Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
przypatrz się dobrze | kwartalnik

Oda do ALTER EGO – celebrując ikony // dostrzegając w kreowanych przez nie personach relację z własną tożsamością.

Portrety
alter ego
1. «osoba pokrewna komuś pod względem duchowym;
też: postać literacka, filmowa itp. utożsamiana z autorem»
2. «druga część czyjejś rozdwojonej jaźni»
3. (definicja własna) «całkiem samodzielna, choć wyjątkowo krucha fasada,
której istnienie wciąż sami kwestionujemy, lecz boimy się ją zburzyć
też: ucieczka, nadzieja, szansa, przetrwanie, rozwój, porażka, wygrana»

W pokoju pełnym ikon…

Obserwując ich śnieżnobiałe uśmiechy, onieśmielające blaskiem oczy, idealne ciała i wysublimowane odpowiedzi w wywiadach do programów typu Late Night Show, łapiemy się na pragnieniu doświadczenia chociażby chwili tego, co nazywają rzeczywistością. Nasi idole, bohaterowie, ikony, inspiracje. Widzimy pop-artowe obrazy Andy'ego, zapadającą w pamięć scenę Marilyn z „Gentlemen Prefer Blondes” czy legendarne teledyski Gagi z albumu „The Fame Monster”.

Czy jednak spróbowaliśmy kiedyś dostrzec, co stoi za tymi delikatnymi uśmiechami, oczami przepełnionymi doświadczeniem i za ciałem, które nosi w sobie żywą historię – ludzi, którzy dla nas stali się Ikonami. Gdzie oni stawiają granicę? Jak ich relacja z publiczną częścią siebie współgra i ewoluuje? I jak my sami, inspirując się tymi personami, kreujemy naszą własną tożsamość? Próbując zajrzeć w ich życie, dostrzec możemy geniusz, jak i idące za nim konsekwencje w kreowaniu własnego, scenicznego alter ego.

Sasha Fierce // Beyonce Knowles

Sasha Fierce pojawiła się wraz z nadejściem albumu „I am... Sasha Fierce”. Dzieląc krążek na dwie części – jedną z nich spokojną, uczuciową i delikatną oraz drugą żywą, pewną siebie i dumną. Beyonce zdaje sobie sprawę, jak istotną częścią radzenia sobie z natłokiem stresu i odpowiedzialności w życiu naznaczonym sławą, jest alter ego, któremu dała życie. Zauważa w jaki sposób pozwalało jej to na rozkwit, gdy wszystkie oczy pod sceną wpatrzone były w Sashę.

Sasha Fierce is the fun, more sensual, more aggressive, more outspoken side and more glamorous side that comes out when I’m working and when I’m on the stage.

Relacja tych dwóch trwała dwa lata. Wydawać by się mogło, że od 2008 roku Sasha była stróżem w nowej, solowej karierze Beyonce. Artystka mówiła o niej jak o dobrej przyjaciółce. Obserwujemy, jak na scenie niemalże jednoczyła się z Sashą Fierce, jak gdyby odgrywała rolę pop divy w hucznym spektaklu, aby później, za kulisami, przybić z nią piątkę i umówić się na następne publiczne wystąpienie. Sama Beyonce nie ukrywała tej koleżeńskiej relacji z kreowaną przez siebie personą. Stawiała granicę między nią a Sashą.

Sasha Fierce is done. I killed her.

W 2010 roku Beyonce zdradza czytelnikom Allure rozstanie z Sashą. Obserwując artystkę przez te dwa lata byliśmy świadkami diametralnej przemiany. Alter ego piosenkarki w jej przypadku stało się katalizatorem nie tylko metamorfozy w artystkę, którą pragnęła się stać, ale także w kobietę, którą gotowa była zostać. Po ich dwóch wspólnych latach patrzymy na kochaną przez wszystkich gwiazdę, która jest pewna siebie, kobieca, zmysłowa i silna. Ta persona nie była tylko fenomenem branży muzycznej – nie była ona dla nas, odbiorców. Sasha pojawiła się dla samej Beyonce – stanowiła ucieleśnienie publicznego dojrzewania młodej artystki, która przekuła ten proces w formę artystycznego i muzycznego aktu. To dzięki temu doświadczeniu podpisze się ostatecznie pod historią popkultury i muzyki już nie jako Sasha Fierce a Beyonce.

I don’t need Sasha Fierce anymore, because I’ve grown and now I'm able to merge the two.

Lana Del Rey // Lizzie Grant

Never had a persona. Never needed one. Never will.

