Narzekanie postrzegane jest jako brzydki zwyczaj, czasami jednak gdy stoi się godzinę na mrozie, a komunikacja miejska z jakiegoś niezrozumiałego powodu się nie pojawia, to nerwy puszczają i zaczynają się wylewać na papier.
Jak wygląda losowość? Co moglibyśmy określić jako najbardziej nieprzewidywalne? Na pewno naszym lokalnym, mocnym kandydatem będą korki. Losowości jednak nie podlega to, czy będą – to raczej jest pewne – tylko to, ile przejazd w nich będzie trwał.
Jestem zmęczony tym miastem. Mieszkając na Prądniku Czerwonym dojazd na AGH zajmuje mi doskonale losową ilość czasu w przedziale pomiędzy 20 minutami a 1,5 godziny, więc miałem czasem nadspodziewanie dużo czasu, żeby zastanowić się co się dzieje z tym miastem.
Czasami Kraków po prostu się wyłącza, praktycznie bez większego powodu cały transport staje sparaliżowany. Remont na Kazimierzu, Podgórzu, Alei 29 Listopada, Prądniku Białym i Czerwonym, Moście Dębnickim, remont drogi nr 7, pozwolę sobie już pominąć klasyczne wyloty na Zakopiankę. Wszystko to powinno zachęcać do tego, że skoro autem nie można nigdzie dojechać, to należy przesiąść się na transport publiczny – są przecież tramwaje, buspasy, liczne linie. Tak więc czy mamy rozwiązanie problemów komunikacyjnych?
Niestety nie, bo tak jak we Wrocławiu tramwaje się „wywrocławiają” (czyli opuszczają przeznaczone dla nich tory na rzecz drogi dla pojazdów kołowych), to w Krakowie komunikacja, a w szczególności autobusy, potrafii się „skrakowić”.
Stoicie na przystanku, czekacie na 138 i nic, i nie ma, czekacie i czekacie ale nic nie przyjeżdża, jest korek, no jest, ale nawet jego czasem nie ma, a autobusowi to nie pomaga. Gdyż autobus właśnie się skrakowił, czyli nie przyjechał, i nawet niekoniecznie miał ku temu powód. Skrakowienie się objawia się także w ten sposób, że gdy zdecydujecie się iść już na nogach, to miniecie tych autobusów trzy albo i więcej stojących jeden za drugim. Jak się tam znalazły, skoro jeżdżą co x minut, a pomiędzy nimi jeżdżą też inne numery, których tutaj nie ma? Nie wiadomo, po prostu się skrakowiły.
Krakoskie potwory
Mieszkam w tym mieście siódmy rok, gdyby to była Warszawa, to nazywałbym się rodowitym mieszkańcem. Tutaj jednak po siódmym roku czuję się bardziej obco niż na początku mojej przygody.
Mam wrażenie, że do skorzystania w pełni z tego miasta brakuje mi biletów lotniczych do Krakowa, braku znajomości polskiego i wypchanego „eurasami” portfela. Nie chodzi mi w tym o proste jojczenie nad tym, że ci źli turyści łe, łe, łe… – a raczej o to, że nie czuję rozwiązań pod mieszkańców. Ostatnie Igrzyska Europejskie były apogeum, nikt ich nie chciał, nikt ich nie potrzebował, każdy potrafiłby wskazać lepszą inwestycję. I co? No i miliard złotych poszedł na coś, o czym już nikt nie pamięta, a według niektórych wyliczeń może i nawet dwa miliardy.
Istnieje miejska legenda, którą ostatnio rozpowszechniam, że gdy o północy stanie się przed lustrem, wypowie się trzy razy nazwisko aktualnego prezydenta Krakowa i obróci się na lewej nodze, to przyjdzie i zabetonuje wam mieszkanie.
Ostatnio ruszyła wycinka drzew pod tramwaj na Mistrzejowice, w planach jest wycięcie 1000 drzew chociaż według radnego Łukasza Gibały wystarczyłoby 500. Jasne, powstał park im. Wisławy Szymborskiej, ale nie dajmy się ponieść entuzjazmowi i niech te plusy nie przysłonią nam minusów.
