Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
skok w przyszłość| kwartalnik

Rzut oka na powieść uniwersytecką

Powieść uniwersytecka, powieść kampusowa

Gdy letnią porą studenci opuszczają akademiki i nawet najbardziej oblegane ścieżki na terenie kampusu pustoszeją, zdaje się, że uczelnia zapada w sen wakacyjny – wolna od obowiązków może zamknąć wszystkie drzwi i wrócić do żywych dopiero w przeddzień kolejnego zimowego semestru. Jednak to tylko pozory, którym mógłby pozwolić się zwieść jedynie niedociekliwy student czy, co gorsza, osoba z zewnątrz niezwiązana na co dzień ze szkolnictwem wyższym.

Wszak w rzeczywistości uniwersytet nigdy się nie zatrzymuje. To organizm, dla którego choćby chwilowe przerwanie funkcji życiowych mogłoby skończyć się tragicznie. Korytarze nie mogą być puste – ktoś zawsze będzie nimi kroczył, tak jak krew, która tętni w żyłach. Praca rzeszy wyjątkowych umysłów musi trwać nieustannie, ponieważ instytucja zależy od niej tak jak człowiek od swojego mózgu.

Oto uczelnia – przestrzeń nieskończenie wielu wydarzeń, kolebka nowych idei, kocioł przeciwnych opinii, punkt wspólny uczonych i nieokiełznanej młodzieży. A jednocześnie miejsce z pozoru spokojne, które dla postronnego obserwatora może wydawać się nieinteresujące lub może… tajemnicze.

Te wszystkie aspekty czynią akademie, uniwersytety i politechniki środowiskiem chętnie wykorzystywanymi przez pisarzy poszukujących odpowiedniego tła dla swoich opowieści. To właśnie oni – artyści zainspirowani niezwykłą atmosferą kampusów – od dawien dawna na obrzeżach literatury pięknej powoli rozwijają konstelację powieści uniwersyteckiej.

Walka na Uniwersytecie w Cambridge – The Masters

W ramy powieści kampusowej wpisują się najróżniejsze utwory często posiadające tylko jedną wspólną cechę – akcję toczącą się w społeczności akademickiej. Poza tym nie ma ograniczeń co do poruszanej tematyki. Świat może być przedstawiany z perspektywy studentów lub pracowników naukowych a może jeszcze innych grup związanych z uczelnią. Znajdziemy tu teksty śmiertelnie poważne – pełne subtelnych przemyśleń – oraz satyry i komedie. Oprócz tego stosunkowo popularny jest podgatunek kryminalnych powieści uniwersyteckich – profesor w roli detektywa stał się znaną figurą literacką w ubiegłym wieku. Popularny wśród anglojęzycznych czytelników stał się między innymi Gervase Fen – oksfordzki literaturoznawca, bohater wielu powieści kryminalnych, postać wykreowana przez Edmunda Crispina.

Natomiast istnieją także powieści czysto kampusowe, których duch i forma całkowicie ograniczają się do życia uczelni. Dobrym przykładem jest utwór The Masters autorstwa Charlesa Percy’ego Snowa – pisarza oraz fizykochemika, absolwenta uniwersytetu Cambridge, gdzie rozgrywa się akcja jego utworu.

Uczelnia Cambridge jest jedną z najstarszych w Europie i na świecie, ale jednocześnie diametralnie różni się od pokrewnych placówek ze Starego Kontynentu. Mianowicie wyróżnia się ona zdecentralizowaną organizacją, która tradycyjnie opiera się bardziej na kolegiach (ang. Colleges) niż na samej uczelni.

Niegdyś kolegia odgrywały ważną rolę przy niemal każdym uniwersytecie w Europie. Narodziły się z domów studenckich, które zaczynały stanowić nie tylko miejsce zamieszkania, ale również przestrzeń dodatkowej edukacji dla uczniów potrzebujących czegoś więcej niż wykładów zapewnianych przez uczelnię.

