Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Kwartalnik | Zbiory

Wywiad z Jarosławem Królewskim

Ludzie
Tak naprawdę bardziej pociągające jest to, by robić coś, co jest długotrwałe i ma wpływ na dużo szerszą rzeczywistość. Myślę, że kiedy buduje się w sobie takie poczucie doskonalenia samego siebie, to nie zawsze trzeba na to patrzyć w ścieżce życia zawodowego. Czasami też porażki wpływają na to, że człowiek staje się lepszy, gorszy i jest to coś, co musimy sobie na początku założyć.

(A)gnieszka Wróbel - BIS: Jak Uczelnia wpłynęła na Pana rozwój i jakie perspektywy zaproponowała Panu podczas studiów, a jakie możliwości oferuje Panu jako pracownikowi AGH? 

(J)arosław Królewski: Myślę, że AGH jest takim miejscem, w którym jeśli się oczywiście chce, można bardzo mocno wyrazić siebie. Jest tu wiele inicjatyw, które umożliwiają nie tylko rozwój, ale też ułatwiają poznanie ciekawych, interdyscyplinarnych ludzi. Specyficzna jest też kadra na naszej uczelni, bo mocno skraca dystans między studentami, a profesorami, co daje możliwość bezpośredniego kontaktu. Za moich czasów nie uczestniczyłem w życiu studenckim, chyba nawet nie byłem na juwenaliach. Natomiast myślę, że na AGH jest fajne, bardzo wyraźne parcie na pragmatyzm. Wspominając studia z perspektywy wyzwań, to przede wszystkim cieszy mnie to, że ja na AGH faktycznie mogłem studiować. Wykłady były moim przewodnikiem, później sam zagłębiałem poruszane na nich tematy, poznałem wielu inspirujących ludzi, rozwijałem swoje pasje, które kontynuuję do tego momentu. Każdy, kto chce budować własną karierę, znajdzie tu miejsce, gdzie będzie mógł realizować marzenia. 

Myślę, że AGH ma też taką swoją swoistą “subkulturę”. Wchodząc na rynek pracy, w każdym miejscu w Polsce przybijamy sobie piątki, że jesteśmy z AGH i od razu wiemy czego się po sobie spodziewać. Od strony pracownika bardzo istotna jest dla mnie zmiana zachodząca na uczelni. Pamiętam, jak budowaliśmy pierwsze, nowe programy studiów, które miały być takim mariażem podejścia holistycznego w kontekście rozumienia pewnych teorii i procesów oraz zasięgania pragmatyzmu z biznesu. Dzisiaj AGH chce być blisko rynku, ale też chce mieć swoją tożsamość, aby nie być tylko i wyłącznie na usługach rynku. Mam taką teorię, że to właśnie na uniwersytetach będzie budowana przewaga, podobnie jak w mniejszych zakładach technologicznych, badawczych, bo w ogromnych firmach często zwyczajne nie ma na to czasu. Jednostka takiej doskonałości, czystości jest właśnie na uczelniach. Za każdym razem, gdy wracam na wykłady, przekonuję się o tym, jak bardzo można się nimi zainspirować. Dzisiaj nie da się już studentów do niczego zmusić, a AGH daje mi takie poczucie, że cały czas rozumiem młodzież, ich problemy i tym podobne. Na jednych z zajęć usłyszałem od studentki, że nie przychodzi na moje zajęcia, bo w tym samym czasie ma fitness. To było naprawdę niezłe, pokazuje, jak fajni są ci ludzie i jak zmienia się podejście do studiowania. Każdemu polecam, by zderzył się z możliwością takiej fajnej narracji, którą można ze studentami odbyć. Ostatnio prowadziłem zajęcia na piątym roku dotyczące sztucznej inteligencji i muszę przyznać, że to było dla mnie świetne doświadczenie. Ci ludzie mają mnóstwo pomysłów na siebie i widzą świat w inny sposób, niż my widzimy już na rynku pracy. Przede wszystkim myślę, że wykładanie i prowadzenie zajęć ze studentami pozwala mi znaleźć czas, by przyglądnąć się też tej naszej rzeczywistości w bardziej dogłębny sposób. Przed ćwiczeniami muszę się nieźle “namóżdżyć”, by przygotować je w odpowiedniej konwencji. Zwykle kończy się to tak, że finalnie muszę zmienić koncepcję całego wykładu dlatego, że spotykam tam  wiele fajnych jednostek i zależy mi, by dopasowywać się do ich profilu osobowościowego. AGH jest uczelnią bardzo nowoczesną w kontekście kulturowym, ale też w podejściu do studenta. Myślę, że jeśli ten szacunek będzie pielęgnowany między dwoma stronami, to jest to uczelnia, która w bliskiej przyszłości będzie nie tylko najlepszą w Polsce, ale też na świecie.


