Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
niepokoje do wynajęcia | kwartalnik

bywając wszędzie na końcu świata

Galimatias
„Everywhere At The End Of Time” – muzyka zapamiętana, zdeformowana i zapomniana przez Opiekuna
Jeśli nie czujesz się na siłach, możesz zatrzymać odtwarzanie i wrócić do słuchania później.

Za oknami śnieg, gramofon z winylową płytą wydaje lekko zniekształcone dźwięki – pewnie dlatego, że zebrał się na niej kurz. Lekkie skrzypienie i chwilowe przerwy dodają jednak uroku muzyce, która przywołuje wspomnienia z sal balowych odwiedzonych kilkadziesiąt lat temu (czy słyszałem ten utwór na studniówce?). Pies się obudził, przechodzi bliżej kominka – nie dziwię mu się, listopadowe wieczory wcale nie są ciepłe. Ciekawe, ile jeszcze pożyje – w końcu jest ze mną od kilkunastu lat. Nie mamy wiele dni, aby docenić otaczającą nas rzeczywistość, jednak chwile takie jak ta – zimowy wieczór, grająca muzyka i reminiscencja lat młodości pozwalają się ugruntować, zakotwiczyć w świecie i przypatrzeć własnemu wnętrzu. Kilka znajomych dźwięków, czuję uśmiech wykwitający na twarzy – czy słyszałem ten utwór na studniówce? Po tylu latach wreszcie mogę spokojnie wrócić do wspomnień z dzieciństwa, chwil beztroski, by bez pośpiechu cieszyć się ich echem. Wspominam miłości całego mojego życia. Wspominam piwne oczy Z., jej urzekający uśmiech. Wspominam, gdy pokazywała mi na nieboskłonie Wielką Niedźwiedzicę. Skrzypnięcie, stuknięcie, chwila frustracji – muzyka jednak odtwarza się dalej. W głowie huczy mi pytanie – czy słyszałem ten utwór na studniówce?

Jeśli nie czujesz się na siłach, możesz zatrzymać odtwarzanie i wrócić do słuchania później.

Mijają lata. Za oknami widać pierwszy śnieg; dywan pod kominkiem świeci pustką bez obecności psa (to już piąty rok bez niego). Nakładam igłę na płytę winylową. Po chwili z tuby wydobywają się znajome dźwięki; wydaje się, jakbym usłyszał je kiedyś na jakimś balu. Pozwalam sobie na odpłynięcie myślami do lat młodości, minionej beztroski. W życiu doświadczyłem wiele miłości, a z nimi przeżyłem wiele cudownych momentów. Uśmiecham się pod nosem – w głowie pojawia mi się dziewczyna o pięknych, dużych oczach, która pokazywała mi swój ulubiony gwiazdozbiór. Wszelkimi siłami próbuję odnaleźć w pamięci kolor jej oczu; kiedyś był dla mnie tak intensywny, tak ważny. Rozpraszają mnie skrzypiące dźwięki, które wydaje gramofon. To na pewno płyta się zaśnieżyła. Muszę się wreszcie zapisać do lekarza, bo nie sposób tak funkcjonować. Chwila, co to właściwie jest? Czy ja znam tę muzykę? Co to za dziwne dźwięki? Źle się czuję. Muszę wyłączyć to wszystko i pójść do łóżka. Zatrzymuję się na chwilę przy gramofonie. Coś podobnego chyba słyszałem kiedyś na jakimś balu, ale nie mogę poznać tych dźwięków, dochodzą do mnie jakby z oddali. Nadal nie mogę przypomnieć sobie koloru jej oczu.

Jeśli nie czujesz się na siłach, możesz zatrzymać odtwarzanie i wrócić do słuchania później.

Jestem w poczekalni. Patrzę za okno. Wszędzie biało. Z głośników dobiegają mnie dźwięki. Chwila, gdzie jestem? Ach, u lekarza. Czekam. Moje myśli odpływają w trochę innym kierunku. Do głowy przychodzi mi miłość. Ta dziewczyna. Leżeliśmy, a ona pokazywała mi coś tam, na górze. Gwiazdy. Z zamyślenia wydziera mnie przyjemny głos pielęgniarki kierującej mnie do gabinetu. Siadam na krześle, lekarz osłuchuje mnie, ogląda.