Może się wydawać, że życie artystki zawsze przypominało koloryzowane, mgliste wspomnienie. Albo sama Lizzie w ten sposób postrzegała rzeczywistość. Urodzona w małym Lake Placid, dręczona problemami w domu, walcząca z nałogiem już w czasach szkolnych. Później szukając sławy, obracając się w towarzystwie artystów – w tym Stefani Germanotty – łącząc studia ze śpiewaniem w pubach i sypianiem po kanapach znajomych, próbowała przetrwać. Przetrwanie ją inspirowało.

I definitely don’t need a persona to create music, it’s not a David Bowie type of thing necessarily (maybe that’s not a good reference, he may be completely as I imagine him to be). I just put music out under a different name with a fully realised sound and texture.

Wraz z „Video Games” i albumem „Born to Die” Lana zdołała odnaleźć swój kąt w muzyce mainstreamowej, reprezentując kwintesencję popkulturowego nurtu „Internet Sad Girl”, który zawładnął w tym czasie dużą częścią młodszego społeczeństwa. W pewien sposób już wtedy persona kreowana przez Lanę wzbudzała kontrowersje, zwłaszcza ze względu na swoją młodą publiczność. Artystka romantyzowała życie bardzo szerokiej części społeczeństwa USA – życie białej klasy średniej. Dowiadując się odrobinę więcej o życiu prywatnym piosenkarki, zaczynamy rozumieć ten zabieg artystyczny. Lana w latach 2012-2017 to portret zagubionej, młodej dziewczyny, która próbuje odnaleźć namiastkę piękna w prostym życiu, gdzie dym papierosowy zlewa się ze spalinami motocykli i starych samochodów, gdzie dojrzali mężczyźni są jej chwilową uciechą, a to wszystko otulone jest w delikatne i melancholijne dźwięki, które artystka ubóstwia. Aby dodać tym scenom dramaturgii i oniryzmu, Lana sięga do obrazów starego Hollywood i epoki niczym z bankietów u „Wielkiego Gatsby’ego”, zamieniając jeansowe szorty na aksamitne suknie wieczorowe, wciąż śpiewając o utęsknionej miłości i nieuleczalnym poczuciu samotności i żalu. Pozwalamy jej malować przed nami ten obraz.

There is nothing altered, nothing compromised, they are perfectly me. For better or worse, it’s like a person in song and video form.

To, co jest różne u Beyonce i Lany, to dynamika, jakiej nabiera relacja z ich alter ego. Każdy z nas tworzy tysiące wersji siebie, przedstawiając się różnym osobom w różnych społecznościach, co jest kompletnie naturalne. Sami próbujemy odnaleźć swoją własną tożsamość, szukając tej, w której czujemy się najbardziej „rzeczywiści” i prawdziwi dla nas samych. Każda osoba publiczna tworzy oficjalną personę – tą, którą my sami odbieramy i interpretujemy. Ludzie sławni najczęściej mają nad nią dużą kontrolę. Beyonce postawiła jasne granice, oddzielając od siebie Sashę, mądrze uświadamiając ludzi o jej artystycznym eksperymencie. Lana przez długi czas pozostawała anonimowa, tajemnicza – była dla nas idealnie piękną, nieidealnie wrażliwą dziewczyną z ekranu w retro filtrze, na tle amerykańskich pustyń i pubów motocyklowych. Ten obraz był przez nią ostrożnie kreowany i strzeżony. Mimo że zdajemy sobie sprawę, jak odrealniona jest postać Del Rey, pozwoliliśmy jej istnieć jako alter ego. Lubimy jej słuchać i patrzeć na nią. Lana utrzymuje, że nigdy nie kreowała persony – mimo to jesteśmy świadkami jak szybko i zwinnie ewoluuje, szukając dla siebie miejsca. Jak każdy z nas.

When things got bigger for me and my career, I always assumed that just by me speaking and being myself, people would know who I was inherently. I learned that was not true. You had to really spell things out, and that was very hard for me.