Tylko w Anglii kolegia rozwijały się na tyle prężnie, żeby wkrótce stać się bogatszymi i potężniejszymi od samych szkół, wokół których powstawały. W ten sposób stanowiska kierownicze na kolegiach zyskały ogromny prestiż, a piastujący je uczeni cieszyli się sporym wynagrodzeniem.

W latach trzydziestych XX wieku, gdy rozgrywa się akcja The Masters, zarobki i zakres władzy pełniących wysokie urzędy zmalały, jednak pozycje tutora, kwestora a szczególnie rektora wciąż były pożądane. I właśnie wybory na nowego rektora w pewnym wyimaginowanym kolegium z Cambridge są przedmiotem opowieści Snowa.

Autor stawia nas w centrum dyplomatycznych walk o najwyższą pozycję w instytucji. Otóż okazuje się, że stary rektor umiera, w związku z czym trzynastu wykładowców musi wybrać jego następcę, a nie jest to proste, gdyż wśród nich wyłania się dwóch kompetytywnych kandydatów – Jago, ciepły, lubiany, impulsywny humanista oraz powszechnie uznany fizjolog, Woodcraft, szorstki ale opanowany i budzący respekt.

Wkrótce z reguły jednomyślne gremium wykładowców polaryzuje się. Najbardziej wpływowi pracownicy popierają Jago i przekonują do niego młodszych kolegów. Tymczasem nieco zapomniana starszyzna staje za Woodcraftem, twierdząc, że rektorem powinien zostać naukowiec, który swoim nazwiskiem zapewni rozgłos kolegium.

Front między dwoma ugrupowaniami formuje się na wielu płaszczyznach. Na początku poplecznicy Jago argumentują, że ich kandydat jest lepszy ze względu na umiejętności miękkie, których Woodcraft nie posiada. Z kolei starsi profesorowie odrzucają przeciwnika, biorąc pod uwagę jego poglądy polityczne – Jago jest konserwatystą i nie potępia radykalnych ruchów powstających w Niemczech, Włoszech czy Hiszpanii, co jeden z wykładowców uznaje za niedopuszczalne po odwiedzinach u swego przyjaciela, któremu udało się opuścić obóz koncentracyjny. W końcu konflikt ogniskuje się wokół przeciwstawienia nauk humanistycznych i ścisłych.

Ostatecznie obaj pretendenci zyskują po pięciu zwolenników. Pozostaje jedna wielka niewiadoma – najstarszy z wykładowców, osiemdziesięcioletni profesor Gay – postać z jednej strony lekceważona z uwagi na starczą niedołężność umysłu, z drugiej: wielce poważana jako wielokrotnie nagradzany naukowiec.

Dwaj młodzi agitatorzy Jago postanawiają złożyć mu wizytę, chcąc przekonać go do oddania głosu na ich kandydata. Mimo jasnych intencji gości, Gay nie dopuszcza do rozmowy o aktualnych sprawach kolegium. Dopiero po długim wykładzie udaje się im nakierować rozmowę na temat wyborów. Próbują skłonić starca do swojego obozu, przypominając mu, że Jago jest reprezentantem tej samej dziedziny nauki, którą uprawia doświadczony badacz. Gay jednak szybko odrzuca ten argument, pouczając swych gości, że przeciwstawność nauk ścisłych i humanistycznych powinna zostać obalona. Pada jeszcze wiele nieudanych prób pozyskania głosu starca, aż w końcu gospodarz zadaje proste pytanie: „czemu wy wybieracie Jago?”. Zdezorientowani wykładowcy udzielają trywialnej odpowiedzi: „ponieważ go wolimy”. Gay reaguje entuzjastycznie, doceniając szczerość gości, i ostatecznie rzeczywiście oddaje głos na Jago – jak stwierdzi – ufając młodzieży.

Wtedy orientujemy się, że w elitarnym, intelektualnym środowisku zarządu kolegium, którego członkowie na co dzień żyją ideami, podczas wyborów decydującym aspektem mimo wszystko jest osobista sympatia, towarzyskie relacje z kandydatami, przy których podniosłe konflikty polityczno-naukowe są jedynie narzędziem dyplomatów. A tym, co najbardziej docenia dostojny mędrzec, jest szczerość i młodzieńczy zapał, wobec których poważne dylematy wydają się błahe.