A: Pana wykształcenie obejmuje wiedzę z dwóch skrajnych dziedzin, bo ma Pan kwalifikacje zarówno z pojęcia socjologii, jak i informatyki. Co skłoniło Pana do edukacji na pograniczu nauk?

J: Jak to przeważnie bywa, mieszkając na małej wsi i mając wiele kompleksów, stara się uczyć wielu rzeczy i być w nich bardzo dobry. Ja niestety miałem tak, że w początkowej fazie mojej edukacji, to rodzice przymuszali mnie, by dużo się uczyć, bo nie chcieli bym tak, jak oni skończył w tej małej wiosce.To śmieszne, bo oboje mają bardzo istotne społecznie zawody. Do końca nie mogłem zdecydować, co chciałbym finalnie robić i faktycznie skończyło się na tym, że ukończyłem socjologię i informatykę. Do dziś pracuję nad doktoratem interdyscyplinarnym pomiędzy tymi dwiema dziedzinami. Pewnie dawno bym go oddał, ale nie chciałbym, aby pozostało jakieś badziewie po tych moich różnych książkach. Kiedy zacząłem się głębiej temu przyglądać, patrzeć, jak to robi Stanford lub MIT, to myślę, że powiązanie tych nauk jest bardzo pociągające. Z jednej strony człowiek się nie polaryzuje w jednej dziedzinie. Stara się zrozumieć szerszy kontekst i z zakresu psychologii, jak i inżynierii społecznej. Tak naprawdę wdrażanie pewnego rodzaju technologii, czy sztucznej inteligencji, to jest jakiś proces inżynierii społecznej w dużych grupach społecznych, gdzie wymagana jest edukacja, rozumienie pewnych etycznych zakątków ludzkiej świadomości, czy też nawet rozumienie makroekonomicznych procesów, które gdzieś tam są. Oczywiście, o ile na początku było to bardziej spowodowane pragmatyzmem rodziców, potem moim brakiem zdecydowania, to teraz wydaje mi się, że w ostatnich latach moich studiów było to bardziej instrumentale, wykalkulowane podejście do życia, na którym mi bardzo zależy. Do dziś czytam bardzo dużo książek historycznych, natomiast mam firmę, która zajmuje się jednym z najbardziej wyrafinowanych części sztucznej inteligencji i przetwarzania dużej ilości danych. Poza tym dawniej podejście do uprawiania zawodów głosiło, że powinno się być najlepszym w jednej, drobnej rzeczy. Szybkość tego, jak zmieniają się technologie i jak dużo trzeba na zewnątrz zrozumieć nie tylko w konkretnej wąskiej dziedzinie, sprawiła, że dzisiaj trzeba być przygotowanym na to, że trudno jest wybrać tylko jedną rzecz. Technologie szybko się zmieniają, więc można poświęcić połowę swojego życia na coś, co za rok będzie kompletnie nierynkowe. Znakomitym przykładem tego jest technologia Flash, która zrzeszała tysiące developerów, naprawdę świetnych ludzi i wystarczyło jedno wystąpienie Steve'a Jobsa i Flash znika całkowicie z rynku. Są deweloperzy, którzy przez 10 lat byli w tym specjalistami. Oczywiście intelektualnie nie stracili na tym, bo się też rozwijali, ale w kontekście narzędzi, które budowali, to jednak są stratni, bo ta technologia odeszła do lamusa.


