Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
Artykuły: Publicystyka

Uspokajająca moc Klaustrofobicznych miejsc – relacja z koncertu nawiasem w Klubie pod Jaszczurami

Wszystkie zdjęcia w artykule z koncertu nawiasem w Klubie pod Jaszczurami zostały wykonane przez autorki tekstu.


Preludium

Dnia 15 września tego roku w Klubie pod Jaszczurami muzycznej sferze Krakowa zaprezentował się niedawno debiutujący zespół nawiasem założony przez Martynę Nowak oraz Michała Witkowskiego. W przestrzeni kultowego klubu znanego z promowania studenckiej twórczości artystycznej zagrali koncert pełen brzmień na przemian spokojnych i gwałtownych, odprężających i niepokojących, ale przede wszystkim brzmień, obok których trudno przejść obojętnie.
Koncert zespołu był częścią jesiennej trasy, która jest równocześnie promocją nadchodzącego, debiutanckiego minialbumu Klaustrofobiczne mającego ukazać się już 21 listopada bieżącego roku. Na razie na platformach takich jak Spotify oraz Youtube można znaleźć jednak dwa single: Klaustrofobiczne oraz Czerwiec, które dobrze oddają charakter twórczości Martyny i Michała.

Dialog dwóch utworów

Zachęcone dostępnymi online utworami Michała i Martyny zdecydowałyśmy się napisać część, w której skupiamy się wyłącznie na Czerwcu i Klaustrofobicznych. Zdają się odrębne, ale każdy z nich przekazuje ten nastrój – to uczucie towarzyszące twórczości nawiasem. Chcemy zwrócić uwagę i przyjrzeć się relacji tych dzieł. Naszymi wrażeniami chcemy oddać podobieństwa i różnice pomiędzy nimi.
Czerwiec od razu łapie słuchaczy swoim tytułem, który narzuca pewną interpretację. Oczywiście, można obejrzeć teledysk i zanurzyć się w zieleni lata, ale i sama melodia od razu kołysze, jak wspomniane w tekście fale. Uderza nostalgia skoncentrowana w słowach: "Czerwiec z tobą był piękniejszy niż bym chciała". Jednak poza oczywistą warstwą utworu, mówiącą o rozstaniu, wspominaniu i wątpliwościach, jakie towarzyszyły bliskiej relacji, pojawia się też inna, bardziej uniwersalna. Każdy z nas kiedyś zastanawiał się nad tym, jak inni wpływają na nas samych, rozważał na ile jesteśmy sobą, a na ile wypadkową ludzi napotkanych na swojej drodze. Czerwiec w ciekawy sposób kładzie nacisk na pytanie o wspólną przyszłość, z równoczesnym postanowieniem, że – mimo smutku – trzeba iść dalej. Robić swoje.
Utwór Klaustrofobiczne zapowiada ogólny nastrój trasy zespołu. Choć już od pierwszych chwil wywołuje odczucia co najmniej mroczne, by później wpędzić odbiorcę w myślenie o samotności, to jest w nim jednak jakiś rodzaj ukojenia. Słowa „Klaustrofobiczne miejsca uspokajają mnie” powtarzane jak mantra są swego rodzaju kotwicą, która pozwala przetrwać mimo izolacji. Może być ona również fasadą, kłamstwem, próbą nadania znaczenia uczuciu całkowitego odosobnienia, które tego sensu wcale nie posiada, a jest spowodowane głębszymi problemami w tkance społeczeństwa. Odczytywać go można więc na dwa, wydaje się, skrajnie różne sposoby w zależności od tego, w jakim momencie życia będziemy go słuchać. Mimo smutnej warstwy tekstowej, Klaustrofobiczne odbieram jako utwór podnoszący na duchu, właśnie przez znaczącą obecność świateł i szumu, która przebija dojmujące poczucie samotności będące głównym tematem utworu.
Korzystając z tego, co mogłyśmy bezkarnie wysłuchiwać tyle razy, ile chcemy, postanowiłyśmy wspólnie wykorzystać inspirację, którą wyniosłyśmy z koncertu nawiasem. Przypadkowo okazało się, że każda z nas mocniej zarezonowała z inną piosenką, co tylko popchnęło nas mocniej do podjęcia się pewnego eksperymentu. I właśnie tak przeniosłyśmy wrażenia Czerwca i Klaustrofobicznych na wspólny, twórczy dialog (bez kursywy Czerwiec, z kursywą – Klaustrofobiczne).
Jak ładnie i przyjemnie
Koi mnie cichy szmer
Słońce świeci przez liście drzew, błękit nieba uspokaja mnie
Który mówi, że coś jest
Ale dlaczego wszystko skąpane jest w żółtym blasku?
Gdy czuje, jak moje zmysły przestają działać
Czemu zieleń już staje się oliwkowa, czemu pod stopami mam suche liście?
Gdy nie wiem, ile czasu minęło
Przecież mamy czerwiec…
Gdy coraz bardziej się zatracam
Zostać czy odejść?
Czy jeszcze kiedyś powróci?
Ulec zmianom? To już koniec?
Powróci zgiełk i śmiech?
Jak miło czuć słońce na twarzy
Czy będzie tylko ta cisza?
Jak miło zanurzać się w ciepłej wodzie
Z którą coraz bardziej się spoufalam
Jak miło widzieć twoją twarz
Tak że zapominam
Taką ciepłą
Rytm twoich kroków
Nadal uśmiechniętą…
Ruch twoich palców
Przemijam tak jak i ty
Nie wiem, czy gdy się spotkamy
Tak jak i my
To czy wciąż tak samo będę czuć
Pali mnie woda w płucach
Dlatego wciąż rozmyślam
Miotam się między decyzjami
Odtwarzam tamte chwile
Zbyt ślicznie się świecisz
Staram się tam być
Błyskasz ostrzegawczo
I nie pozwolić
I przyciągasz
By wygodnie mi było
Zanurzę się
Coraz wyżej się unosić
Zanurzę
Tak że w końcu
Ale w nieznanych wodach
Stracę grunt