Kto wygrał wybory? Przed końcem kampanii wystąpiło jeszcze kilka zwrotów akcji i głos Gaya wcale nie był decydujący. Zainteresowanych odsyłam jednak do treści utworu, z którym warto się zapoznać, bo to opowieść o czymś zdecydowanie więcej niż wybory na rektora.

Melancholia na Uniwersytecie w Missouri – Profesor Stoner

W podobnym okresie została osadzona akcja innej sztandarowej powieści kampusowej pod tytułem Profesor Stoner. Jej autorem jest John Williams – pisarz i wykładowca literatury na uniwersytecie w Denver żyjący w XX wieku.

Stoner został opublikowany w 1965 roku, ale nie zdobył wówczas uwagi czytelników, choć cieszył się przynajmniej kilkoma recenzjami autorytetów, w których najnowsza powieść Williamsa była wychwalana pod niebiosa. Między innymi C.P. Snow, autor The Masters, wypowiedział się na temat Stonera, zszokowany jego słabymi wynikami sprzedażowymi: „Czemu ta książka nie jest znana? Bardzo mało powieści w języku angielskim, lub jakichkolwiek utworów literackich, osiągnęło podobny poziom jako dzieło sztuki”. Dopiero w 2011 roku za sprawą nowych przekładów liczba sprzedanych egzemplarzy radykalnie wzrosła.

Niemniej, zapoznając się z treścią, trudno się dziwić, że z początku Stoner został odkryty jedynie przez prawdziwych znawców i stanowił przedmiot zachwytu tylko w literackich podziemiach. Jest to niepozorna opowieść o niepozornym człowieku napisana językiem zachowawczym, poniekąd przezroczystym czy „defensywnym” – innymi słowy: niemająca parcia na szkło, wolna od pretensjonalności.

Przedmiotem powieści jest historia życia – od pierwszych kroków aż do łoża śmierci – tytułowego Williama Stonera. Główny bohater wychowywał się na prowincji w rolniczej rodzinie jako jedynak. Jego młodość zatem wypełniona była niemal wyłącznie pracą na polu. Los odmienił się, gdy w wieku dziewiętnastu lat, wyjechał na uniwersytet w Missouri rozpocząć studia na kierunku rolniczym.

Wkrótce jednak musiał zmienić plany, ponieważ odkrył w sobie miłość do literatury. Tak rozpoczęła się akademicka kariera Stonera w nowej dziedzinie, którą kontynuował do końca życia, choć na uczelni dorobił się jedynie najniższego tytułu profesorskiego.

Wydawałoby się, że nie można napisać wiele o naukowcu, który nie ma szczególnych wymagań wobec świata, a którego życie jest nad wyraz spokojne i jednostajne. Z drugiej strony te cechy czynią Stonera postacią realistyczną i co za tym idzie – jak na standardy literatury pięknej – niezwykłą, dzięki czemu podczas lektury odnosimy wrażenie, że obcujemy z dziełem wyjątkowym.

Życiorys głównego bohatera jest skalany niemocą, przez którą czytelnik może nie pałać sympatią do flegmatycznego profesora, znudzony brakiem werwy w jego działaniach. Jednocześnie ta bezsilność jest jedną z ważniejszych cech czyniących Stonera postacią realistyczną. Dopiero zapoznając się z prozą Williamsa, zrozumiałem, jak często twórcy zapominają o tym prostym i smutnym zjawisku podczas skrupulatnego projektowania swoich światów, wydawałoby się, przemyślanych do perfekcji – sklejonych starannie niezliczoną liczbą przyczynowo skutkowych zależności.