A: Pana działania często miały korzyści długoterminowe, bo efekty Pana pracy były widoczne po 2-3 latach. Jak nauczyć młodych ludzi cierpliwości i dalekowzroczności?

J: Jest to dla mnie bardzo istotny temat, cierpliwość jest ważną rzeczą i myślę, że Polacy jako naród nie mają tej cierpliwości, wolą się szybko bogacić, robić natychmiastowe projekty i od razu widzieć efekty. Tak naprawdę bardziej pociągające jest to, by robić coś, co jest długotrwałe i ma wpływ na dużo szerszą rzeczywistość. Według mnie cierpliwości najlepiej uczyć się w podejściu, że każda inwestycja, jaką człowiek robi, tyczy się jego własnego “ja”. Dobrym przykładem jest to, że mówi się, że firmy zatrudniają ludzi, natomiast relacja między firmą a klientem jest między tym konkretnym pracownikiem i tą konkretną firmą. Kiedyś można było sobie pozwolić na zatrudnienie tysięcy deweloperów i duże konglomeraty nie interesowało to, kto jest w tym zespole. Dzisiaj jednak uległo to zmianie. Każdy buduje nie tylko historię brandu, w którym jest zatrudniony, ale też własną historię.Często to jak siebie pokazujemy i jaka jest nasza ekspozycja samego siebie, jest bardzo ważne. Pamiętam, że kiedy byłem studentem też chciałem robić dużo rzeczy na raz, też chciałem bardzo szybko pozyskiwać pewnego rodzaju rezultaty. Natomiast przez cały czas wierzyłem, że każdy najmniejszy krok, który mnie nie cofa, w kontekście tego, że nie robię dramatycznych błędów, przybliża mnie do tego, by być lepszym programistą, lepszym badaczem, czy lepszym człowiekiem. Myślę, że kiedy buduje się w sobie poczucie doskonalenia samego siebie, to nie zawsze trzeba na to patrzyć w ścieżce życia zawodowego. Czasami też porażki wpływają na to, że człowiek staje się lepszy, gorszy i jest to coś, co musimy sobie na początku założyć. Może być tak, że przez 20-30 lat nic nie osiągniemy i potem jak właściciel KFC wpadniemy na świetną recepturę już przy zmierzchu swojego życia, ale może być też tak, że uda nam się bardzo wcześnie. Niezależnie od tego, czy sukces przyjdzie wcześniej, czy później, musimy pamiętać, by mieć wobec tego bardzo mocną pokorę. Tak samo jak w piłce nożnej, czasami niektóre talenty do lat 19 są niesamowite, a później szybko się wypalają i nie mają  wpływu na rzeczywistość. Myślę, że ambicje trzeba wyważyć trochę jak w dłuższym biegu, maratonie i rozłożyć odpowiednio siły, ale jednocześnie być w tym wszystkim szczęśliwym. Kiedy pracujemy nad rzeczami, które nas cieszą, to nie czujemy tej pracy aż tak bardzo.


A: Podczas studiów utrzymywał Pan stypendialną średnią na dwóch kierunkach, pracował Pan na pełen etat i reprezentował Pan uczelnię w klubie AZS. Jakie są Pana metody na usprawnienie swojej pracy i dobrą organizację?