— Czyli denerwują pana dźwięki z gramofonu? Dźwięki przeszłości?
Kiwam głową.
— Jaki mamy teraz miesiąc?
— Sierpień.
Lekarz zapisuje coś w notatkach. Ściany są białe. Nie czuję się z nimi komfortowo.
— Na którym piętrze się obecnie znajdujemy?
Nie mam pojęcia, dlaczego o to pyta, przecież sam powinien to wiedzieć najlepiej.
— Nie wiem, nie skupiłem się na tym, gdy tu przychodziłem. Może mi pan powiedzieć, czemu pan pyta o takie rzeczy?
— Proszę się nie denerwować. To część wywiadu.
Lekarz podaje mi pustą kartkę.
— Teraz proszę napisać dowolne zdanie.
Kładę to coś, co mi podał, przed sobą. Patrzę na pustkę na tym.
— Przepraszam? — mówi lekarz.
Podnoszę wzrok.
— Tu ma pan jeszcze długopis — kontynuował.
— Po co mi długopis?
Lekarz cofa wystawioną dłoń. Zadaje mi jeszcze kilka pytań, lecz ja myślami wciąż krążę wokół pustki na tym, co mi dał.
— Jest pan tu z kimś?
— Nie, jestem sam.
Wychodzimy z gabinetu. Podchodzi do nas moja córka.
— Ach! No tak, jest ze mną córka. Zupełnie wypadło mi z głowy.
— Tato, może usiądziesz na chwilę? Muszę chwilę porozmawiać z lekarzem.
Marszczę brwi.
— Ale po co? To była przecież moja wizyta.
Córka uśmiecha się do mnie dziwnie.
— Po prostu usiądź. To nie zajmie dużo czasu.

Jeśli nie czujesz się na siłach, możesz zatrzymać odtwarzanie i wrócić do słuchania później.

Siedzę w fotelu. Z oddali dochodzą mnie dźwięki muzyki. Gdzieś w sercu odnajduję strach. Gdzie jestem? Wstaję z fotela. Próbuję chodzić po pokoju, ale… Czyj to pokój? Siadam na fotelu. Widzę gramofon. Moje myśli trochę się uspokajają. Z tuby dobiegają mnie fragmenty muzyki balowej. Lekko się krzywię. Nie mogę znaleźć w głowie, kiedy właściwie to słyszałem. Z drugiego pokoju dochodzą mnie jakieś szmery, szperanie. Wychodzi z niego kobieta i podchodzi do mnie.
— Chcesz gdzieś iść? — mówi zmartwionym głosem.
— Do łóżka.
Bierze mnie pod rękę i wspólnie przemierzamy dom. Jest nawet przytulny, w pokoju ma kominek i dywanik, dużo zdjęć wywieszonych na ścianach.
— Która jest godzina? — pytam.
— Jedenasta rano.
Zaczynam panikować. Przecież powinienem być dawno w pracy! Nie jest łatwo wymigać się ze spóźnienia u szefa, nie wiem co mam zrobić. Wyrywam rękę z objęć kobiety.
— Tato, wszystko w porządku? Coś się dzieje? Mogę ci jakoś pomóc?
— Praca! Jestem spóźniony do pracy! — W panice moja głowa prawie omija fakt, że nazwała mnie swoim tatą.
— Spokojnie. Dziś masz wolne. Jest święto. — Jej uśmiech wydaje mi się dosyć smutny, ale wygląda, jakby wiedziała, co mówi.
Siadam na łóżku, a ona pomaga mi się przebrać w piżamę. Kobieta życzy mi miłej drzemki, a ja kładę się pod kocem.
— Marta — mówię. Ona odwraca się w moim kierunku, z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. — Tak ci na imię, prawda?
Tym razem jej uśmiech jest o wiele weselszy.
— Tak, zgadza się.
Moja głowa mi ciąży. Usypiam, a z drugiego pokoju dochodzą mnie jakby zaśnieżone i dziwne dźwięki muzyki balowej.

Jeśli nie czujesz się na siłach, możesz zatrzymać odtwarzanie i wrócić do słuchania później.