Opowieść o emocjach

Zapytani o pochodzenie nazwy swojego zespołu Martyna i Michał odpowiedzieli, że wybrana została ona z wielu próbnych wersji, dlatego że najlepiej podsumowywała ich historię. Bo chociaż tworzenie muzyki było obecne w ich życiach od wielu lat, to niechętnie mówili o tym ludziom. Trochę nieświadomie starali się ukryć, zamknąć w nawiasie tę część siebie.
Nazwę można jednak odczytać nie tylko w kontekście historii zespołu, ale również w tekstach ich utworów. Opowiadają one bowiem o takich fragmentach naszego jestestwa, które chowamy tylko dla siebie, o których wstydzimy lub boimy się rozmawiać z kimkolwiek innym, mimo że prawdopodobnie większość z nas odczuwa wspólne bolączki. Wszyscy bierzemy w nawias różne stany i w codziennym życiu staramy się o nich zapominać. Muzyka nawiasem przypomina, jak ważne jest przyglądanie się tym spychanym myślom.
Sam zespół na platformie Spotify opisuje się jako:
„duet indie popowy, którego muzyka to opowieść o emocjach. Emocjach często trudnych, nieoczywistych, takich o których nie porozmawiasz z każdym. [...] Założony w 2022 roku duet z Częstochowy jako swój cel przyjął całkowitą szczerość w opowiadaniu o sobie, swoich uczuciach i problemach, które dotykają ich personalnie oraz pokolenie dzisiejszych młodych dorosłych.”
Te emocje pulsują pomiędzy strachem o jutro, a świadomością, że jednak mimo wszystko nie będziemy w tym sami. Że tak w zasadzie jako całe pokolenie przeżywamy te same niepokoje. I choć często czujemy się w nich samotni, to jednak jest wiele dusz, które są podobnie niespokojne. Muzyka nawiasem to również opowieść o próbach zmiany, w których nie ustajemy, mimo że często niewiele dają. Nie poddajemy się, bo wciąż tli się w nas nadzieja. Uczestniczenie w koncercie tego zespołu jest więc wspólnym współodczuwaniem tych wszystkich sprzecznych emocji.

