Instagram udostępnił kiedyś interesujące dane. 48% tekstu na platformach społecznościowych stanowią ikonki i zapewne tendencja ta będzie rosła. Wraz z rozwojem technologii, nasze umiejętności lingwistyczne zostają w tyle, ale są i plusy. To utopijny żargon świata, którego treść każdy, bez względu na swoją narodowość, jest w stanie zrozumieć. Emotikony dodają lekkości naszej wypowiedzi, jaki i pewnego głębszego sensu. Nieraz odbierane są dwuznacznie. Z tym walczył Fred Benenson w książce „Emoji Dick”, która jest obrazkową wersją „Moby Dicka”. Autor odkrywa ten nowy język poszukując reguł, dzięki którym pozbędziemy się wieloznaczności emoji i precyzyjnie wyrazimy za ich pomocą skomplikowane komunikaty.
Część użytkowników online próbuje doszukać się wśród tego zbioru jednej ikony, która mogłaby ich odzwierciedlać. Tu nasuwa się pewna myśl. Czy jest to kryzys osobowości, czy zwykła potrzeba wyróżnienia się w cyberprzestrzeni? Współcześnie prowadzone są różne badania na tym obszarze. Jedne z nich polegają na analizie osobowości na podstawie ostatnio użytych emotek.
72% ludzi w wieku 18-25 przyznało, że jest im łatwiej wyrazić emocje za pomocą ikonek niż tekstu i choć dane te mogą przerażać, to każdy przyzna, że wysłanie czerwonego serca nie sprawia tyle kłopotu, co wyznanie drugiej osobie uczuć słowami.
Pomimo tempa, z jakim internetowa rzeczywistość się rozwija, nie powinniśmy się martwić. Emotikony to po prostu dobra zabawa. Umilamy sobie życie za pomocą tych kolorowych obrazków, a ich właściwa interpretacja to jedno z podstawowych cyfrowych umiejętności. Każda moda przychodzi i znika. Być może tak szybko, jak nauczyliśmy się korzystać z ikon, tak szybko będziemy musieli o nich zapomnieć, jednakże nie ciężko zauważyć, że teraz przeżywają swój renesans.