J: Gdyby ktoś zapytał moich współpracowników, czy ja mam dobrą organizację pracy, to myślę, że większość uznałaby to za ogromny postmodernizm. Nie mam tak jak większość tych ludzi, którzy bardzo mocno studiują produktywność. Staram się podchodzić do tego podobnie, jak ukazują to nowe trendy. Nie mam takiego “life balansu”, w którym ma się 8 godzin w pracy. Praca dla mnie jest czymś, co w dużej mierze przenika się z moim życiem prywatnym. Kiedy podchodzi się do tego w ten sposób, można jednocześnie odpoczywać i pracować. Za studenckich czasów moją kofeiną była ambicja. Jeżeli mógłbym zmienić coś w moim postępowaniu za tamtych czasów, to na pewno więcej bym sypiał, wiele rzeczy, które robiłem, można było ogarnąć dużo łatwiej. Z technologiami dzisiaj dostępnymi można zdecydowanie efektywniej pracować. Warto na co dzień stosować podejście, w którym ufa się w dużej mierze swojej intuicji, której zdecydowanie się dzisiaj nie docenia, a jest ona bardzo kluczowa. Jeżeli człowiek ma intuicję, ma też dużą motywację do zrobienia czegoś. Staram się rozpoczynając dzień intuicyjnie myśleć, co jest najistotniejszą rzeczą dzisiaj do zrobienia i podążać za tą intuicją. Mając na zakończenie dnia dziesięć tysięcy maili trzeba wybrać, które są najistotniejsze i właśnie wtedy zaufanie intuicji staje się kluczowe.


A: W wywiadach często wspomina Pan, że miał Pan problemy z wystąpieniami publicznymi. Jak pokonał Pan tę barierę i stał się Pan doskonałym mówcą?

J: Wydaje mi się, że nie ma lepszej metody niż próbować, próbować, próbować. Padać, padać, padać. I w końcu się poprostu uda. Tak się działo, jeździłem na wiele konferencji naukowych. Najpierw popełniałem tam błędy, w dużej mierze błaźniłem się podczas tych przemówień. Pamiętam, że czułem wtedy wstyd i chciałem dać sobie z tym spokój. Kiedy zacząłem prowadzić wykłady, musiałem się na nowo z tym oswoić i starać się utrzymywać skupienie drugiej części sali. Myślę właśnie, że to zajęcia na AGH sprawiły, że dzisiaj tej tremy już nie ma. Mam nadzieję, że za niedługo w Las Vegas przy czterystu tysiącach ludzi nie polegnę.


A: Jest Pan współzałożycielem kierunków na AGH takich jak: Informatyka społeczna, E-gospodarka i Digital Marketing. Jakie są Pana rady dla maturzystów? Czym powinni się kierować prz wybrze studiów?

J: Przede Wszystkim powinni potraktować studia nie jako demoniczny atrybut stały, którego nie da się zmienić, czy nie da się stuningować. Nie należy uważać, że jest to decyzja na całe życie, która kogokolwiek szufladkuje. Najlepiej potraktować studia w taki sposób, że dzisiaj idę tą ścieżką, chcę postudiować ten temat, zgłębić go i wyciągnąć z niego to, co mnie w nim bardzo mocno motywuje. Myślę, że we wszystkim tym w czym chcemy być dobrzy, jesteśmy w stanie wyciągnąć jakieś rezultaty w postaci np. finansowej, jeżeli tylko za tym podąża pasja. Natomiast zachęcam też studentów, by traktowali studia jako miejsce do rozwoju i zaspokajania swojej ciekawości. Studia to nie są tylko i wyłącznie egzaminy, dobre oceny itp., to zgłębianie interesujących nas tematów. Oczywiście, że będą też takie, które będą was nudzić, zawsze tak jest, ja też muszę dziś podpisać tysiące dokumentów i to też nie jest rzecz, która jest piękna, imponująca czy inspirująca. Nigdy nie jest tak, że wszystko jest wprost dopasowane do nas, natomiast myślę, że warto być otwartym na ludzi, którzy są w dyscyplinie konkretnej uczelni. AGH jest systemem tysięcy naukowców, tysięcy studentów, wspaniałego miasteczka studenckiego. Rzeczy, które naprawdę mogą sprawić, że nasze ludzkie cechy będą się zmieniać i ta zmiana będzie pozytywna, jeżeli będziemy się przy tym doskonalić.

A: W jednym wywiadzie wspomniał Pan, że dobrze, że jest Pan dyrektorem swojej firmy, bo nie wie Pan, czy zostałby Pan w niej zatrudniony. Jakie są najbardziej pożądane przez Pana umiejętności odnośnie przyszłych pracowników?