A przecież niemoc stale nam towarzyszy. Wszak gdyby nie ona, profesor Stoner byłby najwspanialszym wykładowcą na świecie. Niestety za każdym razem, gdy William stawał przed pulpitem, jego miłość do literatury staroangielskiej więdła – entuzjazm znikał i wykład w efekcie był szorstki i nieporywający. Podobnie działo się w relacji Stonera z żoną i córką, z którymi mimo wszelkich starań nie potrafił zbudować zdrowej rodziny.

Nasz bohater miał kilka zrywów. Jednym z nich było napisanie książki – podczas procesu jej tworzenia był zadowolony jak nigdy. Sam efekt – opracowanie dotyczące dziedziny badań naukowca – okazał się dobry – nie świetny, nie zły – po prostu dobry i William poczuł dumę.

Kolejnym był konflikt z pewnym doktorantem, który rażąco nie spisywał się na zajęciach prowadzonych przez Stonera, a na egzaminie ustnym zszokował całą komisję swoją niekompetencją. Profesor postanowił za wszelką cenę nie dopuścić go do kontynuacji studiów, przy czym naraził się na bolesną zemstę, która niemal całkowicie zrujnowała jego karierę. Później gdy dziekan wydziału i dobry znajomy Williama spytał go, czemu naraził się kosztem tak błahej sprawy, ten przywołał słowa swego przyjaciela z lat studenckich:

„Uniwersytet to dom wariatów. Chociaż nie, teraz to się nazywa przytułek dla obłąkanych, starych, zniedołężniałych, niezadowolonych oraz nieprzystosowanych pod każdym innym względem. […] To dla nas istnieje uniwersytet, dla wygnanych ze świata. Nie dla studentów, nie dla bezinteresownego poszukiwania wiedzy, nie dla wielu innych powodów, które się czasem słyszy. Prawdziwym powodem jesteśmy my, choć wpuszczamy tu też zwyczajnych ludzi, którzy przetrwaliby w zwyczajnym świecie – ale tylko nielicznych i wyłącznie dla kamuflażu. Podobnie jak kościół w wiekach średnich, który miał gdzieś ludzi świeckich, a nawet samego Boga, zachowujemy pozory, żeby przetrwać. I przetrwamy, ponieważ musimy”.

Stoner stwierdził, że ów doktorant to jedna z osób zupełnie niepasujących do uczelni – stąd jego protest – z przekonania o wyniosłej odrębności uniwersytetu, którego praw jest duchowo zobowiązany bronić.

Okazuje się, że William Stoner jest przeciwieństwem bohaterów powieści The Masters. Na szczycie hierarchii wartości stawia uczelnie – czy raczej ideę uczelni – mimo że miejsce pracy nie zapewnia mu wielu korzyści i wykładowca jest zmuszony wieść skromne życie. Tymczasem członkowie kolegium w Cambridge, czerpiący z prestiżu i bogactwa wielkiej instytucji, twardo stąpają po ziemi i mimo wielkiego przywiązania do uniwersytetu, nie oddają swoich dusz uczelni. I może właśnie dzięki temu cieszą się uznaniem i wysoką pozycją na tle reszty pracowników naukowych?

Stoner pozostaje romantykiem do końca, choć los wcale go za to nie wynagradza.

Umiera, dzierżąc swoją jedyną książkę, z której nigdy nie przestał być dumny.

Przyszłość w AGH

Kim są osoby, które postanowiły poświęcić się pracy naukowej na naszym rodzimym uniwersytecie? Kim jesteśmy my – studenci? To pytania, na które nigdy nie znajdziemy odpowiedzi, niezależnie jak wyszukanymi teoriami będziemy dysponować. Zdaje się, że o wartości uczelni świadczą przede wszystkim ludzie, którzy okazują się jeszcze bardziej wyjątkowi niż ich własne odkrycia i innowacje.

Przechodząc przez kampus, zastanawiam się, ile opowieści kryje się za jego murami. Jestem przekonany, że materiał na dobrą historię można wydobyć z każdego dnia powszedniego życia uniwersytetu. Po cichu liczę, że kiedyś przeczytamy utwór z rodzaju powieści kampusowej, który wyrośnie stąd – z terenów Akademii Górniczo-Hutniczej.

Źródła: