Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
zjedli nam gofry | kwartalnik

Tasha Tudor wyłącza się z tego świata

Portrety
„Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie, stawiać czoło wyłącznie najbardziej ważkim kwestiom, przekonać się, czy potrafię przyswoić sobie to, czego może mnie nauczyć życie, abym w godzinie śmierci nie odkrył, że nie żyłem.”

Henry David Thoreau, Walden


Pobudka

Pies rasy Corgi, jak przyrumieniony złotem uśmiechnięty bochen tostowego chleba, biegnie przez ścieżkę otoczoną jaskrawą euforią kwitnących narcyzów. To jeden z nasączonych baśniowością kadrów filmu dokumentalnego (Tasha Tudor: A Still Water Story, reż. Mitsue Matsutani) poświęconego postaci Tashy Tudor. Kim była starsza pani z fotografii krążących po internecie, która wstrzymała współczesność i ruszyła wiek XIX? Jaka opowieść wiąże się z tą sympatycznie prezentującą się postacią o schludnie związanych chustą srebrnych włosach, w długiej sukni i dzierganym swetrze? Jak układały się losy Tashy zanim ta staje się główną bohaterką portretów z śnieżnobiałym gołębiem w dłoniach, małą kozą stąpającą po zielonych łąkach przy jej boku czy pręgowanym kotem łukowato wyciągniętym, szukającym atencji kobiety zajętej komponowaniem bukietu z kwiatów rosnących w gęstym od barw i zapachów ogrodzie? Jej postawa, styl życia, jej odwaga, cierpliwość i konsekwentność, z jakimi budowała swoją alter-rzeczywistość – czego są świadectwem, czego mogą nas nauczyć, jakiego typu refleksje nasunąć? Co stanowi o sile i szczerości historii Tashy Tudor, która wciąż trafia w sedno dusz tak wielu ludzi na całym świecie?

Natasha

Dwudziestego ósmego sierpnia tysiąc dziewięćset piętnastego roku w Bostonie na świat przyszła Tasha Tudor, którą wówczas ochrzczono jako Starling Burgess – według woli dziadków imię i nazwisko odziedziczyła po ojcu (Williamie Starlingu Burgessie). William – znany ze swojej ekscentryczności wynalazca, jeden z pionierów lotnictwa i konstruktor okrętów – nie był jednak przekonany do tego imienia dla swojej córki. Według opowieści pewnego dnia, pod wpływem lektury Wojny i pokoju, na werandzie na tyłach domu przy użyciu czerwonego wina z butelki przechrzcił Starling na Natashę. Imię nadane tym razem na cześć bohaterki Tołstoja. Natasha wkrótce przemieniła się w Tashę, a Burgess z czasem zostało zastąpione przez nazwisko rodowe jej matki – Rosamond Tudor – profesjonalnej portrecistki. Tasha dorastała zatem w otoczeniu, gdzie dbałość o bogactwo wyobraźni, odważne brnięcie w nietuzinkowe rozwiązania i podążanie za pasją wysoko ceniono. Nie bez wpływu było także towarzystwo, w jakim obracały się od pokoleń rodziny Williama i Rosamond. Zarówno Burgessowie, jak i Tudorowie należeli do wpływowych i szanowanych rodów społeczności bostońskiej. Wśród znajomych i przyjaciół przodków Tashy były takie postaci, jak: Louisa May oraz Branson Alcottowie, Albert Einstein, Henry David Thoreau, Mark Twain, George Washington czy Ralph Waldo Emerson. W samym drzewie genealogicznym Tashy nie brakowało zresztą intrygujących person. Jej pradziadkiem ze strony matki był sławny amerykański Ice King – Frederick Tudor. Zasłynął ze swojego pomysłu na handlowanie lodem pozyskiwanym z okolicznych stawów. Opracował wydajną metodę wycinania i przechowywania bloków lodu, które następnie dostarczał interesantom związanym z rynkiem deserów lodowych, czy też transportował okrętami swój cenny towar do cieplejszych regionów świata – w tym Indii czy Chin. Dzięki temu absurdalnie brzmiącemu pomysłowi dorobił się nie tylko przydomka Szalonego Tudora, ale także sporej fortuny. Zwiedził przy tym wiele krajów, z których zwoził rzadko wówczas dostępne produkty do swojego rodzinnego domu. Część owych artefaktów Ice Kinga ostatecznie dostało się w spadku jego prawnuczce.

