Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
dwie jaskółki | kwartalnik

Wątpliwości

Spojrzenia
Korzystamy z wielorazowych, uszytych z babcinej firanki toreb na zakupy. Najczęściej używanym przez nas środkiem transportu są nasze wspaniałe nogi, rowery, hulajnogi, pociągi i tramwaje. Segregujemy śmieci. Nie jemy mięsa. Potrzebne ciuchy kupujemy z drugiej ręki. Korzystamy z lokalnych produktów. Ograniczamy podróże samolotem do minimum. Ochoczo udzielamy się w przeróżnych organizacjach. Skrupulatnie sprawdzamy sposób działania firm, zanim zdecydujemy się na zakup ich produktów. Chodzimy na protesty, niosąc błyskotliwe transparenty. Ograniczamy, używamy ponownie, recyklingujemy. Rozmawiamy, informujemy, przekonujemy przyjaciół, rodzinę, przypadkowo poznane osoby.

Wszystko w trosce o kondycję naszego środowiska. Czystość powietrza, jakim oddychamy. Jakość wody, którą pijemy. Piękno krajobrazu, którym możemy się cieszyć. Zdrowie swoje i swoich bliskich, o które się troszczymy. Zachowanie niepowtarzalnej różnorodności fauny i flory. Życie ludzi, którzy znajdą się tu po nas. Spokój własnego, zaniepokojonego umysłu.

Tymczasem ponad naszymi głowami przelatują setki pustych samolotów, na które bilety nie zostały sprzedane ze względu na pandemię, lecz zasady utrzymania potrzebnych miejsc na lotniskach wymagają, aby wzbiły się w powietrze i czczo uwolniły olbrzymie ilości gazów cieplarnianych. Gdzieś pośród fal Pacyfiku unosi się wyspa śmieci znacznie większa od Polski. Malutkie okruszki plastiku powstałe z butelek po słodzonych napojach, okularów przeciwsłonecznych, koszy piknikowych i opakowań po przekąskach, mieszają się z piaskiem na plaży, unoszą w przyjemnie chłodnym morzu i fruwają w powietrzu, które wdychamy, spacerując po promenadzie. Największa elektrownia w Polsce jest również największym emitorem dwutlenku węgla w Europie. Każdego dnia setki tysięcy porcji naszych ulubionych smakołyków wydostaje się z wytwórni w opakowaniach wyprodukowanych z jednego z najtrwalszych materiałów na Ziemi, przeznaczonych do użycia jeden jedyny raz. W Warszawie tyka zegar odliczający czas do katastrofy klimatycznej, a jego 7 lat wydaje się być niebezpiecznie małą wartością. Rafy koralowe zmieniają się z rzeczywistych ekosystemów na ciekawostki z podręczników do historii. Politycy obradują na zgromadzeniach, zjazdach, konferencjach i sympozjach, a wyniki tych dysput nie spełniają wcześniejszych oczekiwań. Samozwańczy eksperci na forach internetowych, obrażając się nawzajem i deprecjonując wypowiedzi naukowców, sieją dezinformację i rozpowszechniają sprzeczne z obecnym stanem wiedzy poglądy. Wysprzątane rano podwórze, już w południe na powrót zapełnia się przyniesionymi przez wiatr śmieciami.

Nasze małe, pojedyncze, prywatne zielone działania zdają się zderzać z murem, zbudowanym z niezrozumiałych zasad i praw, dużych pieniędzy, ignorancji i niechęci. Praktyki kształtujących świat firm i instytucji często są odległe, niedostępne i niezrozumiałe, a pośród podobnych nam zwyczajnych ludzi znaleźć można wielu sceptyków, którzy w kilku słowach potrafią zanegować antropogeniczne zmiany klimatu, wyśmiać wysiłki wkładane w ich zapobieganie, wyrazić niezgodę na jakiekolwiek drobne zmiany w swoim wygodnym stylu życia.

Może mają rację, może to wszystko rzeczywiście nie ma sensu. Jak znaleźć siłę, żeby się nie poddać?

Jeden człowiek niewiele przecież może, czy równie mało leży w zasięgu tej stosunkowo niewielkiej grupy, która w codziennym życiu stara się pamiętać o swoim wpływie na nasz dom? 7,9 miliarda to bardzo duża liczba, trudno sobie wyobrazić jej ogrom, niepojęty bezmiar historii, jaki wyraża, nieprzebrane krocie konsekwencji i przytłaczającą odpowiedzialność za siebie nawzajem i inne żywe istoty, z jakimi dzielimy mieszkanie.

Poczucie bezsilności przytłacza. Nieporadna złość i zagubienie w tym morzu politycznych, ekonomicznych i społecznych zależności prowadzą do pełnego obaw spoglądania w przyszłość. Wielka inercja całego systemu, która uniemożliwia dostrzeżenie skutków naszych działań, staje się źródłem rezygnacji i wątpliwości.

Czy nasza troska i zaangażowanie mają jakieś znaczenie? Prowadzą do jakiegokolwiek pozytywnego rozwiązania? To wszystko nie może być pozbawione sensu, prawda?

Prawda?