Jeśli mieszkacie już któryś rok w Krakowie to zastanówcie się, ile trawników, zagajników etc. zostało zabetonowanych i to często bez wyraźnego powodu. Budowa drogi i ronda, które potem nie działają? Proszę bardzo, Rakowicka z rondem na Wita Stwosza pozdrawia. Remont Basztowej? Królewskiej? Z chęcią przyjąłbym ponownie takie remonty, bo mam wrażenie, że nie rozwaliły one tak miasta jak to, co dzieje się teraz. Mam świadomość, że pisząc te słowa prowokuję los i być może niedługo ruszą kolejne prace na tych ulicach, ale tym razem będą zapewne jeszcze gorzej zaplanowane.
— Przepraszam, gdzie można zjeść dużo, smacznie i niedrogo?
— Młodzieńcze, pytasz o trzy różne miejsca.
Oczywiście wiem, że inflacja, że koszty życia, że to, że tamto, ale – na nową linię tramwajową (odwołanie się do absolutu) – bez przesady. Znaleźć miejsce, gdzie można zjeść coś na studencką kieszeń, staje się sportem ekstremalnym. Tak samo wyjście do baru: jeśli chcemy miejsce z czymś, co ma troszkę inny klimat niż Banialuka, to musimy się przygotować na to, że stan naszego konta będzie zmniejszał się szybciej niż krakowskie tereny zielone. Wyjazdy w strony rodzinne stają się już nie przyjemnością, a koniecznością przetrwania. Ważne żeby zabrać jak największą walizkę, a ci co odważniejsi biorą siatki, bo należy biedną rodzinę ograbić z wszystkiego, co przynajmniej wygląda jakby dało się zjeść. Jest to przykre, ale przetrwanie nie przyjmuje kompromisów. Jednak dobroć się jednak kiedyś zapewne skończy i możemy dotrzeć do momentu, gdzie nawet babcia wypowie słowa, które trafią wprost w nasze serca:
— Może ci już wystarczy?
Aż przeszedł mnie dreszcz – oto prawdziwa dystopia, w której żyjemy, gdzie podstawowe prawo wszechświata, czyli dokarmiająca do granic nieprzyzwoitości babcia, staje pod znakiem zapytania. Co będzie następne i jakie inne prawidła określające nasz świat zachwieją się u podstaw?
Boże, proszę, nie. Nie! Nieeeee!
Ceny wynajmu i ceny mieszkań. Nie wiem czy jeszcze coś muszę pisać. Po prostu poświęcę na to 5 minut ciszy… którą przerywają gołębie siedzące mi na oknie, robotnicy kujący coś pod blokiem, trąbienie aut i mój własny kaszel, bo jakość powietrza się poprawia, ale tylko kiedy nie otwiera się okien.
Są też plusy: dobrze rzuconą pomarańczą z mojego dziesiątego piętra mogę dorzucić do Żabki, warzywniaka, sklepu mięsnego, Biedronki, siłowni etc. Istne piętnastominutowe miasto, gdzie auto jest niepotrzebne (bo i tak nie ma gdzie go zaparkować). Jeśli mamy pracę zdalną, to w sumie nie ma potrzeby ruszać się z takiego miejsca, a jednak widok dalekich gór, stanowiących tło dla panoramy miasta, przyciąga i wzywa. Więc może trzeba po prostu rzucić to wszystko i wyjechać w majaczące na widnokręgu Beskidy.
Poranek
Pod moim domem rzadko stają tramwaje, więc ludzie nie mają dużego wyboru
Mi pozostaje tylko z głębi serca nienawidzić martwych rzeczy cichego uporu
Do poduszki szeptam „jeszcze pięć minut mamo” i wstaje bo wstawać trzeba
Sny uleciały, chociaż pewien jestem, że było w nich dawne wspomnienie nieba
Powinienem zjeść śniadanie, umyć się i więcej uśmiechać
Obmywa mnie smog i karmi mnie złość, w głowie tylko myśl – uciekać
Mi pozostaje tylko z głębi serca nienawidzić martwych rzeczy cichego uporu
Do poduszki szeptam „jeszcze pięć minut mamo” i wstaje bo wstawać trzeba
Sny uleciały, chociaż pewien jestem, że było w nich dawne wspomnienie nieba
Powinienem zjeść śniadanie, umyć się i więcej uśmiechać
Obmywa mnie smog i karmi mnie złość, w głowie tylko myśl – uciekać
Grafika: Sandra Jaborska