczynają się już wcześniej nazywać tą rolą, czyli jestem fotografem, montażystą, retuszerem i kim tam jeszcze.
Taka główna rzecz, którą odkryłam, to że aby faktycznie zacząć robić to, co się chce robić, trzeba zacząć myśleć, że się jest tym fotografem. To marzenie, które się gdzieś tam miało wcześniej, dalej traktować jako marzenie, ale też zmienić to na taki faktycznie już cel w życiu.
Kolejne pytanie łączy się z tematem, który trochę już same podjęłyście, czyli jak znalazłyście w sobie odwagę, żeby zrobić to, o czym od dawna marzyłyście?
Marta: W Spider-manie jest taka scena, że ktoś mu mówi, że za każdym razem, jak ludzie mówią Spider-man, to on myśli, że chodzi o jakiegoś innego Spider-mana, ale to on jest przecież tym Spider-manem. I to do mnie jakoś wyjątkowo trafiło, że on musiał uwierzyć w te swoje wewnętrzne moce, żeby móc nimi władać. Dopiero na tym etapie życia, na którym jestem zrozumiałam, że faktycznie tak jest, że musisz uwierzyć, że dasz radę. Brzmi to banalnie, ale trzeba stać się swoim Spider-manem, zobaczyć go w sobie a nie tylko w innych.
Kinga: Tak, dokładnie. Najtrudniejsze jest pomyślenie o sobie samemu, że można. A to jest w zasadzie klucz do sukcesu w tym wszystkim. Bo każdy z nas ma chyba takie momenty, że: „Kurde, chyba robię to fajnie, wszystko jest super”. A będzie zaraz później dzień, w którym się obudzimy z myśleniem, że jestem beznadziejna i w ogóle nic nie umiem, i się porównujemy do innych. Tylko że bardzo często jest tak, że osoby, do których się porównujemy mają dokładnie takie same wątpliwości jak my.
Dziewczyny, a czemu właściwie duet fotograficzny?
Kinga: Powodów było kilka. Pierwszy z nich był właśnie taki, że obie nie chciałyśmy się nazwać tymi fotografami, bo nie wiedziałyśmy, czy możemy. Więc stwierdziłyśmy, że może razem będzie łatwiej, jak się będziemy nawzajem motywować. Drugi powód jest taki, że mimo tego, że pracujemy w tej samej branży, to jesteśmy różne. Każdy człowiek jest inny, każda z nas ma swoje poczucie estetyki, swój preferowany retusz, swoje kadry. To, że się różnimy jest też powodem tego, że dopełniamy się w niektórych rzeczach i motywujemy. I trzeci powód jest taki, że mamy inne doświadczenie, inną trochę wiedzę, więc to też dobrze razem gra, bo jedna czuje się mocniejsza na przykład w oświetleniu, druga w ujęciach i się tak wspieramy.
Marta: Ja pamiętam, że byłam w takim totalnym dole, bo skończyłam studia, nie wiedziałam co zrobić dalej, szukałam pracy i miałam takie poczucie, że mam czas, ale nie zrobiłam żadnych sesji, bo nie mogłam się zmotywować. Sama się wpędzałam w negatywne myśli, ale ta fotografia cały czas mi towarzyszyła. I zgadałyśmy się z Kingą, że ta fotografia to jest to, co chcemy robić. To było w zasadzie jedno spotkanie, na którym co chwilę mówiłyśmy: no słuchaj, no zobacz, ja nie wiem co z tego będzie, ale to jest absurd, że coś tam i cały czas mówiliśmy słowo absurd. Później Kinga zapytała, czy może byśmy faktycznie połączyły siły i ja teraz widzę, że to był naprawdę dobry krok, bo faktycznie jak jesteśmy we dwójkę, to się nawzajem motywujemy. Ja mam pełno pomysłów na sesję, notesów z inspiracjami, mam wszystko po prostu rozpisane do końca życia, ale to jest takie błądzenie w chmurach. A jak mówię o jakimś pomyśle Kindze, to ona otwiera kalendarz i mówi, że może w przyszłym tygodniu w środę. I to się dzieje, idzie do przodu.
Kiedyś miałam takie przemyślenie, że pilotów też leci dwóch w samolocie i dzięki temu ten samolot dolatuje do celu. Przez to, że jest ich dwóch, jest pewność, że dolecą – z nami tak jest.
Trochę uprzedziłyście moje kolejne pytanie, ale że odpowiedź padła gdzieś między wierszami, to jeszcze dopytam – dlaczego ABSURD DUO?
Marta: My cały czas mówiłyśmy na spotkaniu: „ale to jest absurd, ale jaki to jest absurd”; i cały czas powtarzałyśmy to słowo absurd. Później myślałyśmy nad nazwą i Kindze się przypomniało, że przecież mówiłyśmy w kółko ten absurd właśnie.
Kinga: Marta początkowo nie była przekonana. Ale ja już zrobiłam całą tę wizualną stronę marki, logo, kolory, stories, jakieś okładki, żeby jej pokazać. I finalnie zostało.
Macie nazwę ABSURD i macie swój styl, którego ja chyba nie umiem nazwać. To na pewno jest wasz styl, mocno charakterystyczny. Jest stanowczy, gracie mocno kolorem, światłem, formą, ale też jest jednocześnie efemeryczny, niedopowiedziany i delikatny.
Chciałam was zapytać jak wy byście go opisały, nie używając słowa absurd i korzystając maksymalnie z trzech słów?
[śmiech]
Kinga: Oj, tylko trzema?
Marta: Ja bym powiedziała, że coś z ludźmi, aspekt człowieka. My portretujemy ludzi… ale ja nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
Kinga: Ja mam odpowiedź na to pytanie, ale ona jest długa, chwila…
Kreatywny, cokolwiek to znaczy. Ale uważam, że to nas wyróżnia. Zdecydowany. Może to jest dziwne słowo, ale to mi się kojarzy właśnie z tą ostrością i kolorem.
Kreatywny i zdecydowany, to są moje słowa. Marta masz jakieś trzecie?
Marta: Ja zawsze użyłam słowa pięknizm. Jak jest sesja, robimy zdjęcia i ja już widzę, że mamy to, to mówię, że jest pięknizm. Czyli może piękno? Ale pięknizm to jest moje słowo…
Kinga: Myślę, że to jest dobry zestaw. Kreatywny, zdecydowany pięknizm. I doszłyśmy do tego wspólnie! Dlatego jesteśmy dwie!
A co lub kto was inspiruje?
Kinga: Moja cała twórczość bardzo często opiera się na inspiracji Helmutem Newtonem.
Marta: Co ciekawe, to jest nasz ulubiony fotograf, każdej z nas jakby niezależnie.
Kinga: Tak. Ja uważam, że jego zdjęcia można interpretować dwojako, wiadomo. Natomiast uważam, że są one na tyle oryginalne, kontrowersyjne i też dające do myślenia, że to jest coś, co ja gdzieś tam zawsze mam w głowie przy budowaniu naszej całej marki, nawet jeśli nie jestem tego świadoma. Także tak, Helmut Newton, to by było „kto”.
Marta: A ja powiem w tym razie „co”, bo mnie inspirują te teledyski bardzo i filmy, które mają ładne zdjęcia. Ja po prostu rozpływam się oglądając ładne filmy. Harmonie Werckmeistera mnie bardzo poruszyły, ten poziom wizualny jest niesamowity. Uwielbiam też filmy Xaviera Dolana, szczególnie Wyśnione miłości mają takie teledyskowe ujęcia. A z polskich pozycji zawsze zachwycam się filmem Kazimierza Kutza Nikt nie woła.
I już na koniec, jedna rada od was dla nieśmiałego fotografa, czy też po prostu artysty?
Marta: Uwierzyć w siebie. To brzmi płasko, ale to jest naprawdę to. I nie umniejszać sobie.
Kinga: Tak. I odciąć się po prostu na chwilę chociaż, nie patrzeć na innych, nie porównywać się i zacząć tworzyć samemu.
Ale mam jeszcze jedną radę. Jak ktoś faktycznie ma taką blokadę i chciałby ruszyć, ale się nie da, to znaleźć partnera. Partnera, który faktycznie pociągnie. Oczywiście to musi być też odpowiednia osoba, taka dosyć kompatybilna i tak dalej. Ale oprócz tej rady, żeby uwierzyć w siebie, odciąć się, nie porównywać, to właśnie jeśli masz blokadę, to spróbuj może wyciągnąć do kogoś rękę, może ktoś myśli o tym samym?