Boję się. Z tą myślą się budzę. Boję się. Patrzą na mnie jakieś oczy.
— Tato, słyszysz mnie? — Słowa dochodzą do mnie jakby zza kotary, przytłumione, nieprzyjemne. Niepewnie kiwam głową.
Kobieta mnie przebiera, daje mi śniadanie. Ja ciągle się boję, choć nie wiem dlaczego. Czuję obecność czegoś w pokoju. Czegoś obcego.
— Chcesz, żeby puścić muzykę?
— Tak — udaje mi się z siebie wykrztusić. Dźwięki to dobra myśl.
Obserwuje, jak to coś z gramofonu powoli opada na płytę. Muzyka płynie gdzieś wokół. Boję się trochę mniej, nawet jeśli ta muzyka jest trochę dziwna. Nie wiem, gdzie jestem i kto stoi obok. Chciałbym wreszcie przestać się bać. Muzyka szumi i piszczy, ale to wcale nie jest najgorsze. Próbuję sobie przypomnieć, kim jestem i dlaczego tu siedzę.

Nie mogę.

Nawet jeśli nie czujesz się na siłach, nie możesz już zatrzymać odtwarzania.

Strach. Strach. Strach. Światło. Szumy, szumy, wszędzie szumy. Proszę wyłączyć. Proszę. Strach. Czy to śmierć? Co tak piszczy? Ciągle. Ciągle te same dźwięki piski krzyki szumy. Proszę wyłączyć. Chcę iść, chcę powiedzieć. Nie mogę. Nie wiem. Ciągle szumi. Proszę wyłączyć.

Błagam.




Koniec.




Otępieniem, czyli demencją określa się grupę chorób mózgu zazwyczaj natury chronicznej (postępującej), które powodują zaburzenie funkcjonowania kognitywnego, objawiające się w szczególności obniżeniem zdolności zapamiętywania i myślenia. Obecnie demencja jest siódmym najczęstszym powodem zgonu wśród wszystkich chorób i jednym z najczęstszych powodów niepełnosprawności i zależności pośród ludzi w podeszłym wieku na całym świecie. W „Everywhere At The End Of Time” The Caretaker (właściwie Leyland James Kirby) zabiera słuchaczy w sześciogodzinną podróż, jaką jest przesłuchanie sześciu albumów, z których każdy odpowiada jednemu ze stadiów demencji. Używając fragmentów i sampli z klasycznej „balowej” czy salonowej muzyki angielskiej, tworzy on studium choroby skomponowanej nie tylko z muzyki, ale przede wszystkim z obecnych w niej deformacji, wykrzaczeń i szumów. W kolejnych stadiach można zaobserwować użycie tych samych fragmentów co w pierwszych – są one jednak zniekształcone aż do poczucia całkowitej obcości, podobnie jak zniekształcona i obca staje się rzeczywistość dla osoby zmagającej się z demencją. Mówi się, że muzyka jest dla osób dotkniętych tą chorobą ostatnią rzeczą, którą pamiętają; która jest w stanie przynieść im jakikolwiek komfort wobec zagmatwanego świata. Jednakże i ona zmienia się w końcu w część piekła zapomnienia, w którym znajdują się chorzy. The Caretaker dba o to, aby na sam koniec muzyka była zdeformowana nie do poznania; aby zmienić słuchaczy dla zmierzenia się z poznaniem i zrozumieniem świata ludzi doświadczających demencji.

Źródła:

https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/dementia
https://www.dementiacarecentral.com/aboutdementia/facts/stages/
https://www.dementia.org.au/information/for-health-professionals/clinical-resources/diagnostic-criteria-for-dementia
https://www.nia.nih.gov/health/what-is-dementia
https://www.alzheimers.org.uk/about-dementia/symptoms-and-diagnosis/how-dementia-progresses/progression-stages-dementia

Duong S, Patel T, Chang F. Dementia: What pharmacists need to know. Can Pharm J (Ott). 2017
Clemmensen TH, Busted LM, Søborg J, Bruun P. The family's experience and perception of phases and roles in the progression of dementia: An explorative, interview-based study. Dementia (London). 2019
Grafiki: Amelia Kowalska