J: Myślę, że my bardzo cenimy sobie samodzielność, ona jest z kolei związana z tym, że ludzie potrafią korzystać z wolności, którą się im daje. Zakładamy, że bardzo trudno jest przymusić ludzi do pewnego rodzaju szufladek, lepiej jest szlifować ich intelekt w kontekście rozwoju w dziedzinie, która ich bardzo pasjonuje, bo wtedy dadzą też dużą wartość firmie. Zdecydowanie będzie to samodzielność, umiejętność krytycznego myślenia, ambicja w kontekście tego, że człowiek nie pracuje tylko i wyłącznie dla finansów, ale też dla samorealizacji celów i w pewnym aspekcie bardzo popularna kreatywność. Kreatywność, która jest egzekucyjna, nie jest tylko opisywaniem rzeczywistości, ale jest od razu z pomysłem na egzekucje, co jest według mnie bardzo istotne. Oczywiście przeprowadzamy badania pod względem IQ, LQ, EQ, ale myślę, że podstawową metodyką respektowaną przez nas jest odpowiedni współczynnik empati tych osób. Myślę, że empatia to jest takie nowe słowo, które zdominuje w przyszłych latach rynek HR-owy i będzie jedną z kluczowych cech, która buduje każdą firmę.


A: Często wspomina Pan, że jest Pan pracoholikiem. Jak w codziennym zabieganiu i życiu pod kalendarz znaleźć czas dla najbliższych i przyjaciół?

J: Tak jak wspomniałem, staram się przywyknąć do tego zabiegania i wydaje mi się, że moja rodzina też do niego powoli przywyka. Chcielibyśmy traktować pracę jako coś, co nie kończy się po 8 godzinach tylko coś, co nam towarzyszy. Staramy się łapać momenty, w których nie przesadzamy w jedną lub druga stronę. Oczywiście warto wspomnieć, że zanim pewne rzeczy przyszły, to było wiele potu i łez. W pewnych momentach rodzina była dla mnie ogromną pomocą. Myślę, że cierpliwość mojej żony jest największym skarbem, jaki udało mi się uzyskać. Miały miejsce takie chwile, w których zdarzyło mi się zasłabnąć z braku snu, dwa razy w Krakowie, raz w Warszawie. Przyjeżdżała po mnie karetka i zabierała mnie do szpitala, bo za długo siedziałem przed komputerem. To są takie momenty, w których człowiek się zastanawia, gdzie jest granica tego, ile powinien pracować. Nie jestem specjalistą jeszcze w tym obszarze, kalibruję się w tym temacie i gdybym miał powiedzieć, że mam jakiś świetny sposób na relacje rodzinne, które wiążą się z moim życiem zawodowym, to musiałbym być hipokrytą. Powiedziałbym na tą chwilę, że jestem w trakcie doskonalenia się w tym temacie i szukania czasu, który jest w kontekście nie takiego “work-life balance”, ale raczej takich procesów współbieżnych. Tak, by moje życie zawodowe i prywatne mogło się nawzajem przenikać.


A: Dokonał Pan odważnej, unikalnej inwestycji, bo włożył Pan swój czas i pieniądze w ratowanie Wisły Kraków. Nie raz wspomniał Pan, że warto było przeżyć taką przygodę, która rozwijała i inspirowała Pana i innych. Czy jest jeszcze jakaś reforma, którą chciałby Pan w niej przeprowadzić?

J: Moim osobistym marzeniem jest to, by Wisła miała współczynnik AGH. Chciałbym, by w kontekście zarządzania i nowych technologii był to jeden z przodujących, wzorcowych klubów. Mam taką propozycję dla moich studentów i dla całej społeczności AGH-u, jeśli macie świetne pomysły jak sprawić, aby klub piłkarski działał lepiej, w aspektach zbierania danych lub innych pomysłów, które sprawią, że zaangażowanie społeczności będzie większe, to zapraszam. Na pewno takie projekty będziemy inkubować. Wisła może stać się oknem wystawowym dla studentów AGH, którzy mają sport jako pasję w swoim sercu.