W 2019 roku, po krótkiej ciszy i zaangażowaniu w social mediach Lana powraca z nowymi singlami „Doin’ Time” oraz „Looking for America”. Można poczuć, jakby artystka chciała się nam przedstawić osobiście, niezależnie od naszej reakcji. Lana w mediach społecznościowych dzieli się swoim życiem wśród rodziny i przyjaciół. Są to selfie bez makijażu, zdjęcia ze spotkań w knajpie i spacerów wzdłuż obwodnicy. Lana nie boi się też zwracać bezpośrednio do odbiorcy. W 2020 roku pojawia się na Instagramie niesławny post „Question to the Culture”, wyrażający niezadowolenie ze strony artystki za nazywanie jej twórczości nieprzyzwoitą, zbyt seksowną czy niedopracowaną, w którym odwołuje się między innymi do wypowiedzi krytyków na Twitterze. Sama muzyka Del Rey zmienia w pewien sposób kierunek, przekaz, jak i brzmienie. We wcześniejszym albumach mamy do czynienia z celebracją amerykańskiego życia. Tym razem jednak, przez wpływ sytuacji politycznej w państwie, Lana wplata dozę zaniepokojenia między wersy, zaraz obok typowego dla niej melancholijnego utęsknienia za mglistymi wspomnieniami prostszych lat. Fasada Miss Americany zaczyna opadać. Artystka pozwala sobie na intymność z otoczeniem, autentyczność, której zawsze gdzieś brakowało. Wystarczy, że patrzymy na Lanę na koncercie w jeansach i luźnych koszulkach – wystarczy, aby poczuć się bliżej niej. Sama Lana Del Rey może tego nie zauważać lub nie chcieć tego widzieć, jednak patrząc na nią z perspektywy wieloletniego widza, dostrzeżemy rosnący komfort artystki do tożsamości, jaką przyjęła lub którą pozwoliła sobie zaakceptować jako integralną część siebie. Czyż sami nigdy tego nie doświadczyliśmy? A może dalej szukamy naszej prawdziwej tożsamości, pragnąc w końcu poczuć się s o b ą we własnym ciele?

Never had a persona. Never needed one. Never will.

Marilyn Monroe // Norma Jeane Mortenson

Sometimes things fall apart, so that better things can fall together.

Norma Jeane nie miała dobrej relacji ze swoją matką. Nieświadoma w pełni jej choroby psychicznej, większość swojego dzieciństwa przeżyła w sierocińcach. Później po zakończeniu II Wojny Światowej i krótkim, nieudanym małżeństwie ze współpracownikiem z fabryki, Norma Jeane zaczęła interesować się show-biznesem i przede wszystkim – przetrwaniem. W 1946 roku podpisała kontrakt z Twentieth Century Fox i w wieku 20 lat stworzyła swoją dożywotnią personę – Marilyn Monroe.

I knew I belonged to the public and to the world, not because I was talented or even beautiful, but because I had never belonged to anything or anyone else.

Nie można nie wspomnieć o Marilyn w tekście poświęconym wielkim alter ego. Oglądając największe produkcje gwiazdy czy przeglądając zdjęcia i filmy z jej codzienności, możemy niemal poczuć, jakie doświadczenie kreowała z samego przebywania w swoim towarzystwie. Norma dosłownie stworzyła nową, żyjącą istotę – zaczynając od blond loków i pieprzyka, kończąc na wypracowanej mimice i wyjątkowo specyficznym, sensualnym stylu poruszania się. Mimo to nie zapomina, kim jest. Utrzymuje dozę skromności i autentyczności, co niezwykle podoba się widzom – jest to nieznane dotąd zachowanie w przestrzeni starego Hollywood. Zawsze bardzo świadoma tego, co dzieje się dookoła niej, nie pozwala sobie na utratę uwagi. W przypadku Lany Del Rey – alter ego pozostawia na ekranie i czerwonym dywanie. Wychodzi jej to znakomicie. Jednak w Normie przestajemy dostrzegać granice. Marylin Monroe to trwający bez przerwy akt, spektakl tak niezwykle wycieńczający i złożony, że powoli przestajemy dostrzegać osobę zza tej fasady. Ta bliskość, którą budowała z odbiorcą, mogła wynikać z braku szczerego zainteresowania jej osobą ze strony bliskich. Bardzo rzadko ktoś próbował zajrzeć za tę fasadę, bardzo rzadko ktoś był usatysfakcjonowany tym, co tam zobaczył. Mówiono o Marilyn, że mogła wybrać sobie każdego, kogo chciała mieć u boku. Problemem było to, że nie poznaliśmy nikogo, kto wybrałby ją za to, jaka była , czy też próbowała dla niego być.

There was my name up in lights. I said, ‘God, somebody’s made a mistake.’ But there it was, in lights. And I sat there and said, ‘Remember, you’re not a star.’ Yet there it was up in lights.