Gdy Tasha miała dziewięć lat jej rodzice zdecydowali się rozstać. W tym czasie dziewczynka zamieszkała u przyjaciół rodziny – Gwen i Michaela Mikkelsonów – w Redding, małej miejscowości w południowo-zachodniej części Connecticut. Pobyt u tymczasowych opiekunów, jak i wizyty u matki, która po rozwodzie przeprowadziła się do Nowego Jorku, aby kontynuować swoją artystyczną karierę, zapewniły Tashy bliski dostęp do środowiska sztuki. W 1930 roku Rosamond opuściła wielkomiejskie mury na rzecz Redding, gdzie zakupiła gospodarstwo, do którego wkrótce przeprowadziła się także jej córka. W miasteczku matka nadal pracowała jako portrecistka, jednocześnie prowadząc sklep z antykami oraz herbaciarnię na terenie swojej posiadłości. W pracy pomagała Tasha, która wystawiona na uroki tworzonej przez Rosamond sztuki, starych przedmiotów, skrywających opowieści o dawnych czasach oraz wszechobecnej natury i farmerskiego życia zaczęła rozwijać swoje największe pasje. Budziły się w niej talent ilustratorski, sentyment do minionych epok, a także fascynacja gospodarskimi obowiązkami. Wszystkie te zainteresowania dawały powoli o sobie znać w konkretnych działaniach tej niezwykle zdeterminowanej młodej dziewczyny. Miała swoją krowę, nad którą roztaczała troskliwą opiekę, potrafiła od podstaw stworzyć lniane ubrania, bywała wyróżniona podczas lokalnych wydarzeń za swoje tradycyjne wypieki, czy też osiągnięcia na gruncie farmerskim. Artystyczne zacięcie ujawniało się wówczas w pierwszych ilustrowanych książkach własnego autorstwa, w których przeplatała tematy lokalnej fauny i flory, dawnych stylów uprawy i hodowli et cetera.

Tasha na początku swoich lat dwudziestych ugruntowała w sobie silne przekonanie (które nigdy nie wygasło), że ilustrowanie to jej powołanie i będzie czymś, co z czasem uczciwie nazwie swoim życiowym zawodem, profesją, z której będzie w stanie się utrzymać. Z tym pragnieniem odciśniętym w sercu weszła w nowy etap życia – zdecydowała się założyć rodzinę. 1938 roku wzięła ślub z Thomasem L. McCreadym, a niedługo potem urodziła dwójkę dzieci (Bethany i Setha). Równocześnie zaczęła osiągać pierwsze sukcesy ilustratorsko-literackie. Między innymi powstała wtedy jej pierwsza oficjalnie opublikowana opowieść dla dzieci – Pumpkin Moonshine, podjęła się projektowania kartek okolicznościowych, a także zilustrowała książkę o Babci Gąsce (ang. Mother Goose). Sukces tej ostatniej umożliwił Tashy zrealizowanie kolejnego marzenia – mogła stać się właścicielką własnego domu z gospodarstwem w Webster, gdzie przeprowadziła się z rodziną w 1945 roku. Niedługo potem ich rodzina poszerzyła się o kolejną dwójkę dzieci – syna Thomasa oraz najmłodszą z rodzeństwa, Efner. Historie, które tworzyła w tamtym czasie były ściśle powiązane z życiem, jakie prowadziła. Perypetie jej dzieci, postaci zwierzęce inspirowane tymi we własnym domu i zagrodzie, uwiecznione widoki okolicznych pól i łąk – jej dzieła zyskiwały wymiar bliskości, szczerości, swojskości, który przynosił Tashy uznanie wśród czytelników i odbiorców jej sztuki. W kolejnych latach stworzyła ilustracje do takich książek, jak Małe Kobietki, Tajemniczy Ogród czy Mała Księżniczka. Niektórym jej pracom poświęcone zostały wystawy m.in. w Metropolitan Museum of Art czy Norman Rockwell Museum. Pracowita kobieta, ciesząca się coraz większymi sukcesami na polu artystycznym, nie zwalniała także w sferze licznych zajęć okołogospodarskich. Nie tylko potrafiła utrzymać w sobie pielęgnowaną od młodych lat miłość do pracy wśród roślin i zwierząt, ale także nauczyła tej wielkiej admiracji do Natury swoje dzieci. Z godną podziwu determinacją rozwijała się we wszelkich dziedzinach, jakie wyznaczyła sobie dawno temu jako młoda dziewczyna. I choć nie było łatwo – łączenie wychowywania czwórki dzieci z podejmowaniem się licznych prac, by wystarczyło na utrzymanie całej rodziny – to nigdy nie straciła z oczu swoich najważniejszych życiowych projektów.

Jeden bilet do 1830, poproszę

W latach siedemdziesiątych, kiedy dzieci Tashy dorosły, a zarówno jej pierwsze, jak i drugie (o wiele krótsze już) małżeństwo skończyły się rozstaniem, zdecydowała się zawalczyć o spełnienie kolejnego marzenia – przeprowadzki do Vermont, gdzie mogłaby wieść spokojne życie, z dala od zgiełku rozpędzającego się w modernizacjach świata. Jej życzenie wkrótce się urzeczywistniło. Na zakupionej działce położonej na odizolowanym, zalesionym wzgórzu jej syn Seth podjął się własnoręcznie wybudowania domku w stylu Cape Cod inspirowanego gospodarstwem z XVIII wieku. Nowa posiadłość Tashy rozgościła się w jej sercu bardzo szybko i wkrótce zyskała pieszczotliwą nazwę Corgi Cottage (Chatka Corgi). Określenie domu w Vermont wzięło się od wyjątkowej sympatii, jaką kobieta miała do tych psów. Uważała je za szczególnie piękne i dobre stworzenia o tajemniczym uroku. Sama posiadała gromadkę corgi. Te towarzyskie, uśmiechnięte, o poczciwej aparycji psy lojalnie akompaniowały Tashy w jej nowym życiu w samotnej chatce w południowo-wschodnim Vermont. To właśnie tutaj zdecydowała się uruchomić swój wielki, z rozmachem później realizowany projekt powrotu do przeszłości. Zadecydowała, że na terenie Corgi Cottage obowiązuje model świata rodem z XIX wieku (a konkretnie lat 30.). Czuła, że wyjątkowo silna, trudna do wytłumaczenia więź łączy ją z owymi czasami. Lubiła wierzyć, że po śmierci powróci do tamtego okresu jako jej pierwotnie przeznaczonego.

Postanowienie kultywowania codzienności według zasad dziewiętnastowiecznych obejmowało każdy aspekt jej postaci i jej działań. Ubierała się w charakterystyczny dla wybranej epoki sposób, wyposażenie domku stanowiło jedno wielkie zbiorowisko antykwariackich zdobyczy i rodzinnych pamiątek, w chatce nie było elektryczności. Wyzbyła się potrzeby sięgania po jakiekolwiek nowinki technologiczne, konsekwentnie wprowadzając na grunt hodowli zwierząt, uprawy ogrodu, praktyk kuchennych, rękodzieła, i tak dalej, metody tradycyjne, które starała się opanować w ciągu swojego życia. Wsłuchując się w nagrania z jej udziałem, nawet sposób, w jaki się wysławiała, przywodzi na myśl język o większej niż dziś elegancji, dbałości o piękny dobór słów, melodię zdań. Obowiązek „przenosin w czasie” dotyczył nie tylko jej osoby, ale każdego, kto chciał wraz z nią przebywać choć przez chwilę w Corgi Cottage. Wymóg ten spotykał się z pozytywnym przyjęciem przez rodzinę i przyjaciół, którzy chętnie uczestniczyli w ubaśniawianiu rzeczywistości według zamysłu Tashy. Starsza kobieta bowiem, jak nikt inny, potrafiła zaczarować codzienność, tworząc z niej wielką, niezapomnianą przygodę. Organizowała podwieczorki i tańce, uczyła wielobarwnego, roziskrzonego zmysłem estetycznym celebrowania każdego święta, każdych urodzin (najpierw swoich dzieci, potem wnuków, a w końcu i prawnucząt), które poprzedzała pieczołowitymi przygotowaniami. Potrafiła szykować się wiele miesięcy do obchodzenia Bożego Narodzenia, Walentynek i innych szczególnych momentów w ciągu roku. Jej prezenty były zawsze własnoręcznie przygotowywane. Potrafiła stworzyć lalki i kukiełki, uszyć im ubrania, robiła hafty, produkowała misterne, jedyne w swoim rodzaju kalendarze adwentowe, wyplatała koszyki, piekła torty i ciasteczka, malowała kartki i pocztówki na przeróżne okazje. Była przekonana, że najcenniejsze, co możemy sprezentować to, coś, co jest dziełem naszej wyobraźni, naszych rąk, coś, co zrobiło się samemu z myślą o drugiej osobie. Wyłuskiwała z historii, a także tworzyła własne tradycje, które budowały wielowarstwowe piękno zaklętej w czasie Corgi Cottage.

Budowniczka świata obok świata


Jeśli ktoś podąża pewnie w kierunku swoich marzeń i próbuje żyć takim życiem, jakie sobie wyobraził, sukces spotka go nieoczekiwanie w najmniej spodziewanym momencie.”

— Walden, Henry David Thoreau


Powyższy cytat miał być ulubionym fragmentem Tashy z książki Thoreau. Widziała w tych słowach głęboką prawdę, źródło mocy, z którego sama regularnie czerpała energię do realizacji pragnień. O sile działań Tashy, wpływie prezentowanej przez nią postawy świadczy chociażby zaangażowanie, z jakim jej rodzina podjęła się kontynuowania tego, co zostawiła po sobie. A zostawiła wiele. Tasha malowała, pisała i pracowała przy swoim gospodarstwie tak długo, jak pozwalało jej na to zdrowie. Dożyła imponującego wieku dziewięćdziesięciu trzech lat, które poświęciła na brawurowe testowanie swoich prywatnych przepisów na szczęście. Do końca pozostała wrażliwa na otaczające ją potęgę i wdzięk przyrody, na misterium pór roku, na kolorystyczną ucztę kwiatów niezłomnie wystawiających z fałdów ziemi swoje dumne, fantazyjne głowy.