Po zgaśnięciu świateł

Odczucia Edyty z koncertu:
Siadając przy stole w Klubie pod Jaszczurami, nie wiedziałam jeszcze z jakim typem muzyki będę miała do czynienia. Specjalnie nie zapoznawałam się z dwoma dostępnymi już utworami wykonawców, by móc podejść do koncertu z jak najbardziej czystą głową. Wyciszając się przed koncertem czułam, jak powoli rośnie moje zaciekawienie, jak krok po kroku wpływa na mnie otoczenie i atmosfera klubu. Już przysłuchując się strojeniu instrumentów, moja uwaga była skupiona jedynie na chłonięciu jeszcze wciąż nieśmiałych i urywanych dźwięków, które jednak nadały już klimat całego koncertu. Strojenie płynnie przeszło w pierwszy utwór Synapsy o niezwykle hipnotycznym brzmieniu. To było intro idealne, wprowadziło mnie w stan, pożądanego mam wrażenie w twórczości nawiasem, niepokoju połączonego z pewną dozą czułości i bliskości. To właśnie ono, zaraz obok utworu Klaustrofobiczne, najbardziej wryło mi się w pamięć, tak że wciąż po dłuższym czasie od koncertu jestem w stanie przypomnieć sobie melodię. Wszystkie utwory były utrzymane w podobnie relaksująco-refleksyjnym tonie co Synapsy. Zanim zdążyłam się zorientować zespół zapowiedział outro, a chwilę później wraz z resztą publiczności oklaskiwałam Martynę i Michała. Zdałam sobie sprawę, że cały stres i wyczerpanie, które odczuwałam przed koncertem, zniknęły, a jedyne, co czułam, to ogromny spokój. By dłużej utrzymać to piękne uczucie spełnienia, od razu po wejściu do tramwaju powrotnego włączyłam na słuchawkach dostępne na Spotify dwa utwory zespołu, które wchodząc w fuzję z turkotem jadącego po szynach pojazdu, pozwoliły mi jeszcze na chwilę zapomnieć o obowiązkach kolejnego dnia.
Odczucia Ani z koncertu:
Już od wejścia uderzył mnie zapach Klubu pod Jaszczurami: znajomy, nieznajomy, oniryczny, krakowski, barowy, koncertowy. Szmer rozmów, wystrój, dekoracja sceny, wykorzystanie świateł – wszystko synchronizowało się ze sobą, aby już pół godziny przed koncertem wprowadzić nastrój. Stworzyć swego rodzaju intro do intra właściwego – Synaps, którym to utworem duet nawiasem rozpoczął koncert. Z intra zapamiętałam tylko frazę „z głębi moich synaps” wwiercającą się gdzieś w głąb moich synaps i przestawiając coś w środku tak, abym była gotowa na więcej. Nawiasem zahipnotyzowało mnie tą piosenką i przygotowało na pełne skupienie – zapomniałam o tym, że jest niedzielny wieczór, że jestem zmęczona po pracy, że jutro mam na rano, a w ogóle to chyba powinnam była się ładniej ubrać, bo tu wszyscy tacy eleganccy. Była już tylko scena.
Natomiast należy zaznaczyć też jak bardzo utwory nawiasem potrafią się różnić od siebie dźwiękiem, a także klimatem, co jak najbardziej czuć było na ich koncercie. Martyna i Michał starannie ułożyli tracklistę tak, aby ich muzyka płynęła falami, prowadząc widownię przez koherentną podróż. Przypływy przynosiły ze sobą intensywność, napięcie i smutek, a odpływy pozwalały na słodko-gorzkie oniryczne refleksje. Dualizm muzyczny podkreślały też kontrastujące ze sobą czerwono-niebieskie światła na scenie.
Zaraz po wstępie nawiasem rozpoczęło intensywnie z piosenką Tlen, zmuszając do skupienia się, wwiercając się w synapsy takimi słowami jak „Było sobie życie niestety wymarło” i „Żyjąc w erze ścinanych drzew / Erze złych smogów i wysokich wież”. Utwór szybko nadał ton nieznoszący sprzeciwu, równocześnie oferując niuans, pewną niespodziankę, kończąc się na słowach „Trzymaj za rękę patrząc jak płomień trawi wszystko co piękne / Postój tu ze mną popatrz jak pięknie / Jak się na pięknie wszystko”. Przy zakończeniu Tlenu przed oczami stanęła mi scena kończąca kultowy film Podziemny krąg. Pewien typ katharsis zawarty w konstrukcji piosenki pozytywnie mnie zaskoczył i wprowadził do kolejnego utworu, Czerwca. Singiel ma teledysk na Youtube’ie, jest dostępny na Spotify i gorąco go polecam: mimo września pozwolił mi poczuć ostatnie tchnienia polskiego lata.
Pierwszym utworem z nowej EP-ki było Klaustrofobiczne, również dostępne na Spotify i będące idealnym przykładem tego, jaki komfort może przynieść swobodny wyraz niepokojów pokoleniowych. Następne utwory, czyli Zazdroszczę, Ester i Najdelikatniej, połączyły się w mojej percepcji jako jeden ciąg senny. Najpierw oczarował mnie wstęp muzyczny przypominający deszcz i wprowadzający oniryczny klimat, a następnie intymny ton wokalu i delikatna pasja gitary dopełniły elementy potrzebne do współodczuwania smutku i melancholii, ale także ciepła. Równowaga słodkich tonów z niepokojem zapewniła poczucie bezpieczeństwa w łączeniu pesymizmu z optymizmem. Poczułam tak znajomy sposób zachwytu nad życiem. Poniżej podzielę się cytatami, które najlepiej zapamiętałam, które desperacko próbowałam napisać w notatniku podczas koncertu i które zostały ze mną jeszcze podczas spaceru do domu:
„Chciałbym siebie mieć tylko […] / i nie musieć nigdy już gasnąć / i po prostu, tak sobie chcieć” – Zazdroszczę
„Chciałbyś sięgać dłonią ścieżki w chmurach, nie zapomnij / „twa myśl drobny pył” – Ester
„Byś nazywał sny / Ale tak poprawnie / Tak byle było ładnie / Tak jak nauczyli” – Ester
„A siostrą noc, bo wtedy głaszczesz najdelikatniej / Gdy wargi oczom mówią, że tak ślicznie gasnę” – Najdelikatniej
Dalsza część koncertu również obfitowała w osobiste przekazy o bagażu pokoleniowym w różnych odsłonach, np. Ile mam lat? szybko wybudziło publikę z onirycznego nastroju swoim rytmem i chwytliwą melodią. Przypłynęło z impetem intensywnych emocji związanych z dorastaniem i zaraz cofnęło się w oddech, jakim była Eris. „Powolne opadanie, my tu tylko bytujemy / Tak było jest i zostanie” oraz „Ryglujemy serca / Zamykamy drzwi” dopełniło skoczne „Zapominam o tej chwale, glorii / Kiedy ty mi przed oczami stoisz / Jeszcze nie znam chyba mojej drogi”.
Ostatnia para przypływu i odpływu podsumowała specyficzny dualizm nawiasem wyrażających to, co pozytywne i to, co negatywne, raz w klimacie beztroskich marzeń i snów, a raz narastającego hałasu i osaczającego niepokoju. Eklektyczne połączenie mocno ze mną rezonowało i pozwoliło mi na przyjęcie ich piosenek zarówno jako odrębnych tworów, jak i tematycznego całokształtu twórczości. Koncert Klaustrofobiczne miejsca zdecydowanie przekazał magię autentycznej wspólnoty i otwartości na wrażliwość, dlatego z taką przyjemnością potem dołączyłam do ich wiernych fanów w podpisywaniu płachty z tytułem trasy. Mogłam poczuć się częścią tego projektu i być kolejną cegiełką budującą mur życzeń powodzenia na dalszy przebieg trasy koncertowej i działalności zespołu.