Nikt w okresie szczytu jej kariery nie kwestionował publicznie wykreowanego alter ego. Na pewno dzięki brakowi Internetu i nowych mediów dużo łatwiej było pozostać tak anonimowym i odrealnionym, jak tylko było to wówczas możliwe. Mimo to sława nie przyniosła Marylin zbyt wielu kontrowersji, które można było szczerze nazwać niewłaściwymi. Największa kontrowersja – scena z filmu „The Seven Year Itch” – była największym „sukcesem” w marce Monroe. Dzięki tej białej sukience, podwianej przez powietrze płynące z kratki miejskiego metra, artystka staje się „Narodowym symbolem seksu” – „Blonde Bombshell”, którą już zostanie na zawsze. Sukces aktorki prawdopodobnie nastąpił i utrzymał się dzięki dwóm procesom – stworzeniu persony komercyjnie idealnej i zaszczepieniu w niej szczerego dobra, jakie nosiła w sobie Norma Jeane. To dlatego ludzie nie doszukują się prawdy za kurtyną alter ego Marilyn. Bijąca od niej niewymuszona empatia sprawiła, że budziło to bezwarunkowe oddanie wśród publiki.. Jest to niesamowity paradoks – widzieć tyle autentyczności na ekranie, jak i w życiu realnym, w osobie, która została całkowicie sfabrykowana.

[Hollywood is] a place where they’ll pay you a thousand dollars for a kiss and fifty cents for your soul.

Przez lata intensywnej kariery w okrutnym show-biznesie i postępujące choroby psychiczne, Norma Jeane ostatnią deskę ratunku widzi w samej Marilyn Monroe. To tutaj staje się jej przyjaciółką, opiekunką. Już nie tyle pomaga jej się rozwijać, ale bardziej utrzymuje przy życiu. Niestety Marilyn Monroe jest fikcją. Ta fikcja stała się integralną częścią Normy, która poza nią miała już tylko resztki swojej pierwotnej, wyniszczonej tożsamości. Publiczność i media nie pozwalają jednak odsapnąć swojej ikonie. Marilyn oficjalnie stała się „własnością USA, jej ludzi”, do czego nie chciała nigdy dopuścić. Praca z gwiazdą staje się wyjątkowo trudna. Nie panuje nad sobą, co może być spowodowane chorobą dziedziczną w jej rodzinie. Ostatnie dni i miesiące życia największej gwiazdy na świecie pokazują trwający do dzisiaj problem w przestrzeni celebryckiej. Zamiast ratować Marilyn, show-biznes stara się ją utrzymać w stanie użytkowości. Nie tylko sama Norma Jeane nie dostrzega siebie w chaosie swojej tożsamości – nie widzi jej też otoczenie.
With fame, you know, you can read about yourself, somebody else’s ideas about you, but what’s important is how you feel about yourself – for survival and living day to day with what comes up.

Gwiazda umiera w 1962 roku z powodu przedawkowania barbituranów. Sama śmierć owiana jest tajemnicą, jednak nie na miejscu jest dywagować nad tą sprawą. Rozważanie nad postacią Marilyn wzrusza, nad Normą Jeane łamie serce. Niemalże nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie Marilyn Monroe jako żywej osoby. W pewnym sensie to przerażające, jak jej życie i twórczość przesycone są legendą i teoriami spiskowymi. Skupiając się na Marilyn – zatraciliśmy człowieczeństwo Normy Jeane. Sytuacja gwiazdy jest tak skrajna, ponieważ nie miała ona kogoś podobnego przed sobą – jej postać urosła do rangi wzorca, który inspiruje, ale i przestrzega. Przykład Monroe pozwala nam dostrzec niezwykle krytyczny stan zatracenia siebie i braku drogi odwrotu. Aczkolwiek to nie persona zniszczyła aktorkę. To otoczenie, które zachłysnęło się jej postacią, nie mogąc przestać żądać więcej. Marilyn Monroe była i wciąż jest przez nas portretowana jako tajemnicza ikona filmu. Może powinniśmy raczej zacząć szukać w niej r z e c z y w i s t e j osoby.

It’s a make believe world, isn’t it?

…niezliczone nasze twarze.

Trend kreowanych przez osoby publiczne postaci scenicznych zaczyna przygasać – głównie dzięki odbiorcom, którzy zaczęli dostrzegać wartość w autentyczności i pokazywaniu swojego prawdziwego „ja”. Może też my sami, publiczność, uczymy się w tym procesie akceptować swoje prawdziwe „ja”? Chciałbym właśnie tak to interpretować.

I ran out of any type of persona. I just had to be me. — Emma Chamberlain, twórczyni treści w Internecie, która w pokoju pełnym ludzi i niezliczonych alter ego skupiła się na szukaniu siebie samej.

Grafika: Barbara Szweda