We wspomnianym na początku filmie dokumentalnym Tasha mówi: „Nie znajduję nic złego w byciu starszą osobą. To najszczęśliwszy etap w moim życiu”. Wspomniała o dostrzegalnym deficycie cierpliwości wśród współczesnego społeczeństwa. Sama chciała wypisać się z tego niekończącego się pościgu za niepewnie majaczącymi we mgle ambicjami. Będąc czujną obserwatorką burzliwych wydarzeń, ludzkich tragedii, transformacji polityczno-gospodarczych, przyspieszonych przemian społecznych dwudziestego wieku, myśl o przyszłości budziła w niej niepokój. Ceniła powolny rytm dnia i momenty przeznaczone na kontemplację tego, co mamy tuż pod nosem. Budowała w sobie zrozumienie, że niektóre rzeczy wymagają długiego procesu, a samo oczekiwanie na coś może być doświadczeniem chcianym, kształtującym nasz charakter. Swoją upartą postawą sięgania do przeszłości (z której wyciągała to, co zdrowsze, prostsze, mniej kołtuniące w umysłach ludzkich) pielęgnowała w sobie poczucie wolności i dziecięcej pogody ducha. Stworzyła swój niepodległy wobec innych czasów i sztucznych przestrzeni kraj wypełniony do granic zapachem różanych krzewów, smakiem domowych konfitur, dotykiem zmarszczonych faktur owocowych drzew, hymnem ptaków o przyjściu czystego jak łyżka cukru dnia. Tasha Tudor: szukała życia na w s k r o ś tuż za lokalnym rogiem, fanfaryczności w prostych konceptach, nieogarniętego bogactwa w ograniczonym zasobie przedmiotów, dalekich rajów w bardzo bliskim stuku porcelanowej filiżanki o spodek.

Findjoying

„Kreatywna, empatyczna, pełna życia, radosna, spostrzegawcza”. Tak w pięciu słowach opisuje główną bohaterkę tego artykułu Amy Tudor (żona Winslowa – wnuka Tashy). Amy jest jedną z postaci rodzinnych, która podjęła się kontynuowania duchowego dziedzictwa Tashy w praktyce. Wraz z mężem i dziećmi mieszkają w Vermont w wiejskim domu, starając się czerpać jak najwięcej szczęścia z codziennej pracy i bliskości natury śladem swojej charyzmatycznej babci. Choć sama Tasha nigdy nie aspirowała do stania się wzorem dla innych, sposób, w jaki odbierała świat, w jaki tworzyła w nim wyjątkowe miejsce dla siebie i bliskich, stał się samoistnie inspiracją dla wielu. Często ludzie szukali jej porady w kwestii swoich wyborów, marzeń. Nie miała gotowych odpowiedzi, nie czuła, że jest w posiadaniu jakiegoś specjalnego sekretu, którym by mogła się dzielić jak arcyskuteczną receptą na wszystkie problemy. W takich sytuacjach odpowiadała pytaniem na pytanie: „Dlaczego nie zrobicie tego, co chcecie robić?”. Amy Tudor, poproszona o wskazanie najważniejszych lekcji, jakie otrzymała od Tashy, podała te trzy:

  1. Jeśli chcesz czegoś w życiu, musisz się tego trzymać.
  2. Nie czekaj, aż ktoś da ci przyzwolenie, żeby podążać za swoimi marzeniami.
  3. Znajdź radość.

Nic wymyślnego – proste słowa, jasny komunikat, ale jak z wykonaniem?
Znaleźć radość.
Znajdźmy radość, bo, serio, przyda się.

Za pomoc w napisaniu tego artykułu dziękuję Amy Tudor.
Amy i Winslow są częścią zespołu tworzącego Tasha Tudor and Family. To inicjatywa, która powstała w celu ochrony oraz propagowania dorobku Tashy na całym świecie. Więcej na temat tej niezwykłej postaci można przeczytać na stronie internetowej prowadzonej przez rodzinę Tudorów i bliskich znajomych – https://www.tashatudorandfamily.com.



Źródła
Matsutani M., Tasha Tudor: A Still Water Story (film), Japonia 2017.
Thoreau H.D., Walden czyli życie w lesie, wyd. Rebis, 2018.
Tudor W., The Tasha Tudor Family Cookbook. Heirloom Recipes and Warm Memories from Corgi Cottage, Skyhorse Publishing, New York 2016.
Knazek J.Ch., Tasha Tudor, https://www.tashatudorandfamily.com/tasha-tudor/the-woman (dostęp: 29.05.2022).
Valentine J.O., Tasha Tudor's Concord Connections, „The Thoreau Society Bulletin” Winter/Spring 2001, 234/235, s. 1-3, https://www.jstor.org/stable/23402386 (dostęp: 29.05.2022).