Głos młodego pokolenia

Pierwsza część występu była wstępem złożonych z już znanych widowni piosenek, takich jak np. Czerwiec, jednak bardzo szybko nadeszła część zawierająca utwory, które już niedługo znajdą się na minialbumie nawiasem. To nowy, prężnie działający zespół, a ich twórczość już jest zarówno różnorodna, jak i spójna.
Tematyka poruszana przez nawiasem zdaje się umiejscowiona gdzieś w przestrzeni pomiędzy różnymi aspektami rzeczywistości niepokojów naszej generacji. Dzisiaj młodzi ludzie często określani są jako niespokojni, zmartwieni, smutni, zapracowani – ale i jako leniwi, bezmyślni oraz przewrażliwieni. Jak zwykle, przekonania bywają sprzeczne, a także skupione na powierzchowności tematu. Pewne odbicie tego można odnaleźć w utworach nawiasem, które – eksplorując z pozoru sztampowe generacyjno-zetowe tematy – dzięki empatii i świeżemu podejściu są jak ciepły uścisk dla ich rówieśników. Artystyczne ujęcie tak uniwersalnych emocji pozwala na zanurzenie się w poczuciu, że nie jest się samym. Równocześnie, nawiasem tak dobrze wypracowało umiejętność przekazywania emocji swoją muzyką, że jestem pewna możliwości użycia jej jako pewnego sposobu na pokazanie innym osobom, jak się czujemy, pokonując barierę komunikacji międzypokoleniowej.
Już po widowni w Klubie pod Jaszczurami widać było spajającą moc muzyki: wszyscy tkwili jak zahipnotyzowani, skąpani w kolorowym świetle sceny, połączeni emocjami każdej piosenki odzwierciedlonymi na twarzy. Jestem pewna, że barman też się zaangażował: kiedy na niego spojrzałam, stał za ladą jak oczarowany.

Osoby autorskie: Anna Drewnik, Edyta Kubiak